niedziela, 26 października 2014

XXX. Prawdę można wyz­nać będąc przy­goto­wanym, al­bo zwle­kać z tym, aż sa­ma nieo­cze­kiwa­nie wyj­dzie na jaw, w naj­mniej od­po­wied­nim momencie.

Obudził mnie cudowny zapach kawy. Otworzyłam oczy i zauważyłam Zbyszka siadającego na łóżku obok mnie z wielką tacą. Był w samych bokserkach, a na dodatek przynosił mi jedzenie. Chyba umarłam i jestem w niebie.
- Dzień dobry. - powiedział po czym nachylił się i pocałował mnie lekko w usta. Smakował miętową pastą do zębów. - Nie wiedziałem co lubisz jeść w bożonarodzeniowy poranek więc zrobiłem wszystko.
Popatrzyłam na tacę i rzeczywiście było na niej mnóstwo jedzenia od naleśników, przez kanapki po jajka przyrządzone na każdy możliwy sposób. Do tego filiżanka kawy, woda i sok pomarańczowy.
- Miałam ochotę na herbatę.. - odezwałam się, lekko się krzywiąc.
- Zaraz będzie. - odparł, podnosząc się. Złapałam go szybko za rękę.
- Żartowałam. - westchnęłam, rozpływając się nad tym wszystkim i nie chodziło mi tylko o jedzenie. - Wystarczyłyby kanapki.. Będziesz musiał mi pomóc to wszystko zjeść.
- Z chęcią. - powiedział i rozsiadł się wygodnie obok mnie. - Dzwoniła twoja mama. - poinformował mnie, gdy przełknął kolejną porcję jajecznicy.
- Cholera.. - jęknęłam. Wczoraj tak bardzo śpieszyliśmy się do łóżka, że kompletnie zapomniałam do niej zadzwonić. - I co jej powiedziałeś?
- Prawdę. - wzruszył ramionami, a ja popatrzyłam na niego przerażona. - Powiedziałem, że zostałaś u mnie na noc.. Skłamałem tylko z tym, że zasnęłaś gdy oglądaliśmy razem film. Uznałem, że woli usłyszeć taką wersję, niż tą prawdziwą.
- Zdecydowanie. - mruknęłam, upijając łyk kawy.
- Uwierzyła bez problemu bo podobno masz świra na punkcie Kevina samego w domu. Nawet nie musiałem się wysilać, żeby wymyślać film. Od razu stwierdziła, że w Wigilię nie mogłaś oglądać nic innego. Na prawdę oglądasz go co roku? - spytał, wyraźnie zdumiony.
- A ty nie? - zmarszczyłam brwi. - To przecież klasyka. Nie wyobrażam sobie świąt bez Kevina.
- Oglądałem go ale już mi się znudził. Poza tym wolałem, gdy był w Nowym Jorku.
- O nie.. Sam w domu jest zdecydowanie lepszy. Druga część jest zbyt naciągnięta. To  nieprawdopodobne, że akurat poleciał do Nowego Jorku, gdzie byli oni i że spotkali się na ulicy. Ja rozumiem, że musieli się spotkać ale mogli postarać się o coś bardziej prawdopodobnego. Poza tym ile osób wsiada do złego samolotu? Trzeba mieć wyjątkowego pecha. - stwierdziłam oburzona i już otwierałam usta, żeby mówić dalej ale przerwał mi pocałunkiem.
- Uwielbiam cię. - wymruczał tuż przy moich ustach. Przejechał zmysłowo językiem po moich ustach, które mimowolnie rozchyliłam. Wplotłam palce w jego włosy zaciskając je mocno i dołączyłam do zmysłowego tańca naszych języków.
- Idziemy się kąpać? - spytałam, odsuwając się od niego, żeby zaczerpnąć oddechu.
- Naleje wody do wanny. - odpowiedział z takim uśmiechem, że od razu wiedziałam, że ten pomysł mu się podobał i to nawet bardzo. Poczekałam, aż przestanę słyszeć szum wody i otulona kocem ruszyłam w stronę łazienki. Nie chciałam nawet myśleć o tym jak wyglądałam. W końcu dopiero co wstałam. Zbyszek właśnie dokręcał kurki, a gdy usłyszał, że weszłam odwrócił się z zawadiackim uśmiechem, który dawał mi odrobinę nadziei, że jednak nie wyglądam, aż tak strasznie. Podszedł do mnie i pociągnął za koc, który ja uparcie trzymałam i przyciągnął mnie do siebie. Założył kosmyk włosów za ucho.. Boże, zaraz dostanę palpitacji serca. Patrzył na mnie z takim uczuciem, że o mało co się nie rozpłynęłam. On mnie kochał. Na prawdę mnie kochał. Nawet nie wiem w którym momencie puściłam koc i stanęłam przed nim kompletnie naga. Uśmiechnął się szerzej ale wciąż patrzył mi w oczy. To ja nie wytrzymałam tego napięcia i po prostu zmiażdżyłam jego usta swoimi. Zaskoczony podniósł mnie na ręce i odwzajemnił pocałunek. Czułam się przy nim jak mała dziewczynka, którą musiał nosić na rękach ale prawda była taka, że tak było o wiele wygodniej. Wszedł do wanny nie odrywając się ode mnie. Zawsze podziwiałam jego koordynacje. Ja pewnie od razu bym się poślizgnęła. Usiadł, a ja znalazłam się na jego nogach.
- Kocham cię. - szepnął między pocałunkami.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam ale nie potrafiłam zapomnieć o tym co nadal wisiało w powietrzu. - Ale co z klubem? - spytałam, a on westchnął głośno.
- Próbowałem ale na prawdę nie dam rady tego ciągnąć dalej. Tym bardziej teraz kiedy wiem, że ty czujesz do mnie to samo.
- Poradzimy sobie. - powiedziałam pewnie, muskając jego policzek dłonią.
- Jestem takim cholernym szczęściarzem.. - westchnął, cmokając mnie w nos.- Zastanawia mnie tylko to, dlaczego byłaś tak zaskoczona, gdy powiedziałem, że cię kocham.
- No bo to takie trochę zaskakujące.. - odpowiedziałam, marszcząc brwi. - Między mną, a Paulą jest przepaść i nie wiem jak w ogóle mogłeś zwrócić na mnie uwagę, mając taką dziewczynę.. To znaczy wiem, że pewnie też mam coś w sobie.. - wzruszyłam ramionami, a on się zaśmiał.
- Nawet nie wiesz jak dużo masz tego czegoś.. - powiedział z szerokim uśmiechem. - Tak na prawdę to podobałaś mi się już wtedy, gdy obserwowałem cie przez okno jak radzisz sobie z tymi walizkami, zastanawiając się czy dasz radę wnieść obie za jednym razem.
- Widziałeś mnie wtedy? - spytałam zaskoczona.
- Nawet nie wiesz jaki miałem ubaw, gdy przez dobre 5 minut stałaś nad tymi walizkami. W sumie zastanawiałem się czy nie zejść i ci nie pomóc ale byłem bardzo ciekawy co zrobisz... No a potem było już coraz gorzej bo gdy cię poznałem byłem coraz bardziej w tobie zakochany.. No i skończyło się na tym, że wpadłem po uszy.. Lena jesteś najpiękniejszą i najwspanialszą kobietą jaką w życiu spotkałem i jestem cholernym szczęściarzem, że z jakiegoś dziwnego powodu ty czujesz do mnie prawie to samo..
- Jak to prawie?
- Bo nie sądzę, żebyś była w stanie czuć coś więcej.. To jest raczej niemożliwe.. - pokręcił głową.
- Cóż... Polemizowałabym nad tym ale woda robi się coraz zimniejsza, a my nadal siedzimy w niej bezczynnie. - powiedziałam, patrząc jak na jego ustach pojawia się leniwy, seksowny uśmiech. Tego co nastąpiło później na pewno nie można nazwać bezczynnym siedzeniem.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?! - krzyknęłam, żeby mnie usłyszał przez ścianę oddzielającą jego pokój i kuchnie.
- Przecież ci powiedziałem! - odkrzyknął, zamykając głośno lodówkę. - Na pewno nie chcesz kawy?
- Nie mamy czasu na kawę! Muszę się jechać przebrać! - odparłam zdenerwowana. Jak mógł mi nie powiedzieć, że mamy jechać do jego rodziców, gdzie będzie przy okazji cała moja rodzina? Wybiegłam z pokoju, zakładając w drodze kozaka. - Tak właściwie to dlaczego idziemy do twoich rodziców i co tam ma robić cala moja rodzina? - spytałam, piorunując wzrokiem jego kubek z kawą, mając nadzieje, że dzięki temu zniknie i będziemy mogli już wyjść.
- Kaśka z całą gromadą jedzie do rodziny szwagra, więc rodzice zostają sami. Widocznie moja mama musiała zaprosić twoją. Na prawdę ją polubiła i chyba ma też nadzieję, że dzięki temu zbliży nas do siebie.
- Dlaczego twoja mama chce nas do siebie zbliżyć?
- Bo cię lubi i chyba nie wyobraża sobie bardziej idealnej synowej.. - wzruszył ramionami, upijając łyk kawy. Mówił o tym tak spokojnie jakby to nie było ważne. O cholera. W głowie znów zaczęłam przeglądać moją szafę, szukając czegoś bardziej odpowiedniego, niż sukienka o której myślałam wcześniej. - Dlaczego masz taką minę? - spytał, marszcząc brwi. - Stało się coś?
- Nie mam się w co ubrać. - mruknęłam przerażona.
- Lena.. - westchnął i zaczął się śmiać. - Możesz iść w czymkolwiek i tak będziesz wyglądała pięknie.
- Chodź już. - powiedziałam, zakładając płaszczyk.
- Lena moja mama nie przestanie cię lubić bo założysz czarne spodnie, a nie czarną sukienkę. - odpowiedział rozbawiony, nie ruszając się z miejsca.
- Rusz się. - syknęłam, otwierając drzwi i wychodząc na klatkę schodową. Chwilę później dołączył do mnie i razem ruszyliśmy w stronę parkingu. - Domyślam się, że nie pozwolisz mi prowadzić.. - zaczęłam słodkim głosem.
- No i dobrze się domyślasz. - odparł z szerokim uśmiechem, otwierając mi drzwi od strony pasażera. Usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym pojawiło się imię Sebastiana. Wyłączyłam od razu i wrzuciłam telefon ponownie do torebki. - Kto to?
- Sebastian. - odpowiedziałam. - Nie odebrałam bo co mu miałam powiedzieć? Wybacz, nie mogę z tobą rozmawiać bo właśnie jadę się przebrać po nocy spędzonej ze Zbyszkiem, a tak w ogóle to zrywam z tobą? - zamknęłam oczy i ciężko westchnęłam. - Czuję się jak świnia. Nie zasługiwał na to, żebym go zdradziła.. Po co ja w ogóle zgadzałam się na ten pieprzony związek?
- Kiedy wraca?
- W Nowy Rok. - odparłam cicho.
- Widzisz.. Niedługo będzie po wszystkim. - powiedział, kładąc rękę na moim kolanie. Nie pomogło.

- Kiedy wraca Kaśka? - spytał, gdy zamknął za nami drzwi do mojego mieszkania.
- Nie wiem. - odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Widziałam ją ostatnio w klinice ginekologicznej bo potem od razu pojechała do rodziców, a poinformowała mnie o tym poprzez kartkę przyklejoną do lodówki.
- Spodobała się Miśkowi. - powiedział, siadając na moim łóżku podczas gdy ja zaczęłam przeglądać szafę. Poruszyliśmy właśnie temat, którego najbardziej się obawiałam.
- Tak? - mruknęłam, wyjmując łososiową, prostą sukienkę.
- Cały czas o niej nawija. Myślisz, że Kaśka myśli o nim poważnie? Nie chcę, żeby się rozczarował.. Już wcześniej miał dziewczynę, która go oszukała.. Fajnie by było, gdyby w końcu znalazł sobie kogoś, komu będzie na nim zależało. - powiedział, kartkując kodeks cywilny, który zaraz potem z grymasem odłożył na stolik nocny. - Nie ma to jak interesująca lektura przed snem.. - zakpił, uśmiechając się.
- Nie wiem nic o stosunku Kaśki do Miśka.. Nie rozmawiałam z nią o tym. - skłamałam. - Ta czy ta? - spytałam, pokazując mu dwie sukienki i modląc się, żeby wybrał łososiową.
- Ta niebieska.
- Serio? - zmarszczyłam brwi, a on się zaśmiał.
- Po co pytasz skoro chcesz założyć tę pomarańczową?
- Ona jest łososiowa. - poprawiłam go. - Chciałam sprawdzić, która ci się bardziej podoba, a skoro ta niebieska to założę niebieską.
- Ta łososiowa. - przewrócił oczami i położył nacisk na jej kolor. - .. też jest ładna. Załóż ją.
- Dobra. - odpowiedziałam i zaczęłam się rozbierać. Nigdy nie pomyślałabym, że będę w stanie zrobić to przed jakimkolwiek mężczyzną, a tu proszę. Zerknęłam na niego i zauważyłam, że w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Siedział i przeglądał kodeks karny, który widocznie go bardziej zaciekawił, niż poprzedni. Ekstra.. Stałam przed nim w bieliźnie, a on pochłaniał przepisy. Stałam tak patrząc na niego z niedowierzaniem, aż w końcu podniósł wzrok i zlustrował mnie od góry do dołu po czym uśmiechnął się zawadiacko i przymrużył oczy.
- Czy ty coś ode mnie chcesz? - spytał z lekką chrypką w głosie i wstał, podchodząc do mnie.
- Odrobinę uwagi.. - mruknęłam, wydymając usta i odwróciłam się do niego tyłem. Objął mnie w pasie i szepnął do ucha.
- Maleńka masz całą moją uwagę.. Szczególnie teraz, gdy wyglądasz tak seksownie. - wymruczał, a mi zrobiło się gorąco.
- Za późno. - odparłam odpychając go biodrem. Założyłam sukienkę, a on przyciągnął mnie znów do siebie i wpił w moje usta.
- Nie mogę się doczekać, aż będę mógł ogłosić całemu światu, że jesteś moja. - powiedział, odgarniając moje włosy z twarzy.
- Ja też.. - westchnęłam. - Chodź bo już jesteśmy spóźnieni.
- Potrafisz zepsuć każdą romantyczną chwilę tą swoją perfekcyjnością. - jęknął ale posłusznie ruszył za mną.

U rodziców Zbyszka było wesoło i to w dużej mierze dzięki mojemu dziadkowi, który po wypiciu kilku głębszych z panem Bartmanem i Zbyszkiem rozgadał się tak, że tylko jego było słychać. Po obiedzie wróciliśmy do Zbyszka, gdzie spędziliśmy cały drugi dzień świąt.
W dzień przed sylwestrem wracaliśmy z łyżew, słuchając piosenek Lady Pank, które Zbyszek zabijał swoim fałszem.
- Dość, błagam. - jęknęłam, wyłączając radio.
- Co się stało?
- A jak myślisz?
- No nie mów, że źle śpiewam.. - powiedział tak, jakby na prawdę myślał, że to niemożliwe.
- Nie powiem tak.. - zaczęłam, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Bo wtedy obraziłabym wszystkich, którzy śpiewają źle. - dokończyłam. - Ty wydobywasz z siebie takie dźwięki jak kot, którego obdzierają ze skóry...
- Pożałujesz tego. - westchnął, parkując przed blokiem. Wysiadłam z auta rozbawiona ale już po chwili znalazłam się w górze bo przewiesił sobie mnie przez ramię.
- Zbyszek puść mnie! - krzyknęłam, zdezorientowana tym, że nie wiedziałam co planuję.
- Za chwilę. - odpowiedział i wrzucił mnie w największą zaspę jaka była pod jego blokiem. - Teraz mnie przeproś albo cię natrę.
- W życiu! - odparłam oburzona. - Nie będę przepraszać za coś co jest prawdą.
- Masz ostatnią szansę. - powiedział, kręcąc głową. Zacisnęłam mocno usta, patrząc na niego prowokująco. - Pozbawiasz mnie męskości.. - westchnął, wstając i podając mi rękę. - Nie natrę cię bo się przeziębisz. - wyjaśnił i ruszył w stronę wejścia. Czy ja go na serio uraziłam? Przecież nie mógł być, aż tak głuchy, żeby nie słyszeć jak śpiewa. Szliśmy w milczeniu, a ja czułam się coraz bardziej głupio. Wyglądał jakby na serio się tym przejął.
- Dobrze.. Przepraszam... - westchnęłam, gdy przekręcił klucz w zamku. - Nie powinnam była tak mówić. - wyrzuciłam z siebie, przewracając oczami. Jeśli go to uszczęśliwi..
- Widzisz nie musiałem cię nacierać, żeby to usłyszeć. - wyszczerzył się, zadowolony z siebie. Walnęłam go w ramie tak, że pewnie ja bardziej to odczułam, niż on bo wybuchnął głośnym śmiechem. - Kocham cię. - mruknął i wpił w moje usta, otwierając drzwi do mieszkania. Wpadliśmy tam nadal się całując i już odpinał mi guziki płaszcza, gdy nagle usłyszeliśmy głośne chrząknięcie. Odskoczyliśmy od siebie i oboje zamarliśmy. O cholera..

                                                                                           ~*~

Tak wiem, że późno. Tak wiem, że miał być wcześniej. Tak wiem, że nawaliłam. Jedyne co mogę powiedzieć to przepraszam. I na prawdę nie jest tak jak myślicie.. Nie olewam Was. Bloga nie mam zamiaru kończyć, zawieszać lub pozwolić mu "umrzeć". Dokończę to opowiadanie prędzej, czy później bo największym błędem jakim można zrobić to po prostu przerwać jakąś opowieść. Taką sytuację miałam, gdy czytałam pierwsze siatkarskie opowiadanie. Wciągnęłam się w nie, a autorka postanowiła przestać pisać. Szczerze mówiąc to wtedy zdecydowałam się napisać swoje pierwsze opowiadanie, więc chyba powinnam jej podziękować. W każdym bądź razie wiem jakie to uczucie i wiem, że byłoby to egoistyczne tym bardziej tutaj, gdzie mam czytelniczki (mam nadzieje, że wciąż). Jeśli o to się martwicie to nie musicie. Jeśli chcecie nadal tutaj ze mną być to się cieszę. Obiecuję Was nie zawieść. Następny na prawdę będę starała się dodać szybko i może mi się to uda bo mam teraz dużo wolnego.
Pozdrawiam wszystkich, którzy wciąż tutaj są. :)

poniedziałek, 13 października 2014

XXIX. Niedoj­rzała miłość mówi: kocham cię, po­nieważ cię pot­rze­buję. Doj­rzała mówi: pot­rze­buję cię, po­nieważ cię kocham.

- O czym chcesz rozmawiać? - spytała, gdy reszta oddaliła się wystarczająco.
- Jedźmy do mnie. - powiedziałem, ruszając w stronę domu rodziców, gdzie zostawiłem samochód. Po kilku metrach zorientowałem się jednak, że nie idzie za mną. Odwróciłem się, a ona nadal stała w tym samym miejscu.
- Nie możemy porozmawiać tutaj? - odezwała się, unosząc brwi.
- Jest ponad -20 stopni, a ty jesteś cała mokra. Nie będziemy ryzykować tym, że się przeziębisz. Poza tym w mieszkaniu będzie bardziej komfortowo. - odpowiedziałem zniecierpliwiony. Na prawdę chciałem zrobić to jak najszybciej.
- Mama będzie zastanawiać się.. - zaczęła, a ja wiedziałem, że szuka każdej możliwej wymówki.
- Odwiozę cię później. - przerwałem jej.
- Nie możemy jechać do mnie? - spytała.
- Do mnie jest bliżej ale jeśli wolisz jechać do ciebie to nie ma problemu. - odpowiedziałem, a ona przez chwilę patrzyła na mnie po czym głośno westchnęła.
- Dobra.. Jedźmy do ciebie. - odparła i ruszyła w moim kierunku. Drogę do auta przebyliśmy w milczeniu. Widocznie ona też była lekko skrępowana. W sumie nawet nie wiedziałem, czy nadal się na mnie gniewa czy nie. Gdy doszliśmy do samochodu otworzyłem przed nią drzwi, a ona usiadła na przednim siedzeniu. Włączyłem ogrzewanie bo skuliła się z zimna. Nic dziwnego bo woda niemal z niej kapała. - Przeze mnie będziesz miał mokre siedzenie. - powiedziała cicho.
- Myślę, że jakoś to przeżyję. - odpowiedziałem, uśmiechając się lekko i kątem oka zauważyłam, że kąciki jej ust również unoszą się ku górze. Przez resztę drogi nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Jedynie w tle słychać było cichą muzykę. Co jakiś czas zerkałem na nią ale ona pogrążona w myślach, wzrok wbity miała w okno.

Gdy weszliśmy do mieszkania nasze skrępowanie było wprost namacalne. Każda jej wizyta w tym mieszkaniu kończyła się podobnie i chyba ona też o tym myślała.
- Rozbierz się. - powiedziałem, idąc od razu do swojego pokoju po koszulkę dla niej. Gdy wróciłem zastałem ją w tym samym miejscu, patrzącą na mnie z lekką dezorientacją. - Przebierz się w to, a swoje ciuchy wysusz. Przeziębisz się w nich. - sprostowałem. Patrzyła na mnie przez chwilę ale w końcu chyba doszła do tego samego wniosku co ja i wzięła ode mnie koszulkę.
Wyszła, gdy ja właśnie nalewałem gorącej wody do dwóch kubków z herbatą. Uniosłem wzrok i napotkałem jej nieśmiałe spojrzenie, gdy stała przy kanapie ubrana jedynie w moją koszulkę. O Chryste. Była niesamowicie piękna, słodka, a przede wszystkich cholernie seksowna.
- Zrobiłem herbatę. - odezwałem się w końcu, lekko zachrypniętym głosem. Weź się w garść. Podszedłem do niej i wręczyłem jej kubek z parującą substancją.
- Dziękuję. - mruknęła, upijając malutki łyczek, a potem zatrzęsła się z zimna.
- Dam ci koc..
- Nie, nie. - zaprotestowała szybko. - Nie jest, aż tak źle. Zbyszek jeśli chcesz rozmawiać o tej sytuacji w szatni to na prawdę nie ma o czym. Rozumiem, że zrobiłam głupio i nie powinnam wtedy przychodzić ale po prostu chciałam sprawdzić czy z tobą wszystko dobrze.
- Lena, martwiłaś się..
- Podejrzewam, że wszyscy na hali się martwili, a tylko ja pobiegłam do ciebie i to było lekkomyślne z mojej strony. Powinnam też odebrać lub chociaż ci odpisać i nawet nie wiem czemu tego nie zrobiłam. Po prostu czułam się.. Było mi przykro. - westchnęła, jakby powiedzenie tego co czuła przyszło jej z ogromną trudnością.
- Zachowałem się jak idiota. Na prawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo tego żałowałem, gdy tylko trzasnęłaś za sobą drzwiami. Mówiłem ci, że ja na twoim miejscu zrobiłbym dokładnie to samo. Zareagowałem tak przez adrenalinę. Sama widziałaś co działo się na boisku, a do tego.. - urwałem, zastanawiając się czy powinienem o tym mówić. - A do tego zobaczyłem ciebie z tym doktorkiem..
- Wkurzyło cię to? - spytała, marszcząc brwi. A czy to nie było oczywiste? Czy ona na prawdę nie wiedziała co do niej czuję?
- Bardzo. - odparłem stanowczo. - Czujesz coś do niego?
- A dlaczego pytasz?
- Po prostu chce wiedzieć czy jesteś z nim dlatego, że coś do niego czujesz.
- Szczerze? - spytała, niemal sycząc i wiedziałem, że też chce coś z siebie wyrzucić. Nie odpowiedziałem tylko skinąłem lekko głową. - Mam zamiar z nim zerwać, gdy tylko wróci z nart. Próbowałam, na prawdę próbowałam o tobie zapomnieć i zakochać się w tym idealnym mężczyźnie ale nie mogę! No nie mogę! - jęknęła, gestykulując rękami. - Wkurza mnie to, że ciągle porównuję go do ciebie i mimo to, że on jest taki perfekcyjny zawsze to ty z nim wygrywasz. Wkurza mnie to, że nie mogę się w nim zakochać bo kocham faceta z którym nie mogę być i sam rozumiesz, że to jest trochę dezorientujące. Na prawdę zastanawiam się co ze mną jest nie tak..
- Możesz to powtórzyć? - poprosiłem, przerywając jej. Czułem jak po moim ciele rozchodzi się przyjemna fala ciepła.
- Na prawdę zastanawiam się co..
- Nie to. To co powiedziałaś wcześniej. - powiedziałem, a na mojej twarzy właśnie pojawiał się szeroki uśmiech. Zastanowiła się przez chwilę, przypominając sobie to co wyrzuciła z siebie pod wpływem impulsu. Zamknęła oczy i westchnęła.
- Tak.. Kocham cię i wiem, że to.. - zaczęła się tłumaczyć ale nie pozwoliłem jej mówić dalej.

Oczami Leny..

Zanim się zorientowałam już byłam w jego ramionach, a jego usta dosłownie miażdżyły moje. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe, gdy przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie i przygryzł moją dolną wargę, żeby potem wślizgnąć się językiem do moich ust. Westchnęłam, poddając się mu całkowicie. W ten pocałunek wlałam całą tęsknotę, a on widocznie zrobił to samo bo całowaliśmy się tak namiętnie jak jeszcze nigdy dotąd. Niechętnie ale zdobyłam się na to, żeby go odepchnąć. Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam na niego.
- Zbyszek nie mieszaj mi w głowie.. - westchnęłam, spuszczając wzrok. - Jest mi wystarczająco ciężko i...
- Lena. - przerwał mi znowu. Ujął moją twarz w dłonie i popatrzył głęboko w oczy. - Nie chcę ci mieszać w głowie, a tym bardziej nie chce, żebyś cierpiała z mojego powodu. Chcę zerwać z Paulą.
- Dlatego, że powiedziałam..
- Nie. - zaprzeczył, zanim skończyłam. - Dlatego, że jesteś najcudowniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem i nie chce nadal patrzeć na ciebie i na tego doktorka z boku i udawać, że nie wkurwia mnie to jak on cię dotyka. To ja chce mieć do tego prawo. Chce cię dotykać, całować, budzić się przy tobie. Chce z tobą być bo cię kocham. - powiedział, a ja otworzyłam lekko usta. O cholera. - Lena szaleję za tobą.. Czuję się jak wariat bo ciągle o tobie myślę i nie mogę tego powstrzymać. Pierwszy raz czuję coś takiego..
Tym razem to ja mu przerwałam. Stanęłam na palcach i pocałowałam go, muskając przy tym dłonią jego policzek z lekkim zarostem. Przyłączył się do tego delikatnego pocałunku i nagle znalazłam się w górze. Uniósł mnie, a ja oplotłam nogi wokół niego. Ruszył przed siebie i po chwili znaleźliśmy się w jego sypialni. Położył mnie delikatnie na łóżku, nie przerywając nawet na sekundę pocałunku. Nie całowaliśmy się tak jak zawsze. Nasze usta lekko się muskały przez co, przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze. Chciałam więcej. Wsunęłam dłonie pod jego koszulę i poczułam idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Oderwał się ode mnie i szybko ściągnął koszulę przez głowę. Wrócił do moich ust, a następnie zsunął się niżej, całując moją szyję i dekolt. Zmienił pozycję tak szybko, że nawet nie zorientowałam się kiedy znalazłam się na jego nogach, siedząc na nim okrakiem. Ściągnęłam szybko bluzkę, ułatwiając mu dostęp do piersi, a on zaczął się nimi zajmować w taki sposób, że odchyliłam głowę do tyłu delektując się tymi przyjemnymi chwilami. Gdy skończył byłam już bez biustonosza. Uniosłam się lekko pozwalając mu tym samym zsunąć czarne koronkowe figami na których widok uśmiechnął się, mrużąc oczy. Znów zmieniliśmy pozycję i teraz leżałam pod nim, a on całował każdy centymetr mojego ciała schodząc coraz niżej i niżej, aż doszedł do najwrażliwszej części. Jęknęłam głośno, gdy dotknął jej językiem. O mój.. Zaczerpnęłam głośno powietrza, a on nadal doprowadzał mnie do szaleństwa i chwilę później fala orgazmu zalała moje ciało. Nie zdążyłam nawet dojść do siebie, gdy on ponownie wpił się w moje usta, a zręcznymi palcami drażnił sutki. Chwyciłam za sprzączkę od jego paska i mocno pociągnęłam. O dziwo, udało mi się go rozpiąć i teraz męczyłam się z guzikiem. Wykrzywił usta w uśmiech i sam zsunął je z siebie razem z bokserkami. Wszedł we mnie powoli i równie powoli zaczął się we mnie poruszać. Czułam jego usta na mojej szyi, wędrujące w górę przez linię żuchwy do ust.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo za tobą szaleję. - wymruczał mi tuż przy ustach.
- Proszę cię, szybciej. - jęknęłam, chcąc więcej. Ponownie zmienił pozycję tak, że siedziałam na nim okrakiem.
- Jestem cały do twojej dyspozycji. - powiedział, mrużąc oczy. Cholera. Przestałam nad sobą panować. Zaczęłam się poruszać, nadając tempo. Wplotłam palce w jego włosy i zacisnęłam je tak mocno, że z jego gardła wydobył się seksowny pomruk. Nawet nie wiem kiedy znów wylądowałam na plecach. No tak, nie pozwolił mi długo rządzić. Uniósł moje biodra tak, że teraz z każdym ruchem docierał do mojego najczulszego punktu. Wbiłam paznokcie w jego ramiona, a on warknął i natarł na moje usta z taką siłą, że gdy się oderwał musiałam niemal walczyć o oddech. Schował głowę w zagłębieniu mojej szyi, ssąc i liżąc ją na zmianę, a ja po chwili szczytowałam z głośnym jękiem. Doszedł zaraz po mnie krzycząc moje imię.
- Zbyszek.. - mruknęłam w jego tors zaraz po tym jak się do niego przytuliłam.
- Hmm?
- Pójdziemy na pasterkę? - spytałam, zerkając na niego. Otworzył oczy i popatrzył na mnie zaskoczony - Co roku chodzę..
- No to mamy niecałe pół godziny. - powiedział, całując mnie we włosy.
- Mhm. - mruknęłam już z zamkniętymi oczami. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że byłam tak zmęczona.
- Wiesz, że jeśli chcemy zdążyć powinniśmy już wyjść? - spytał rozbawiony, gdy ja byłam już na granicy jawy i snu.
- Wiesz co? Może sobie odpuśćmy. - szepnęłam, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
- O nie, nie.. Skoro chodzisz zawsze to nie pozwolę Ci przeze mnie przestać. Wstawaj. - powiedział ale jego głos słyszałam gdzieś w oddali. - Lena bo wsadzę cię pod prysznic. - zagroził, a ja wiedziałam, że tego nie zrobi więc nawet nie drgnęłam. Wygramolił się z moich objęć i wziął mnie na ręce. Od razu się przebudziłam.
- Dobrze! - pisnęłam, gdy niósł mnie w stronę łazienki. - Postaw mnie na ziemi! Ubiorę się i idziemy. - powiedziałam, lekko zawstydzona. Wciąż byłam naga! Hmm.. On w sumie też. Postawił mnie na podłodze, a ja szybko złapałam koc, którym się owinęłam i zaczęłam zbierać swoją bieliznę. Zbyszek w ogóle nieskrępowany rozglądał się za bokserkami. Jak ja bym chciała mieć tyle pewności siebie. Właśnie podnosiłam koszulkę, gdy objął mnie od tyłu.
- Nie rozumiem dlaczego się tak krępujesz skoro przed chwilą.. - zaczął, a ja zamarłam.
- Po prostu nie każdy został pobłogosławiony taką pewnością siebie jak ty. - przerwałam mu, czując, że robię się czerwona jak burak. Odwrócił mnie do siebie przodem i pocałował mnie delikatnie w usta.
- Jesteś przepiękna i nie musisz się zakrywać. - mruknął, a ja jęknęłam w duchu. Dlaczego on się tak nade mną pastwił? Jeśli wcześniej byłam czerwona jak burak to teraz kolor mojej twarzy musiał być bordowy.
- Pośpieszmy się. - powiedziałam, prawie wbiegając do łazienki. Popatrzyłam na siebie w lustrze i rzeczywiście byłam cała czerwona. Cholera. Ubrałam się w ciuchy, które na szczęście zdążyły wyschnąć i uczesałam włosy bo wyglądały tak jakby walnął w nie piorun. Nie mogłam się pomalować bo nie miałam ze sobą żadnych kosmetyków. Trudno. Będę musiała zadowolić się tymi resztkami makijażu, które mi zostały. Gdy wyszłam Zbyszek czekał już gotowy przy drzwiach trzymając mój płaszcz.
- Załóż czapkę, szalik i rękawiczki bo jest zimno - odezwał się, gdy zapinałam guziki.
- Dobrze mamo. - odpowiedziałam, przewracając oczami, a on z uśmiechem pocałował mnie w czoło. Na dworze rzeczywiście było chłodno i całe szczęście, że samochód Zbyszka był zaparkowany tak blisko.
- Pewnie fajnie jest prowadzić twój samochód.. - powiedziałam, mając nadzieję, że dobry humor sprawi to, że się zgodzi.
- Bardzo fajnie. - odparł z szerokim uśmiechem. - Ale nawet o tym nie myśl.
- Dlaczego? - jęknęłam, robiąc nadąsaną minę, tak słodką jak jeszcze nigdy.
- Nie. - odpowiedział stanowczo i odwrócił ode mnie wzrok. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i czekał, aż wsiądę.
- Ale dlaczego? Ja bym ci pozwoliła prowadzić moje auto. - powiedziałam, krzyżując ręce na piersi. Chociaż mój Citroen prawdę mówiąc był już staruszkiem w porównaniu z jego nowiutkim, niezarysowanym Audi.
- W takim przypadku nie byłoby ryzyka..
- Uważasz, że jestem złym kierowcą? - spytałam zbulwersowana, marszcząc brwi.
- Nie.. Jesteś po prostu kobietą. - opowiedział spokojnie, wzruszając ramionami.
- Szowinista. - mruknęłam pod nosem i opadłam na siedzenie.

Dojechaliśmy na ostatnią chwilę i staliśmy przy drzwiach w takim ścisku, że najmniejszy ruch ręką sprawiał trudności. W sumie to mi się to nawet podobało bo byliśmy ze Zbyszkiem tak blisko, że czułam jego oddech na skórze. Złapał mnie za rękę co mi się bardzo podobało dopóki nie spieprzył nastroju.
- Dlaczego nie masz rękawiczek? - warknął mi do ucha, a ja przewróciłam mimowolnie oczami.
Po godzinie wyszliśmy, a ja zaczerpnęłam głośno powietrza, którego w środku zaczynało mi brakować. - Co teraz? - spytał, otwierając mi drzwi.
- Powinnam wrócić do mamy.. - westchnęłam bo na prawdę nie chciałam się z nim rozstawać.
- Mogłabyś też jechać do mnie zamiast cisnąć się razem z Kubą na jednym łóżku.. - powiedział, unosząc brwi.
- Nie śpię z Kubą. - odparłam z uśmiechem. - Śpię z dziadkiem. - sprostowałam, a on zaczął się śmiać.
- To trudny rywal ale żeby cię przekonać powiem, że ze mną na pewno będzie ci cieplej. - stwierdził, a w jego oczach zauważyłam wesołe iskierki.
- Nie sądzę. Z dziadkiem śpię pod mega grubą kołdrą bo jemu jest wiecznie zimno. - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Ja nie chrapię.
- Dziadek też nie..
- Wiesz.. Jest jedna rzecz, a w sumie kilka, które możesz robić wyłącznie ze mną.. - podszedł do mnie i objął w pasie, pocierając swój nos o mój.
- Jakich na przykład? - spytałam, unosząc brwi.
- Takich o których głupio mi mówić, gdy stoję na kościelnym parkingu. To jak? - spytał, unosząc brwi.

                                                                                    ~*~

Jest tak długo wyczekiwany rozdział. Spóźniłam się 32 minuty, wybaczcie. A teraz kilka słów..
Wiem, że tak długie czekanie na rozdział jest irytujące. Nie zdziwię się też jeśli któraś z Was po prostu sobie odpuściła czytanie. Przepraszam za to ale ja na prawdę robię co mogę. Zaczęłam pisać, gdy miałam wakacje. Teraz można powiedzieć, że zaczęłam nowe życie i muszę to po prostu wszystko ogarnąć.. Rozplanować czas i poukładać sobie to wszystko. A ostatni tydzień był strasznie intensywny i nie miałam czasu się za to zabrać. Oczywiście, że schlebia mi to, że tak oczekujecie na kolejny rozdział i tym bardziej mi jest głupio z powodu tego opóźnienia.
Zrozumcie też, że nie chcę pisać na siłę. Pisanie na określony termin nie jest przyjemne ani też efektywne. Piszę bo lubię i nie jest to moja praca, czy obowiązek. Jeśli nie mam weny to nie napiszę nic. Serio. Czasami jest tak, że mam czas, a najzwyczajniej w świecie otwieram Worda i mam pustkę w głowie. Musicie mi to wybaczyć.
Nie chcę podawać konkretnego terminu w jakim opublikuję następny rozdział bo po prostu nie wiem kiedy to będzie, a nie chce kolejny raz nawalić. Postaram się dodać w ciągu tygodnia.
Mam nadzieję, że wciąż tutaj jesteście.

niedziela, 12 października 2014

Informacja.

NIE ZAWIESZAM BLOGA! Jejku nie martwcie się nie planuję kończyć! Wiem, że czekacie i na prawdę, gdybym mogła pisałabym i pisałabym ale nie mam jak. W Krakowie przez ostatnie dni tygodnia miałam zajęcia rozrzucone po całym dniu i byłam cały czas w biegu. Do domu wróciłam w piątek wieczorem i sami rozumiecie, że chciałam ten czas spędzić z rodziną i przyjaciółmi. Wczoraj zakupy, osiemnastka kolegi, a teraz próbuję po niej dojść do siebie (15 chłopaków i 5 dziewczyn, możecie sobie wyobrazić ile się wytańczyłam i wypiłam). Gdy tylko dojdę do siebie od razu zacznę pisać. Zostało mi na prawdę nie dużo bo mam już połowę. Proszę o odrobinę cierpliwości. Rozdział dodam najpóźniej jutro wieczorem. :)

niedziela, 5 października 2014

XXVIII. Ciąża jest jak czar­na bi­la - tra­fiona w nieod­po­wied­nim mo­men­cie nie cieszy.

- Lenka jak miło cię widzieć. - odezwała się moja mama, a na twarzy Leny pojawił się szeroki uśmiech, który zniknął od razu gdy przeniosła wzrok na mnie.
- Dzień dobry. - przywitała się. - To moja mama. - przedstawiła panią Stankiewicz, która stała obok niej uśmiechając się do mnie. Przynajmniej ona cieszyła się na mój widok. Lena miała racje bo  szczerze powiedziawszy zmieniła się i to bardzo. Nie tylko dlatego, że zmieniła fryzurę ale zaczęła się ubierać elegancko i teraz na prawdę wyglądała jak starsza wersja Leny. Były bardzo podobne, a różniły się jedynie kolorem oczu, które Lena widocznie odziedziczyła po ojcu.
- Jadwiga Bartman, miło mi. - przedstawiła się, wyciągając rękę.
- Barbara Stankiewicz. - odpowiedziała, ściskając jej dłoń. - Zakupy?
- Nie, nie.. Byliśmy tylko na kawie bo rzadko się widujemy. Ale tak to już jest jak się ma syna sportowca.
- Widziałam jak Zbyszek gra, powinna być pani z niego dumna. - odparła, a ja lekko speszony uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością.
- Jestem, jestem. Córka prawnik to też ogromny powód do dumy. Pani też pracuje jako adwokat?
- Proszę mi mówić po imieniu. - powiedziała z uśmiechem. - Tak właśnie zaczęłam pracę w kancelarii w której pracuje Lenka. Pierwsza wypłata, więc wybrałyśmy się na zakupy. Chciałam kupić apaszkę ale nie mogę znaleźć odpowiedniej.
- A sprawdzałaś w Gino Rossi? Ostatnio tam widziałam bardzo ładne.
- Byłyśmy tam? - spytała Leny, która była nieobecna myślami. A skąd wiedziałem? Bo cały czas się na nią gapiłem! Przestań, rozkazałem sam sobie. Misiek miał rację, zachowuję się jak psychol.
- Byłyśmy w większości sklepów. - mruknęła. - Ale do tamtego jeszcze nie doszłyśmy.
- Pójdziemy? - spytała robiąc do niej maślane oczy ale Leny to chyba nie ruszało.
- Mamo miałyśmy wyjść stąd pół godziny temu! - syknęła, zdenerwowana.
- Ja z tobą pójdę, a Lena poczeka ze Zbyszkiem. - odezwała się mama. Dziękuję! - Też planowałam sobie kupić apaszkę, więc wybierzemy coś razem.
- Świetnie. - powiedziała i ruszyła przed siebie, żeby Lena nie zdążyła zaprotestować. Gdy tylko się oddaliły ponownie popatrzyłem na Lenę, która miała taką minę jakby chciała zabić swoją odwróconą mamę wzrokiem.
- Możemy porozmawiać? - spytałem niepewnie.
- O czym? - uniosła brwi, patrząc na mnie z niby spokojem ale i tak musiałem przełknąć ślinę ze strachu. Miała w tych ślicznych oczach coś takiego, że człowiek, a przynajmniej ja, zapominałem języka. Szczególnie teraz, gdy patrzyła na mnie takim wzrokiem.
- Chciałem cię przeprosić.. - zacząłem, próbując się skoncentrować.
- Wiem. Poinformowałeś mnie o tym wczoraj w nocy w tych dziesięciu smsach, które wysłałeś. - odpowiedziała, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemie.
- Przepraszam, trochę wypiłem. - skrzywiłem się. Wiedziałem, że to żadne usprawiedliwienie ale nie chciałem, żeby sądziła, że normalnie bym do niej tak wydzwaniał.
- Tak myślałam. - odparła z lekkim uśmiechem. Może jest szansa, że przestanie się na mnie gniewać?
- Lena przepraszam za moje zachowanie w szatni. Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać ale byłem zdenerwowany. - zacząłem się tłumaczyć. - Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia ale na prawdę żałuję tego, że się tak zachowałem..
- Rozumiem. - odpowiedziała, czym tak mnie zaskoczyła, że aż chyba otworzyłem usta.
- Serio? - spytałem, żeby się upewnić.
- Tak. Nie powinnam była przychodzić. - powiedziała cicho.
- Lena to nie tak.. - zacząłem szybko. Nie chciałem, żeby tego żałowała. - Martwiłaś się o mnie i ja to rozumiem bo gdyby to tobie się coś stało pewnie też byłbym przy tobie pierwszy. - dokończyłem, a ona popatrzyła na mnie lekko przymrużonymi oczami. Jezu, kochałem ją jak wariat! Dlaczego to wszystko jest tak popierdolone?!
- Lenka! - usłyszeliśmy za sobą męski głos i oboje odwróciliśmy się w tamtą stronę. Cudownie, Laluś na horyzoncie. - Byłem u ciebie ale Kaśka mi powiedziała, że wybrałaś się z mamą do tej galerii.  Bałem się, że cię nie znajdę, a chciałem ci zrobić niespodziankę. - powiedział, całując ją bezwstydnie na moich oczach. Zacisnąłem ręce w pięści, mając ochotę przestawić mu szczękę jeśli to miałoby spowodować to, że zabierze od niej te łapska. Całe szczęście ona nie wydawała się być zachwycona taką "niespodzianką".
- Ja już pójdę. - warknąłem, witając się z nim. - Na razie. - rzuciłem jeszcze przez ramię i ruszyłem przed siebie, próbując się uspokoić. Muszę coś zrobić.

Oczami Leny...


Sebastian podwiózł mnie pod blok i nastała ponownie ta niezręczna cisza, która pojawiała się za każdym razem, gdy powinnam go zaprosić do mieszkania.
- Kasia mówiła, że nie będzie jej wieczorem.. - zaczął, a ja zamarłam.
- I całe szczęście. - odpowiedziałam szybko. - Po tych zakupach jestem padnięta i jedyne o czym teraz marzę to gorąca kąpiel i łóżko. Przepraszam, że nie zaproszę cię do środka ale..
- Rozumiem. - przerwał mi, uśmiechając się lekko, choć wiedziałam, że jest zawiedziony. - Spotkamy się jutro?
- Pewnie. - przytaknęłam, cmokając go w usta i wysiadłam.
Wiedziałam, że nie mogę go tak zbywać przez cały czas. Skoro zgodziłam się być z nim powinnam się starać o ten związek ale szczerze powiedziawszy chyba wolałabym go zakończyć i mieć święty spokój. Nie kochałam go, a czekanie na to, aż on się we mnie zakocha byłoby po prostu okrutne. Chociaż trudno mi uwierzyć w to, że potrafiłby się we mnie zakochać skoro ja zachowuję się w taki sposób. Nie zasługuje na takie traktowanie. Musze zakończyć ten związek. To oczywiste, że chce czegoś więcej ale ja nawet nie mogę o tym myśleć. Nie chce nikogo innego, niż Zbyszek. Trudno, zostanę starą panną. Widocznie to mi jest pisane.
Weszłam do mieszkania i ku mojemu zaskoczeniu była w nim Kaśka, cała zapłakana.
- Co się stało? - spytałam przerażona, stając w progu kuchni.
- Lena.. - zaszlochała i rzuciła mi się w ramiona. - Jestem w ciąży.
- Co?
- Jestem w ciąży! - jęknęła nadal będąc w  moich ramionach.
- Byłaś u lekarza?
- Nie. Robiłam test bo my.. To znaczy ja i Michał.. My się nie zabezpieczyliśmy.. - mruknęła lekko zawstydzona, a ja odsunęłam ją delikatnie od siebie.
- Nie zabezpieczyliście się?! - powtórzyłam,  mając nadzieję, że się przesłyszałam.
- Żadne z nas nie spodziewało się, że wylądujemy w łóżku...
- Serio? A niby po co jechaliście do ciebie? Na herbatę? - uniosłam brwi, zdenerwowana.
- Lena, no! Co ja teraz zrobię? - spytała, pociągając żałośnie nosem.
- Czekaj.. - powiedziałam, próbując zebrać myśli. - Ten test pokazuje prawidłowy wynik dopiero po 10 dniach. Teraz to zdecydowanie za wcześnie. Jest duża szansa na to, że to pomyłka. Najlepiej będzie pójdziesz jutro do ginekologa, chociaż z tym też warto poczekać kilka dni.
- Pójdziesz ze mną?
- Pewnie. - odpowiedziałam, znów ją przytulając.
- A co będzie jeśli się okaże, że na prawdę jestem w ciąży?
- To wtedy będziemy o tym myśleć. - odparłam, biorąc głęboki wdech. Sama nie miałam pojęcia co się wtedy stanie. - Może coś obejrzymy?
- Nie, wiesz co ja chyba pójdę do siebie. - mruknęła i wyszła z kuchni. Patrzyłam jak zamyka drzwi pokoju i dopiero wtedy wyrzuciłam z siebie jedno niecenzuralne słowo, które cisnęło mi się na usta, gdy tylko oznajmiła mi tą nowinę.

- Lena, stresuję się. - odezwała się w końcu Kaśka, gdy zaparkowałyśmy pod kliniką. Nie odzywała się od rana i to były jej pierwsze słowa dzisiaj wypowiedziane.
- Będzie dobrze, zobaczysz.. - pocieszyłam ją.
- Nie chce tam wchodzić.. - jęknęła, nadal siedząc na miejscu z zapiętym pasem. Wysiadłam i otworzyłam drzwi od jej strony.
- Musisz to zrobić. - powiedziałam stanowczo, a ona głośno westchnęła i w końcu stanęła obok mnie. - Gotowa? - spytałam, a ona pokręciła przecząco głową, mając taką minę jakby zaraz miała zacząć wyć do księżyca. Wzięłam ją za rękę i lekko pociągnęłam w stronę wejścia, zmuszając jej nogi do ruchu. Ja też się bałam ale nie było innego sposobu na to, żeby się tego dowiedzieć. W poczekalni byłyśmy jedynymi kobietami bo umówiłyśmy się na konkretną godzinę i kilka minut później Kaśka została wezwana do gabinetu. Siedziałam jak na szpilkach. A co jeśli na prawdę jest w ciąży? Co planuje? Wątpiłam, żeby chciała usunąć tę ciążę. Nie, nie Kaśka. Odda do adopcji? Na pewno nie. Wychowa je. Będzie musiała przywyknąć do myśli, że będzie matką. A co na to wszystko Michał? O cholera. Będzie musiała mu powiedzieć. Na prawdę trzeba być nieodpowiedzialnym, żeby się nie zabezpieczyć! Kaśka wyszła po kilkudziesięciu minutach cała zapłakana i od razu się do mnie przytuliła, a mi na chwilę serce stanęło.
- Jesteś? - szepnęłam, a on skinęła głową. Kurwa! Przytuliłam ją mocniej, nie mając bladego pojęcia co mam powiedzieć. - Kasia damy sobie radę. Pomogę ci i zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
- Ja nie mogę być w ciąży! Wiesz dobrze, że ja nie chciałam nigdy dziecka! Lena!
- Widocznie tak musiało być.. - westchnęłam. - Kasia to nie koniec świata. Zobaczysz, że Michał też ci pomoże..
- Nie. - przerwała mi, a ja popatrzyłam na nią zaskoczona. - Nie powiem nic Michałowi i ty też masz mu nie mówić.
- Co? - spytałam, marszcząc brwi. - On jest ojcem! Powinien wiedzieć!
- Lena spotkaliśmy się trzy razy w życiu! Nie powiem mu, że jestem z nim w ciąży! Poza tym nie planuje wychowywać tego dziecka, więc im mniej osób o tym wie tym lepiej. - powiedziała, a ja patrzyłam na nią zszokowana.
- Nie planujesz go wychować? - powtórzyłam, będąc w jeszcze większym szoku. - A co planujesz?
- Chce je oddać do adopcji. Jest pełno małżeństw, które pragną mieć dziecko i zaopiekują się nim lepiej, niż ja. - stwierdziła, wycierając oczy.
- Lepiej, niż jego własna matka? - uniosłam brwi, a ona zacisnęła usta w cienką linie.
- Nie próbuj mnie brać na poczucie winy. Ja już postanowiłam. - odparła stanowczo.
- Dobrze ale uważam, że Michał powinien wiedzieć, że będzie miał dziecko. Nie możesz tego przed nim ukrywać!
- A właśnie, że mogę! - syknęła. - Nie będę go w to mieszać.
- On już jest w to wmieszany!
- Lena to moja sprawa. Dziękuję, że mnie tutaj przywiozłaś jednak wolałabym wrócić do domu sama. - powiedziała i odwróciła się na pięcie. Patrzyłam jak wychodzi z lekko rozchylonymi ustami. Czy ona na prawdę nie chce mówić nic Michałowi? Przecież on musi wiedzieć! Tym bardziej o tym, że jego dziecko trafi do obcych ludzi. Może powinnam mu powiedzieć? Ale przecież to nie moja sprawa. To decyzja Kaśki, a jeśli powiem Michałowi to się na mnie obrazi i w sumie będzie miała rację bo jestem jej przyjaciółką. Cholera!

Oczami Zbyszka..


- Mamo, możemy ruszyć? - krzyknąłem. Wigilia. Od rana wszyscy biegali po domu, przygotowując kolację, a teraz najedzeni idziemy na tradycyjny spacer. Uwielbiałem nasze rodzinne święta i dlatego nie chciałem się zgodzić na to, żeby jechać do rodziny Pauli. Poza tym potrzebowałem trochę od niej odpocząć. Byłem pewien, że mój plan polegający na tym, żeby zakochać się w Pauli, a zapomnieć o Lenie nie wypali. Nie mogłem o niej zapomnieć. Nie wiedziałem, czy między nami było już wszystko w porządku ale chciałem ją zobaczyć. Szkoda tylko, że ona nie wyrażała takiej chęci. Boże, jakie to wszystko jest popieprzone.
- Idę, już idę. - powiedziała, wybiegając z domu i zakładając płaszcz. Co roku to samo.. Wszystkich pośpiesza, a i tak zawsze to ona wychodzi ostatnia i musimy na nią czekać. - To gdzie idziemy?
- Do parku? - spytała Kaśka, poprawiając Kacperkowi czapkę. Kolejne głupie pytanie. Zawsze chodzimy do parku.
- Co za niespodzianka. - mruknąłem rozbawiony, a ona pokazała mi język.
- Kochanie rozmawiałeś może z Leną? Co u niej? - spytała mama, biorąc mnie pod rękę i tym samym pozwalając reszcie iść przodem. O Pauli ani słowa ale już dawno przyzwyczaiłem się, że mama po prostu stara się nie myśleć o tym, że jej syn spotyka się z modelką bez wykształcenia.
- Nie rozmawiałem z nią od naszego spotkania w galerii. - odpowiedziałem, bez powodzenia ukrywając zawód w głosie.
- Jej mama to bardzo fajna osoba. Dobrze mi się z nią rozmawiało i umówiłyśmy się na zakupy po świętach bo wyjeżdżają do rodziny.
- Ekstra. - mruknąłem. Pewnie spędzają święta z dziadkiem.
- A Lenka podobno ma chłopaka, który jest kardiologiem. - powiedziała, a ja wciągnąłem powietrze.
- Jeszcze nim nie jest..- odpowiedziałem zdenerwowany. - Z tego co wiem to jeszcze studiuje.
- W każdym bądź razie szkoda. - westchnęła, a ja popatrzyłem na nią zaskoczony.
- Szkoda, że co?
- Szkoda bo myślałam, że między wami coś będzie.. Wydawało mi się, że się lubicie. - wzruszyła ramionami.
- Mamo przecież ja mam dziewczynę.
- Wiem, wiem.. - mruknęła. - A co u Pauli?
- W porządku nadal się chyba gniewa o to, że nie chciałem spędzić świąt z jej rodziną ale teraz się przynajmniej do mnie odzywa. - odparłem zgodnie z prawdą.
- To trochę egoistyczne z jej strony. Przecież nie jesteście małżeństwem. - powiedziała, a mi wydawało się, że mruknęła coś w stylu "na szczęście".
- Kuba, zostaw ją! - usłyszeliśmy krzyk jakiejś kobiety, która stała na chodniku razem z mężczyzną i obserwowała dwójkę osób tarzających się w śniegu.
- Mamo, powiedź mu coś!! - pisnęła.. Lena? Podeszliśmy bliżej i rzeczywiście kobietą na chodniku była pani Stankiewicz wraz z ojcem, a w śniegu leżała Lena z Kubą, który próbował ja natrzeć.
- Basia? Cześć! - odezwała się jako pierwsza moja mama i ją uścisnęła.
- Dobry wieczór. - skinąłem lekko głową z uśmiechem na twarzy i od razu wróciłem do obserwowania Leny, która próbowała się wyrwać dwa razy większemu Kubie, piszcząc przy tym tak, że chyba w całym parku było ją słychać.
- Cześć. - przywitała się załamana. - To są właśnie moje dzieci..
- Co wy tutaj robicie? - spytała mama. - Mieszkacie niedaleko? Myślałam, że spędzicie święta poza Warszawą..
- Mieszkamy po drugiej stronie parku. - wskazała głową na wschód. - Mieliśmy spędzić święta u taty ale postanowiliśmy jednak zostać w Warszawie. Wyszliśmy na spacer po kolacji ale już zapomniałam, że oni nie mogą przebywać ze sobą, aż tak długo. - Lena! - krzyknęła, gdy Kuba już się podnosił, a ona sypnęła mu śniegiem prosto w twarz. - Przeprasza za nich.. - powiedziała, dając sobie już spokój z próbą rozdzielenia ich. - Wy też wybraliście się na spacer po kolacji?
- O tak, trzeba spalić te kalorie.. - zaśmiała się moja mama, cały czas obserwując sytuacje na śniegu. W końcu Lenie udało się wyrwać i teraz oboje wracali przedzierając się przez zaspy jeszcze co jakiś czas się szturchając.
- Jesteście cali mokrzy. - westchnęła pani Stankiewicz, kręcąc głową.
- Dzień dobry. - powiedzieli razem, patrząc na moją mamę. - Cześć. - zwrócili się do mnie, a potem popatrzyli na siebie, zabijając się wzrokiem. Lena wyglądała cudownie. Ubrana była w czarną kurtkę, czarne spodnie, długie czarne kozaki, a do tego różowy szalik, rękawiczki i nauszniki w których wyglądała przesłodko. Policzki miała zaróżowione od zimna ale wciąż się uśmiechała, mając w oczach wesołe iskierki. Muszę jej to powiedzieć.
- Możemy porozmawiać? - wypaliłem, bez zastanowienia. Przymrużyła lekko oczy i skinęła głową.
- To my pójdziemy dalej. Razem. - powiedziała moja mama, a cała reszta szybkim krokiem ruszyła za nią. Teraz tylko trzeba wyznać jej prawdę..


                                                                                   ~*~

Wiem, że długo, a nawet bardzo długo czekaliście na rozdział ale na prawdę miałam lekkie zamieszanie z tym wszystkim. Teraz jestem już w Krakowie, zaaklimatyzowałam się i będę dodawać rozdziały z większą systematycznością. Następny około czwartku. :)
Bardzo proszę o komentarze. :)
Miłego tygodnia! :)