sobota, 27 września 2014

XXVII. Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie. Cholera jasna.

Siedziałam ze wzrokiem wbitym w menu. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, a on cierpliwie czekał. Muszę ruszyć na przód. Nie mogę rozpamiętywać Zbyszka z którym nawet nie byłam. Przecież nawet nie wiem czy on coś do mnie czuje i czy jest sens na niego czekać. A Sebastian jest.. idealny i widać, że zależy mu na mnie.
- Chce. - odpowiedziałam, w końcu na niego zerkając. - Myślę, że możemy spróbować.
- Na prawdę? - spytał, wyraźnie zdziwiony.
- Aż tak cię zaskoczyłam? - uniosłam brwi, uśmiechając się lekko.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedział, kręcąc głową. Przyniesiono nam nasze zamówienie i upiłam łyk czekolady bo zaschło  mi w gardle.
- Jak tam dzisiejszy dyżur? - spytałam bo wiedziałam, że zacznie swoją opowieść, a ja będę mogła przeanalizować sobie to co właśnie zrobiłam.
Po godzinie ruszyliśmy w stronę lodowiska przy którym zostawiłam samochód, a Sebastian uparł się, że mnie odprowadzi. Nawet nie wiem kiedy złapał mnie za rękę i już jak prawdziwa para spacerowaliśmy po warszawskich chodnikach, rozmawiając o nadchodzących świętach.
- Od zawsze wyjeżdżamy całą rodziną w góry na narty. Góry są piękne zimą, a w czasie świąt to już szczególnie. Byłaś kiedyś? - spytał, gdy zbliżaliśmy się już do parkingu.
- Byłam w Zakopanem chyba 10 razy ale nigdy w czasie świąt. - odpowiedziałam.
- Jeździłaś kiedyś na nartach?
- Nie ale jeździłam na snowboardzie. - pochwaliłam się. - I po wielu, wielu upadkach w końcu zaczęło mi to wychodzić. A przez wychodzenie mam na myśli to, że udawało mi się zjechać na dół bez upadku, choć nie wyobrażaj sobie, że moja technika była doskonała po prostu jechałam w dół modląc się, żeby żaden nieszczęśnik nie stanął mi na drodze. - dodałam, a on się zaśmiał.
- Też jeździłem na snowboardzie ale wolę jednak narty. - powiedział.
- Ja zdecydowałam się na snowboard po tym jak instruktor powiedział, że jedyne co może mi się stać to skręcony nadgarstek. W przypadku nart gdzie moje nogi mogą powędrować w każdą stronę jest trochę gorzej, więc wzięłam pod uwagę moją sprawność ruchową i wybrałam mniejsze zło.
- Mówisz, że masz problem ze sprawnością ruchową? - uniósł brwi.
- Nienawidziłam wf-u. - wyznałam, spuszczając wzrok. - I dlatego cieszę się, że czasy szkolne mam już dawno za sobą, a z wf-u na studiach się wykręciłam. Kiedy wyjeżdżacie?
- Tradycyjnie trzy dni przed Wigilią. - odpowiedział, gdy doszliśmy do mojego auta. - Wiem, że to zdecydowanie zbyt szybko ale jeśli chciałabyś jechać z nami to będzie mi bardzo miło.
- Raczej spędzę te święta z rodziną ale dziękuję za zaproszenie. - uśmiechnęłam się lekko.
- Jutro mam dyżur do 18 ale potem jestem wolny. Może skoczymy do kina? - spytał, przemieszczając się tak, że stałam teraz tyłem do samochodu i chcąc się odsunąć oparłam się o niego plecami.
- A jest coś fajnego?
- Sprawdzę, a jeśli nie to co powiesz na kręgle?
- Nie jestem w tym najlepsza ale chętnie się podszkolę. - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. Zaczął się do mnie przysuwać, a ja przeniosłam wzrok na jego usta.. Poprawka, seksowne usta. Choć Zbyszek ma.. Przestań! Sama siebie uciszyłam i zamknęłam oczy, czując lekkie muśnięcie.
- Są i nasze gołąbki! - usłyszałam gdzieś w oddali głos Tomka i aż podskoczyłam. Sebastian odsunął się ode mnie i dopiero wtedy zauważyłam, że cała czwórka idzie w naszą stronę. No fakt, obok nas stał nadal samochód Tomka. - Przeszkodziliśmy wam widzę. - zaśmiał się i przywitał z Sebastianem. Paula i Kaśka szczerzyły się do mnie ale ja popatrzyłam od razu na Zbyszka, który usta zacisnął w cienką linie i patrzył prosto na mnie.
- Ja muszę wrócić bo zapomniałem, że miałem kupić coś jeszcze Miśkowi. - odezwał się i zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć on już szedł w przeciwnym kierunku.
- Przepraszam za niego. - westchnęła Paula. - Chyba nadal jest na mnie zły i nie chce jechać tym samym samochodem.
- Jedziemy? - spytałam szybko. - Do jutra. - zwróciłam się do Sebastiana i cmoknęłam go w policzek. Wsiadłam do samochodu czekając, aż Kaśka zajmie miejsce obok mnie. Chciałam być w domu jak najszybciej.

Następny tydzień minął mi tak samo nudno jak poprzednie. Praca, wykłady, dom i tak w kółko. No może teraz miałam więcej atrakcji ze względu na Sebastiana, który chciał spędzać ze mną jak najwięcej czasu. Do prawdziwego pocałunku doszło już dzień później, gdy wracaliśmy z kręgielni. Podobało mi się, chociaż nie mogłam przestać myśleć o tym, że Zbyszek całuje dużo lepiej. Ani z Paulą ani ze Zbyszkiem nie miałam kontaktu ale to chyba dobrze. Kuba i moja mama też nie mieli zbyt dużo czasu bo młody zajęty był dziewczyną, a mama pracą. Tomek irytował mnie wypytywaniem o mój związek z Sebastianem dlatego unikałam go jak tylko mogłam. Był niesamowicie szczęśliwy, że w końcu znalazłam tak "porządnego" faceta. W przeciwieństwie do Kaśki, która powiedziała mi to w piątkowy wieczór, gdy Sebastian od nas wyszedł.
- Jesteś pewna, że chcesz z nim być? - spytała, gdy zmywałyśmy naczynia po kolacji.
- Skąd takie pytanie? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi. - Myślałam, ze go lubisz..
- Lubiłam.. - odpowiedziała, krzywiąc się. - Dopóki nie poznałam go bliżej.. To drugi Wojtek.
- To znaczy?
- Zanudzisz się przy nim.. Jeszcze ty.. - westchnęła. - Jest tak idealny, że aż zbyt idealny, a w połączeniu z tobą to już w ogóle.. Jesteście tacy sami. Naprawdę rozważałam wydłubanie sobie oka widelcem podczas kolacji, żeby nie słuchać w kółko.. proszę, dziękuję, oczywiście, zgadzam się..
- Nie wiem w ogóle o czym mówisz.. To, że mówimy pełnymi zdaniami to źle?
- Nie o to chodzi! Chodzi o to, że przy nim robisz się nudna! Boże to tak jakbyś była taką prawdziwą papugą!
- Papugą?
- Tak się mówi na prawników.. - mruknęła, lekko zakłopotana. - Serio, powinnaś znaleźć sobie kogoś kto wprowadzi trochę energii w twoje.. Wybacz, dość nudne życie. A doktorek na pewno nie jest taką osobą.
- Jest miły, wykształcony, ma poczucie humoru..
- Powtarzasz to jak mantrę.. - przewróciła oczami. - Próbujesz przekonać innych, czy siebie?
- Daj mi spokój.. - jęknęłam. - Sebastian to na prawdę świetny facet, a to, że ty lubisz, gdy facet jest dupkiem to już nie moja sprawa.
- Wcale nie lubię, gdy facet jest dupkiem! - oburzyła się.
- Serio? To dlaczego zerwałaś z Wojtkiem? Każda dziewczyna na twoim miejscu by szalała z radości mając takiego faceta, a ty byłaś zakochana kilka miesięcy i nagle ci się odwidziało..
- Nic mi się nie odwidziało! - syknęła. - Mówiłam ci, że to nie jest facet dla mnie!
- Bo nie jest dupkiem. - stwierdziłam, a ona spiorunowała mnie wzrokiem.
- Dobra. - uniosła ręce w geście kapitulacji. - Jeśli za kilka lat obudzisz się ze swoim doktorkiem w łóżku i stwierdzisz, że twoje życie to nudna monotonia to nie przychodź wtedy do mnie z płaczem!
- Uwierz mi, że będziesz ostatnią osobą do której wtedy zadzwonię. - warknęłam, wychodząc.
Weszłam do pokoju i trzasnęłam za sobą drzwiami. O co ja się tak w ogóle denerwowałam? Boże, moje życie jest totalnie do dupy. Po co mi w ogóle facet? Gdyby nie to narzekanie wszystkich dookoła byłabym sama i byłabym szczęśliwa.


Następnego dnia wstałam przed budzikiem i przez kilkanaście minut leżałam patrząc w sufit. Dzisiaj był ten cholerny mecz na który musiałam iść z Kaśką i.. Sebastianem. Tomek wspaniałomyślnie odstąpił mu swój bilet bo razem z Paulą brali udział w jakimś pokazie i mieli próbę. Gdyby nie to, że tej dwójce tak zależało na tym, żeby iść, to z miłą chęcią bym sobie to odpuściła. Taa.. Kogo ja oszukuję? Nie mogłam się doczekać tego meczu bo to wiązało się z tym, że w końcu zobaczę Zbyszka. A oglądanie go na boisku jest dużo bardziej przyjemniejsze dla oka, niż oglądanie go na co dzień. Szkoda tylko, że obok mnie będzie Sebastian.
Wygramoliłam się niechętnie z łóżka i wyszłam do łazienki ciesząc się, że pierwszy raz udało mi się dostać do niej przed Kaśką. Właśnie robiłam kawę, gdy usłyszałam budzik Kaśki. Byłam ciekawa, czy nadal jest na mnie zła bo po tym jak zamknęłam się w pokoju już nie rozmawiałyśmy. Po chwili wyszła zaspana i stanęła w progu kuchni.
- Cześć. - przywitała się. - Dostanę trochę kawy? - spytała, siadając na krześle. Ah, czyli wszystko w porządku.
- Pewnie. - odpowiedziałam z wyraźną ulgą. Z kim jak z kim ale z nią nienawidziłam się kłócić.- Masz ochotę na jajecznice?
- Poproszę. Przepraszam za wczoraj.. To nie moja sprawa.. Możesz umawiać się z kim tylko chcesz, a mi nic do tego. - wyrzuciła z siebie.
- Jesteś moją przyjaciółką i masz prawo mówić co myślisz o moich facetach. Wiem, że Sebastian jest dość.. - urwałam, nie wiedząc co dalej mam powiedzieć.
- .. nudny? - dokończyła za mnie.
- Nie to chciałam powiedzieć. - westchnęłam. - On jest po prostu dżentelmenem z zasadami. I na prawdę wątpię, żebym znalazła kogoś lepszego. - dodałam. No pomińmy fakt, że ktoś lepszy jest w związku z modelką i na związek z nim nie mam szans.
- Jak uważasz. - wzruszyła ramionami. - On na pewno idzie z nami na mecz?
- Z tego co wiem to tak. - odpowiedziałam. - Nie martw się możesz siedzieć obok mnie.
- Dziękuję. - przewróciła oczami i wzięła się za jedzenie jajecznicy.
- Ja uciekam do kancelarii. Wrócę o 16. - powiedziałam, dopijając kawę.
- Pa. - pożegnała się z pełną buzią jedzenia.


Ubrana w koszulkę z nazwiskiem Bartman i czarne rurki siedziałam w kuchni, czekając na Kaśkę. Zastanawiałam się co ona robiła przez cały dzień, że nie zdążyła się wyszykować. Wyszła dopiero po 30 minutach ubrana w białą bokserkę i jasne jeansy. Zrobiła odważny makijaż, a włosy zostawiła rozpuszczone.
- Masz nadzieję kogoś tam wyrwać? - spytałam, zakładając kozaki.
- Taak. - jęknęła. - Potrzebuję faceta! Wiesz kiedy ostatnio to robiłam?
- Nie i jakoś mnie to nie interesuje. - odpowiedziałam.
- Trzy tygodnie temu! Z Wojtkiem! - westchnęła. - Potrzebuję faceta ale takiego prawdziwego.. Wiesz.. Z jajami.
- Rozumiem. - odparłam, próbując się nie roześmiać. - Chodź, bo Sebastian już czeka.
- No tak.. - przewróciła oczami. - Doktorek punktualny jak zawsze..
- A ty niepunktualna jak zawsze. Chodź.
Sebastian czekał na nas już pod blokiem i gdy tylko nas zobaczył wysiadł, żeby otworzyć nam drzwi. Nie chciałam nawet patrzeć na Kaśkę bo wiedziałam, że jej mina będzie mówić coś w stylu "zaczyna się". Nie wiedziałam w sumie o co jej chodzi. Przecież to się ceni u mężczyzn, tym bardziej w XXI wieku, gdzie ilość prawdziwych dżentelmenów można policzyć na placach jednej ręki. 
- To będzie mój pierwszy mecz siatkówki. - odezwał się, odpalając samochód. - Ale przed wyjazdem sprawdziłem o co chodzi i jak wygląda tabela. Podobno jeśli warszawski zespół chce walczyć o medale musi wygrywać wszystkie spotkania najlepiej za trzy punkty.
- Będzie trudno ale na pewno sobie poradzą. - odpowiedziałam. - Spodoba ci się na meczu. Nie byłam do tego przekonana na początku ale teraz mogłabym oglądać cały czas siatkówkę.
- Ekscytująca dyscyplina, prawda? - spytał, uśmiechając się, a ja już wyobrażałam sobie minę Kaśki na tylnym siedzeniu.
- Niewątpliwie. - odpowiedziałam, próbując się nie roześmiać. - Byłeś dzisiaj w szpitalu?
- Tak ale nie działo się nic ciekawego, a jak było w kancelarii?
- Dużo pracy. - wzruszyłam ramionami.
- A ty Kasiu jak spędziłaś dzień? - spytał, zerkając na nią w lusterku.
- Zastanawiając się nad makijażem, który pozwoli mi dzisiaj wyrwać jakiegoś faceta. - odparła, a ja musiałam przygryźć wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Kaśka i jej bezpośredniość. - Nie każda ma tyle szczęścia co Lena. - dodała i tylko ja usłyszałam nutkę ironii.
- To raczej ja mam szczęście. - poprawił ją, kładąc rękę na mojej, która spoczywała na kolanie.
- Uwielbiam tą piosenkę. - powiedziałam dość głośno, odkręcając prawie na fula radio, w którym leciała piosenka, którą pierwszy raz słyszałam ale chciałam zakończyć tę bezsensowną rozmowę.

Zaparkowaliśmy dość daleko od wejścia bo przyjechaliśmy późno i prawie wszystkie miejsca były już zajęte. Gdy odszukaliśmy swoich miejsc na trybunach okazało się, że zawodnicy ćwiczą już zagrywkę. Od razu zauważyłam Zbyszka, który właśnie zaserwował w sam róg boiska. Czekałam, aż nasze spojrzenia się skrzyżują ale on nawet nie zerknął w moją stronę. Mecz się zaczął i pierwszego seta wygrała drużyna z Warszawy, głównie dzięki Zbyszkowi i Miśkowi, którzy zdobywali punkt za punktem. Kolejny set zaczął się gorzej bo przy stanie 10:8 dla drużyny z Jastrzębia pod siatką zrobiło się małe zamieszanie z Kubim i Zbyszkiem w roli głównej. Pierwszy kłócił się z jastrzębianinem z numerem 3, a drugi wykrzykiwał coś do sędziego. Wszystko z powodu tego, że sędzia nie zauważył bloku po ataku Zbyszka. Michała koledzy z drużyny zaczęli odciągać ale ten uparcie trzymał się siatki i nadal kłócił z rywalem.
- I to jest facet. - mruknęła Kaśka. Popatrzyłam na nią zaskoczona i jak się okazało mówiła o Miśku na którego patrzyła teraz zafascynowana.
- Nie powinni się tak zachowywać. - odezwał się Sebastian. - Szczególnie Zbyszek, przecież sędzia ma decydujący głos.. Nie widzę sensu nie wykłócać. - pokręcił głową, nadal obserwując całą tę sytuację. - No i proszę.. Czerwona kartka.
Miał rację bo sędzia właśnie uniósł czerwony kartonik, a Zbyszek wyrzucił kilka przekleństw pod nosem i ruszył na swoje miejsce. Michał obrzucił przeciwnika jadowitym spojrzeniem i również zajął miejsce dla przyjmującego. Trener nie czekał jednak i od razu wziął przerwę chyba po to, żeby ostudzić emocje. Gdy zawodnicy schodzili z boiska Zbyszek w końcu popatrzył w moim kierunku, a potem nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie wiedziałam co robić, więc jedynie się lekko uśmiechnęłam, a on od razu przeniósł wzrok na Sebastiana i albo mi się wydawało albo mruknął pod nosem kolejne niecenzuralne słowa. Ups, chyba tylko pogorszyłam sprawę. Gdy wrócili na boisko Zbyszek grał rewelacyjnie. Kończył wszystkie piłki i zagrzewał pozostałych do walki i to dzięki niemu warszawski zespół wygrał drugą partię. Trzeci set zaczął się od zagrywki jastrzębian, a potem nie jestem pewna co się stało bo wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Zbyszek upadł, ktoś do niego podbiegł, znieśli go z boiska do szatni, a cała hala krzyczała jego imię. O cholera.
- Co się stało? - spytałam, nadal będąc w szoku.
- Nie jestem pewien ale to chyba coś z kostką. - odpowiedział mi Sebastian, a mi zrobiło się słabo. Spokojnie Lena, to na pewno nic poważnego.
- Kaśka ja muszę wiedzieć co z nim. - szepnęłam w stronę przyjaciółki, spanikowana.
- Lena spokojnie są z nim fizjoterapeuci. - odpowiedziała nadal wywiercając dziurę w Miśku.
- Kaśka. - jęknęłam. W końcu na mnie popatrzyła i widząc moją minę jej wyraz twarzy się zmienił.
- Napisz do niego smsa i zapytaj czy wszystko w porządku.
- Przecież go nie odczyta.
- No to nic innego na razie nie możesz zrobić. Musisz czekać do końca meczu.
- Kaśka ja nie wytrzymam.. - powiedziałam, a noga zaczęła mi drgać tak jak zawsze wtedy, gdy się denerwowałam.
- To co chcesz zrobić? Przecież ten ochroniarz cię tam nie wpuści. - wskazała głową na mężczyznę, stojącego przy wejściu, w którym zniknął Zbyszek. 
- Chyba, że ktoś go zagada. - odparłam, czekając aż złapie o co mi chodzi. Nie zajęło jej to dużo czasu.
- I tym kimś oczywiście będę ja. - westchnęła. - Dobra.
- Pójdziemy sprawdzić co ze Zbyszkiem i zaraz będziemy z powrotem. - zwróciłam się do Sebastiana i wstałam, żeby nie zaczął zadawać pytań. Zeszyłyśmy szybko na dół, a Kaśka z zawadiackim uśmiechem podeszła do siwego mężczyzny i udając zagubioną zapytała gdzie można kupić coś do picia. Gdy ochroniarz wychodził ze skóry, żeby móc jak najdłużej gapić się w jej dekolt ja już biegłam długim korytarzem, mijając po drodze mężczyzn, którzy wyprowadzili Zbyszka. W końcu znalazłam odpowiednie drzwi i wbiegłam tam nawet nie pukając. Zibi siedział na ławce, a gdy usłyszał, że ktoś wchodzi, podniósł niechętnie wzrok.
- Co ty tutaj robisz? - spytał jednocześnie zaskoczony i rozdrażniony. Zrobiłam coś nie tak?
- Chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku..
- A co cię to w ogóle obchodzi? - warknął, odklejając sobie plastry z palców. Stanęłam jak wryta, zaskoczona taką reakcją. Zrobiłam niepewny krok w jego stronę. Co ja właściwie chciałam powiedzieć?
- Martwiłam się.. - odpowiedziałam cicho.
- Niepotrzebnie. Jak widzisz jeszcze żyję, więc możesz już sobie iść. -  powiedział, w ogóle na mnie nie patrząc. Auć, zabolało. Już się odwracałam, żeby wyjść, gdy do szatni wpadł ochroniarz.
- Panie Bartman najmocniej przepraszam! Nie mam pojęcia jak tej pani udało się tutaj dostać.. - zaczął się tłumaczyć, a ja już dostatecznie zdenerwowana obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem.
- Po prostu obok pana przeszłam, gdy gapił się pan na biust mojej przyjaciółki. - warknęłam, mijając go. Miałam ochotę jechać do domu jak najszybciej ale wiedziałam, że muszę wrócić do Sebastiana. Nawet nie wiedziałam jak się czułam. Byłam zdenerwowana? urażona? Jedno było pewne.. Zapowiadał się wieczór płaczu w poduszkę.

Oczami Zbyszka..

Obudziłem się w niedzielny poranek z ogromnym kacem. Ja pierdole, moja głowa. Co mi odbiło, żeby pić i to samemu? Była już 11, a na wyświetlaczu miałem powiadomienia o 10 nieodebranych połączeniach od Pauli i dwóch smsach. Jeden był od Pauli z pytaniem co robię i czemu od niej nie odbieram, a drugi od Miśka, który poinformował mnie, że zostaje u Kaśki na noc. Misiek i Kaśka? To znaczy, że spędził noc w mieszkaniu Leny.. Lena.. O kurwa. Zerwałem się z łóżka sam nie wiem po co. Zachowałem się wczoraj jak kompletny idiota. Wybrałem numer do Miśka, który odebrał po pierwszym sygnale.
- Wiem, że z twoją kostką wszystko w porządku, więc chyba możesz dojść z nią do kuchni?
- Jesteś w kuchni? - spytałem zaskoczony i się rozłączyłem. Faktycznie siedział przy kuchennym blacie i pił kawę.
- O stary, wyglądasz fatalnie. - powiedział, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Zignorowałem go jednak i opróżniłem całą butelkę wody mineralnej. - Ktoś tutaj ma kaca. Nieźle się wczoraj zabalowało.. Z kim? Chyba nie z Paulą.
- Sam. Musiałem jakoś odreagować. - odpowiedziałem. Zaraz po tym jak wyżyłem się na Lenie. Czemu jestem takim idiotą? Jakby nasze stosunki bez tego nie były skomplikowane. Ale co ja poradzę, że byłem nabuzowany meczem, kłótnią z tym ślepym sędzią, kontuzją, a przede wszystkim widokiem Leny z tym doktorkiem. Co ona widzi w tym lalusiu?!
- Rozumiem. - odparł i ziewnął.
- Kaśka nie dała ci spać? - zadrwiłem.
- Nie ona.. Lena. - mruknął, przeciągając się. Został jednak z rękami w górze, widząc moją minę. - O Boże, nie! Nie w ten sposób! I to w sumie nie Lena tylko jej chomiki. - poprawił się szybko. - Siedzieliśmy w kuchni i było już dość późno, a tu nagle Kaśka piszczy bo na progu kuchni stał sobie chomik ale jak krzyknęła to gdzieś zwiał. Lena się obudziła i okazało się, że klatka była niedomknięta a jej chomiki uciekły. Potem Kaśka wskoczyła na stół i powiedziała, że nie zejdzie dopóki ich nie złapiemy i przez pół nocy szukałem z Leną tych chomików. - wyjaśnił, a ja mimo złego humoru nie mogłem się nie roześmiać, wyobrażając sobie tą sytuację.
- Znaleźliście je?
- Tak.. O czwartej nad ranem i jeden jak na złość był pod Kaśki łóżkiem i jak się o tym dowiedziała to się strasznie pokłóciły..
- O co?
- No bo Kaśka zaczęła krzyczeć, że wypierdoli te chomiki przez okno, a Lena, że jeśli chce wypierdolić je przez okno to razem z nią i że jeśli jej coś nie pasuje to wcale nie musi z nią mieszkać.. No wiesz jak to baby.. - przewrócił oczami. - Jeszcze Lena miała chyba zły humor bo gdy się obudziła to wydawało mi się, że miała lekko podpuchnięte oczy. - dodał. Cholera, przeze mnie! Płakała przeze mnie! Ja pierdole! Jestem idiotą! Kompletnym idiotą! Muszę ją przeprosić. - Jeszcze jakiś idiota cały czas do niej wydzwaniał, aż w końcu musiała wyłączyć telefon.. - pokręcił głową i westchnął. O cholera. Niby od niechcenia wziąłem do ręki ponownie telefon i otworzyłem historię. 20 połączeń do Leny. Jezu. Sprawdziłem smsy i zamarłem.. "Przepraszam Lena", "Lena wybacz mi.", "Naprawdę nie chciałem się tak zachować".
- Ja pierdole. - mruknąłem pod nosem, rzucając telefon na blat.
- No wiem.. Jakiś psychol. - pokręcił głową, kończąc kawę.
- Idę się kąpać. - powiedziałem jakby sam do siebie i ruszyłem w stronę łazienki. Ona mnie znienawidzi. Martwiła się o mnie, a ja zachowałem się jak gbur i prostak! Muszę ją przeprosić. Powinienem do niej jechać bo telefonu już raczej ode mnie nie odbierze. Oparłem się o umywalkę i spojrzałem na swoje odbicie. Zbigniewie Bartmanie, jesteś idiotą!

Wizytę u Leny musiałem przełożyć bo mama wyciągnęła mnie na kawę, narzekając na to, że nie spędzamy ze sobą wystarczająco dużo czasu. Właśnie wracaliśmy, gdy z jednego sklepu wyszła Lena razem z mamą. Boże, jaka ona jest piękna. Miała na sobie czarne spodnie i kremowy wełniany sweter w którym wyglądała przesłodko. Właśnie stanęła, robiąc nadąsaną minę, a jej mama przekonywała ją chyba do dalszych zakupów.
- Czy to nie Lenka? - spytała mama, patrząc w tym samym kierunku. - Chodź, przywitam się.

                                                                                              ~*~

Udało się! Rozdział w terminie :)
Nie jestem w stanie Wam powiedzieć kiedy dodam następny bo jutro czeka mnie przeprowadzka i pewne jest to, że przez najbliższe dwa dni nie będę miała czasu nic napisać. Postaram się dodać następny około piątku. Przepraszam i proszę o wyrozumiałość :) Możemy za to porozmawiać w komentarzach, więc jeśli macie jakieś pytania to chętnie odpowiem :)
Miłego tygodnia! :)

A i wybaczcie tak dużo niecenzuralnych słów ale sami rozumiecie.. faceci. :)

wtorek, 23 września 2014

XXVI. Prawdziwa miłość jest chyba samą tęskonotą i pragnieniem.

- Lena przepraszam.. To moja wina.. - zaczęła Paula, a ja kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. - Rzuciłam się na Zbyszka, a wiem, że niektórym osobom takie publiczne okazywanie uczuć może przeszkadzać. Obiecuję, że to się już nie powtórzy..
- Co? - spytałam, marszcząc brwi. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego dlaczego  mnie przeprasza. - Nie, Boże.. To nie o to chodzi. - odparłam. - Właśnie rozmawiałam z Kaśką. Rozstała się z Wojtkiem i nie stać ją na utrzymanie całego mieszkania, a nie chce wynajmować komuś obcemu pokoju i wręcz błagała mnie o to, żebym się do niej wprowadziła.
- Co? - teraz to ona wydawała się być zszokowana. - Wyprowadzasz się? - spytała, a ja ponownie zmarszczyłam brwi. Czy ja właśnie tego nie powiedziałam?
- Tak. - skinęłam głową. - Wiesz stamtąd jest dużo bliżej na uczelnie no i nie ukrywam, że czynsz też jest mniejszy. Na pewno znajdziesz kogoś na moje miejsce bo ta lokalizacja jest świetna. - dodałam.
- Ale ja nie chce nikogo innego. - jęknęła. - Nie przekonam cię, żebyś została?
- Nie, przepraszam.. - westchnęłam.
- Kiedy się wyprowadzasz? - spytała, chyba załamana. Od razu pomyślałam, że gdyby wiedziała o tym, że przespałam się z jej chłopakiem to sama by mnie stąd wyrzuciła.
- Jutro. - odpowiedziałam, chociaż nie ustalałam jeszcze nic z Kaśką. Chciałam się stąd jak najszybciej wyprowadzić. Wtedy przynajmniej nie będę się czuła tak beznadziejnie jak teraz, gdy widziałam ich jak się całują. Czego ja oczekiwałam? Przecież to było jasne, że się całują, dotykają, uprawiają seks. To, że nie obnosili się z tym przy ludziach nie oznaczało, że tego nie robią. Zrobiło mi się niedobrze. Muszę przestać o tym myśleć i skoncentrować się na przeprowadzce. Potem będzie już tylko lepiej.
- Tak szybko? - zdziwiła się. - No cóż.. - westchnęła jakby w końcu się z tym pogodziła. - Zbyszek pomoże ci przy przeprowadzce, prawda? - zwróciła się tym razem do Zbyszka, który stał obok niej ale wzrok wciąż miał wbity we mnie.
- Nie trzeba. - odparłam szybko. - Tomek i Kuba mi pomogą. Wiecie co ja już pójdę do siebie bo jestem padnięta. - powiedziałam i ruszyłam do swojego pokoju w którym miałam dzisiaj nocować po raz ostatni. Zadzwoniłam do Kaśki, która była zachwycona tym, że już jutro się do niej wprowadzę i przez jakieś 30 sekund piszczała mi do słuchawki tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha. Nie byłam do końca przekonana czy to dobry wybór, a moje obawy potwierdził Tomek z którym później rozmawiałam. Kaśka była świetna i na prawdę ją lubiłam ale była też nieźle zakręcona. Jedno wiedziałam na pewno.. Nie będę się z nią nudzić.

Po długiej kąpieli wzięłam książkę ze sobą do łóżka i zaczęłam czytać, żeby przestać myśleć o Zbyszku. Jednak było to trudniejsze, niż się spodziewałam i pogmatwane myśli głównej bohaterki nie zdołały odciągnąć mnie od moich własnych.  Dlatego też dałam sobie z nią spokój i postanowiłam próbować zasnąć jednak w głowie miałam chyba za dużo myśli bo mój mózg za nic nie chciał się wyłączyć. Po tym jak po raz setny przewróciłam się z jednego boku na drugi dałam sobie z tym spokój. Zaświeciłam znów lampkę nocną i stwierdziłam, że potrzebuje mleka. Wyszłam, starając się być jak najciszej bo ostatnie czego teraz chciałam to spotkać któreś z nich. Zaświeciłam światło i zamarłam. Przy stole siedział Zbyszek. Cholera! Chciałam wrócić do pokoju ale było już za późno.
- Dlaczego siedzisz tutaj po ciemku? - spytałam lekko zachrypniętym głosem, wchodząc dalej. Zdałam sobie sprawę z tego, że to ostatni raz gdy wpadamy na siebie w kuchni i zrobiło mi się z tego powodu tak smutno, że aż mnie to zaskoczyło.
- Nie mogłem spać. - odpowiedział cicho. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej karton mleka. - To prawda?
- Słucham? - zmarszczyła brwi.
- Pytałem czy to prawda, że Kaśka zaproponowała ci zamieszkanie z nią? Czy po prostu chcesz się na szybko wyprowadzić dlatego, że widziałaś mnie i Paulę?
- Jest tak jak powiedziałam.. - odpowiedziałam, siadając na przeciwko i nalewając sobie mleka. - Kaśka zerwała z Wojtkiem, więc on wraca do rodziców do domu, a ona zostaje sama z całym mieszkaniem. Pracuje dorywczo i nie stać jej na całość czynszu.
- Na prawdę tego chcesz? - spytał, a w jego głosie słychać było nadzieję na to, że moja odpowiedź będzie przecząca.
- Tak. - odparłam zgodnie z prawdą. - Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
- Nie będziemy się spotykać. - powiedział, przeszywając mnie wzrokiem.
- W tej sytuacji to chyba dobrze. - uniosłam lekko brwi. - Poza tym będę przychodziła na mecze. O dziwo, na prawdę polubiłam siatkówkę.
- Nie chcę cię stracić. - powiedział patrząc na mnie z takim smutkiem, że w moim gardle poczułam wielką gulę. Tylko nie płacz! Wstałam i włożyłam szklankę do zmywarki. Odwróciłam się i ponownie na niego popatrzyłam, wcześniej biorąc głęboki oddech.
- W życiu nie można mieć wszystkiego. - szepnęłam i wyszłam z kuchni. Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju od razu na policzkach poczułam łzy. Czemu to tak cholernie bolało? Pierwszy raz czułam coś takiego i wiedziałam, że to wszystko dlatego, że po raz pierwszy kochałam kogoś, aż tak bardzo.

2 tygodnie później...

- Długo jeszcze? - usłyszałam głos Kaśki, która od kilku minut dobijała się do drzwi. Jej euforia spowodowana wspólnym mieszkaniem trwała przez 3 dni. Dopiero potem okazało się, że dla niej nawet dzielenie z kimś łazienki może być poważnym kłopotem. - Siedzisz tam..
- Dziesięć minut! - krzyknęłam. - Przecież pytałam, czy chcesz wejść pierwsza! Poza tym siedzisz o wiele dłużej, niż ja!
- Nie prawda! - zaprzeczyła zbulwersowana. Spokojnie Lena, tylko spokojnie.
- Mam wyjść z wanny teraz? - spytałam, zaraz po tym jak wzięłam głęboki oddech.
- Nie no.. - odpowiedziała już ciszej. - Po prostu się pośpiesz..
Przewróciłam oczami i zaczęłam spłukiwać głowę. Mieszkanie z Kaśką było strasznie męczące bo jako jedynaczka była przyzwyczajona do tego, że to ona dostaje wszystko jako pierwsza i nie musi się z nikim dzielić. Poza tym była pedantką, której przeszkadzała źle położona poduszka. Jeśli są jakieś plusy mieszkania z nią to na pewno to, że byłam teraz nadgorliwym pracownikiem w kancelarii, który zostawał najdłużej i jedną z najwięcej uczących się osób na roku. Z Paulą i Zbyszkiem nie miałam kontaktu odkąd się wyprowadziłam. Nie sądziłam, że to będzie tak trudne. Ja na serio cholernie za nim tęskniłam. Chciałam go zobaczyć i dlatego też od razu przyjęłam zaproszenie Tomka. Mieliśmy spotkać się wszyscy u niego dzisiaj i dać sobie prezenty. W końcu dzisiaj Mikołajki.
Nie chciałam denerwować Kaśki, więc nawet nie suszyłam włosów. Wzięłam ze sobą wszystko co było mi potrzebne i postanowiłam dokończyć u siebie. Wysuszyłam włosy, a potem odniosłam suszarkę na miejsce, w którym zawsze wisiała. Wiedziałam, że to bez sensu ale chciałam wyglądać ładnie dlatego przyłożyłam się do fryzury i makijażu. Założyłam jasno brązowy, długi sweter i czarne legginsy. Kaśka oczywiście jeszcze się kąpała dlatego włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach szukając czegoś, co mnie zajmie przez następną godzinę, którą będę musiała na nią czekać. 

Gdy weszłyśmy do mieszkania Tomka od razu rzucił nam się w oczy wielki worek ustawiony w przedpokoju zaraz przy drzwiach, a na górze przyklejona kartka do ściany "Proszę wrzucać prezenty tutaj". Zaczęłam się śmiać bo nawet nie chciałam wyobrażać sobie co on znów wymyślił. Weszłyśmy do salonu i serce zaczęło mi szybciej bić. Zbyszek już tam był i wyglądał fenomenalnie. Ubrany był w czarny sweter z dekoltem w serek i ciemne jeansy. Jeju. Poczułam się dziwnie. To tak jakby jakaś gorąca fala uderzyła we mnie, a teraz rozlewała się powoli po całym moim ciele. Nieświadomie uśmiechnęłam się, wciąż na niego patrząc.
- Cześć. - Paula przywitała się jako pierwsza i rzuciła mi się w ramiona. Nie spodziewałam się, że aż tak się za mną stęskniła. - Dlaczego się nie odzywasz?
- Miałam strasznie dużo pracy. - odpowiedziałam, gdy tylko się od niej uwolniłam.
- To prawda w ogóle jej nie ma w domu, a jak jest to siedzi w książkach. - odezwała się Kaśka, siadając obok Zbyszka na kanapie. - No ale czego innego spodziewać się po pani prawnik?
- Jeszcze nie pani prawnik. - powiedziałam, siadając na fotelu. - Tak właściwie to gdzie jest Tomek?
- Nie mam pojęcia. - Paula wzruszyła ramionami. - Po tym jak zadzwonił przedwczoraj i kazał nam wejść bez pukania i z podpisanymi prezentami, więcej się z nim nie widziałam.
- Pewnie coś wymyślił. - odezwał się Zbyszek, wciąż na mnie patrząc.
- On i jego pomysły.. - westchnęłam, podciągnęłam kolona pod brodę.
- Pamiętasz jak.. - zaczęła Kaśka.
- Hoł! Hoł! Hoł! - przerwał jej głos dobiegający z przedpokoju, a chwile potem do salonu wszedł.. Mikołaj. - Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - spytał, a ja wybuchłam śmiechem bo to był Tomek, przebrany za Świętego Mikołaja! 
- Tomek co ty..
- Tomek? Jaki Tomek? Nie znam żadnego Tomka. - przerwał mi, łapiąc się za ogromny brzuch. Wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać, a on usiadł na fotelu, kładąc worek na podłodze. - Jestem Świętym Mikołajem i mam dla was prezenty! Na początek.. Dla Kasi. - powiedział, wyjmując małą paczkę. Kaśka, cały czas chichocząc podeszła do niego, a on kazał jej usiąść mu na kolanach. Tak samo było w przypadku moim i Pauli. Zbyszek mimo sprzeciwu Tomka też usiadł mu na kolanach i zarzucił ręce na szyję za co Mikołaj nie chciał mu dać prezentów. Jak dzieci.. Rozczarowana stwierdziłam, że dostałam o jeden prezent mniej ale wszystko wyjaśniło się gdy Tomek wrócił już jako... on.
- To dla ciebie.. Nie mogłem włożyć ich do worka Świętego Mikołaja więc daje ci je osobiście.. Jeśli za rok nadal będziesz sama kupię ci pierwszego kota. - powiedział, wręczając mi klatkę.
- Kupiłeś jej dwa szczury? - spytała Kaśka, marszcząc brwi.
- To są chomiki! - powiedziałam, patrząc na dwie małe kulki ukryte w trocinach.
- Gryzoń to gryzoń.. - skrzywiła się. - Masz je trzymać u siebie w pokoju.. Jak najdalej ode mnie.
- Chodź.. - zwróciłam się do jednego z nich, próbując go wyciągnąć. - Kasia cię jeszcze pokocha.. Wiecie, że miałam kiedyś chomiki? Ale się utopiły..
- Utopiłaś chomiki? - spytał Zbyszek, wyraźnie zaskoczony.
- Nie ja. - odpowiedziałam oburzona. - Mój młody zostawił je na ogródku w akwarium bo klatka nam się zepsuła, a mieliśmy akwarium po rybkach, które zdechły.. z głodu. - westchnęłam. - Ale to dlatego, że zaszło małe nieporozumienie w kwestii tego, kto ma je karmić. - wyjaśniłam szybko. - W każdym bądź razie była straszna ulewa i gdy rano weszłam do ogródka one sobie już.. dryfowały.. - skończyłam, lekko się krzywiąc.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś się nimi opiekowała.. - odezwał się Tomek.
- Przecież mówię, że to nie była moja wina! - przewróciłam oczami i włożyłam ponownie chomika do klatki, widząc, że dziewczyny coraz bardziej się ode mnie odsuwają.   
- To dobrze bo zdążyłem się do nich przywiązać. - odpowiedział. - Wyjeżdżacie z Warszawy na święta? - spytał, rozsiadając się na fotelu. 
- Ja jadę do Szczecina i próbuję do tego samego namówić Zbyszka ale uparł się, że zostaje w Warszawie. Mojej mamie byłoby strasznie miło, gdyby w końcu mogła cię poznać. - zwróciła się do swojego chłopaka.
- Nie muszę chyba poznawać jej w święta, które od zawsze spędzam z rodziną. - odpowiedział zdenerwowany. Widocznie nie rozmawiają o tym po raz pierwszy.
- A gdybyśmy byli małżeństwem to też spędzalibyśmy święta osobno bo ty byś chciał być z rodziną, tak jak zawsze? - spytała, a ja naprawdę podziwiałam Zbyszka, że nie skulił się pod jej spojrzeniem. Mieszkałam z Paulą dwa miesiące ale nigdy nie widziałam jej zdenerwowanej. I dobrze.
- Przecież nie jesteśmy małżeństwem! - odparł, marszcząc brwi. - Nie rozumiem o co robisz problem.. Twoją mamę mogę poznać kiedy tylko chcesz.. Po prostu nas umów.
- Kiedy chce? - uniosła brwi. - Chcę, żebyś poznał ją w święta.
- Paula mówię ci, że na święta zostaje w Warszawie. - warknął, zniecierpliwiony.
- Kto chce kawy? - spytał Tomek, zanim Paula zdążyła otworzyć usta.
- Ja. - odpowiedziałyśmy razem z Kaśką. - Wiecie co ja mam lepszy pomysł? Może pojedziemy na lodowisko? - zaproponowała. - Jeszcze w tym roku nie byłam..
- Świetny pomysł. - zgodził się Tomek, wstając. - Wszyscy za? No to w drogę. - powiedział, nie czekając na odpowiedź.
- Ja nie bardzo mogę.. - skrzywiłam się. - Jestem umówiona.
- Miłość, wszędzie miłość. - westchnęła Kaśka. - Pan kardiolog zaprosił ją na gorąca czekoladę.
- Gdzie i kiedy macie się spotkać?
- W galerii Mokotów za dwie godziny. - odpowiedziałam, czując na sobie przeszywający wzrok Zbyszka.
- To jest dwa kroki od lodowiska. Chodźcie. - zarządził i ruszył w stronę wyjścia.
Po wielkiej kłótni o to, którym samochodem pojedziemy stwierdziliśmy, że ja powinnam jechać swoim skoro z nimi nie wracam, a oni żeby nie jechać na dwa samochody zapakują się do jednego. Tomek uparł się, żeby jechać jego, a między Paulą i Zbyszkiem napięcie było tak silne, że aż wyczuwalne, więc stwierdzili, że jedno z nich dotrzyma mi towarzystwa. Nawet nie wiem jak to się stało, że trafiło na Zbyszka. Gdy wyjechaliśmy z parkingu włączyłam cicho muzykę i starałam się nie myśleć o tym, że siedzi obok mnie.
- Jesteście razem? - spytał cicho. Czułam na sobie jego wzrok ale uparcie patrzyłam przed siebie.
- Nie. - odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Od mojej wyprowadzki spotkaliśmy się kilka razy ale nie potrafiłam nazwać relacji, która nas łączyła. Nie całowaliśmy się jeszcze bo miałam na prawdę wielki talent do wymigiwania się od tego, choć wiedziałam, że w końcu będę musiała się określić.
- Spotykacie się?
- Czasem. - wzruszyłam ramionami. - Jak tam klub? - spytałam, chcąc zmienić jak najszybciej temat. - Nie miałam ostatnio czasu oglądać waszych meczy..
- Kiepsko... Jeśli tak dalej pójdzie to nie dostaniemy się do fazy play off. A mogłem zostać we Włoszech..
- Żałujesz, że wróciłeś do Warszawy?
- Nie. - odparł automatycznie. - Nie żałuję ale nie ze względów sportowych. Zmień pas. - rozkazał, a ja się zirytowałam. Przecież właśnie chciałam to zrobić. Popatrzyłam w lusterko i zaczęłam manewr. - Wrzuć trójkę.
- Wiem. - syknęłam, zmieniając bieg.
- Co u twojej mamy? - spytał jak gdyby nigdy nic.
- Podejrzewam, że byś jej nie poznał.. - zaśmiałam się. - Przefarbowała włosy na czarno, zaczęła się stroić tak jak dawniej. Zapisała się do wolontariatu w którym pomaga ludziom z patologicznych rodzin.. Jest tak zabiegana, że w końcu przestała narzekać, że nie mam jeszcze męża i gromadki dzieci.
- A jak tam Kuba w nowej szkole?
- Lepiej, niż w starej.. Ma dziewczynę, której jeszcze ani ja ani mama nie poznałyśmy bo stwierdził, że narobiłybyśmy mu.. siary.. - zmarszczyłam brwi. - Cokolwiek to znaczy. W ogóle bym o niej nie wiedziała, gdyby nie to, że jestem kontem bankowym młodego z którego ma kasę na prezent mikołajkowy dla niej. - powiedziałam, a on się zaśmiał.
- Przyjdziesz na mecz za tydzień? - spytał z nadzieją w głosie. - Serio, chyba przynosisz nam szczęście bo odkąd ciebie nie ma to przegrywamy. A następny mecz jest ważny bo jeśli chcemy mieć szanse na wyższe miejsce, niż 8 musimy wygrywać wszystkie następne spotkania.
- Przyjdę, skoro ode mnie tak wiele zależy. - powiedziałam z uśmiechem.
- Zmień pas bo przed nami jest autobus. - odezwał się po chwili, a ja przewróciłam oczami. - Czwórka. - powiedział, a ja miałam ochotę go już wysadzić.
- Mam prawo jazdy od 7 lat.. Wiem jak zmieniać biegi. - warknęłam, a on uśmiechnął się pod nosem.
Chwilę później zaparkowałam na parkingu i nawet to nie obyło się bez złotych rad Zbyszka, który doradzał mi jak kręcić kierownicą. Z lekko poszarpanymi nerwami dołączyłam do reszty, która już na nas czekała. Wszyscy razem ruszyliśmy w stronę lodowiska. Dawno nie jeździłam na łyżwach, więc początki były trudne i musiałam trzymać Tomka za rękę, żeby nie się nie wywrócić. Po godzinie zeszliśmy z lodowiska i wszyscy razem spacerkiem poszliśmy do galerii na kawę. Właśnie ją kończyliśmy, gdy usłyszałam dźwięk telefonu.
- Cześć. Ja już jestem i czekam we Fragoli.
- Będę za 5 minut. - odpowiedziałam i się rozłączyłam. - Przepraszam ale ja już muszę iść. - powiedziałam, zbierając się.
- Mam na ciebie czekać, czy raczej spodziewać się ciebie jutro rano? - wyszczerzyła się Kaśka.
- Jutro rano to ja idę do pracy. Będę za góra dwie godziny.
- Nawet nie żartuj! Chłopak się tak stara.. Nie możesz tak długo zgrywać niedostępnej.
- Kaśka. - westchnęłam, kręcąc głową. - Na razie. - pożegnałam się i ruszyłam w stronę schodów.

Sebastian siedział przy stoliku ubrany w jasny wełniany sweter i kremowe materiałowe spodnie. Gdy mnie zobaczył od razu wstał, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Na stoliku leżały kwiaty ale to mnie nawet nie zaskoczyło bo po każdym naszym spotkaniu do mieszkania wracałam z bukietem. Jeszcze kilka i będę mogła założyć kwiaciarnie.
- Cześć. - przywitał się, całując mnie w policzek. - Cudownie wyglądasz. To dla ciebie. - powiedział, wręczając mi kwiaty.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się, siadając. - Zamówiłeś już sobie coś?
- Nie, czekałem na ciebie. - odpowiedział. No tak, gdzieżby inaczej.
- Nie jestem głodna, więc wezmę tylko gorącą czekoladę.
- Na pewno? - spytał, a ja skinęłam głową. - W takim razie przepraszam na chwilę.
Wstał i ruszył do baru, żeby złożyć zamówienie. Obserwowałam go, zastanawiając się co dalej mam robić. Nie mogę go zbywać w nieskończoność. Wiedziałam, że dzisiaj znowu będzie chciał mnie pocałować, a już niedługo pewnie będzie oczekiwał jakiejś deklaracji. W jego towarzystwie czułam się na prawdę dobrze i kto wie, może gdybym w końcu wybiła sobie Zbyszka z głowy mogłabym się w nim zakochać? Przecież jest idealnym facetem o którym marzy, każda dziewczyna. Co ze mną jest nie tak?
- Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. - powiedział, gdy tylko usiadł ponownie na swoim miejscu. - Ostatnio coraz częściej się widujemy i ja na prawdę bardzo cię lubię. Chciałbym, żebyśmy spróbowali być razem ale nie wiem, czy ty też tego chcesz.. - wyrzucił to z siebie i widać było, że od dawna chciał mnie o to zapytać. Cholera.


                                                                                        ~*~

Strasznie ciężko pisze się rozdział, gdy nie ma się weny ale mam nadzieję, że choć trochę wam się podobał. Jest tak jakby "przejściowy", a następny obiecuje, że będzie lepszy i ciekawszy! :) Proszę o komentarze.
W zakładce "Bohaterowie" zdjęcia Kaśki oraz mamy i dziadka Leny :)
Następny wrzucę najpóźniej w sobotę :)
Pozdrawiam! :)

No i oczywiście jakby ktoś nie wiedział.. Jesteśmy MISTRZAMI ŚWIATA!! :)
Miłego tygodnia!

czwartek, 18 września 2014

XXV. Jes­tem prze­kona­ny, że naj­ważniej­szą de­cyzją, jaką po­dej­mu­je is­to­ta ludzka, jest wybór, z kim spędzi życie, może już do końca.

Wróciłam do salonu, w którym Zbyszek kucał przy laptopie, wyłączając go. Stanęłam w progu nie bardzo wiedząc co robić. Zdecydowanie byłam za mało pijana na taką sytuację. Co się ze mną działo? Jeszcze przed chwilą wywijałam z nim na parkiecie, a teraz stoję jak ostatnia sierota.  Odwrócił głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Zarumieniona uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam do stołu.
- Nie martw się ja też zaraz uciekam. - powiedział, wstając. Zmierzyłam go wzrokiem i przygryzłam wargę. - Ale najpierw muszę dać ci prezent. - dodał, uśmiechając się. Wyszedł z salonu, a ja zaczęłam zastanawiać się o co mu chodzi. Przecież już mi go dał. Wrócił z wielkim bukietem fioletowo - czerwonych róż i małą torebką na prezent. Odruchowo wstałam. - Tamten był od Pauli, a ten jest ode mnie. Wszystkiego najlepszego jeszcze raz. - powiedział, wręczając mi go.
- Dziękuję. - odpowiedziałam, zaglądając do środka torebeczki. Wyjęłam z niego podłużne, czarne pudełeczko i zaskoczona spojrzałam na Zbyszka.
- Otwórz. - mruknął podekscytowany. Tak też zrobiłam i moim oczom ukazała się najpiękniejsza bransoletka jaką w życiu widziałam.
- Jest piękna, dziękuję. - powiedziałam i przytuliłam go. O jejuniu. Wciągnęłam jego zapach i zapomniałam o wszystkim. Staliśmy tak chyba wieczność, a przynajmniej tak mi się wydawało. Miałam się do niego przecież nie zbliżać. Odsunęłam się szybko od niego, a on odchrząknął, zakłopotany.
- Pomóc ci sprzątać? - zaproponował, lekko zachrypniętym głosem.
- Chyba sobie to dzisiaj odpuszczę. - westchnęłam, patrząc na stół brudnych talerzy i półmiski pełne jedzenia. Jeden z nich wypełniony był nuggetsami. - Jak to możliwe, że ich wcześniej nie zauważyłam? - spytałam, podsuwając sobie cały półmisek razem z miseczką sosu czosnkowego.
- Byłaś zajęta wszystkim tylko nie jedzeniem. - odpowiedział. - Jadłaś w ogóle coś?
- Nie ale teraz mam zamiar to nadrobić. - odparłam. - Chcesz trochę?
- Nie dziękuję. Nie jem o tej porze.
- Ja też nie. - powiedziałam z pełną buzią, a on się zaśmiał. - Boże jakie to jest dobre. - mruknęłam bo kurczak normalnie rozpływał mi się w ustach.
- Nie kuś. - odezwał się, kręcąc głową. Uśmiechnęłam się szeroko, wzięłam oba naczynia ze sobą i usiadłam na podłodze po turecku.
- Wsiadaj i wcinaj. - wysunęłam półmisek w jego stronę. - Widzę, że masz na nie ochotę. Jeśli chcesz jutro możemy iść razem na siłownie i spalić te przepyszne nugettsy.
- Pójdziesz na siłownie? - popatrzył na mnie, ironicznie unosząc brwi.
- Nie. - odpowiedziałam szczerze i od razu się zarumieniłam bo przez głowę przeleciała mi myśl o tym jak w inny sposób mogłabym pomóc spalić mu te kalorie. - Ale mogę cie wspierać duchowo.
- Chcesz się jeszcze napić? - spytał,, a ja skinęłam głową. - Piwo? Wino?
- O nie. Nie chcę mieszać. - odparłam, krzywiąc się.
- Siepiemy wódkę?
- Możesz mi zrobić drinka z pepsi. - powiedziałam, biorąc do ręki telefon na który właśnie przyszedł sms od mamy. - Mama jest już w domu, a cała pijana ekipa śpi jak zabita. - poinformowałam Zbyszka, który właśnie usiadł na przeciwko mnie.
- Twój dziadek nieźle się trzyma. - zauważył.
- O tak. - przytaknęłam, upijając łyk drinka, a Zbyszek zabrał się za nuggetsy, gdy nagle przeszkodził mu dźwięk telefonu.
- Cześć.. - odebrał. - Jestem jeszcze u Leny.. Spoko, nic się nie stało.. Połóż się spać, a ja sobie poradzę.. Tak, mam klucze... Na razie..
- Michał?
- Tak. - odpowiedział, odkładając telefon. - Jest już w domu i dopiero teraz zorientował się, że mnie nie ma razem z nim. - przewrócił oczami, a ja się zaśmiałam. Jedliśmy w milczeniu, które przerwał śmiech Zbyszka. Popatrzyłam na niego zdezorientowana. - Jesteś cała ubrudzona w sosie. - wyjaśnił. Wyciągnęłam dłoń po serwetkę i zaczęłam się wycierać.
- Już? - spytałam, a on nachylił się w moją stronę. Wziął ode mnie serwetkę i zaczął mnie wycierać jakbym była pięcioletnim dzieckiem. Nawet włosy miałam w sosie! Był tak blisko mnie, że cała się spięłam, walcząc sama ze sobą, żeby się na niego nie rzucić. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i nagle zamarliśmy. Czułam się jakby świat się zatrzymał. Wiem, że to brzmi jak w jakimś tandetnym romansidle ale nic nie poradzę, że takie właśnie uczucie mi towarzyszyło. Czułam jego przyśpieszony oddech na twarzy i zanim zdążyłam się powstrzymać już dosłownie miażdżyłam mu usta. Rozchylił je od razu i zaczęliśmy całować się tak żarliwie jak w jego mieszkaniu. Wciągnął mnie na siebie i teraz siedziałam na nim okrakiem. Wplotłam palce w jego włosy i lekko za nie pociągnęłam, a z jego gardła wydobył się cichy jęk. Zaczął rozpinać guziki mojej koszuli, a za zręcznymi palcami podążały jego usta. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się ich dotykiem na nagiej skórze. Będę się smażyć w piekle, pomyślałam ale teraz nawet ta myśl nie była w stanie mnie powstrzymać.
- Cuchniesz czosnkiem. - wymruczał mi tuż przy ustach, a ja zachichotałam.
- Żebyś wiedział jak od ciebie śmierdzi. - odpowiedziałam i ponownie wpiłam się w jego usta. Nie wiem jak on to zrobił ale po chwili staliśmy już na nogach, a raczej to on stał bo ja swoje nogi oplotłam wokół niego. Ruszył w kierunku mojego pokoju nie odrywając się od moich ust ale ku mojemu zdziwieniu weszliśmy do łazienki. Posadził mnie na pralce i zaczął całować moją szyje, szorstką dłonią gładząc prawo udo. - Będziemy myć zęby? - spytałam, wplatając palce w jego włosy i delektując się jego ustami na moich piersiach. Uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach błysnęły wesołe iskierki. Patrzyłam zafascynowana na tego pięknego mężczyznę, gdy nagle wciągnęłam głośno powietrze czując jak jego palce zaczynają sprytnie poruszać się między moimi udami.
- Myślałem o wspólnej kąpieli ale jeśli wolisz..
- Nie. - przerwałam mu, dysząc. Wsunął we mnie dwa palce, a ja jęknęłam przeciągle, patrząc w jego zielone tęczówki, które pożerały mnie wzrokiem. Zaczął poruszać palcami, a ja oplotłam dłonie wokół jego szyi i zaczęłam go całować, pojękując mu co jakiś czas prosto w usta. Szczytowałam z zamkniętymi oczami i odchyloną do tyłu głową dość głośno krzycząc jego imię.
- Jesteś niesamowita. - mruknął Zbyszek po tym jak przestał patrzeć na mnie zafascynowany tym jak dochodzę i wpił się w moje usta jeszcze zanim zdążyłam dojść do siebie po tak intensywnym orgazmie. Pobudzona tym wszystkim zeskoczyłam z pralki i użyłam całej siły, żeby oprzeć Zbyszka o ścianę. Zaczęłam rozpinać mu guziki koszuli i całować szyję, lekko przygryzając ją i ssąc na co Zbyszek odpowiadał seksownym pomrukiwaniem. Rozpiął mi biustonosz i guzik spódnicy, pozostawiając mnie tym samym jedynie w samonośnych, czarnych pończochach. Gdy ja męczyłam się z jego paskiem, on jedną ręką odkręcił kurki z zimną i ciepłą wodą. W końcu udało mi się odpiąć to cholerstwo i po chwili stał przede mną całkowicie nagi. Ponownie uniósł mnie i posadził na pralce, wprost zdzierając pończochy z moich nóg. Błagałam go w myślach o to, żeby we mnie wszedł ale on widocznie miał zupełnie inne plany. Ręką zmusił mnie do tego żebym się położyła i zaczął ssać jedną brodawkę, a potem drugą.
- Zbyszek.. - wyjęczałam z zamkniętymi oczami. - Wej.. - zaczęłam błagalnym tonem ale urwałam bo właśnie poczułam jego język na mojej kobiecości. To nie możliwe, żeby on to robił, aż tak dobrze. Czułam, że zaraz dostanę obłędu od nadmiaru tego nieziemskiego doznania i już po chwili czułam, że fala kolejnego orgazmu uderza ze zdwojoną siłą, którą cały czas podtrzymywał Zbyszek, dzięki nieustannym ruchom języka. O cholera. Byłam padnięta ale wiedziałam, że do końca jest jeszcze bardzo daleko. Wplotłam pace w jego włosy i przyciągnęłam jego usta do moich. Nagle wziął mnie ponownie na ręce i dosłownie wpadliśmy do wanny, wylewając połowę jej zawartości. Wszedł we mnie, a ja siedząc na nim okrakiem zaczęłam się poruszać. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku co potęgowało tę intymną chwilę. Szczytował pierwszy, mrucząc moje imię tak seksownie, że szczytowałam zaraz po nim. Opadłam na jego klatkę piersiową, która poruszała się nierównomiernie. Przytulił mnie mocno do siebie, całując we włosy. Gdy powoli doszłam do siebie uniosłam się do góry i teraz siedzieliśmy splątani nogami, prawie nos w nos. Założył mi część włosów za ucho i uśmiechnął się lekko.
- Mieliśmy być przyjaciółmi.. - odezwałam się w końcu. - Nie możemy tego robić.. - pokręciłam głową. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Gdy je otworzył jedyne co w nich dostrzegłam to smutek.
- Wiem. Uwierz mi, że próbowałem trzymać się od ciebie z daleka i za każdym razem obiecywałem sobie, że nawet się do ciebie nie zbliżę ale to jest silniejsze ode mnie. - odpowiedział cicho, głosem pełnym udręki.
- Też próbowałam. - powiedziałam i westchnęłam. - Dlatego postanowiłam się wyprowadzić tylko jakoś nie mogę zabrać się za szukanie mieszkania.
- Nie chcę, żebyś wyprowadzała się z mojego powodu. - odparł, krzywiąc się.
- Tak właściwie to powodem było czwarte piętro.. - zaczęłam, marszcząc brwi. Chciałam rozładować tę atmosferę i chyba mi się udało bo uśmiechnął się szeroko. - Wracasz do siebie? - spytałam, czując, że woda zaczyna się robić coraz chłodniejsza.
- Powinienem.
- Czy ja wiem.. - uniosłam brwi. - Na zewnątrz jest strasznie zimno i chyba nie powinieneś wychodzić zaraz po kąpieli..
- No tak.. Mógłbym się przeziębić..
- A wtedy przestałbyś chodzić na treningi..
- I nie grałbym w następnym meczu..
- I moglibyście przegrać..
- Chyba nie powinienem tak ryzykować. - stwierdził rozbawiony.
- Ja też tak sądzę. - odparłam. Uśmiechnął się tak promiennie, że aż zaparło mi dech w piersiach. Przejechałam ręką po jego policzku i musnęłam jego usta swoimi. To było silniejsze ode mnie.  Po chwili ja owinięta ręcznikiem, a on w samych bokserkach wyszliśmy z łazienki. Ubrałam różową koszulę nocną i oboje zasnęliśmy jak zabici w moim łóżku.

Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się, czując pod sobą równomiernie unoszącą się klatkę piersiową Zbyszka. Wstałam powoli, starając się go nie obudzić i ruszyłam do drzwi. Zanim otworzyłam zobaczyłam kto dobija się do mnie tak wcześnie i z przerażeniem stwierdziłam, że to moja mama z całą ekipą. O cholera! Co oni tutaj robią? Wróciłam szybko do pokoju i zaczęłam budzić Zbyszka.
- Maleńka jesteś na prawdę nienasy..
- Wstawaj bo moja mama właśnie dobija się do drzwi! - przerwałam mu szybko. Otworzył oczy i zerwał się na nogi, przerażony. - O mój Boże.. I co teraz?
- Może powiemy, że tutaj nocowałem?
- Dlaczego? - spytałam spanikowana. - Czekaj.. Spokojnie.. Ubierz się, a ja zaciągnę ich do kuchni, a ty wtedy wyjdziesz po cichu.
- Czuję się jak nastolatek. - zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie. - Lena..
- Co? - spytałam zniecierpliwiona, odwracając się, a on wpił się w moje usta. Odepchnęłam go, śmiejąc się. - Ubieraj się! - rzuciłam przez ramię i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wzięłam jeszcze z łazienki mój szlafrok.
- No nareszcie! Już myślałam, że się nie obudzisz! Przecież dochodzi 13. - powiedziała moja mama, wchodząc do środka. - Przyszliśmy pomóc ci sprzątać. - wyjaśniła, zdejmując kozaki. Popatrzyłam na resztę, która wyglądała tak jakby nie do końca się jeszcze obudziła. Wiedziałam, że mama wzięła ich tutaj za karę.
- Najpierw napijmy się herbaty. - zaproponowałam. - Muszę zjeść śniadanie, a potem zaczniemy sprzątać.
- Jestem za. - mruknął Tomek, wchodząc do kuchni jako pierwszy, a reszta weszła za nim. Otworzyłam szybko drzwi do pokoju i pokazałam Zbyszkowi, że droga wolna. W kuchni wszyscy zasiedli przy stole, a Tomek już nastawiał wodę na gazie.
- Mam nadzieje, że podobała ci się impreza. - odezwała się mama.
- No pewnie. - odparłam, wyciągając z lodówki masło i szynkę. - Było ekstra.
- Sebastian jest bardzo porządnym facetem. Wykształcony, inteligentny..
- Mamo, wiem. - przerwałam jej szybko.
- Jesteście razem? - spytała z nadzieją w głosie.
- Nie. To tylko znajomy..
- On cię lubi.
- Ja jego też. Jest bardzo fajnym kolegą.
- Kochanie jeśli będziesz wszystkich chłopaków traktować jak kolegów to nigdy nie wyjdziesz za mąż. - powiedziała, kręcąc głową.
- Mamo, mam dopiero 24 lata zdążę jeszcze wyjść za mąż. - odpowiedziałam lekko zdenerwowana. - Możemy porozmawiać o czymś ważniejszym? Na przykład mieszkaniu?
- A właśnie! - odezwał się Kuba. - Znaleźliśmy. Małe bo małe ale ma dwa pokoje więc nie będziemy musieli cisnąć się w kawalerce i dość niedaleko mojej szkoły. Wczoraj je oglądaliśmy, a w następnym tygodniu już możemy się tam wprowadzać.
- Dlaczego ja o tym nie wiem? - spytałam zaskoczona. No to tyle, jeśli chodzi o wspólne wynajęcie mieszkania.
- Przecież ci właśnie powiedziałem. - zmarszczył brwi.
- Kochanie to było wszystko na szybko załatwiane i dlatego nie powiedzieliśmy ci od razu. Jest jeszcze coś.. Dostałam propozycję pracy.
- Gdzie?
- W twojej kancelarii. - odpowiedziała, ja otworzyłam lekko usta ze zdziwienia. - Mecenas Garlicki zaproponował mi to wczoraj ale powiedziałam, że najpierw muszę skonsultować to z tobą.
- Skonsultować co konkretnie? - spytałam, marszcząc brwi.
- Masz coś przeciwko?
- Nie, chyba nie.. Jesteś pewna, że jesteś gotowa? Może powinnaś zapytać tego swojego terapeutę o to?
- Grzesiek uważa, że powinnam wrócić do normalnego życia. - odparła, a ja się skrzywiłam. Przecież to samo jej powtarzałam przez cały czas. - To mogę zadzwonić i powiedzieć, że się zgadzam?
- Jeśli o mnie chodzi to ja nie widzę problemu. - wzruszyłam ramionami. - Kiedy dziadek wraca do siebie? Mogę go zawieźć.
- Skarbie piłaś wczoraj więc lepiej nie ryzykuj. Ja go zawiozę, gdy tylko pomoże nam sprzątać. - krzyknęła, żeby ją usłyszał.
- Mam 70 lat, a ty każesz mi sprzątać. Widzę, że moje zdrowie nie bardzo cię obchodzi. - westchnął, kręcąc głową.
- Gdy wczoraj wywijałeś na parkiecie i piłeś jak nastolatek to nie brałeś wieku pod uwagę. - odpowiedziała, a my się zaśmialiśmy. - No chodźcie. Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy. 

Skończyliśmy dopiero o 16 i razem z mamą pojechałam odwieźć dziadka. W drodze powrotnej dostałam smsa od Kaśki, która chciała się koniecznie ze mną spotkać dlatego umówiłyśmy się w Literatce na kolację. Gdy tam dotarłam, Kaśka już siedziała przy stoliku i nerwowo zerkała w stronę wejścia.
- Cześć. - powiedziałam, opadając na krzesełko na przeciwko niej. - O czym chciałaś porozmawiać?
- Zerwałam z Wojtkiem. - wyrzuciła z siebie, a ja popatrzyłam na nią zaskoczona.
- Co?
- Zerwałam z Wojtkiem. - powtórzyła i westchnęła. - Wiem co sobie myślisz ale na prawdę Lena ja już tak dłużej nie mogłam.. - pokręciła głową i wydawało mi się, że oczekuje ode mnie zrozumienia.
- Tak, czyli jak? - spytałam, nadal będąc w szoku.
- On był kochany na prawdę nie mogłam sobie wyobrazić lepszego chłopaka.
- No tak.. To jest powód do zerwania. - przewróciłam oczami.
- Lena to nie był facet tylko ciepłe kluchy! - powiedziała załamana. - Na początku było cudownie bo wiesz jakich chłopaków miałam wcześniej ale ileż można żyć z takim facetem? Nie dobrze mi się robiło od tych ciągłych komplementów. Gdy go o coś pytałam odpowiadał, żebym to ja decydowała. Nie miał w ogóle własnego zdania.
- Rozumiem. - odpowiedziałam powoli. - To dlaczego wyglądasz na załamaną tym faktem i próbujesz się przekonać, że zrobiłaś słusznie?
- Bo mi się serce krajało jak widziałam jego minę, gdy mówiłam mu, że to koniec. Będzie mi się chyba śniła do końca życia.. Przecież on mnie kocha..
- A ty jego? - spytałam, chociaż znałam odpowiedź. Pokręciła głową i miała taką udrękę wypisaną na twarzy, że zrobiło mi się jej żal. - No to dobrze zrobiłaś, że z nim zerwałaś. Wojtek to świetny chłopak ale widocznie nie dla ciebie.
- No właśnie. - odpowiedziała z wyraźną ulgą. - Znajdzie dziewczynę, która go doceni i będzie z nią szczęśliwy. Zasługuje na to. - stwierdziła nadal przekonując samą siebie. - Dobrze zrobiłam.
- Nie jesteś przekonana?
- Jestem. - odparła automatycznie. - Chciałabym ci coś zaproponować.
- Już się boję.. - westchnęłam. - Co znów wymyśliłaś?
- No bo skoro nie jestem już z Wojtkiem to on już nie będzie u mnie pomieszkiwał, a nie stać mnie na to, żeby utrzymać sama całe mieszkanie. Nie chciałabyś się do mnie przeprowadzić? Chyba, że masz umowę podpisaną na określony czas..
- Mam trzy miesięczne wypowiedzenie. - odpowiedziałam.
- Świetnie! - krzyknęła. - Zamieszkasz ze mną? - spytała, a ja zamarłam. Nie spodziewałam się tego ale w sumie to i tak miałam zacząć szukać nowego lokum. Poczułam jakiś dziwny ucisk w żołądku. To koniec spotkań ze Zbyszkiem. Nie chcę tego kończyć, jęknęłam w duchu.
- Zastanowię się, ok? - mruknęłam.
- Nad czym? - zdziwiła się.
- Od ciebie jest dużo dalej do mojej kancelarii.
- Ale za to dużo bliżej na uczelnie. - odpowiedziała, nie dając za wygraną. Miała rację. - No nie daj się prosić. Inaczej będę musiała wynająć pokój jakiejś obcej osobie, a tak będziemy mieszkać razem! Wiesz jak będzie fajnie? Będziemy imprezować, oglądać razem filmy! No weź.. - jęknęła, patrząc na mnie maślanymi oczami.
- Zastanowię się. - powiedziałam stanowczo, a ona westchnęła.
- Dobra.

Do mieszkania wracałam tramwajem. Siedziałam ze wzrokiem wbitym w okno i zastanawiałam się co mam zrobić. Przecież on i tak z nią nie zerwie. Dlaczego mam się męczyć oglądając ich codziennie razem? Chyba wystarczająco dużo razy udowodniliśmy, że nie powinniśmy się do siebie zbliżać. Tak będzie po prostu lepiej dla wszystkich. Dla mnie, dla niego, a przede wszystkim dla Pauli, której nie będziemy dłużej oszukiwać. Z drugiej strony wtedy nie będę się z nim już w ogóle widywać, bo kiedy? Jedynie na sporadycznych meczach, na których dzielić nas będą trybuny i banery. Może to i lepiej? W ten sposób o nim zapomnę i może otworzę się na takich porządnych facetów jak Sebastian.
Walcząc sama ze sobą ruszyłam w stronę bloku, gdy tramwaj zatrzymał się na moim przystanku. Nie chciałam się stąd wyprowadzać. Nie chciałam się z nim rozstawać. Będę tęsknić nawet za Paulą i tymi cholernymi schodami po których właśnie wchodzę. Muszę zrobić sobie listę plusów i minusów. Otworzyłam drzwi i gdy weszłam na przedpokój zamarłam. Zbyszek i Paula stali na środku i się całowali. Obok nich leżała spora walizka, a Mimi szczekała i podskakiwała widocznie zazdrosna o swoją panią. Zamknęłam za sobą drzwi, a oni słysząc to oderwali się od siebie. Czułam, że w gardle rośnie mi wielka gula, a coś w środku właśnie pękło.
- Wyprowadzam się. - powiedziałam, zachrypniętym głosem.

                                                                                                ~*~

Dodaję jeszcze przed meczem z Rosją bo potem mogę być albo w euforii albo w rozpaczy.
Następny około wtorku.
Bardzo proszę o komentarze bo jest ich coraz mniej...
A teraz.. #GoPoland!

niedziela, 14 września 2014

XXIV. W miarę upływu czasu spostrzegam, że ludzie, których rozumiem najmniej, to ci, których znam najlepiej.

- Następnym razem gdy Kaśka będzie miała problemy to ty jej pomagasz! - warknęłam, zdenerwowana jeszcze bardziej tym, że nie mogłam zdjąć buta.
- Dlaczego się tak ubrałaś? - spytał, zdejmując mi czarną czapkę z daszkiem. - I skąd masz liście we włosach?
- A no nie wiem.. - wzruszyłam ramionami, siadając na podłodze. Syknęłam z bólu bo zapomniałam, że potłukłam sobie tyłek. - Może dlatego, że Kaśka jest nienormalna. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, ściągając w końcu czarnego trampka. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam wyciągać liście z włosów. - Stwierdziła, że musi sprawdzić czy Wojtek ją okłamał, mówiąc, że będzie pisał pracę magisterską. Przyszła, żebym poszła z nią i kazała mi się tak ubrać bo musiałyśmy wchodzić przez ogrodzenie z którego spadłam prosto w wielką górę liści. Potem się okazało, że Wojtek wypuścił psa, który zaczął nas gonić i szczekać.. Musiałyśmy się chować, a potem było już coraz gorzej bo jakiś sąsiad myślał, że chcemy się włamać i wezwał policję. Potem musiałyśmy się tłumaczyć, że nie przyszłyśmy tam nikogo okraść.. A to wszystko po to, żeby zobaczyć przez okno jak biedny Wojtek siedzi  zawalony książkami. - westchnęłam.
- Włamałyście się do domu Wojtka?! - spytał zaszokowany.
- Nie do domu tylko na podwórko.. - poprawiłam go. - Poza tym nie włamałyśmy się..
- No tak.. Zawsze wchodzi się do kogoś przez płot. - przewrócił oczami, wyciągając mi listka z włosów.
- Przecież ja tego nie wymyśliłam! - warknęłam.
- Wojtek was widział? 
- Wyszedł gdy zobaczył policję. Powiedział, że Kaśka to jego dziewczyna. - powiedziałam, a oni zaczęli się śmiać.
- A dlaczego się tak ubrałaś? - spytał teraz już rozbawiony.
- Bo Kaśka stwierdziła, że w ten sposób się zamaskujemy. - odpowiedziałam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jakie to było głupie. Sama zaczęłam chichotać. - Idę się kąpać.. A ty mi zrób coś do jedzenia. - zwróciłam się do Tomka. 
- Czy ja wyglądam jak służący? - spytał, przewracając oczami.
- A czy ja wyglądam na włamywacza? Pewnie dlatego Kaśka przyszła do mnie, a nie do ciebie.
- Racja. Ja bym jej ten pomysł wybił z głowy. - powiedział rozbawiony, a ja spiorunowałam go wzrokiem. - Dobra już dobra.. Naleśniki mogą być?
- Mogą. - odpowiedziałam i weszłam do pokoju po ubrania.
Po prysznicu moje obolałe ciało wydawało mi się być w odrobinę lepszym stanie ale gdy tylko usiadłam w kuchni na krześle mój tyłek dał o sobie znać. Skrzywiłam się mimowolnie i z salonu przyniosłam sobie poduszkę na której z westchnieniem ulgi usiadłam.
- Potłukłaś sobie tyłek? - zaśmiał się Tomek, podstawiając mi talerz z trzema naleśnikami. Mniam.
- Na to wygląda.. Tak właściwie to co ty tutaj robisz? - spytałam.
- Przyszedłem porozmawiać o Kaście i zapytać co z nią robimy. No ale widzę, że poradziłaś sobie z tym sama. - powiedział, próbując się nie roześmiać. - Pogodzili się?
- Niby tak.. - zmarszczyłam brwi. - Choć miałam wrażenie, że nie bardzo ją ten fakt cieszy..
- To znaczy?
- Wydaje mi się, że przez ten cały czas  miała nadzieję, że przyłapiemy go na zdradzie.. Nie wiem może mi się wydawało bo to w sumie bez sensu..
- Znam Kaśkę wystarczająco długo i wiem, że to co dla nas jest kompletnie bez sensu dla niej może mieć kluczowe znaczenie.. Porozmawiam z nią. - stwierdził po chwili namysłu.
- Powodzenia. - odpowiedziałam.
- Nie mów z pełną buzią. - upomniał mnie, a ja pokazałam mu język gdy tylko przełknęłam.
- Tomek! - usłyszałam krzyk Pauli dobiegający z salonu. - Chodź, już jest!
- Oglądamy Top Model. - wyjaśnił i wyszedł. Dokończyłam jeść naleśniki i włożyłam naczynia do zmywarki.Nie miałam ochoty oglądać tego badziewia więc postanowiłam się trochę pouczyć.
- Oglądasz z nami? - spytała Paula, gdy przechodziłam obok salonu.
- Nie.. Pouczę się. - odpowiedziałam.
- No co ty. - oburzył się Tomek. - Po takim dniu należy ci się odpoczynek. Chodź, to pierwszy odcinek nowego sezonu. Występują też modele. - dodał. Wiedział jak mnie przekonać. Usiadłam obok niego na podłodze, najpierw podkładając sobie pod tyłek poduszkę i oparłam się o kanapę na której siedział Zbyszek z Paulą. Właśnie przed "jury" stała dziewczyna o pełniejszych kształtach, a Ci dwaj mężczyźni zaczęli jej docinać.
- Jakie chamy. - powiedziałam oburzona. - Przecież ona nie jest gruba!
- Ale nie ma figury modelki. - odpowiedziała Paula.
- No i co z tego? To nie znaczy, że muszą się z niej śmiać.
- Przychodząc z taką figurą do takiego programu chyba nie spodziewała się komplementów.
- Z taką figurą czyli jaką? - zmarszczyłam brwi. - Normalna kobieta jakich pełno na ulicach.
- A modelki nie są normalnymi kobietami. - odezwał się Tomek. - Gdyby tak było każda mogłaby być modelką, a żeby nią być trzeba mieć perfekcyjną figurę.
- Chyba.. - .. trzeba wyglądać jak wieszak, dodałam w myślach bo przypomniałam sobie, że Paula siedzi tuż za mną.
- To nie znaczy, że muszą się z niej śmiać na wizji. - powiedział Zbyszek.
- Dokładnie. - przytaknęłam.
- Dobra już nieważne. - westchnął Tomek. - Oo.. Lena ktoś dla ciebie. - dodał, żeby odwrócić moją uwagę. Udało mu się bo właśnie na wybiegu stał przystojny mężczyzna z kaloryferem.
- Zdecydowanie dla mnie. - mruknęłam, patrząc na jego ładną buźkę. Nagle zaczął dzwonić mi telefon. - Weź skocz po niego. - rzuciłam nie odrywając wzroku od przystojniaka na ekranie.
- Przynieś, podaj, pozamiataj.. - westchnął, wstając.
- A mi przynieś kapcie. - odezwał się Zbyszek za co dostał poduszką. Wyszedł, a to ciacho po sesji zdjęciowej na której wyglądał bosko przeszło do kolejnego etapu.
- O cześć Sebastian. - usłyszałam głos Tomka. - Nie martw się nie jestem jej chłopakiem. Jest wolna i potrzebuje faceta więc macie moje pełne błogosławieńst..
- Tomek! - krzyknęłam i zerwałam się z podłogi. - Dawaj to! - warknęłam, wyrywając mu telefon z ręki. - Cześć. - powiedziałam już łagodniejszym tonem. - Przepraszam za niego. Nie ma swojego życia prywatnego dlatego za bardzo interesuje się moim. - dodałam, pokazując język Tomkowi.
- Nie szkodzi. - zaśmiał się. - Możesz wyjść na balkon?
- Po co? - spytałam, marszcząc brwi.
- Zobaczysz. - odpowiedział. Ruszyłam w tamtą stronę, czując na sobie spojrzenie całej trójki. Wyszłam na balkon ubrana w spodenki i bokserkę, a zderzyłam się z takim zimnem, że na ciele od razu pojawiła mi się gęsia skórka. Wyjrzałam za barierkę i zauważyłam go, stojącego na chodniku obok samochodu. - Skończyłem dyżur i pomyślałem sobie, że po tak ciężkim dniu przyda mi się odrobina przyjemności i od razu pomyślałem o tobie. - powiedział z zadartą głową do góry.
- Wow. - zaśmiałam się. - Gdy ja wracam do domu i marzę o jakiejś przyjemności to wybieram gorącą kąpiel ale cieszę się, że z nią wygrałam. - powiedziałam. - Wejdź na górę właśnie oglądamy Top model. Jak dla mnie to te modelki są przeciętne ale Tomek uważa, że mają perfekcyjną figurę.
- Nie wszystkie! - usłyszałam jego głos z salonu.
- Tak właściwie to wolałbym sobie popatrzeć tylko na ciebie i dlatego proponuje spacer. - odpowiedział, a ja czułam, że się rumienie. Ależ on bezpośredni. - Tylko się ubierz ciepło.
- Będę za 5 minut. - odparłam i się rozłączyłam. Wróciłam do salonu, gdzie cała trójka widocznie przysłuchiwała się mojej rozmowie.
- Jakie rumieńce. - zaśmiała się Paula.
- Ubierz się ciepło! - krzyknął Tomek.
- Czy ja wyglądam na dziecko? - spytałam, stając w progu. - Najpierw on teraz ty.. Brakuje tu jeszcze mojej mamy. Ubiorę się ciepło. - westchnęłam i ruszyłam do pokoju.
- Kazał ci się ciepło ubrać? Już go lubię! - usłyszałam głos Tomka i  mimowolnie przewróciłam oczami. - Nie denerwuj się po prostu się o ciebie martwimy.
- Doceniam to. - odpowiedziałam w drodze do łazienki. Związałam włosy i się pomalowałam. Przypomniał mi się mój pierwszy dzień w mieszkaniu kiedy obiecałam sobie, że nigdy nie pokażę się Zbyszkowi i Pauli bez makijażu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Zbyszek będzie widział mnie nagą, a brak makijażu nie będzie największym problemem. Ubrana w ciemne jeansy i szeroki brązowy sweter wyszłam na przedpokój.
- Tylko grzecznie. - odezwał się Tomek, szczerząc się do mnie. - Ej.. Wasze dzieci to będą mali Einsteini.. W końcu matka prawnik, ojciec lekarz..
- Jesteś głupi, to po pierwsze.. A po drugie idę na spacer, a nie robić małych geniuszy.. - odpowiedziałam, wkładając płaszcz.
- Załóż czapkę. - rozkazał.
- Nie jest aż tak zimno. - powiedziałam zbierając torebkę i klucze. - No to idę. Cześć.
- To porządny facet! Nie spieprz tego! - usłyszałam jeszcze krzyk Tomka i zamknęłam drzwi.

Sebastian stał nadal oparty o swój samochód i na mój widok uśmiechnął się szeroko.
- Twój przyjaciel wybaczy mi, że cię zabieram? - spytał, całując mnie w policzek na powitanie.
- Wydaje mi się, że cię lubi. Poza tym nie zostawiłam go samego. - odpowiedziałam. - Gdzie idziemy?
- Myślałem o spacerze ale nie znam okolicy..
- Możemy iść do parku, który jest niedaleko. - zaproponowałam.
- Prowadź. - machnął ręką w prawo, a ja z szerokim uśmiechem poszłam w lewo. - Jak ci minął dzień?
- Intensywnie. - odpowiedziałam. - Włamywałam się dzisiaj.
- Co? - spytał, zaskoczony. Zaczęłam mu opowiadać całą historię. I tak zaczęliśmy dwugodzinną rozmowę o wszystkim i o niczym. Bardzo dużo mówił o swojej pracy ale tak to już jest, gdy rozmawia się z kimś dla kogo praca to równocześnie pasja. I mimo tego, że starał się mnie nie zanudzić po pewnym czasie miałam dość słuchania o kardiologii. - Dobra.. Mnie już nawet nudzi ten temat. - zaśmiał się, a mi w duchu ulżyło, że nie będę musiała już słuchać o wadach serca.
- To jest bardzo ciekawe. - skłamałam.
- Wiem ale na prawdę nie chcę cie zanudzać. - pokręcił głową. - Wiesz co musimy przełożyć nasze spotkanie z soboty bo wypadł mi dyżur.
- Nie ma sprawy.. - odpowiedziałam szybko. - Spotkamy się w jakimś innym dniu.
- Super. - odparł z szerokim uśmiechem. - No to do zobaczenia. - powiedział i zaczął się zbliżać. O cholera. Czy on chce mnie pocałować?
- Pa. - rzuciłam, całując go w policzek. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam szybkim krokiem w stronę bloku nawet się za siebie nie oglądając.Weszłam cicho do domu, nie chcąc budzić reszty ale ku mojemu zaskoczeniu w kuchni światło nadal było włączone. Rozebrałam się i ruszyłam w tamtym kierunku bo od tej całej rozmowy zaschło mi w gardle. Tak jak się spodziewałam przy stole siedział Zbyszek ze szklanką wody.
- O cześć. - przywitałam się lekko zakłopotana. - Nie możesz spać?
- Nie. - odpowiedział smętnie. - Jak było na spacerze? - spytał, a ja wiedziałam, że dlatego miał tak ponury humor i zrobiło mi się głupio. Chociaż z drugiej strony nie miałam do tego żadnego powodu. Przecież on ma dziewczynę!
- W porządku. - powiedziałam, wzruszając ramionami. Wzięłam sobie szklankę i nalałam do niej wody mineralnej, która leżała na stole. - Paula mówiła, że jutro jedziecie do Kielc.
- Mhm. - przytaknął. - Lubisz go? - spytał, patrząc na mnie przymrużonymi oczami. O cholera.
- Jest miły, dojrzały.. - odparłam, a on się skrzywił jakby ta odpowiedź nie bardzo mu wystarczała. - Ma pasję, poczucie humoru.. - dodałam, nie wspominając o tym, że nie jest kompletnie w moim typie bo jest nudny jak flaki z olejem.
- Jesteście razem?
- A gdybym z nim była? - spytałam, patrząc na niego uważnie. Nie odpowiadał przez chwilę, a potem głośno westchnął i wstał. Obserwowałam jak wkłada szklankę do zmywarki i staje przede mną.
- To byłby cholernym szczęściarzem. - powiedział, uśmiechając się smutno. - Dobranoc.
Rzucił przez ramię i wyszedł zostawiając mnie samą w kuchni z lekko otwartą buzią. Nie chce być z Sebastianem! Chce być z tobą, durniu!

Gdy obudził mnie budzik miałam wrażenie, że w ogóle nie zmrużyłam oczu. Paula i Zbyszek jeszcze spali. I całe szczęście bo nie chciałam się teraz na niego natknąć musiałam sobie to wszystko poukładać, a to że wyjeżdża na 3 dni do Kielc na mecz jest do tego idealną okazją. W pracy jednak nie miałam na to czasu bo tonęłam w aktach. Mecenas szukał kogoś do pomocy ale chyba nie mógł znaleźć nikogo odpowiedniego. Jakby w Warszawie było mało prawników bez pracy. Nie chciałam się jednak wtrącać i robiłam to co mi kazał bo w końcu za takie pieniądze jakie dostawałam powinnam harować tutaj 12 godzin. W mieszkaniu zastałam pakującą się Paulę. Na początku się przestraszyłam, że dowiedziała się o mnie i Zbyszku, a teraz pakuje moje rzeczy. Okazało się na szczęście, że to jej ubrania bo wyjeżdża na kilka dni do Szczecina, żeby odwiedzić mamę. Byłam na prawdę ciekawa kobiety, która zgodziła się wyjść za ojca Pauli. Może chodziło o pieniądze? Albo jest taka sama jak on. Mniejsza z tym, najważniejsze, że Paula wyjeżdża, a ja będę miała kilka dni tylko dla siebie. I tak się stało. Przez kilka dni gdy tylko wracałam z pracy, wyłączałam telefon oczywiście wcześniej poinformowałam wszystkich, że chce pobyć odrobinę sama bo inaczej od razu by do mnie przybiegli i zakłócili mój odpoczynek. Poukładałam sobie wszystko i miałam ułożony w głowie plan działania. Postanowiłam, że zacznę szukać mieszkania tylko jakoś cholernie trudno mi było się za to wziąć i odkładałam to jak tylko mogłam ale ważne, że już to postanowiłam. Zbyszka miałam zamiar  traktować jak kolegę. Będę się do niego odzywać ale bez żadnych nadziei, podtekstów i co najważniejsze bez ZBLIŻANIA SIĘ DO NIEGO. Nie mogłam pozwolić na sytuację w której zostalibyśmy sam na sam bo już zdążyłam się zorientować, że to zawsze się źle kończy. Działamy na siebie jak magnesy. I to wcale nie jest przesada. To tak jakby między nami było jakieś pole magnetyczne, które powodowało, że nas do siebie ciągnie. Przynajmniej z mojej strony to przyciąganie występuje, a biorąc pod uwagę fakt, że on też nie potrafi trzymać rąk przy sobie byłam pewna, że jakieś fale do niego też dochodzą.

Sobotni dzień w pracy to był koszmar. Szef kazał mi zostać dłużej i segregować jakieś dokumenty. Nie planowałam niczego ciekawszego więc nawet się nie odezwałam, gdy mnie o to "prosił". Skończyłam dopiero o 18 i ledwo co widziałam na oczy. Kolejnym plusem wyprowadzki będzie na pewno fakt, że nie będę musiała wspinać się na czwarte piętro po tak męczącym dniu. Po dziesięciominutowym szukaniu kluczy w zbyt dużej torebce w końcu dostałam się do środka. Zaczęłam się rozbierać, marząc wyłącznie o gorącej kąpieli i śnie. Właśnie szłam do łazienki, gdy nagle usłyszałam krzyk.
- Wszystkiego najlepszego!
Przestraszona, aż podskoczyłam na dźwięk krzyku kilkunastu osób. W salonie było pełno ludzi. Kaśka, Wojtek, Tomek, Zbyszek, Kuba, Sebastian (on nie ma dzisiaj dyżuru?), mecenas, moja mama, kilka osób z roku i..
- Dziadek! - pisnęłam i rzuciłam mu się w ramiona. Boże jak ja się cieszyłam, że on tu jest! U mnie! W moim mieszkaniu!
- Skarbie, wszystkiego najlepszego. - powiedział, całując mnie w policzek i wręczając małą torebkę na prezenty. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc. Zaraz.. O cholera.
- Ja mam dzisiaj urodziny. - odezwałam się cicho.
- Wiedziałem, że zapomniała! - krzyknął Tomek. - Dawaj dwadzieścia złotych. - zwrócił się do Kuby, który z grymasem na twarzy wręczył mu pieniądze. Po chwili byłam otoczona ludźmi, którzy składali mi życzenia i dawali prezenty. Gdy wyszłam z lekkiego szoku i w końcu uwolniłam się od nich wszystkich dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego co się dzieje.
- Chwilunia. - powiedziałam tak, żeby wszyscy mnie słyszeli. - Skoro tak dużo osób było w to zamieszanych to nie mogliście mnie zająć w ciekawszy sposób, niż nadgodziny?
- Wybacz skarbie ale każdy miał przydzielone zadanie i nie starczyło osób do zajęcia ciebie. - Tomek, wzruszył przepraszająco ramionami. W tym samym momencie do pokoju weszła mama z wielkim tortem i zapalonymi świeczkami. Postawiła go przede mną, a wszyscy zaczęli śpiewać sto lat. Nienawidziłam tego momentu bo wszyscy patrzyli na mnie, a ja nie wiedziałam co robić. Czułam, że robię się czerwona jak burak i modliłam się o to, żeby jak najszybciej skończyli. Gdy po trzech bisach (Zabiję Tomka i Zbyszka) w końcu umilkli przyszedł czas na życzenie. Z doświadczenia wiedziałam, że moje życzenia urodzinowe, noworoczne, gwiazdkowe i wszystkie inne się nie spełniają dlatego też postanowiłam w ogóle się nad tym nie zastanawiać ale gdy już pochylałam się na tortem przez głowę przebiegła mi jedna myśl. Chcę być ze Zbyszkiem, pomyślałam i zdmuchnęłam dwie świeczki w kształcie cyfry 24. Może dlatego żadne poprzednie mi się nie spełniło? Trudno o spełnienie nierealnego życzenia. Dopiero teraz rozejrzałam się po salonie i byłam pewna, że to Kaśka odpowiadała za jego dekorację. Było w nim pełno balonów i serpentyn. Nie było w ogóle mebli tylko długi stół wzdłuż dwóch ścian na którym było pełno jedzenia przygotowanego pewnie przez moją mamę. Po przeciwnej stronie stał laptop do którego podłączone były głośniki, a środek salonu był zupełnie pusty i miał chyba robić za parkiet. Pokroiłam tort i wszyscy zasiedliśmy przy stole, oczywiście ja na samym szczycie jako gość honorowy. Zamarłam gdy zobaczyłam na stole alkohol. Rozejrzałam się szybko szukając mamy ale ta była całkowicie pochłonięta rozmową ze Zbyszkiem. To chyba zbyt wielkie kuszenie losu.
- Nie martw się. - szepnął Tomek, który siedział po mojej prawej stronie. - Obiecała, że nawet na niego nie spojrzy. Uwierz mi, że radzi sobie świetnie. Wiem co mówię w końcu z nią mieszkam.
- Tak szczerze to wydaje mi się, że przyjazd tutaj był najlepszym co mogliśmy dla niej zrobić. Widać, że odżyła. Tam wszystko kojarzyło jej się z tatą, a tu może zacząć wszystko od początku. Mówię ci jest coraz lepiej. - odezwał się Kuba, siedzący obok Tomka nachylając się w naszą stronę.
- Mam nadzieję. - mruknęłam nadal zaniepokojona.
- Co to za konspiracje? - spytała roześmiana Kaśka, która siedziała między Wojtkiem, a Michałem i chyba lepiej dogadywała się z tym drugim. Wszyscy popatrzyli na nas, a ja zamarłam z kawałkiem tortu przy ustach.
- Zastanawiamy się czy ktoś jeszcze mógł wpaść na pomysł włamania się do domu swojego chłopaka. - odpowiedział jej Tomek ze złośliwym uśmiechem, a ona spiorunowała go wzrokiem i już otwierała usta z zamiarem ciętej riposty ale ja byłam pierwsza.
- Pyszny ten tort. - powiedziałam.
- To prawda. - zgodził się ze mną mecenas. - Jest pani świetną kucharką. - zwrócił się do mamy, obok której siedział.
- Dziękuję. - odpowiedziała, lekko zarumieniona. Mamo! On ma żonę! Wiedziałam, że mój szef należał do przystojnych mężczyzn ale wolałam żeby mama trzymała się od niego z daleka. Tomek wziął dwa szampany i jednego podał Zbyszkowi. Oczywiście zaczęli nimi trząść i gdy w końcu otworzyli, wszyscy chowali się przed latającymi korkami. Napełnili kieliszki leżące na tacy i rozdali każdemu oczywiście, oprócz mojej mamy.
- Sto lat, sto lat. - zaczął Zbyszek, a reszta do niego dołączyła. Zabiję go. Ponownie stałam cała zarumieniona i czekałam, aż skończą. Na prawdę mogłoby się odbyć bez tego. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby oszczędzili sobie tej śpiewki. Gdy ponownie usiedliśmy Tomek już włączał muzykę i od razu podszedł do mnie z wyciągniętą ręką.
- Chodź pokażemy im jak się tańczy. - powiedział z szerokim uśmiechem. Wstałam i już po chwili wywijaliśmy razem na parkiecie do piosenki chyba zespołu Enej. Zaraz potem dołączył do nas Zbyszek z moją mamą i Wojtek z Kaśką. Popatrzyłam szybko na stół ale ku mojemu zaskoczeniu nikt nie siedział sam. Do Sebastiana dosiadł się Kuba i o czymś żywo rozmawiali, a Misiek próbował dogadać się z moim dziadkiem, który krzyczał, że przez muzykę nic nie słyszy. Jasne.. Przez muzykę, zaśmiałam się w duchu. Grupka moich znajomych z roku siedziała razem i chyba rozmawiali o Zbyszku bo co chwile, któreś z nich rzucało na niego ukradkowe spojrzenia. W sumie się im nie dziwiłam, szczególnie dziewczynom bo dzisiaj wyglądał mega seksownie. Ubrany był w czarne jeansowe spodnie i białą koszulę z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami i podwiniętymi rękawkami, a na nadgarstku miał wielki czarny zegarek, który musiał być cholernie ciężki. Tańczył z moją mamą i z czegoś się śmiali. Chyba się polubili.
- Ty to wymyśliłeś? - spytałam Tomka.
- Niezupełnie. - odpowiedział. - Stwierdziłem, że trzeba coś wymyślić, a to Paula wpadła na pomysł z przyjęciem niespodzianką. Strasznie żałowała, że jej tutaj nie będzie ale wypadło jej coś z rodziną. - wyjaśnił.
- Lubisz ją. - stwierdziłam, mrużąc oczy i wtedy przez głowę przemknęłam mi pewna myśl ale szybko ją od siebie odsunęłam.
- Jest fajna. - wzruszył ramionami, nie patrząc mi w oczy. - Sebastian to na prawdę świetny facet. Pomagał mi dzisiaj wynosić meble z salonu. Lubi cię.
- Też go lubię. - odpowiedziałam.
- Jako kolegę, czy jak kogoś z kim mogłabyś być? - spytał, unosząc brwi.
- Jest miły. - westchnęłam. - Jest ambitny, ma poczucie humoru ale.. - urwałam, nie wiedząc jak to powiedzieć.
- Ale jest zbyt porządny?
- Nie o to chodzi. - odparłam oburzona. - Po prostu nie zaiskrzyło chyba.
- Nie skreślaj go tak od razu. - powiedział, gdy piosenka się skończyła. Wróciliśmy do stołu, gdzie Tomek zaczął rozlewać wszystkim alkohol włącznie z moim młodym.
- Kuba! - krzyknęłyśmy obie z mamą, robiąc taką samą minę. Reszta widząc to wybuchnęła głośnym śmiechem. Po chwili jednak stwierdziłyśmy, że w sumie nic się nie stanie jeśli troszkę się napije. Impreza powoli się rozkręcała. Dwie kolejne piosenki tańczyłam z Kubą, który opowiadał mi o nowej szkole, a potem znalazłam się w ramionach Sebastiana.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - powiedział, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Dziękuję. - odpowiedziałam. - Słyszałam, że pomagałeś wynosić meble..
- O tak. - przytaknął. - Pracowaliśmy od rana, gdy tylko wyszłaś do pracy.
- A co z twoim dyżurem?
- Kłamałem, przepraszam.. - westchnął, udając skruszonego. - Tomek zadzwonił do mnie tego samego dnia tylko wcześniej i powiedział co planują. Przy okazji mnie zaprosił. Mam nadzieję, że się nie gniewasz..
- No co ty.. - przewróciłam oczami. O co miałabym się niby gniewać? Rozejrzałam się ponownie, nie wiedząc co powiedzieć. Obok nas Kaśka tańczyła z Miśkiem i wyglądała na dużo szczęśliwszą, niż podczas tańca z Wojtkiem. Będę musiała z nią porozmawiać. Mecenas rozmawiał przy stole z moją mamą, a ludzie z roku dopadli Zbyszka.  Gdy tylko piosenka się skończyła ruszyłam na poszukiwanie reszty i oczywiście znalazłam ich w kuchni. Kuba i Tomek siedzieli z dziadkiem rozmawiając o Warszawie.
- Za duży tu ruch! - narzekał mój dziadek. -  O Lenka.
- Nie podoba ci się Warszawa? - spytałam, siadając obok niego.
- Za tłoczno tu. - mruknął. - Nie wierzę, że masz już 24 lata! Jeszcze nie tak dawno nosiłem cię na rękach. - pokręcił głową.
- Oj teraz proszę nawet nie próbować w trosce o kręgosłup. - zaśmiał się Tomek, a ja go walnęłam.
- Cieszę się, że przyjechałeś. - powiedziałam, uśmiechając się szeroko. - Tak właściwie to jak się tutaj znalazłeś? - spytałam, marszcząc brwi. Jakoś trudno było mi sobie wyobrazić dziadka jadącego tak wiele kilometrów autobusem.
- Twój przyjaciel przyjechał po mnie dzisiaj razem z Kubą. - odpowiedział, a ja od razu przestałam się złościć na Tomka.
- Dziękuję. - zwróciłam się do niego.
- Ale to nie ja.. - pokręcił głową. - Zbyszek wpadł na pomysł, żeby przywieźć twojego dziadka. Wiedział, że się ucieszysz. - wyjaśnił, a ja zaniemówiłam.
- Pojechaliśmy dzisiaj po niego rano, a dziadek opowiedział Zbyszkowi kilka ciekawych historii, więc jak się będzie z ciebie śmiał to już wiesz dlaczego. - odezwał się Kuba.
- Dziadku! - krzyknęłam oburzona. - Co mu naopowiadałeś?
- Nic takiego. - wzruszył ramionami, rozbawiony. - Kilka historii z czasów gdy byłaś mała.
- Takich jak ta ze Skarpetką?
- Gorszych. - zaśmiał się Kuba i wyszedł z kuchni, a zaraz za nim Tomek. Popatrzyłam ponownie na dziadka, który uśmiechał się do mnie szeroko.
- Chyba mnie ktoś woła. - powiedział, wstając. Zaczęłam się śmiać. Był niemożliwy.
Po tym jak w łazience się trochę ogarnęłam bo w końcu byłam po 10 godzinach pracy wróciłam do salonu gdzie impreza trwała w najlepsze. Ktoś włączył typowe piosenki disco polo i teraz większość gości znajdowała się na parkiecie. Nawet mój dziadek wywijał z Kaśką. Dziadek był po prostu niesamowity. Jak w tym wieku można, aż tak dobrze funkcjonować? Usiadłam obok ludzi z roku, którzy byli przy stoliku i zaczęliśmy rozmawiać. Jak przystało na prawników rozmawialiśmy o nauce dopóki jeden z moich kolegów nie poprosił mnie do tańca. Gdy wróciłam na swoje miejsce dorwał mnie Tomek, który był duszą imprezy i rozlewał alkohol. Wypiłam z nim dwie kolejki, a potem poszliśmy tańczyć.
- Co to za blondynka? - spytał, wskazując lekko głową w stronę stołu.
- Ola, moja koleżanka z roku. - odpowiedziałam.
- Jest wolna?
- Nie spotyka się z nikim. - odparłam, a on uśmiechnął się zadowolony. - Tomek to na prawdę fajna dziewczyna, a nie laska na jedną noc.
- A kto powiedział, że ja chce z nią spać? - spytał oburzony. - Po prostu się z nią zapoznam, a to co się stanie później to jedna wielka niewiadoma. - dodał z szerokim uśmiechem i ruszył w jej kierunku bo piosenka właśnie się skończyła. Patrzyłam jak się do niej dosiada i proponuje napełnienie kieliszka.
- Zatańczysz ze mną zanim znów ktoś cię porwie? - usłyszałam za sobą głos Zbyszka i gdy tylko się odwróciłam spotkałam się z jego zielonymi tęczówkami.
- Pewnie. - opowiedziałam z lekkim uśmiechem. Z głośników właśnie zaczęła lecieć jakaś szybka biesiada. - Kto zajmował się playlistą?
- Tomek. - zaśmiał się i zaczęliśmy tańczyć równie szybko w rytm muzyki. Gdy dobiegła końca nieźle kręciło mi się w głowie. Zbyszek wyobracał mnie we wszystkie strony i siebie przy okazji też tylko o połowę mniej. - Tak szybko cię nie puszczę. - powiedział, nadal trzymając mnie w ramionach. Kolejna piosenka była znacznie wolniejsza i mogliśmy złapać trochę oddechu.
- Dziękuję. - odezwałam się uśmiechając nieśmiało.
- Za co?
- Za to, że przywiozłeś tutaj dziadka. - wyjaśniłam.
- Oh, nie ma sprawy. - wzruszył ramionami.
- Podobno ci coś o mnie opowiadał... - zaczęłam, a on się zaśmiał.
- Nie powiem ci nic, a nic. - pokręcił głową, a ja zrobiłam naburmuszoną minę. - Byłaś na prawdę uroczym i zabawnym dzieckiem. - stwierdził z szerokim uśmiechem.
- Wiem. - powiedziałam, a on się lekko zaśmiał.
- I nawet jedynka ci odrosła. - dodał, a ja zamarłam.
- Powiedział ci o tym jak wybiłam sobie zęba?! - spytałam przerażona, a on jedynie skinął głową rozbawiony.
- Chyba jednak nie chce wiedzieć co jeszcze ci opowiadał. - westchnęłam, kręcąc głową. - Moja mama cię polubiła.
- Wiem. - odparł, a ja się zaśmiałam. - Też ją polubiłem. Z nikim mi się tak dobrze nie tańczy jak z nią. Taniec to chyba wasz rodzinny talent. - powiedział, wskazując głową na coś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam dziadka tańczącego z moją mamą.
- Zdecydowanie. - zaśmiałam się.
Piosenka dobiegła końca, a my wróciliśmy do stołu. Impreza była na prawdę świetna i chyba wszyscy dobrze się bawili. Na pewno wszyscy się zintegrowali bo około północy spotkałam w kuchni moich znajomych z roku rozmawiających z dziadkiem o czasach komunizmu. To nic, że wszyscy byli pijani, a mojemu dziadkowi chyba lata się pomyliły bo to raczej niemożliwe, żeby Józef Piłsudski brał udział w obradach Okrągłego Stołu. Sebastiana w pewnym momencie dopadła moja mama, która chciała zrobić na nim dobre wrażenie i z zainteresowaniem słuchała, gdy szczegółowo relacjonował jej kolejne fazy przeszczepu serca. Tomek, Wojtek, Misiek i mój młody poważnie uszkodzili mi bębenki, gdy wpadli na genialny pomysł zabawy w karaoke. Szkoda tylko że brali w niej udział tylko oni i śpiewali wszyscy jednocześnie coś o witaminach i polskich dziewczynach. W pewnym momencie usiedliśmy ze Zbyszkiem jako jedyne trzeźwe osoby w tym pomieszczeniu, oczywiście z wyjątkiem mamy i postanowiliśmy się napić razem. Wszyscy zajęli się rozmową, za to my wytańczyliśmy się za wszystkie czasy i w końcu stwierdził, że tańczę lepiej, niż moja mama. Ludzie zaczęli rozchodzić się około 3. Próbowałam przekonać mamę, żeby dziadek został u mnie ale w sumie pokój Pauli był zawalony meblami z salonu i nawet nie miałby gdzie spać. Swoją drogą dziadek był w takim stanie, że chyba było mu to obojętne gdzie się położy. Współczułam mamie, że musi zajmować się trzema pijanymi mężczyznami ale na szczęście każdy z nich był na tyle zmęczony, że nawet się nie odzywali. Ludzie z uczelni okrzyknęli tę imprezę "najlepszą domówką roku". Kaśka wyszła z mieszkania boso, a kochany Wojtek niósł za nią jej buty i torebkę, choć on był w jeszcze gorszym stanie, niż ona. Mecenas stwierdził, że w poniedziałek nie otwieramy kancelarii i z okazji urodzin mam wolne. Wiedziałam, że jego żona jest dość nerwową kobietą więc nawet nie chciałam myśleć o awanturze, którą mu urządzi. Misiek wyszedł razem z nimi zapominając o Zbyszku. O cholera. Zamknęłam za nimi drzwi i zdałam sobie sprawę z tego, że w mieszkaniu zostałam sama ze Zbyszkiem. A miałam do tego nie dopuścić. 


                                                                                ~*~

Rozdział z lekkim opóźnieniem ale za to długi i raczej pogodny :) Wydaje mi się, że Lena powinna przestać planować haha :)
Kolejny około czwartku :)
Zajrzyjcie do zakładki "Bohaterowie" :)
Oglądałyście mecz Polska - Iran? Emocje niesamowite i pierwszy raz słyszałam, żeby moja mama w ciągu trzech godzin wyrzuciła z siebie tyle przekleństw haha :) Dzisiaj trzymamy kciuki jeszcze mocniej w meczu z Francją!
Miłego tygodnia!
Bardzo ale to bardzo proszę o komentarze :)

wtorek, 9 września 2014

XXIII. Gdy­by wszys­cy ludzie mówi­li ot­warcie o swoich od­czu­ciach, łat­wiej byłoby się z ni­mi do­gadać, aniżeli omi­jać się potężny­mi łukami.

Gdy wróciłam ze sklepu obładowana siatkami od razu zabrałam się za gotowanie. Tacos gotowe było po 30 minutach, a ja byłam w kompletnym proszku. Otworzyłam szafę zastanawiając się w co ubiera się na randkę w domu. Zdecydowałam się na białą koronkową sukienkę na ramiączkach z czarną kokardką w pasie. Luźna, ładna, idealna. W łazience pokręciłam włosy jeszcze bardziej, niż zwykle i właśnie kończyłam malować usta błyszczykiem, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Punktualnie. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam. Ojej. Stał przede mną ubrany w ciemne jeansy, białą koszulę z rozpiętym guzikiem pod szyją i w ciemnej marynarce. Uśmiechał się promiennie, a w rękach trzymał tuzin pomarańczowych róż i butelkę wina. Wow. Jak mogłam o nim zapomnieć?
- Nie wierzę. - powiedział z poważną miną, a ja zamarłam. O co mu chodziło? Zerknęłam za siebie ale chyba chodziło mu o mnie.
- W co? - spytałam, nie rozumiejąc. 
- Jesteś jeszcze ładniejsza, niż zapamiętałem. - odpowiedział, a ja czułam, że się rumienie. - Cześć. - przywitał się, a ja wpuściłam go do środka.
- Cześć. - odparłam, uśmiechając się szeroko. - Nakryłam już do stołu w salonie, więc zapraszam. - wskazałam na wejście.
- To dla ciebie.
- Cudowne, dziękuję. - powiedziałam, biorąc od niego kwiaty i wino. - Idealne do tacos. - dodałam, patrząc na etykietkę. - Rozgość się, a ja zaraz wracam.
- Masz bardzo ładne mieszkanie! - usłyszałam, gdy nalewałam wodę do wazonu.
- Dziękuję ale ono nie jest moje. Ja tutaj tylko wynajmuję pokój. - krzyknęłam. Wzięłam jedzenie i ruszyłam w stronę salonu.
- A gdzie twoja współlokatorka?
- Pojechała ze swoim chłopakiem po psa na lotnisko. - powiedziałam, czekając na jego reakcję. Zmarszczył brwi, myśląc chyba, że się przesłyszał. - Wraca dzisiaj z nowojorskiego spa dla psów. - dodałam, próbując się nie roześmiać.
- Jej pies był w Nowym Jorku? - spytał, śmiejąc się.
- Jest bardziej światowy, niż ja.. - wzruszyłam ramionami. - Spróbuj bo się stresuję. Dawno tego nie robiłam. - powiedziałam, wskazując na tacos. Czekałam, aż przełknie, patrząc na niego intensywnie.
- Wybrałem to zamiast pysznych kanapek z szynką... - westchnął, a ja przestałam się uśmiechać. - .. I dobrze bo oprócz świetnego towarzystwa mam nieziemsko dobre tacos. - dopowiedział, a ja westchnęłam z ulgą, a na twarz wrócił mi szeroki uśmiech. - Lubisz gotować?
- Bardzo. Szczególnie dla kogoś bo nie lubię jeść sama. - odpowiedziałam, biorąc do ust pierwszy kęs. Rzeczywiście.. Niebo w gębie.
- To już wiem dlaczego mnie zaprosiłaś.. - mruknął, udając rozczarowanie.
- Wiesz.. Po tym jak zadzwoniłam do każdego, kogo miałam w kontaktach oczywiście z wyjątkiem ciebie i po tym jak zrezygnowałam z dalszego błagania staruszka z góry, w końcu musiałam zadzwonić do ciebie.. Byłeś ostatnią deską ratunku. - powiedziałam, a on się zaśmiał.
- Chyba muszę iść podziękować staruszkowi z góry za to, że odmówił. - odparł, mrużąc oczy.
- Powinieneś. - przytaknęłam. - Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy..
- Próbuję skończyć studia. - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Dostałem się na świetne praktyki i praktycznie cały wolny czas spędzam w szpitalu. Jest świetnie. Ostatnio brałem udział w przeszczepie serca. Co prawda nie mogłem asystować ale to i tak było niesamowite.- powiedział z pasją w głosie. Kolejne wow. - I odpukać chyba się udało.
- Widziałeś jak przeszczepiają komuś serce.. - powiedziałam upijając wino. - Wow.
- Mam nadzieję, że sam kiedyś będę mógł to zrobić ale to są tylko marzenia.. - uśmiechnął się jakby sam do siebie. - A co u ciebie?
- W porównaniu do ciebie? Nudy. - zaśmiałam się lekko.
- Nie przesadzaj.. Czym byłaś tak zajęta?
- Moja mama miała pewne problemy. Potem przeprowadziła się z moim bratem do Warszawy i musiałam pomóc jej się zaaklimatyzować. Miałam dzisiaj egzamin z materiału, który lekko mówiąc sobie olałam i musiałam to wszytko nadrobić. Moją przyjaciółkę zdradził chłopak.. Chociaż.. W sumie to nie wiem czy ją zdradził ale i tak musiałam ją pocieszyć.
- To wcale nie wygląda na nudy. - uśmiechnął się. - Z mamą wszystko w porządku? Jak jej się mieszka w Warszawie?
- Zaskakująco dobrze. Sama myślałam, że będzie gorzej ale zaaklimatyzowała się tutaj lepiej, niż ja na początku. - odpowiedziałam.
- A jak ci poszedł egzamin?
- Dobrze.
- Coś więcej?
- Zdałam na 5.. - przewróciłam oczami.
- Wow.. Gratuluję.
- Dziękuję. - powiedziałam, czując, że się rumienie. - A i byłam w Tajlandii..
- W Tajlandii? - powtórzył, zaskoczony, a ja skinęłam głową. - Wow. Ty byłaś w Tajlandii, pies twojej współlokatorki w Nowym Jorku, a ja siedzę w warszawskim szpitalu. Właśnie zdałem sobie sprawę, że moje życie jest do dupy. - westchnął, kręcąc głową.
- To nie tak.. - zaśmiałam się. - Mój przyjaciel jest modelem i brał udział w pokazie w Mediolanie i...
- Nie pomagasz.. - pokręcił głową, a ja zachichotałam.
- .. i dlatego dostał bilet dla siebie i osoby towarzyszącej. Gdyby nie to, to ja siedziałabym w warszawskiej kancelarii.
- No to opowiadaj jak było.. - powiedział, patrząc na mnie z zainteresowaniem.
Zaczęłam opowiadać o tej całej niespodziance, długim locie, opalaniu, dzielnicy rozkoszy i w końcu po jego długich namowach opowiedziałam o sytuacji na pontonie. Właśnie z tego się śmialiśmy, gdy do salonu wbiegł mały york, a za nim w drzwiach pojawiła się Paula razem ze Zbyszkiem. 
- Oo.. Cześć. - przywitała się z szerokim uśmiechem. Mój gość, gdy tylko ją zobaczył od razu wstał. Dżentelmen.
- Sebastian, miło mi. - przedstawił się, wyciągając rękę.
- Paula, mi również. - odpowiedziała, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Uścisnął rękę Zbyszka, który miał minę jakby zjadł coś nieświeżego. - Cieszę się, że w końcu cię poznałam. Lena dużo o tobie mówiła. - dodała, a ja chyba pobladłam.
- Naprawdę? - spytał, zerkając na mnie z uśmiechem. Nie wiedziałam co zrobić więc zawstydzona zanurzyłam usta w winie.
- Mhm. - skinęła lekko głową. - Nie będziemy wam przeszkadzać. Zachowujcie się tak jakby nas nie było. - powiedziała, unosząc lekko ręce i wyszła, pociągając za sobą Zbyszka, który niechętnie ale wyszedł za nią.
- Miła. - odezwał się, gdy wrócił na kanapę.
- Miła, ładna, idealna. - mruknęłam, odstawiając kieliszek na stół. Widocznie on też jest nią "oczarowany". Trudno, widocznie męża muszę szukać wśród niewidomych.
- Wolę brunetki. - powiedział, a ja popatrzyłam na niego tak jakbym go pierwszy raz widziała.- Jakie masz plany na resztę tygodnia?
- Wykłady, praca, dom. - odpowiedziałam nadal będąc w lekkim szoku, że komuś spodobałam się bardziej, niż Paula.
- A co z weekendem?
- Nie mam planów jeszcze. - wzruszyłam ramionami.
- No to już masz. - powiedział, uśmiechając się szeroko. - Teraz ja cię gdzieś zaproszę.
- Gdzie? - spytałam, mrużąc oczy.
- Niespodzianka.
- Ty też mi coś ugotujesz?
- Nie. Zdążyłem cię polubić więc nie będę ryzykować, podając ci coś ugotowanego przeze mnie. - zaśmiał się. -  Nic więcej ci nie powiem. - dodał widząc, że już otwieram buzię, żeby zapytać o coś jeszcze. Zrobiłam nadąsaną minę, a on się uśmiechnął się szeroko. - Muszę się zbierać bo jutro mam dyżur. - powiedział, wstając. - Pomogę ci z tym. - zaoferował się, biorąc talerze i kieliszki.
- Nie musisz. - odparłam szybko bo wyobraziłam sobie reakcję mojej mamy gdyby widziała, że gość sprząta ze stołu.
- Ty gotowałaś to ja chociaż pozmywam. - odpowiedział stanowczo.
- Mamy zmywarkę..
- No to.. Włożę te naczynia do zmywarki. - wzruszył ramionami. Całe szczęście, że mamy tutaj nie ma. Pokręciłam głową i wzięłam jedynie butelkę wina. Ruszyłam do kuchni, gdzie siedziała reszta domowników. Otworzyłam mu zmywarkę, a on wsadził do niej naczynia, uśmiechając się dumnie.
- Zadowolony? - spytałam, śmiejąc się.
- Bardzo. - przytaknął. - Miło było cię poznać, a ciebie znów zobaczyć. - zwróciła się do Pauli i Zbyszka, którzy siedzieli przy stole.
- Wychodzisz już? - zdziwiła się.
- Niestety muszę bo jutro rano mam dyżur w szpitalu. - odpowiedział. - Do zobaczenia.
- Odprowadzę cię. - powiedziałam szybko i razem z nim ruszyłam do wyjścia. Zgarnął po drodze marynarkę i teraz staliśmy oboje przy drzwiach.
- Cieszę się, że zadzwoniłaś. - odezwał się jako pierwszy.
- Cieszę się, że przyszedłeś.
- Ja też. - odparł, uśmiechając się szeroko. - Do soboty?
- Mhm. - przytaknęłam, a on pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc. - pożegnał się, otwierając drzwi.
- Dobranoc. - powiedziałam, patrząc jak schodzi po schodach. Dopiero gdy całkowicie zniknął z mojego pola widzenia, zamknęłam drzwi. Wow. Wróciłam do kuchni i nalałam sobie wina do kieliszka. - Macie ochotę?
- Możesz mi nalać. - odpowiedziała. - Opowiadaj.
- O czym? - spytałam, podając jej kieliszek.
- O nim! - zaśmiała się. - Nie rozumiem jak mogłaś o nim zapomnieć.. Świetnie razem wyglądacie. Te kwiaty są od niego?
- Mhm. - skinęłam głową i westchnęłam, patrząc na wielki bukiet róż.
- Wiesz co oznaczają pomarańczowe róże? - spytała, podekscytowana. Pokręciłam przecząco głową. - Podziw, pożądanie i oczekiwanie. - powiedziała, szczerząc się.
- Oczekiwanie na co? - zmarszczyłam brwi, wskakując na kuchenny blat.
- Jak to na co? Na rozwój związku! On widocznie chce czegoś więcej.
- No co ty.. Po prostu kupił pomarańczowe bo mu się pewnie spodobały.. - wzruszyłam ramionami.
- Gdyby wybierał przypadkowo to kupiłby czerwone jak każdy normalny, bezmyślny facet, który nie zwraca na to uwagi. A on wcale nie wygląda na bezmyślnego. - uniosła brwi. Uśmiechnęłam się nieśmiało bo nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. - Spotkacie się jeszcze?
- W sobotę bo on w tygodniu ma praktyki w szpitalu. - odparłam, wzruszając ramionami.
- Podoba ci się?
- No.. Jest całkiem w porządku.. - mruknęłam, rumieniąc się.
- Podoba ci się! Widzę to! Wykształcony, inteligentny, przystojny.. - zaczęła wymieniać coraz bardziej podekscytowana. - W sobotę załóż tan czerwony, koronkowy komplet, który wczoraj kupiłaś. Pan kardiolog padnie na zawał jak cię w nim zobaczy..
- Ja już pójdę. Obiecałem Miśkowi, że pogadamy. - burknął Zbyszek, wstając. Cmoknął przelotnie Paulę i wyszedł.
- Nie przejmuj się nim. Od rana jest jakiś markotny.. - skrzywiła się.- Gdzie idziecie w sobotę?
- Nie wiem.. To ma być niespodzianka..
- Super. - klasnęła w dłonie. - Mówiłaś mamie?
- Gdybym jej powiedziała to już by tutaj była i wypytywała mnie kiedy ślub. - przewróciłam oczami, śmiejąc się razem z nią. 
- Twoja mama jest świetna. - stwierdziła, kończąc wino. - U mnie to tata jest bardziej opiekuńczy. Nawet chyba za bardzo.. Wiesz co ostatnio wymyślił? Kazał mi uważać na ciebie i Zbyszka. - zaśmiała się, a ja zakrztusiłam się winem.
- Co? - spytałam ze łzami w oczach, próbując dojść do siebie.
- Tak samo zareagowałam. - powiedziała, nadal się śmiejąc. - Mówiłam mu, że to niemożliwe.. To znaczy, wiesz.. Jesteś śliczna ale no.. - urwała, szukając odpowiedniego słowa. - .. nie w jego typie. - dodała, zarumieniona.  - Może obejrzymy jakiś film? Jest dopiero 21. - spytała, zanim zdążyłam otworzyć usta, żeby odpowiedzieć.
- Pewnie. - odpowiedziałam, zeskakując z blatu. Wzięłam ze sobą butelkę i kieliszek bo bez tego chyba nie dam rady przetrwać całego filmu.

Rano starałam się jak najszybciej opuścić mieszkanie. Wczoraj przez połowę filmu Paula próbowała wybrnąć z tego co powiedziała w kuchni ale im dłużej to robiła tym bardziej się pogrążała, mówiąc o wiele gorsze rzeczy. Na koniec stwierdziła, że powinnyśmy częściej spędzać razem czas, żebyśmy mogły być prawdziwymi przyjaciółkami. Nie powiem, że skakałam z radości na ten pomysł ale odmowa nie wchodziła w grę.
Była 15, a ja siedziała zawalona aktami, gdy usłyszałam dźwięk smsa. Zanim znalazłam telefon cała zawartość mojej torebki wylądowała na biurku. Dlaczego ja nie chowam komórki do tej małej kieszonki, która jest do tego przeznaczona? Na wyświetlaczu pojawia mi się wiadomość od Pauli "Wpadnij po mnie do Zbyszka gdy będziesz wracać do domu. Zaraz padnie mi telefon, więc wejdź po mnie na górę.".
- Zaprzyjaźnianie się, część pierwsza. - mruknęłam pod nosem sama do siebie. Muszę się jak najszybciej wyprowadzić. Ta cała sytuacja mnie najzwyczajniej w świecie męczy. Ile można udawać przyjaciółkę dziewczyny faceta z którym się zakochałam? Ile można udawać, że nic nie czuję do największego dupka na świecie? Wyprowadzę się i zacznę od nowa zapominając o Zbyszku. Tak.. To jest najlepsze rozwiązanie.
Podjechałam pod jego mieszkanie na Wilanowie. Przez całą drogę miałam nadzieję, że Paula będzie czekać na chodniku, a ja nie będę musiała tam wchodzić ale gdy tylko zaparkowałam straciłam wszelkie nadzieje bo oprócz staruszka z psem na smyczy nie było w pobliżu nikogo. Poprawiłam czarną spódnicę i ruszyłam w stronę klatki schodowej. Jeszcze dobrze nie dotknęłam drzwi, a już stałam twarzą w twarz ze Zbyszkiem. Musiał mnie obserwować przez okno i widzieć, że przyjechałam.
- Przyjechałam po Paulę. - powiedziałam beznamiętnie. Przepuścił mnie, a ja niechętnie weszłam do środka. Nie było nikogo. - Gdzie ona jest? - spytałam, odwracając się. Dlaczego on właśnie zamyka drzwi na klucz?
- Nie ma jej. - odpowiedział, stając na przeciwko mnie. - To ja do ciebie napisałem.
- Ale..
- Z jej telefonu bo wiedziałem, że nie przyszłabyś gdybym to ja cię o to poprosił. - wyjaśnił, a ja zamarłam. Po chwili jednak wzięłam się w garść i ruszyłam w stronę drzwi. - Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie powiesz mi o co chodzi. - powiedział, tarasując mi drogę.
- Wypuść mnie. - warknęłam.
- Nie. Powiedz mi o co chodzi. - odarł stanowczo, a ja wiedziałam, że nie odpuści.
- O nic. - mruknęłam. O! Bardzo dorośle, Stankiewicz. Patrzył na mnie z uniesionym brwiami, takim wzrokiem jakby pomyślał dokładnie to samo. Westchnęłam. - Słyszałam twoją rozmowę z Igłą. - wyrzuciłam z siebie. Nagle dotarło do mnie, że chce mu to wszystko wygarnąć. Skoro to ma być definitywny koniec to chociaż powiem mu co o nim myślę. - Na prawdę nie spodziewałam się, że jesteś takim dupkiem. Po prostu ładna Lena, serio? Masz dwa razy ładniejszą dziewczynę mądrą, ambitną, pełną życia.. Dlatego wciąż zastanawiam się po co w ogóle zawracałeś sobie mną głowę? Nie możesz wytrzymać tygodnia bez seksu? I wybrałeś mnie bo byłam pod ręką, a przy okazji jestem ładna? Boże! Nie mogę uwierzyć, że byłam taką kretynką i wierzyłam w to co mówiłeś. Jesteś skończonym dupkiem, który nie zasługuje ani na Paulę, ani na żadną inną kobietę! - krzyczałam, a on patrzył na mnie zdezorientowany. - Wiesz.. - zaczęłam bo dopiero się rozkręcałam ale nagle nie mogłam wypowiedzieć słowa bo przywarł ustami do moich ust. Próbowałam się wyrwać, odpychając go rękami ale efekt był taki sam jakby próbowała przesunąć ścianę. Nacierał na moje usta coraz bardziej, próbując zmusić je do współpracy. Dopiero gdy jedną rękę wsunął lekko pod moją bluzkę przez co czułam jego dotyk na skórze coś we mnie pękło. Wplotłam palce w jego włosy i rozchyliłam usta. On natychmiast to wykorzystał i już po chwili zatopiliśmy się w tak namiętnym pocałunku, że zaczęłam obawiać się tego, że się udusimy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo mi tego brakuje. I o dziwo, wydawało mi się, że on całuje mnie z równą desperacją. Ale dlaczego? Z wielkim trudem odepchnęłam go od siebie i zrobiłam krok w tył. - Przestań. - wydyszałam, próbowałam unormować puls. - Nie jestem twoją zabawką, którą możesz..
- Lena. - przerwał mi tak stanowczym tonem, że od razu zamilkłam. - Na prawdę myślisz, że to co powiedziałem Igle to prawda? - spytał, przeszywając mnie wzrokiem. Zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią. Dlaczego? Przecież do tej pory byłam  przekonana o tym, że to mnie okłamał. Ale przecież Paula mówiła, że nie układa im się w łóżku i dlaczego TAK mnie całował?
- Brzmiało tak jakby to była prawda. - odpowiadam, a głos lekko mi się załamuję. Cholera.Wziął głęboki oddech i ponownie na mnie popatrzył.
- Przecież powiedziałem ci całą prawdę. - odparł, patrząc na mnie.. z urazą? Cholera.
- Powiedziałeś mi dlaczego nie możesz zerwać z Paulą. - mruknęłam.
- A co jeszcze chcesz wiedzieć? - spytał, a ja zamarłam. Ta rozmowa nie przebiegała tak jak chciałam.. Zaraz... Ja jej w ogóle nie chciałam. Co miałam odpowiedzieć? Chce wiedzieć co o mnie myślisz? Tak trochę bez sensu..
- Zbyszek chodzi mi po prostu o to co powiedziałeś Igle. - westchnęłam, próbując zdobyć się na szczerość. - Trochę mnie to zabolało, że traktowałeś mnie po prostu jak ładną Lenę z którą sypiasz pod nieobecność swojej pięknej, ambitnej i pełnej życia dziewczyny. - powiedziałam, nie patrząc na niego.
- Na prawdę w to wierzysz? - spytał z takim niedowierzaniem w głosie, że aż na niego spojrzałam. Miałam totalny mętlik w głowie, a to, że przeszywał mnie tymi zielonymi tęczówkami wcale nie pomagało mi racjonalnie myśleć.
- Nie wiem. - odpowiedziałam zanim zdążyłam się nad tym zastanowić. Cholera, po raz trzeci.- W sumie to nie jest ważne. To i tak nic nie zmienia w naszej relacji..
- Zmienia i to dość dużo. Może gdy sobie to w końcu wyjaśnimy nie będziesz zabijała mnie wzrokiem za każdym razem gdy na mnie popatrzysz. - przerwał mi. Zaczęło mi się robić gorąco. Rozpięłam guziki płaszczyka i zdjęłam go przewieszając sobie przez przedramię. - Daj odwieszę. Możesz się czegoś napijesz? - podszedł do mnie biorąc ode mnie okrycie. Dopiero teraz poczułam, że zaschło mi w gardle.
- Wody. - odparłam, siadając na kanapie. Patrzyłam jak odwiesza mój płaszcz, a potem idzie do kuchni i nalewa wody do dwóch szklanek. Cholera, ręce mi się spociły. Dlaczego ja się tak stresuję? Usiadł obok mnie i podał jedną ze szklanek. Upiłam łyk i odstawiłam szybko na stół.
- Nie bardzo wiem jak ci to wytłumaczyć bo nadal jestem w szoku, że w to uwierzyłaś.. - zaczął, lekko unosząc brwi. - Musiałem coś powiedzieć Igle, żeby się odczepił. Sama rozumiesz, że rozmawianie na taki temat z Paulą za ścianą jest dość niebezpieczne. Równie dobrze to ona mogła wszystko słyszeć. - powiedział, a ja już wiedziałam, że mnie nie okłamał. Prawdę mówiąc teraz wydawało mi się, że przez cały ten czas o tym wiedziałam, a uparcie tworzyłam z niego dupka bo tak było po prostu łatwiej znieść tą całą sytuację. - Chciałbym wiedzieć dlaczego w to uwierzyłaś? Przecież mówiłem ci jak wygląda sytuacja. - nie dawał za wygraną, a ja czułam się teraz tak jakbym to ja była "tą złą".
- Brzmiałeś dość przekonująco. - odpowiedziałam cicho. - A potem zaczęłam wszystko analizować i wszystko nagle wskazywało na to, że.. - .. mnie okłamałeś, dokończyłam w myślach ale jakoś nie mogłam wypowiedzieć tego na głos. - .. było tak jak ci powiedziałam wcześniej. - wyrzuciłam z siebie. Westchnął głośno, przeczesując włosy palcami. Tracił cierpliwość?
- Będę z tobą teraz szczery..
- Myślałam, że cały czas jesteś. - przerwałam mu, marszcząc brwi.
- Jestem ale posłuchaj co chcę ci powiedzieć. - odpowiedział, przewracając oczami. - Dość trudno spławić Igłę, a ja musiałem wymyślić coś na poczekaniu co w moim przypadku nie jest łatwe. Zakładam, że brzmiałem tak przekonująco bo to co mówiłem o Pauli odnosiło się do ciebie. - powiedział, patrząc mi w oczy, a ja szybko próbowałam  przypomnieć sobie co dokładnie mówił. Za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć nic oprócz tego, że jestem mądra, ambitna i pełna życia. Patrzył na mnie tak jakby na coś czekał, a ja nie miałam bladego pojęcia na co. Może na to, żebym w końcu się odezwała?
- To znaczy.. - zaczęłam, próbując zebrać myśli.
- To znaczy, że wszystko co wtedy mówiłem odnosiło się do ciebie. - powiedział stanowczo, nadal tak na mnie patrząc. Czułam, że czeka aż coś do mnie dotrze. Ale co?! - Wierzysz mi? - spytał. Popatrzyłam na niego, a on nadal patrzył mi prosto w oczy.
- Tak. - odpowiedziałam cicho.
- Mogę teraz to ja ci zadać pytanie?
Nie odpowiedziałam tylko skinęłam lekko głową, przełykając głośno ślinę.. chyba ze stresu.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? Dlaczego zachowywałaś się w ten sposób i nie pisnęłaś nawet słówka dlaczego się tak zachowujesz? Gdybym nie zamknął cię w tym mieszkaniu ciągle byś na mnie warczała i patrzyła jak na karalucha. - jego głosie słychać było oskarżenie, a ja wiedziałam do czego pije. Nie chciał odpowiedzi bo dobrze ją znał i domyślałam się, że chciał po prostu usłyszeć to ode mnie.
- Tak było mi łatwiej. - szepnęłam bo jakoś nie chciały mi te słowa przejść przez gardło.
- Tak myślałem. - odpowiedział z satysfakcją, co mnie rozdrażniło. - Wolałaś mnie znienawidzić..
- A myślisz, że tak łatwo jest patrzeć na ciebie i Paulę za każdym razem gdy wyjdę z pokoju? A może łatwiej jest wybierać dla niej gorset w którym ci się spodoba? Wcale nie jest łatwo! - warknęłam. Cóż.. Potrzebę obrony miałam chyba we krwi. Zbyszek patrzył na mnie tak jakby w ogóle nie przejął się tym, że na niego krzyczę. Hmm.. W sumie nic dziwnego, że krzyk takiej małej istotki w stosunku do niego nie robił na nim żadnego wrażenia. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
- Lena przecież wiesz, że nie chciałem takiej sytuacji i wiem dobrze jak się czujesz. Czułem się dokładnie tak samo widząc cię wczoraj z Sebastianem. - odpowiedział spokojnie jakby mówił do kogoś kogo trzeba uspokoić. Podziałało. -  Wiem, że ta cała sytuacja wyniknęła z mojego powodu i nawet nie wiesz jak źle się z tym czuję. Nie chcę jednak, żeby między nami było coś nie tak. Serio odkąd zaczęłaś się tak zachowywać w ogóle nie mogłem się na niczym skoncentrować bo ciągle myślałem o tym co zrobiłem nie tak. Oczywiście oprócz tego co oczywiste.
- Przepraszam. - powiedziałam. - Zachowywałam się głupio. Jesteśmy dorośli, a ta sytuacja jest trudna zarówno dla mnie jak i dla ciebie.  Ale nie martw się już niedługo nie będziemy mieć takich problemów bo dzisiaj mam zamiar zacząć szukać mieszkania. 
- Zostałabyś, gdybym obiecał, że ograniczę wizyty w waszym mieszkaniu?
- Zbyszek Paula chce się ze mną zaprzyjaźniać, a dość głupio czuję się z myślą, że spałam z jej chłopakiem. Jak widzisz nie chodzi tutaj tylko o twoje odwiedziny bo one.. - urwałam na chwilę i westchnęłam. Muszę być szczera. - Lubię gdy jesteś blisko. - wyznałam prawie szeptem, a on popatrzył na mnie z taką czułością, że aż zamarłam. Tak cholernie chciałam go pocałować ale wiedziałam, że nie mogę.. Nie mogę.. Stankiewicz, nie rób tego.. Widocznie chęć kontaktu z nim była silniejsza. Położyłam dłoń na jego policzku i poczułam kilkudniowy zarost, który drażnił receptory mojej dłoni. Zbliżałam się do niego powoli nie odrywając wzroku od jego zielonych tęczówek, a gdy byłam już bardzo blisko przeniosłam go na pełne, seksowne usta, które wyczekiwały moich, lekko rozchylone. Musnęłam je delikatnie, a on odpowiedział mi tym samym. Prawie się nie stykały ale nasz pocałunek był tak zmysłowy, że mrowiło mnie całe ciało. Chciałam więcej.  Wplotłam palce w jego włosy, przygryzając mu dolną wargę. Jęknął cicho i zanim się obejrzałam już siedziałam okrakiem na jego kolanach. Zaczęliśmy całować się tak jak wcześniej. Tak, jakby od tego zależało nasze życie. Jednym, mocnym szarpnięciem odsłonił moje piersi, powodując to, że kilka pierwszych guzików rozsypało się na podłodze. Poczułam jego usta na szyi. Tak bardzo brakowało mi tego dotyku. Próbowałam złapać oddech, gdy on zsuwał się coraz niżej. Nagle usłyszałam, że drzwi się otwierają i ktoś wchodzi do mieszkania.
- Sorry! - krzyknął Misiek, odwracając się. - Nic nie widziałem. Ja już sobie idę.
- Nie, nie. - odpowiedziałam szybko, niezdarnie schodząc z kolan Zbyszka. Próbowałam ogarnąć bluzkę ale bez guzików było to niemożliwe. Podbiegłam do wieszaka i szybko nałożyłam płaszcz. - To ja już właśnie wychodziłam.. To znaczy miałam taki zamiar. - powiedziałam, speszona. - Cześć. - otworzyłam drzwi i zdałam sobie sprawę z tego, że nie wzięłam torebki. Wróciłam się szybko, rzucając Zbyszkowi podenerwowane spojrzenie, a on wyglądał tak jakby jego współlokator nie nakrył nas właśnie w niezręcznej sytuacji. Z torebką w ręce prawie wybiegłam z ich mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
Wchodziłam po schodach do swojego mieszkania dużo wolniej, niż zwykle i to nie ze względu na zmęczenie tylko ze względu na natłok myśli, które kłębiły się w mojej głowie. Próbowałam sobie przypomnieć co dokładnie mówił Igle bo wydawało mi się, że powiedział coś ważnego i dlatego patrzył na mnie tak wyczekująco.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam, gdy w połowie schodów przede mną stanęła Kaśka. Ubrana była cała na czarno. Wyglądała jak włamywacz i gdybym jej nie znała pewnie za kogoś takiego bym ją wzięła.
- Jak dobrze, że jesteś! Potrzebuję twojej pomocy..

Weszłam do domu cała obolała. Przyjaźń z Kaśką jest strasznie bolesna. Właśnie zdejmowałam buty, opierając się o szafkę, gdy poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że nade mną stoi Tomek, a z nim Paula i Zbyszek.
- Gdzie byłaś i dlaczego wyglądasz jak włamywacz? - spytał, patrząc na mnie z lekkim przerażeniem.


                                                                                  ~*~

Jak myślicie co robiły dziewczyny? Ciekawa jestem Waszych teorii :) Sprawa ze Zbyszkiem wyjaśniona.. Chociaż nie wiem czy jest lepiej czy gorzej.. Przypadł Wam Sebastian do gustu? Bo ja go chyba lubię :)

Następny około soboty.. :)
Bardzo proszę o komentarze. :)
Miłego tygodnia!