wtorek, 2 grudnia 2014

EPILOG.

Próbowałam wytrzymać przeszywający wzrok Zbyszka ale patrzył na mnie z takim wyrzutem, że nie mogłam spojrzeć mu w oczy.
- Obiecałam Kaśce, że nikomu nie powiem.. - odpowiedziałam, wbijając wzrok w dłonie.
- To prawda. - przytaknęła moja współlokatorka, biorąc głęboki oddech.
- A nie sądzicie, że powinnyście w to wtajemniczyć przynajmniej jedną osobę? - spytał, unosząc brwi.
- Teraz będę widocznie musiała. - westchnęła Kaśka, rozpinając guziki płaszcza.
- Musiała? Przecież on jest ojcem! - odparł Zbyszek, wyrzucając ręce w powietrze. Widocznie nie mieściło mu się w głowie to, jak Kaśka mogła nie brać tej opcji pod uwagę. W sumie miał do tego prawo.
- A ja jestem matką. - odpowiedziała spokojnie, a ja zaczęłam ją podziwiać, że złość Zbyszka nawet jej nie poruszyła. - Porozmawiam z nim, ok? - uniosła brwi, patrząc na niego ze stoickim spokojem. Wziął głęboki oddech i skinął głową, a ona weszła do swojego pokoju. Przeniósł wzrok na mnie, a ja zamarłam.
- Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć? - spytał, a ja poczułam, że fala gorąca zalewa moje ciało.
- Obiecałam Kaśce, że nic nie powiem. Miałam nadzieję, że pojedzie do rodziców, przemyśli to wszystko i po powrocie powie o wszystkim Michałowi.
- Jeśli chcemy, żeby nam wyszło musimy być ze sobą szczerzy...
- Zbyszek, a jeśli to ciebie poprosiłby Michał, żebyś coś zatrzymał w tajemnicy to powiedziałbyś mi?
- Gdyby chodziło o coś tak poważnego to pewnie próbowałbym przekonać go, żeby nie robił z tego tajemnicy. - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- A myślisz, że nie próbowałam jej przekonać? - zmarszczyłam brwi i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Wiem, że próbowałaś. - westchnął i mnie przytulił. - Nie chce się kłócić.. Nie teraz gdy w końcu jesteśmy razem i przysięgam, że nie pozwolę, żeby to kiedykolwiek się skończyło. - powiedział, całując mnie mnie w czoło i po prostu miażdżąc w ramionach.

... I nie pozwolił. Już rok później Lena i Zbyszek wzięli cudowny, skromny ślub. Lena założyła własną kancelarię, a Zbyszek doprowadził w następnym roku warszawski zespół do Mistrzostwa. Misiek, gdy wyszedł już z lekkiego szoku zaakceptował fakt, że będzie ojcem. Niestety, mimo prób nie udało mu się stworzyć trwałego związku z Kaśką. Tomek związał się z Paulą, lecz od czasu do czasu spotyka się z Leną, choć ich przyjaźń już nigdy nie wyglądała tak samo.

                                                                                         ~*~

No cóż.. Chciałabym napisać coś miłego ale po przeczytaniu ostatnich komentarzy nawet nie mam na to ochoty. Wiem, że długo nie dodawałam rozdziału ale może zaskoczę wszystkich ANONIMOWYCH czytelników ale też mam własne życie, które nie kręci się jedynie wokół bloga. Jest mi po prostu przykro, czytając komentarze typu "Jaja sobie robisz czy co?". Trudno.
Dziękuję i przepraszam wszystkich tych, którzy czekali i nie pokusili się o tego typu komentarze. Na prawdę dziękuję.
Następnego opowiadania niestety nie będzie.. Może to przez te komentarze, może po prostu się wypaliłam ale niestety nie mam już nawet na to ochoty.
Dziękuję szczególnie lupo_lupo, Rilla, Rose, Wikusia08 i wszystkim innym, którzy tu byli a nie zapamiętałam ich nicków :) Na prawdę cudownie mi się dla Was pisało. :)
Co prawda inaczej wyobrażałam sobie zakończenie ale widocznie tak musiało być.
Pozdrawiam. :)
LR.

wtorek, 11 listopada 2014

XXXI. Kiedy praw­da w końcu wyj­dzie na jaw, je­dyne co po­zos­ta­je to przyjąć ją w całości.

- Paula.. - zaczął powoli, patrząc na moją byłą współlokatorkę, która stała obok kanapy i patrzyła na nas twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu. - To nie tak jak myślisz.. - powiedział, a ja jęknęłam w duchu. Przecież jest dokładnie tak jak myśli. Ona chyba pomyślała o tym samym bo na jej twarzy w końcu pojawiły się jakieś emocje. Tak jak się spodziewałam, żadnych pozytywnych na niej nie było.
- A jak jest? - spytała, drżącym głosem, a ja zaczęłam się modlić, żeby tylko się nie rozpłakała. Wbiłam wzrok w kanapę, choć wiedziałam, że powinnam mu pomóc w końcu byłam tak samo winna ale byłam zbyt wielkim tchórzem, żeby spojrzeć jej w oczy, a co dopiero, żeby się odezwać.
- Mieliśmy ci powiedzieć, gdy wrócisz. Wiem, że nie ma na to żadnego wytłumaczenia..
- Wytłumaczenia?! - krzyknęła. - Mój chłopak zdradził mnie z moją byłą współlokatorką, którą uważałam za przyjaciółkę. - powiedziała, a ja nie musiałam jej widzieć, żeby wiedzieć, że zaczyna płakać. - Od kiedy to trwa? - spytała, a ja ponownie zamarłam, zastanawiając się czy powie jej prawdę.
- Jakiś czas.. - mruknął, chyba zdając sobie sprawę z tego, że nasz zw.. nasza relacja trwa prawie odkąd się wprowadziłam i niekoniecznie chce jej o tym mówić. 
- Jakiś czas.. - powtórzyła, pociągając nosem. Chyba zdała sobie sprawę, że musiało to trwać dość długo.
- Paula to nie było tak.. My nie spotykaliśmy się regularnie. Zrozum, że my się kochamy.. - próbował ją przekonać, a ja zdobyłam się na odwagę, żeby na nią popatrzyć. Wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście, a ja poczułam, że robi mi się niedobrze. Wszystko przeze mnie.
- Sebastian o tym wie? - spytała, patrząc na mnie, a ja jedynie pokręciłam przecząco głową. - Tak myślałam. Oszukaliście mnie oboje i.. - urwała, obrzucając nas pogardliwym spojrzeniem. - Nawet nie chce mi się na was patrzeć bo się was brzydzę.. - pokręciła głową i biorąc wcześniej głęboki oddech, wyszła szybkim krokiem z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami. Staliśmy przez chwile w milczeniu, nie bardzo wiedząc co robić.
- Miała klucze do mojego mieszkania.. - odezwał się w końcu. - Pewnie chciała zrobić mi niespodziankę..
- I jej się udało. - mruknęłam. - Wiesz co ja chyba pojadę do siebie..
- Co? Dlaczego? - spytał zaskoczony. - Lena wiem, że ta cała sytuacja jest okropna ale nie pozwól, żeby to zniszczyło wszystko to co jest między nami.. - doskoczył do mnie przerażony jakby tym, że teraz ja wyjdę trzaskając drzwiami. Nie miałam takiego zamiaru. Ja po prostu chciałam zostać teraz sama. W sumie nie wiedziałam nawet dlaczego.. Po prostu tego potrzebowałam.
- Zbyszek chce po prostu zostać sama.. Czuję się okropnie i na prawdę potrzebuję trochę czasu, żeby się z tym oswoić. - powiedziałam jakby do siebie, a nie do niego.
- Ale nie rezygnujesz z nas? - spytał szybko, chcąc się upewnić. Popatrzyłam w jego zielone tęczówki, w których krył się strach i mimo wszystko byłam szczęśliwa, że teraz możemy być razem. Tylko czy nie mogłoby się to odbyć bez ranienia innych osób?
- Oczywiście, że nie.. - westchnęłam i wtuliłam się w jego ramiona.
- Spróbuje porozmawiać z Paulą. - powiedział, całując mnie we włosy. - Wszystko będzie dobrze, obiecuje.
- Odezwę się. - mruknęłam, podnosząc torebkę z podłogi, którą nieświadomie upuściłam.
- Na pewno nie zostaniesz? Możemy coś obejrzeć.. - zaczął ponownie ale widząc moją minę zaraz odpuścił. - Odwiozę cię przynajmniej..
- Nie, pojadę taksówką.. - powiedziałam szybko i otworzyłam drzwi. - Na razie. - pożegnałam się i zamknęłam za sobą drzwi.

Dotarłam do mieszkania dopiero po godzinie bo utknęłam w tak wielkim korku, że na poważnie myślałam o przejściu tych kilkunastu kilometrów piechotą. W sumie miałam czas, żeby się nad tym wszystkim zastanowić i na końcu mojego długiego wewnętrznego monologu doszłam do wniosku, że nie ma się nad czym zastanawiać. Narozrabiałam i teraz musiałam ponieść wszelkie konsekwencje z tym związane. Nie cofnę czasu, a płakać nad rozlanym mlekiem też nie ma co. Poza tym gdzieś głęboko w środku się cieszyłam, że w końcu nie będziemy musieli się ukrywać. Ale Paula.. Nie zasługiwała na to.. Nie zrobiła nic, co mogłoby zmniejszyć moje wyrzuty sumienia. Czułam się jak ostatnia świnia, a przed oczami cały czas miałam obraz jej stojącej na przeciwko i zalanej łzami... Przeze mnie. Teraz tylko błagałam Boga, żeby zesłał jej jak najszybciej faceta, tego jedynego. Wiem, że to nic nie naprawi ale chociaż nie będzie cierpieć.
Weszłam do mieszkania, a mój telefon zaczął wibrować. Nie chciałam z nikim teraz rozmawiać, a gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię mojego wciąż chłopaka rzuciłam telefon na łóżko i zamknęłam drzwi do pokoju. Może Paula do niego dzwoniła i teraz chce się dowiedzieć czy to prawda? W sumie to nawet byłoby lepiej. Nie musiałabym mu się tłumaczyć. Stankiewicz, ale z ciebie tchórz! Zasługiwał na wyjaśnienia, a tym bardziej na przeprosiny. Wystarczy, że Paula przeżyła niemiłą niespodziankę. Wróciłam do pokoju i odebrałam telefon, który wciąż wibrował.
- Słucham. - odezwałam się cicho.
- Cześć. - przywitał się chłodno. Jednak wie. - Dlaczego nie odbierałaś?
- Miałam wyciszony telefon i nie słyszałam. - skłamałam. Tchórz!!!
- Dzwoniła do mnie Paula. - zaczął, a ja zamknęłam oczy. - Mówiła, że..
- Wiem co mówiła. - przerwałam mu.
- To prawda? - spytał, lekko zachrypniętym głosem, a ja zaczęłam się zastanawiać czy on przypadkiem nie zacznie płakać. Cholera.
- Tak. - mruknęłam i westchnęłam. - Sebastian przepraszam..
- Kochasz go? - spytał, a mnie zatkało. Spodziewałam się awantury. Może to dopiero miał być początek.
- Tak. - odpowiedziałam, a pewność w moim głosie mnie samą zaskoczyła.
- Nie powiem, że się tego nie domyślałem.. - westchnął, a ja zmarszczyłam brwi.
- Domyślałeś się?
- Lena, widziałem jak na niego patrzysz, a on na ciebie. Na mnie tak nigdy nie popatrzyłaś, a sam fakt, że zwlekałaś z pocałunkiem bo już o czymś więcej nie wspomnę, dał mi wiele do myślenia. Jest mi tylko przykro, że mi o tym nie powiedziałaś...
- Chciałam ci powiedzieć, gdy wrócisz z Zakopanego.. - powiedziałam. - Przepraszam..
- Jesteś pewna?
- Czego?
- Tego, że go kochasz.. I tego, że on na ciebie zasługuje. W końcu zdradzał swoją dziewczynę. Skąd wiesz, że ciebie też nie zdradzi? - spytał, a ja poczułam, że podnosi mi się ciśnienie.
- Zbyszek by mnie nie zdradził. - powiedziałam stanowczo.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem! - odparłam, prawie krzycząc.
- Lena ja po prostu nie chcę, żebyś cierpiała. - westchnął.
- Wiem i dziękuję, że się o mnie martwisz.. Tym bardziej po tym co zrobiłam.. Sebastian strasznie mi..
- Daj spokój. - przerwał mi ponownie. - Stało się. Cóż.. Nie bardzo wiem co mam powiedzieć bo pierwszy raz mam taką sytuację ale.. życzę ci szczęścia. Ze Zbyszkiem, czy bez ale życzę ci szczęścia. Uważaj na siebie. - powiedział i się rozłączył, a ja poczułam się jeszcze gorzej. Słychać było, że go zraniłam, a i tak zachował się w taki sposób! Chyba wolałabym, żeby na mnie nakrzyczał i wyzwał od jakich tylko. Tak, wtedy czułabym się zdecydowanie lepiej. Nie zasługiwał na to co mu zrobiłam... Potrzebuję alkoholu.

Lodówka świeciła pustkami, więc zmuszona byłam iść na małe zakupy. Dosłownie małe bo kupiłam tylko dwie butelki wina i chipsy.. no i lody. Byłam załamana, przygnębiona i zdołowana, więc należało mi się na poprawę humoru. Kończyłam właśnie pierwszą butelkę, oglądając jakiś durny serial na polsacie, gdy usłyszałam dźwięk smsa. Po pięciu minutach zastanawiania się czy go przeczytać, czy nie w końcu stwierdziłam, że i tak go kiedyś przeczytam więc czemu nie zrobić tego teraz? Niechętnie się podniosłam i zauważyłam imię Zbyszka.
"Wszystko w porządku?"
"Nic nie jest w porządku. Rozmawiałam z Sebastianem."
"Mam nadzieję, że na Ciebie nie krzyczał..."
"Nie ale chyba właśnie to mnie na prawdę dobiło. Wolałabym, żeby krzyczał. Zbyszek.. My ich na prawdę zraniliśmy."
"Wiem.. Też się z tym źle czuję. Chcesz się ze mną spotkać? Mogę do Ciebie przyjechać."
"Nie dzisiaj. Chce pobyć sama. Odezwę się jutro, dobranoc."
"Wszystko będzie dobrze, maleńka. Spróbuj zasnąć, dobranoc. A tak w ogóle to Cię kocham."
"Tak w ogóle to ja Ciebie trochę też."
"Trochę??"
"Troszeczkę."
"Auć."
"Dobranoc."
"Słodkich snów."


Obudziłam się następnego dnia z okropnym bólem głowy. Wypicie dwóch butelek wina na pewno nie było konieczne, a spowodowało kaca przez którego będę cierpieć cały dzień. Zrobiłam sobie turban na głowie i wyszłam do kuchni, gdzie woda na kawę była już gotowa. Właśnie ją zalałam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Przekonana o tym, że to Zbyszek dłużej nie wytrzymał i przyjechał bez zapowiedzi poszłam otworzyć i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Tomka.
- Nie jesteś u rodziców? - spytałam, przepuszczając go w drzwiach. - Miałeś wrócić dzień przed Sylwestrem.
- Dzwoniła do mnie Paula i postanowiłem wrócić wcześniej. - odpowiedział, stając w przedpokoju. Paula? Wciągnęłam głośno powietrze, czekając na jego reakcję. - Lena...
- Wiem. - przerwałam mu. - Zaraz mnie opieprzysz za to jak mogę być taka głupia i o to, że Zbyszek nie jest facetem dla mnie ale kocham go i nic na to nie poradzę.
- Mnie zastanawia jedynie fakt jak mogłaś zrobić coś takiego Pauli? Wiesz w jakim ona jest stanie?
- Domyślam się..
- Domyślasz się? Rany, Lena.. - westchnął, unosząc lekko ręce i zaraz je opuszczając. - Rozumiem.. Kochacie się i super ale czy ten dupek nie mógł zerwać z Paulą najpierw zamiast ją oszukiwać?
- To skomplikowane. - mruknęłam.
- Tu nie ma nic skomplikowanego. Po prostu jest jednym, wielkim tchórzem, który rozkochał ciebie i grał sobie na dwa fronty. Zastanawia mnie tylko jak mógł tak bardzo zawrócić ci w głowie, że nie zwróciłaś uwagi na to jak bardzo ranicie inne osoby. - powiedział patrząc mi prosto w oczy, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemie.
- Nawet nie wiesz jak mi jest.. - zaczęłam, chcąc się usprawiedliwić ale ponownie mi przerwał, kręcąc głową.
- Przykro? Wyobraź sobie co czuje Paula. Wygląda jak jedno wielkie nieszczęście. Nie wiem jak mogłaś..
- Taki trochę z ciebie hipokryta.. - zmarszczyłam brwi. - Nie pamiętasz co mi powiedziałeś, gdy byłeś w Mediolanie z Paulą? Może ci przypomnę.. Sam powiedziałeś, żebym się bawiła i przestała ciągle myśleć o innych i zaczęła myśleć o sobie.. A teraz co?
- Wtedy jeszcze nie znałem Pauli. Na prawdę nie zasługiwała na to co jej zrobiliście.
- Wiem. Wiem, że mogliśmy jej powiedzieć ale są sprawy o których nie wiesz..
- O tym, że Bartman bał się o klub? Wiem. Dzwonił do Pauli i może nie powiedział jej tego wprost ale sama to wywnioskowała. Jeśli też się o to boisz to nie ma takiej potrzeby. Paula nie jest egoistyczną suką, której wisi los klubu i obiecała przekonać ojca, żeby nie zrywał kontraktu z klubem. Tak więc jeśli o to się martwiliście to już nie musicie. A co do sylwestra u mnie to w tej sytuacji sama rozumiesz, że skoro będzie Paula... - urwał, a ja uniosłam brwi. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
- Mam rozumieć, że to koniec naszej przyjaźni? - spytałam, a serce podeszło mi do gardła.
- Nie ale sama rozumiesz, że gdybyście pojawili się tam ze Zbyszkiem to byłoby to dość niezręczne, a i tak wystarczająco długo musiałem przekonywać Paulę, żeby się pojawiła.
- Na jedno wychodzi. - mruknęłam, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie wybrał ją, a nie mnie. - To wszystko co chciałeś mi powiedzieć?
- W sumie tak. - odpowiedział, wzruszając ramionami.
- No to cześć. - odparłam, otwierając mu drzwi, w których stał Zbyszek z uniesioną ręką tak, jakby właśnie zamierzał pukać.
- Cześć. - przywitał się, patrząc na nas. - Przeszkadzam?
- Nie. Ja właśnie wychodziłem. - odparł Tomek, patrząc na niego jak na wielkiego, obślizgłego karalucha, którym się brzydził. Minęli się w progu i zanim zdążyłam zarejestrować co się dzieje Zbyszek leżał już na podłodze w przedpokoju trzymając się za nos z którego krew lała się strumieniem.
- Tomek! - krzyknęłam, przerażona.
- To za Paulę. - powiedział, patrząc na Zbyszka z góry po czym odwrócił się i odszedł.
- Wszystko w porządku? - spytałam, gdy podnosił się z ziemi. Dość głupie pytanie skoro całą twarz miał umazaną we krwi ale byłam w takim szoku, że ono pierwsze przyszło mi do głowy.
- Tak, tak. - odpowiedział. - Potrzebny mi jakiś ręcznik.
- Chodź.
Pociągnęłam go za rękę w stronę łazienki. Usiadł na brzegu wanny, a ja namoczyłam ręcznik i przyłożyłam mu go do nosa.
- Całe szczęście, że nie jest złamany.. - westchnęłam. - Przepraszam za niego.. Widocznie polubili się z Paulą..
- Zasłużyłem. - odpowiedział, lekko się krzywiąc, gdy przycisnęłam ręcznik odrobinę mocniej.
- Podobno rozmawiałeś z Paulą..
- Tak. Chciałem ją przeprosić.. Zapytała dlaczego jej nie powiedziałem o tym. Uznałem, że zasługuje, choć na odrobinę szczerości i powiedziałem jej o klubie. Zareagowała inaczej niż się spodziewałem.. Myślałem, że będzie chciała zemsty lub coś..
- Szczerze? Chyba lepiej bym się czuła, gdyby się zemściła. To, że nie zrobiła nic jest kolejnym dowodem na to, że nie zasługiwała na to co jej zrobiliśmy. - jęknęłam, zamykając oczy. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Lena! Musimy porozmawiać! - krzyknęła Kaśka, a ja wiedziałam, że ona też już wie. Zastanawiałam się tylko skąd.
- Idę. - odpowiedziałam, podając Zbyszkowi ręcznik. - Poczekaj tutaj.
- Dobra.. Może ja jestem w ciąży z Michałem ale z tego co widzę to ty święta też nie jesteś.. - powiedziała, kręcąc głową, gdy tylko wyszłam z łazienki.
- Co? - usłyszałam głos Zbyszka. Cholera. - Jesteś w ciąży z Miśkiem? - spytał, pojawiając się nagle obok mnie. - Wiedziałaś o tym i mi nic nie powiedziałaś? - zwrócił się do mnie, gdy Kaśka nie odpowiadała, mając jedynie przerażenie wypisane na twarzy. No to po mnie.

niedziela, 26 października 2014

XXX. Prawdę można wyz­nać będąc przy­goto­wanym, al­bo zwle­kać z tym, aż sa­ma nieo­cze­kiwa­nie wyj­dzie na jaw, w naj­mniej od­po­wied­nim momencie.

Obudził mnie cudowny zapach kawy. Otworzyłam oczy i zauważyłam Zbyszka siadającego na łóżku obok mnie z wielką tacą. Był w samych bokserkach, a na dodatek przynosił mi jedzenie. Chyba umarłam i jestem w niebie.
- Dzień dobry. - powiedział po czym nachylił się i pocałował mnie lekko w usta. Smakował miętową pastą do zębów. - Nie wiedziałem co lubisz jeść w bożonarodzeniowy poranek więc zrobiłem wszystko.
Popatrzyłam na tacę i rzeczywiście było na niej mnóstwo jedzenia od naleśników, przez kanapki po jajka przyrządzone na każdy możliwy sposób. Do tego filiżanka kawy, woda i sok pomarańczowy.
- Miałam ochotę na herbatę.. - odezwałam się, lekko się krzywiąc.
- Zaraz będzie. - odparł, podnosząc się. Złapałam go szybko za rękę.
- Żartowałam. - westchnęłam, rozpływając się nad tym wszystkim i nie chodziło mi tylko o jedzenie. - Wystarczyłyby kanapki.. Będziesz musiał mi pomóc to wszystko zjeść.
- Z chęcią. - powiedział i rozsiadł się wygodnie obok mnie. - Dzwoniła twoja mama. - poinformował mnie, gdy przełknął kolejną porcję jajecznicy.
- Cholera.. - jęknęłam. Wczoraj tak bardzo śpieszyliśmy się do łóżka, że kompletnie zapomniałam do niej zadzwonić. - I co jej powiedziałeś?
- Prawdę. - wzruszył ramionami, a ja popatrzyłam na niego przerażona. - Powiedziałem, że zostałaś u mnie na noc.. Skłamałem tylko z tym, że zasnęłaś gdy oglądaliśmy razem film. Uznałem, że woli usłyszeć taką wersję, niż tą prawdziwą.
- Zdecydowanie. - mruknęłam, upijając łyk kawy.
- Uwierzyła bez problemu bo podobno masz świra na punkcie Kevina samego w domu. Nawet nie musiałem się wysilać, żeby wymyślać film. Od razu stwierdziła, że w Wigilię nie mogłaś oglądać nic innego. Na prawdę oglądasz go co roku? - spytał, wyraźnie zdumiony.
- A ty nie? - zmarszczyłam brwi. - To przecież klasyka. Nie wyobrażam sobie świąt bez Kevina.
- Oglądałem go ale już mi się znudził. Poza tym wolałem, gdy był w Nowym Jorku.
- O nie.. Sam w domu jest zdecydowanie lepszy. Druga część jest zbyt naciągnięta. To  nieprawdopodobne, że akurat poleciał do Nowego Jorku, gdzie byli oni i że spotkali się na ulicy. Ja rozumiem, że musieli się spotkać ale mogli postarać się o coś bardziej prawdopodobnego. Poza tym ile osób wsiada do złego samolotu? Trzeba mieć wyjątkowego pecha. - stwierdziłam oburzona i już otwierałam usta, żeby mówić dalej ale przerwał mi pocałunkiem.
- Uwielbiam cię. - wymruczał tuż przy moich ustach. Przejechał zmysłowo językiem po moich ustach, które mimowolnie rozchyliłam. Wplotłam palce w jego włosy zaciskając je mocno i dołączyłam do zmysłowego tańca naszych języków.
- Idziemy się kąpać? - spytałam, odsuwając się od niego, żeby zaczerpnąć oddechu.
- Naleje wody do wanny. - odpowiedział z takim uśmiechem, że od razu wiedziałam, że ten pomysł mu się podobał i to nawet bardzo. Poczekałam, aż przestanę słyszeć szum wody i otulona kocem ruszyłam w stronę łazienki. Nie chciałam nawet myśleć o tym jak wyglądałam. W końcu dopiero co wstałam. Zbyszek właśnie dokręcał kurki, a gdy usłyszał, że weszłam odwrócił się z zawadiackim uśmiechem, który dawał mi odrobinę nadziei, że jednak nie wyglądam, aż tak strasznie. Podszedł do mnie i pociągnął za koc, który ja uparcie trzymałam i przyciągnął mnie do siebie. Założył kosmyk włosów za ucho.. Boże, zaraz dostanę palpitacji serca. Patrzył na mnie z takim uczuciem, że o mało co się nie rozpłynęłam. On mnie kochał. Na prawdę mnie kochał. Nawet nie wiem w którym momencie puściłam koc i stanęłam przed nim kompletnie naga. Uśmiechnął się szerzej ale wciąż patrzył mi w oczy. To ja nie wytrzymałam tego napięcia i po prostu zmiażdżyłam jego usta swoimi. Zaskoczony podniósł mnie na ręce i odwzajemnił pocałunek. Czułam się przy nim jak mała dziewczynka, którą musiał nosić na rękach ale prawda była taka, że tak było o wiele wygodniej. Wszedł do wanny nie odrywając się ode mnie. Zawsze podziwiałam jego koordynacje. Ja pewnie od razu bym się poślizgnęła. Usiadł, a ja znalazłam się na jego nogach.
- Kocham cię. - szepnął między pocałunkami.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam ale nie potrafiłam zapomnieć o tym co nadal wisiało w powietrzu. - Ale co z klubem? - spytałam, a on westchnął głośno.
- Próbowałem ale na prawdę nie dam rady tego ciągnąć dalej. Tym bardziej teraz kiedy wiem, że ty czujesz do mnie to samo.
- Poradzimy sobie. - powiedziałam pewnie, muskając jego policzek dłonią.
- Jestem takim cholernym szczęściarzem.. - westchnął, cmokając mnie w nos.- Zastanawia mnie tylko to, dlaczego byłaś tak zaskoczona, gdy powiedziałem, że cię kocham.
- No bo to takie trochę zaskakujące.. - odpowiedziałam, marszcząc brwi. - Między mną, a Paulą jest przepaść i nie wiem jak w ogóle mogłeś zwrócić na mnie uwagę, mając taką dziewczynę.. To znaczy wiem, że pewnie też mam coś w sobie.. - wzruszyłam ramionami, a on się zaśmiał.
- Nawet nie wiesz jak dużo masz tego czegoś.. - powiedział z szerokim uśmiechem. - Tak na prawdę to podobałaś mi się już wtedy, gdy obserwowałem cie przez okno jak radzisz sobie z tymi walizkami, zastanawiając się czy dasz radę wnieść obie za jednym razem.
- Widziałeś mnie wtedy? - spytałam zaskoczona.
- Nawet nie wiesz jaki miałem ubaw, gdy przez dobre 5 minut stałaś nad tymi walizkami. W sumie zastanawiałem się czy nie zejść i ci nie pomóc ale byłem bardzo ciekawy co zrobisz... No a potem było już coraz gorzej bo gdy cię poznałem byłem coraz bardziej w tobie zakochany.. No i skończyło się na tym, że wpadłem po uszy.. Lena jesteś najpiękniejszą i najwspanialszą kobietą jaką w życiu spotkałem i jestem cholernym szczęściarzem, że z jakiegoś dziwnego powodu ty czujesz do mnie prawie to samo..
- Jak to prawie?
- Bo nie sądzę, żebyś była w stanie czuć coś więcej.. To jest raczej niemożliwe.. - pokręcił głową.
- Cóż... Polemizowałabym nad tym ale woda robi się coraz zimniejsza, a my nadal siedzimy w niej bezczynnie. - powiedziałam, patrząc jak na jego ustach pojawia się leniwy, seksowny uśmiech. Tego co nastąpiło później na pewno nie można nazwać bezczynnym siedzeniem.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?! - krzyknęłam, żeby mnie usłyszał przez ścianę oddzielającą jego pokój i kuchnie.
- Przecież ci powiedziałem! - odkrzyknął, zamykając głośno lodówkę. - Na pewno nie chcesz kawy?
- Nie mamy czasu na kawę! Muszę się jechać przebrać! - odparłam zdenerwowana. Jak mógł mi nie powiedzieć, że mamy jechać do jego rodziców, gdzie będzie przy okazji cała moja rodzina? Wybiegłam z pokoju, zakładając w drodze kozaka. - Tak właściwie to dlaczego idziemy do twoich rodziców i co tam ma robić cala moja rodzina? - spytałam, piorunując wzrokiem jego kubek z kawą, mając nadzieje, że dzięki temu zniknie i będziemy mogli już wyjść.
- Kaśka z całą gromadą jedzie do rodziny szwagra, więc rodzice zostają sami. Widocznie moja mama musiała zaprosić twoją. Na prawdę ją polubiła i chyba ma też nadzieję, że dzięki temu zbliży nas do siebie.
- Dlaczego twoja mama chce nas do siebie zbliżyć?
- Bo cię lubi i chyba nie wyobraża sobie bardziej idealnej synowej.. - wzruszył ramionami, upijając łyk kawy. Mówił o tym tak spokojnie jakby to nie było ważne. O cholera. W głowie znów zaczęłam przeglądać moją szafę, szukając czegoś bardziej odpowiedniego, niż sukienka o której myślałam wcześniej. - Dlaczego masz taką minę? - spytał, marszcząc brwi. - Stało się coś?
- Nie mam się w co ubrać. - mruknęłam przerażona.
- Lena.. - westchnął i zaczął się śmiać. - Możesz iść w czymkolwiek i tak będziesz wyglądała pięknie.
- Chodź już. - powiedziałam, zakładając płaszczyk.
- Lena moja mama nie przestanie cię lubić bo założysz czarne spodnie, a nie czarną sukienkę. - odpowiedział rozbawiony, nie ruszając się z miejsca.
- Rusz się. - syknęłam, otwierając drzwi i wychodząc na klatkę schodową. Chwilę później dołączył do mnie i razem ruszyliśmy w stronę parkingu. - Domyślam się, że nie pozwolisz mi prowadzić.. - zaczęłam słodkim głosem.
- No i dobrze się domyślasz. - odparł z szerokim uśmiechem, otwierając mi drzwi od strony pasażera. Usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym pojawiło się imię Sebastiana. Wyłączyłam od razu i wrzuciłam telefon ponownie do torebki. - Kto to?
- Sebastian. - odpowiedziałam. - Nie odebrałam bo co mu miałam powiedzieć? Wybacz, nie mogę z tobą rozmawiać bo właśnie jadę się przebrać po nocy spędzonej ze Zbyszkiem, a tak w ogóle to zrywam z tobą? - zamknęłam oczy i ciężko westchnęłam. - Czuję się jak świnia. Nie zasługiwał na to, żebym go zdradziła.. Po co ja w ogóle zgadzałam się na ten pieprzony związek?
- Kiedy wraca?
- W Nowy Rok. - odparłam cicho.
- Widzisz.. Niedługo będzie po wszystkim. - powiedział, kładąc rękę na moim kolanie. Nie pomogło.

- Kiedy wraca Kaśka? - spytał, gdy zamknął za nami drzwi do mojego mieszkania.
- Nie wiem. - odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Widziałam ją ostatnio w klinice ginekologicznej bo potem od razu pojechała do rodziców, a poinformowała mnie o tym poprzez kartkę przyklejoną do lodówki.
- Spodobała się Miśkowi. - powiedział, siadając na moim łóżku podczas gdy ja zaczęłam przeglądać szafę. Poruszyliśmy właśnie temat, którego najbardziej się obawiałam.
- Tak? - mruknęłam, wyjmując łososiową, prostą sukienkę.
- Cały czas o niej nawija. Myślisz, że Kaśka myśli o nim poważnie? Nie chcę, żeby się rozczarował.. Już wcześniej miał dziewczynę, która go oszukała.. Fajnie by było, gdyby w końcu znalazł sobie kogoś, komu będzie na nim zależało. - powiedział, kartkując kodeks cywilny, który zaraz potem z grymasem odłożył na stolik nocny. - Nie ma to jak interesująca lektura przed snem.. - zakpił, uśmiechając się.
- Nie wiem nic o stosunku Kaśki do Miśka.. Nie rozmawiałam z nią o tym. - skłamałam. - Ta czy ta? - spytałam, pokazując mu dwie sukienki i modląc się, żeby wybrał łososiową.
- Ta niebieska.
- Serio? - zmarszczyłam brwi, a on się zaśmiał.
- Po co pytasz skoro chcesz założyć tę pomarańczową?
- Ona jest łososiowa. - poprawiłam go. - Chciałam sprawdzić, która ci się bardziej podoba, a skoro ta niebieska to założę niebieską.
- Ta łososiowa. - przewrócił oczami i położył nacisk na jej kolor. - .. też jest ładna. Załóż ją.
- Dobra. - odpowiedziałam i zaczęłam się rozbierać. Nigdy nie pomyślałabym, że będę w stanie zrobić to przed jakimkolwiek mężczyzną, a tu proszę. Zerknęłam na niego i zauważyłam, że w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Siedział i przeglądał kodeks karny, który widocznie go bardziej zaciekawił, niż poprzedni. Ekstra.. Stałam przed nim w bieliźnie, a on pochłaniał przepisy. Stałam tak patrząc na niego z niedowierzaniem, aż w końcu podniósł wzrok i zlustrował mnie od góry do dołu po czym uśmiechnął się zawadiacko i przymrużył oczy.
- Czy ty coś ode mnie chcesz? - spytał z lekką chrypką w głosie i wstał, podchodząc do mnie.
- Odrobinę uwagi.. - mruknęłam, wydymając usta i odwróciłam się do niego tyłem. Objął mnie w pasie i szepnął do ucha.
- Maleńka masz całą moją uwagę.. Szczególnie teraz, gdy wyglądasz tak seksownie. - wymruczał, a mi zrobiło się gorąco.
- Za późno. - odparłam odpychając go biodrem. Założyłam sukienkę, a on przyciągnął mnie znów do siebie i wpił w moje usta.
- Nie mogę się doczekać, aż będę mógł ogłosić całemu światu, że jesteś moja. - powiedział, odgarniając moje włosy z twarzy.
- Ja też.. - westchnęłam. - Chodź bo już jesteśmy spóźnieni.
- Potrafisz zepsuć każdą romantyczną chwilę tą swoją perfekcyjnością. - jęknął ale posłusznie ruszył za mną.

U rodziców Zbyszka było wesoło i to w dużej mierze dzięki mojemu dziadkowi, który po wypiciu kilku głębszych z panem Bartmanem i Zbyszkiem rozgadał się tak, że tylko jego było słychać. Po obiedzie wróciliśmy do Zbyszka, gdzie spędziliśmy cały drugi dzień świąt.
W dzień przed sylwestrem wracaliśmy z łyżew, słuchając piosenek Lady Pank, które Zbyszek zabijał swoim fałszem.
- Dość, błagam. - jęknęłam, wyłączając radio.
- Co się stało?
- A jak myślisz?
- No nie mów, że źle śpiewam.. - powiedział tak, jakby na prawdę myślał, że to niemożliwe.
- Nie powiem tak.. - zaczęłam, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Bo wtedy obraziłabym wszystkich, którzy śpiewają źle. - dokończyłam. - Ty wydobywasz z siebie takie dźwięki jak kot, którego obdzierają ze skóry...
- Pożałujesz tego. - westchnął, parkując przed blokiem. Wysiadłam z auta rozbawiona ale już po chwili znalazłam się w górze bo przewiesił sobie mnie przez ramię.
- Zbyszek puść mnie! - krzyknęłam, zdezorientowana tym, że nie wiedziałam co planuję.
- Za chwilę. - odpowiedział i wrzucił mnie w największą zaspę jaka była pod jego blokiem. - Teraz mnie przeproś albo cię natrę.
- W życiu! - odparłam oburzona. - Nie będę przepraszać za coś co jest prawdą.
- Masz ostatnią szansę. - powiedział, kręcąc głową. Zacisnęłam mocno usta, patrząc na niego prowokująco. - Pozbawiasz mnie męskości.. - westchnął, wstając i podając mi rękę. - Nie natrę cię bo się przeziębisz. - wyjaśnił i ruszył w stronę wejścia. Czy ja go na serio uraziłam? Przecież nie mógł być, aż tak głuchy, żeby nie słyszeć jak śpiewa. Szliśmy w milczeniu, a ja czułam się coraz bardziej głupio. Wyglądał jakby na serio się tym przejął.
- Dobrze.. Przepraszam... - westchnęłam, gdy przekręcił klucz w zamku. - Nie powinnam była tak mówić. - wyrzuciłam z siebie, przewracając oczami. Jeśli go to uszczęśliwi..
- Widzisz nie musiałem cię nacierać, żeby to usłyszeć. - wyszczerzył się, zadowolony z siebie. Walnęłam go w ramie tak, że pewnie ja bardziej to odczułam, niż on bo wybuchnął głośnym śmiechem. - Kocham cię. - mruknął i wpił w moje usta, otwierając drzwi do mieszkania. Wpadliśmy tam nadal się całując i już odpinał mi guziki płaszcza, gdy nagle usłyszeliśmy głośne chrząknięcie. Odskoczyliśmy od siebie i oboje zamarliśmy. O cholera..

                                                                                           ~*~

Tak wiem, że późno. Tak wiem, że miał być wcześniej. Tak wiem, że nawaliłam. Jedyne co mogę powiedzieć to przepraszam. I na prawdę nie jest tak jak myślicie.. Nie olewam Was. Bloga nie mam zamiaru kończyć, zawieszać lub pozwolić mu "umrzeć". Dokończę to opowiadanie prędzej, czy później bo największym błędem jakim można zrobić to po prostu przerwać jakąś opowieść. Taką sytuację miałam, gdy czytałam pierwsze siatkarskie opowiadanie. Wciągnęłam się w nie, a autorka postanowiła przestać pisać. Szczerze mówiąc to wtedy zdecydowałam się napisać swoje pierwsze opowiadanie, więc chyba powinnam jej podziękować. W każdym bądź razie wiem jakie to uczucie i wiem, że byłoby to egoistyczne tym bardziej tutaj, gdzie mam czytelniczki (mam nadzieje, że wciąż). Jeśli o to się martwicie to nie musicie. Jeśli chcecie nadal tutaj ze mną być to się cieszę. Obiecuję Was nie zawieść. Następny na prawdę będę starała się dodać szybko i może mi się to uda bo mam teraz dużo wolnego.
Pozdrawiam wszystkich, którzy wciąż tutaj są. :)

poniedziałek, 13 października 2014

XXIX. Niedoj­rzała miłość mówi: kocham cię, po­nieważ cię pot­rze­buję. Doj­rzała mówi: pot­rze­buję cię, po­nieważ cię kocham.

- O czym chcesz rozmawiać? - spytała, gdy reszta oddaliła się wystarczająco.
- Jedźmy do mnie. - powiedziałem, ruszając w stronę domu rodziców, gdzie zostawiłem samochód. Po kilku metrach zorientowałem się jednak, że nie idzie za mną. Odwróciłem się, a ona nadal stała w tym samym miejscu.
- Nie możemy porozmawiać tutaj? - odezwała się, unosząc brwi.
- Jest ponad -20 stopni, a ty jesteś cała mokra. Nie będziemy ryzykować tym, że się przeziębisz. Poza tym w mieszkaniu będzie bardziej komfortowo. - odpowiedziałem zniecierpliwiony. Na prawdę chciałem zrobić to jak najszybciej.
- Mama będzie zastanawiać się.. - zaczęła, a ja wiedziałem, że szuka każdej możliwej wymówki.
- Odwiozę cię później. - przerwałem jej.
- Nie możemy jechać do mnie? - spytała.
- Do mnie jest bliżej ale jeśli wolisz jechać do ciebie to nie ma problemu. - odpowiedziałem, a ona przez chwilę patrzyła na mnie po czym głośno westchnęła.
- Dobra.. Jedźmy do ciebie. - odparła i ruszyła w moim kierunku. Drogę do auta przebyliśmy w milczeniu. Widocznie ona też była lekko skrępowana. W sumie nawet nie wiedziałem, czy nadal się na mnie gniewa czy nie. Gdy doszliśmy do samochodu otworzyłem przed nią drzwi, a ona usiadła na przednim siedzeniu. Włączyłem ogrzewanie bo skuliła się z zimna. Nic dziwnego bo woda niemal z niej kapała. - Przeze mnie będziesz miał mokre siedzenie. - powiedziała cicho.
- Myślę, że jakoś to przeżyję. - odpowiedziałem, uśmiechając się lekko i kątem oka zauważyłam, że kąciki jej ust również unoszą się ku górze. Przez resztę drogi nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Jedynie w tle słychać było cichą muzykę. Co jakiś czas zerkałem na nią ale ona pogrążona w myślach, wzrok wbity miała w okno.

Gdy weszliśmy do mieszkania nasze skrępowanie było wprost namacalne. Każda jej wizyta w tym mieszkaniu kończyła się podobnie i chyba ona też o tym myślała.
- Rozbierz się. - powiedziałem, idąc od razu do swojego pokoju po koszulkę dla niej. Gdy wróciłem zastałem ją w tym samym miejscu, patrzącą na mnie z lekką dezorientacją. - Przebierz się w to, a swoje ciuchy wysusz. Przeziębisz się w nich. - sprostowałem. Patrzyła na mnie przez chwilę ale w końcu chyba doszła do tego samego wniosku co ja i wzięła ode mnie koszulkę.
Wyszła, gdy ja właśnie nalewałem gorącej wody do dwóch kubków z herbatą. Uniosłem wzrok i napotkałem jej nieśmiałe spojrzenie, gdy stała przy kanapie ubrana jedynie w moją koszulkę. O Chryste. Była niesamowicie piękna, słodka, a przede wszystkich cholernie seksowna.
- Zrobiłem herbatę. - odezwałem się w końcu, lekko zachrypniętym głosem. Weź się w garść. Podszedłem do niej i wręczyłem jej kubek z parującą substancją.
- Dziękuję. - mruknęła, upijając malutki łyczek, a potem zatrzęsła się z zimna.
- Dam ci koc..
- Nie, nie. - zaprotestowała szybko. - Nie jest, aż tak źle. Zbyszek jeśli chcesz rozmawiać o tej sytuacji w szatni to na prawdę nie ma o czym. Rozumiem, że zrobiłam głupio i nie powinnam wtedy przychodzić ale po prostu chciałam sprawdzić czy z tobą wszystko dobrze.
- Lena, martwiłaś się..
- Podejrzewam, że wszyscy na hali się martwili, a tylko ja pobiegłam do ciebie i to było lekkomyślne z mojej strony. Powinnam też odebrać lub chociaż ci odpisać i nawet nie wiem czemu tego nie zrobiłam. Po prostu czułam się.. Było mi przykro. - westchnęła, jakby powiedzenie tego co czuła przyszło jej z ogromną trudnością.
- Zachowałem się jak idiota. Na prawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo tego żałowałem, gdy tylko trzasnęłaś za sobą drzwiami. Mówiłem ci, że ja na twoim miejscu zrobiłbym dokładnie to samo. Zareagowałem tak przez adrenalinę. Sama widziałaś co działo się na boisku, a do tego.. - urwałem, zastanawiając się czy powinienem o tym mówić. - A do tego zobaczyłem ciebie z tym doktorkiem..
- Wkurzyło cię to? - spytała, marszcząc brwi. A czy to nie było oczywiste? Czy ona na prawdę nie wiedziała co do niej czuję?
- Bardzo. - odparłem stanowczo. - Czujesz coś do niego?
- A dlaczego pytasz?
- Po prostu chce wiedzieć czy jesteś z nim dlatego, że coś do niego czujesz.
- Szczerze? - spytała, niemal sycząc i wiedziałem, że też chce coś z siebie wyrzucić. Nie odpowiedziałem tylko skinąłem lekko głową. - Mam zamiar z nim zerwać, gdy tylko wróci z nart. Próbowałam, na prawdę próbowałam o tobie zapomnieć i zakochać się w tym idealnym mężczyźnie ale nie mogę! No nie mogę! - jęknęła, gestykulując rękami. - Wkurza mnie to, że ciągle porównuję go do ciebie i mimo to, że on jest taki perfekcyjny zawsze to ty z nim wygrywasz. Wkurza mnie to, że nie mogę się w nim zakochać bo kocham faceta z którym nie mogę być i sam rozumiesz, że to jest trochę dezorientujące. Na prawdę zastanawiam się co ze mną jest nie tak..
- Możesz to powtórzyć? - poprosiłem, przerywając jej. Czułem jak po moim ciele rozchodzi się przyjemna fala ciepła.
- Na prawdę zastanawiam się co..
- Nie to. To co powiedziałaś wcześniej. - powiedziałem, a na mojej twarzy właśnie pojawiał się szeroki uśmiech. Zastanowiła się przez chwilę, przypominając sobie to co wyrzuciła z siebie pod wpływem impulsu. Zamknęła oczy i westchnęła.
- Tak.. Kocham cię i wiem, że to.. - zaczęła się tłumaczyć ale nie pozwoliłem jej mówić dalej.

Oczami Leny..

Zanim się zorientowałam już byłam w jego ramionach, a jego usta dosłownie miażdżyły moje. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe, gdy przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie i przygryzł moją dolną wargę, żeby potem wślizgnąć się językiem do moich ust. Westchnęłam, poddając się mu całkowicie. W ten pocałunek wlałam całą tęsknotę, a on widocznie zrobił to samo bo całowaliśmy się tak namiętnie jak jeszcze nigdy dotąd. Niechętnie ale zdobyłam się na to, żeby go odepchnąć. Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam na niego.
- Zbyszek nie mieszaj mi w głowie.. - westchnęłam, spuszczając wzrok. - Jest mi wystarczająco ciężko i...
- Lena. - przerwał mi znowu. Ujął moją twarz w dłonie i popatrzył głęboko w oczy. - Nie chcę ci mieszać w głowie, a tym bardziej nie chce, żebyś cierpiała z mojego powodu. Chcę zerwać z Paulą.
- Dlatego, że powiedziałam..
- Nie. - zaprzeczył, zanim skończyłam. - Dlatego, że jesteś najcudowniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem i nie chce nadal patrzeć na ciebie i na tego doktorka z boku i udawać, że nie wkurwia mnie to jak on cię dotyka. To ja chce mieć do tego prawo. Chce cię dotykać, całować, budzić się przy tobie. Chce z tobą być bo cię kocham. - powiedział, a ja otworzyłam lekko usta. O cholera. - Lena szaleję za tobą.. Czuję się jak wariat bo ciągle o tobie myślę i nie mogę tego powstrzymać. Pierwszy raz czuję coś takiego..
Tym razem to ja mu przerwałam. Stanęłam na palcach i pocałowałam go, muskając przy tym dłonią jego policzek z lekkim zarostem. Przyłączył się do tego delikatnego pocałunku i nagle znalazłam się w górze. Uniósł mnie, a ja oplotłam nogi wokół niego. Ruszył przed siebie i po chwili znaleźliśmy się w jego sypialni. Położył mnie delikatnie na łóżku, nie przerywając nawet na sekundę pocałunku. Nie całowaliśmy się tak jak zawsze. Nasze usta lekko się muskały przez co, przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze. Chciałam więcej. Wsunęłam dłonie pod jego koszulę i poczułam idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Oderwał się ode mnie i szybko ściągnął koszulę przez głowę. Wrócił do moich ust, a następnie zsunął się niżej, całując moją szyję i dekolt. Zmienił pozycję tak szybko, że nawet nie zorientowałam się kiedy znalazłam się na jego nogach, siedząc na nim okrakiem. Ściągnęłam szybko bluzkę, ułatwiając mu dostęp do piersi, a on zaczął się nimi zajmować w taki sposób, że odchyliłam głowę do tyłu delektując się tymi przyjemnymi chwilami. Gdy skończył byłam już bez biustonosza. Uniosłam się lekko pozwalając mu tym samym zsunąć czarne koronkowe figami na których widok uśmiechnął się, mrużąc oczy. Znów zmieniliśmy pozycję i teraz leżałam pod nim, a on całował każdy centymetr mojego ciała schodząc coraz niżej i niżej, aż doszedł do najwrażliwszej części. Jęknęłam głośno, gdy dotknął jej językiem. O mój.. Zaczerpnęłam głośno powietrza, a on nadal doprowadzał mnie do szaleństwa i chwilę później fala orgazmu zalała moje ciało. Nie zdążyłam nawet dojść do siebie, gdy on ponownie wpił się w moje usta, a zręcznymi palcami drażnił sutki. Chwyciłam za sprzączkę od jego paska i mocno pociągnęłam. O dziwo, udało mi się go rozpiąć i teraz męczyłam się z guzikiem. Wykrzywił usta w uśmiech i sam zsunął je z siebie razem z bokserkami. Wszedł we mnie powoli i równie powoli zaczął się we mnie poruszać. Czułam jego usta na mojej szyi, wędrujące w górę przez linię żuchwy do ust.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo za tobą szaleję. - wymruczał mi tuż przy ustach.
- Proszę cię, szybciej. - jęknęłam, chcąc więcej. Ponownie zmienił pozycję tak, że siedziałam na nim okrakiem.
- Jestem cały do twojej dyspozycji. - powiedział, mrużąc oczy. Cholera. Przestałam nad sobą panować. Zaczęłam się poruszać, nadając tempo. Wplotłam palce w jego włosy i zacisnęłam je tak mocno, że z jego gardła wydobył się seksowny pomruk. Nawet nie wiem kiedy znów wylądowałam na plecach. No tak, nie pozwolił mi długo rządzić. Uniósł moje biodra tak, że teraz z każdym ruchem docierał do mojego najczulszego punktu. Wbiłam paznokcie w jego ramiona, a on warknął i natarł na moje usta z taką siłą, że gdy się oderwał musiałam niemal walczyć o oddech. Schował głowę w zagłębieniu mojej szyi, ssąc i liżąc ją na zmianę, a ja po chwili szczytowałam z głośnym jękiem. Doszedł zaraz po mnie krzycząc moje imię.
- Zbyszek.. - mruknęłam w jego tors zaraz po tym jak się do niego przytuliłam.
- Hmm?
- Pójdziemy na pasterkę? - spytałam, zerkając na niego. Otworzył oczy i popatrzył na mnie zaskoczony - Co roku chodzę..
- No to mamy niecałe pół godziny. - powiedział, całując mnie we włosy.
- Mhm. - mruknęłam już z zamkniętymi oczami. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że byłam tak zmęczona.
- Wiesz, że jeśli chcemy zdążyć powinniśmy już wyjść? - spytał rozbawiony, gdy ja byłam już na granicy jawy i snu.
- Wiesz co? Może sobie odpuśćmy. - szepnęłam, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
- O nie, nie.. Skoro chodzisz zawsze to nie pozwolę Ci przeze mnie przestać. Wstawaj. - powiedział ale jego głos słyszałam gdzieś w oddali. - Lena bo wsadzę cię pod prysznic. - zagroził, a ja wiedziałam, że tego nie zrobi więc nawet nie drgnęłam. Wygramolił się z moich objęć i wziął mnie na ręce. Od razu się przebudziłam.
- Dobrze! - pisnęłam, gdy niósł mnie w stronę łazienki. - Postaw mnie na ziemi! Ubiorę się i idziemy. - powiedziałam, lekko zawstydzona. Wciąż byłam naga! Hmm.. On w sumie też. Postawił mnie na podłodze, a ja szybko złapałam koc, którym się owinęłam i zaczęłam zbierać swoją bieliznę. Zbyszek w ogóle nieskrępowany rozglądał się za bokserkami. Jak ja bym chciała mieć tyle pewności siebie. Właśnie podnosiłam koszulkę, gdy objął mnie od tyłu.
- Nie rozumiem dlaczego się tak krępujesz skoro przed chwilą.. - zaczął, a ja zamarłam.
- Po prostu nie każdy został pobłogosławiony taką pewnością siebie jak ty. - przerwałam mu, czując, że robię się czerwona jak burak. Odwrócił mnie do siebie przodem i pocałował mnie delikatnie w usta.
- Jesteś przepiękna i nie musisz się zakrywać. - mruknął, a ja jęknęłam w duchu. Dlaczego on się tak nade mną pastwił? Jeśli wcześniej byłam czerwona jak burak to teraz kolor mojej twarzy musiał być bordowy.
- Pośpieszmy się. - powiedziałam, prawie wbiegając do łazienki. Popatrzyłam na siebie w lustrze i rzeczywiście byłam cała czerwona. Cholera. Ubrałam się w ciuchy, które na szczęście zdążyły wyschnąć i uczesałam włosy bo wyglądały tak jakby walnął w nie piorun. Nie mogłam się pomalować bo nie miałam ze sobą żadnych kosmetyków. Trudno. Będę musiała zadowolić się tymi resztkami makijażu, które mi zostały. Gdy wyszłam Zbyszek czekał już gotowy przy drzwiach trzymając mój płaszcz.
- Załóż czapkę, szalik i rękawiczki bo jest zimno - odezwał się, gdy zapinałam guziki.
- Dobrze mamo. - odpowiedziałam, przewracając oczami, a on z uśmiechem pocałował mnie w czoło. Na dworze rzeczywiście było chłodno i całe szczęście, że samochód Zbyszka był zaparkowany tak blisko.
- Pewnie fajnie jest prowadzić twój samochód.. - powiedziałam, mając nadzieję, że dobry humor sprawi to, że się zgodzi.
- Bardzo fajnie. - odparł z szerokim uśmiechem. - Ale nawet o tym nie myśl.
- Dlaczego? - jęknęłam, robiąc nadąsaną minę, tak słodką jak jeszcze nigdy.
- Nie. - odpowiedział stanowczo i odwrócił ode mnie wzrok. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i czekał, aż wsiądę.
- Ale dlaczego? Ja bym ci pozwoliła prowadzić moje auto. - powiedziałam, krzyżując ręce na piersi. Chociaż mój Citroen prawdę mówiąc był już staruszkiem w porównaniu z jego nowiutkim, niezarysowanym Audi.
- W takim przypadku nie byłoby ryzyka..
- Uważasz, że jestem złym kierowcą? - spytałam zbulwersowana, marszcząc brwi.
- Nie.. Jesteś po prostu kobietą. - opowiedział spokojnie, wzruszając ramionami.
- Szowinista. - mruknęłam pod nosem i opadłam na siedzenie.

Dojechaliśmy na ostatnią chwilę i staliśmy przy drzwiach w takim ścisku, że najmniejszy ruch ręką sprawiał trudności. W sumie to mi się to nawet podobało bo byliśmy ze Zbyszkiem tak blisko, że czułam jego oddech na skórze. Złapał mnie za rękę co mi się bardzo podobało dopóki nie spieprzył nastroju.
- Dlaczego nie masz rękawiczek? - warknął mi do ucha, a ja przewróciłam mimowolnie oczami.
Po godzinie wyszliśmy, a ja zaczerpnęłam głośno powietrza, którego w środku zaczynało mi brakować. - Co teraz? - spytał, otwierając mi drzwi.
- Powinnam wrócić do mamy.. - westchnęłam bo na prawdę nie chciałam się z nim rozstawać.
- Mogłabyś też jechać do mnie zamiast cisnąć się razem z Kubą na jednym łóżku.. - powiedział, unosząc brwi.
- Nie śpię z Kubą. - odparłam z uśmiechem. - Śpię z dziadkiem. - sprostowałam, a on zaczął się śmiać.
- To trudny rywal ale żeby cię przekonać powiem, że ze mną na pewno będzie ci cieplej. - stwierdził, a w jego oczach zauważyłam wesołe iskierki.
- Nie sądzę. Z dziadkiem śpię pod mega grubą kołdrą bo jemu jest wiecznie zimno. - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Ja nie chrapię.
- Dziadek też nie..
- Wiesz.. Jest jedna rzecz, a w sumie kilka, które możesz robić wyłącznie ze mną.. - podszedł do mnie i objął w pasie, pocierając swój nos o mój.
- Jakich na przykład? - spytałam, unosząc brwi.
- Takich o których głupio mi mówić, gdy stoję na kościelnym parkingu. To jak? - spytał, unosząc brwi.

                                                                                    ~*~

Jest tak długo wyczekiwany rozdział. Spóźniłam się 32 minuty, wybaczcie. A teraz kilka słów..
Wiem, że tak długie czekanie na rozdział jest irytujące. Nie zdziwię się też jeśli któraś z Was po prostu sobie odpuściła czytanie. Przepraszam za to ale ja na prawdę robię co mogę. Zaczęłam pisać, gdy miałam wakacje. Teraz można powiedzieć, że zaczęłam nowe życie i muszę to po prostu wszystko ogarnąć.. Rozplanować czas i poukładać sobie to wszystko. A ostatni tydzień był strasznie intensywny i nie miałam czasu się za to zabrać. Oczywiście, że schlebia mi to, że tak oczekujecie na kolejny rozdział i tym bardziej mi jest głupio z powodu tego opóźnienia.
Zrozumcie też, że nie chcę pisać na siłę. Pisanie na określony termin nie jest przyjemne ani też efektywne. Piszę bo lubię i nie jest to moja praca, czy obowiązek. Jeśli nie mam weny to nie napiszę nic. Serio. Czasami jest tak, że mam czas, a najzwyczajniej w świecie otwieram Worda i mam pustkę w głowie. Musicie mi to wybaczyć.
Nie chcę podawać konkretnego terminu w jakim opublikuję następny rozdział bo po prostu nie wiem kiedy to będzie, a nie chce kolejny raz nawalić. Postaram się dodać w ciągu tygodnia.
Mam nadzieję, że wciąż tutaj jesteście.

niedziela, 12 października 2014

Informacja.

NIE ZAWIESZAM BLOGA! Jejku nie martwcie się nie planuję kończyć! Wiem, że czekacie i na prawdę, gdybym mogła pisałabym i pisałabym ale nie mam jak. W Krakowie przez ostatnie dni tygodnia miałam zajęcia rozrzucone po całym dniu i byłam cały czas w biegu. Do domu wróciłam w piątek wieczorem i sami rozumiecie, że chciałam ten czas spędzić z rodziną i przyjaciółmi. Wczoraj zakupy, osiemnastka kolegi, a teraz próbuję po niej dojść do siebie (15 chłopaków i 5 dziewczyn, możecie sobie wyobrazić ile się wytańczyłam i wypiłam). Gdy tylko dojdę do siebie od razu zacznę pisać. Zostało mi na prawdę nie dużo bo mam już połowę. Proszę o odrobinę cierpliwości. Rozdział dodam najpóźniej jutro wieczorem. :)

niedziela, 5 października 2014

XXVIII. Ciąża jest jak czar­na bi­la - tra­fiona w nieod­po­wied­nim mo­men­cie nie cieszy.

- Lenka jak miło cię widzieć. - odezwała się moja mama, a na twarzy Leny pojawił się szeroki uśmiech, który zniknął od razu gdy przeniosła wzrok na mnie.
- Dzień dobry. - przywitała się. - To moja mama. - przedstawiła panią Stankiewicz, która stała obok niej uśmiechając się do mnie. Przynajmniej ona cieszyła się na mój widok. Lena miała racje bo  szczerze powiedziawszy zmieniła się i to bardzo. Nie tylko dlatego, że zmieniła fryzurę ale zaczęła się ubierać elegancko i teraz na prawdę wyglądała jak starsza wersja Leny. Były bardzo podobne, a różniły się jedynie kolorem oczu, które Lena widocznie odziedziczyła po ojcu.
- Jadwiga Bartman, miło mi. - przedstawiła się, wyciągając rękę.
- Barbara Stankiewicz. - odpowiedziała, ściskając jej dłoń. - Zakupy?
- Nie, nie.. Byliśmy tylko na kawie bo rzadko się widujemy. Ale tak to już jest jak się ma syna sportowca.
- Widziałam jak Zbyszek gra, powinna być pani z niego dumna. - odparła, a ja lekko speszony uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością.
- Jestem, jestem. Córka prawnik to też ogromny powód do dumy. Pani też pracuje jako adwokat?
- Proszę mi mówić po imieniu. - powiedziała z uśmiechem. - Tak właśnie zaczęłam pracę w kancelarii w której pracuje Lenka. Pierwsza wypłata, więc wybrałyśmy się na zakupy. Chciałam kupić apaszkę ale nie mogę znaleźć odpowiedniej.
- A sprawdzałaś w Gino Rossi? Ostatnio tam widziałam bardzo ładne.
- Byłyśmy tam? - spytała Leny, która była nieobecna myślami. A skąd wiedziałem? Bo cały czas się na nią gapiłem! Przestań, rozkazałem sam sobie. Misiek miał rację, zachowuję się jak psychol.
- Byłyśmy w większości sklepów. - mruknęła. - Ale do tamtego jeszcze nie doszłyśmy.
- Pójdziemy? - spytała robiąc do niej maślane oczy ale Leny to chyba nie ruszało.
- Mamo miałyśmy wyjść stąd pół godziny temu! - syknęła, zdenerwowana.
- Ja z tobą pójdę, a Lena poczeka ze Zbyszkiem. - odezwała się mama. Dziękuję! - Też planowałam sobie kupić apaszkę, więc wybierzemy coś razem.
- Świetnie. - powiedziała i ruszyła przed siebie, żeby Lena nie zdążyła zaprotestować. Gdy tylko się oddaliły ponownie popatrzyłem na Lenę, która miała taką minę jakby chciała zabić swoją odwróconą mamę wzrokiem.
- Możemy porozmawiać? - spytałem niepewnie.
- O czym? - uniosła brwi, patrząc na mnie z niby spokojem ale i tak musiałem przełknąć ślinę ze strachu. Miała w tych ślicznych oczach coś takiego, że człowiek, a przynajmniej ja, zapominałem języka. Szczególnie teraz, gdy patrzyła na mnie takim wzrokiem.
- Chciałem cię przeprosić.. - zacząłem, próbując się skoncentrować.
- Wiem. Poinformowałeś mnie o tym wczoraj w nocy w tych dziesięciu smsach, które wysłałeś. - odpowiedziała, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemie.
- Przepraszam, trochę wypiłem. - skrzywiłem się. Wiedziałem, że to żadne usprawiedliwienie ale nie chciałem, żeby sądziła, że normalnie bym do niej tak wydzwaniał.
- Tak myślałam. - odparła z lekkim uśmiechem. Może jest szansa, że przestanie się na mnie gniewać?
- Lena przepraszam za moje zachowanie w szatni. Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać ale byłem zdenerwowany. - zacząłem się tłumaczyć. - Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia ale na prawdę żałuję tego, że się tak zachowałem..
- Rozumiem. - odpowiedziała, czym tak mnie zaskoczyła, że aż chyba otworzyłem usta.
- Serio? - spytałem, żeby się upewnić.
- Tak. Nie powinnam była przychodzić. - powiedziała cicho.
- Lena to nie tak.. - zacząłem szybko. Nie chciałem, żeby tego żałowała. - Martwiłaś się o mnie i ja to rozumiem bo gdyby to tobie się coś stało pewnie też byłbym przy tobie pierwszy. - dokończyłem, a ona popatrzyła na mnie lekko przymrużonymi oczami. Jezu, kochałem ją jak wariat! Dlaczego to wszystko jest tak popierdolone?!
- Lenka! - usłyszeliśmy za sobą męski głos i oboje odwróciliśmy się w tamtą stronę. Cudownie, Laluś na horyzoncie. - Byłem u ciebie ale Kaśka mi powiedziała, że wybrałaś się z mamą do tej galerii.  Bałem się, że cię nie znajdę, a chciałem ci zrobić niespodziankę. - powiedział, całując ją bezwstydnie na moich oczach. Zacisnąłem ręce w pięści, mając ochotę przestawić mu szczękę jeśli to miałoby spowodować to, że zabierze od niej te łapska. Całe szczęście ona nie wydawała się być zachwycona taką "niespodzianką".
- Ja już pójdę. - warknąłem, witając się z nim. - Na razie. - rzuciłem jeszcze przez ramię i ruszyłem przed siebie, próbując się uspokoić. Muszę coś zrobić.

Oczami Leny...


Sebastian podwiózł mnie pod blok i nastała ponownie ta niezręczna cisza, która pojawiała się za każdym razem, gdy powinnam go zaprosić do mieszkania.
- Kasia mówiła, że nie będzie jej wieczorem.. - zaczął, a ja zamarłam.
- I całe szczęście. - odpowiedziałam szybko. - Po tych zakupach jestem padnięta i jedyne o czym teraz marzę to gorąca kąpiel i łóżko. Przepraszam, że nie zaproszę cię do środka ale..
- Rozumiem. - przerwał mi, uśmiechając się lekko, choć wiedziałam, że jest zawiedziony. - Spotkamy się jutro?
- Pewnie. - przytaknęłam, cmokając go w usta i wysiadłam.
Wiedziałam, że nie mogę go tak zbywać przez cały czas. Skoro zgodziłam się być z nim powinnam się starać o ten związek ale szczerze powiedziawszy chyba wolałabym go zakończyć i mieć święty spokój. Nie kochałam go, a czekanie na to, aż on się we mnie zakocha byłoby po prostu okrutne. Chociaż trudno mi uwierzyć w to, że potrafiłby się we mnie zakochać skoro ja zachowuję się w taki sposób. Nie zasługuje na takie traktowanie. Musze zakończyć ten związek. To oczywiste, że chce czegoś więcej ale ja nawet nie mogę o tym myśleć. Nie chce nikogo innego, niż Zbyszek. Trudno, zostanę starą panną. Widocznie to mi jest pisane.
Weszłam do mieszkania i ku mojemu zaskoczeniu była w nim Kaśka, cała zapłakana.
- Co się stało? - spytałam przerażona, stając w progu kuchni.
- Lena.. - zaszlochała i rzuciła mi się w ramiona. - Jestem w ciąży.
- Co?
- Jestem w ciąży! - jęknęła nadal będąc w  moich ramionach.
- Byłaś u lekarza?
- Nie. Robiłam test bo my.. To znaczy ja i Michał.. My się nie zabezpieczyliśmy.. - mruknęła lekko zawstydzona, a ja odsunęłam ją delikatnie od siebie.
- Nie zabezpieczyliście się?! - powtórzyłam,  mając nadzieję, że się przesłyszałam.
- Żadne z nas nie spodziewało się, że wylądujemy w łóżku...
- Serio? A niby po co jechaliście do ciebie? Na herbatę? - uniosłam brwi, zdenerwowana.
- Lena, no! Co ja teraz zrobię? - spytała, pociągając żałośnie nosem.
- Czekaj.. - powiedziałam, próbując zebrać myśli. - Ten test pokazuje prawidłowy wynik dopiero po 10 dniach. Teraz to zdecydowanie za wcześnie. Jest duża szansa na to, że to pomyłka. Najlepiej będzie pójdziesz jutro do ginekologa, chociaż z tym też warto poczekać kilka dni.
- Pójdziesz ze mną?
- Pewnie. - odpowiedziałam, znów ją przytulając.
- A co będzie jeśli się okaże, że na prawdę jestem w ciąży?
- To wtedy będziemy o tym myśleć. - odparłam, biorąc głęboki wdech. Sama nie miałam pojęcia co się wtedy stanie. - Może coś obejrzymy?
- Nie, wiesz co ja chyba pójdę do siebie. - mruknęła i wyszła z kuchni. Patrzyłam jak zamyka drzwi pokoju i dopiero wtedy wyrzuciłam z siebie jedno niecenzuralne słowo, które cisnęło mi się na usta, gdy tylko oznajmiła mi tą nowinę.

- Lena, stresuję się. - odezwała się w końcu Kaśka, gdy zaparkowałyśmy pod kliniką. Nie odzywała się od rana i to były jej pierwsze słowa dzisiaj wypowiedziane.
- Będzie dobrze, zobaczysz.. - pocieszyłam ją.
- Nie chce tam wchodzić.. - jęknęła, nadal siedząc na miejscu z zapiętym pasem. Wysiadłam i otworzyłam drzwi od jej strony.
- Musisz to zrobić. - powiedziałam stanowczo, a ona głośno westchnęła i w końcu stanęła obok mnie. - Gotowa? - spytałam, a ona pokręciła przecząco głową, mając taką minę jakby zaraz miała zacząć wyć do księżyca. Wzięłam ją za rękę i lekko pociągnęłam w stronę wejścia, zmuszając jej nogi do ruchu. Ja też się bałam ale nie było innego sposobu na to, żeby się tego dowiedzieć. W poczekalni byłyśmy jedynymi kobietami bo umówiłyśmy się na konkretną godzinę i kilka minut później Kaśka została wezwana do gabinetu. Siedziałam jak na szpilkach. A co jeśli na prawdę jest w ciąży? Co planuje? Wątpiłam, żeby chciała usunąć tę ciążę. Nie, nie Kaśka. Odda do adopcji? Na pewno nie. Wychowa je. Będzie musiała przywyknąć do myśli, że będzie matką. A co na to wszystko Michał? O cholera. Będzie musiała mu powiedzieć. Na prawdę trzeba być nieodpowiedzialnym, żeby się nie zabezpieczyć! Kaśka wyszła po kilkudziesięciu minutach cała zapłakana i od razu się do mnie przytuliła, a mi na chwilę serce stanęło.
- Jesteś? - szepnęłam, a on skinęła głową. Kurwa! Przytuliłam ją mocniej, nie mając bladego pojęcia co mam powiedzieć. - Kasia damy sobie radę. Pomogę ci i zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
- Ja nie mogę być w ciąży! Wiesz dobrze, że ja nie chciałam nigdy dziecka! Lena!
- Widocznie tak musiało być.. - westchnęłam. - Kasia to nie koniec świata. Zobaczysz, że Michał też ci pomoże..
- Nie. - przerwała mi, a ja popatrzyłam na nią zaskoczona. - Nie powiem nic Michałowi i ty też masz mu nie mówić.
- Co? - spytałam, marszcząc brwi. - On jest ojcem! Powinien wiedzieć!
- Lena spotkaliśmy się trzy razy w życiu! Nie powiem mu, że jestem z nim w ciąży! Poza tym nie planuje wychowywać tego dziecka, więc im mniej osób o tym wie tym lepiej. - powiedziała, a ja patrzyłam na nią zszokowana.
- Nie planujesz go wychować? - powtórzyłam, będąc w jeszcze większym szoku. - A co planujesz?
- Chce je oddać do adopcji. Jest pełno małżeństw, które pragną mieć dziecko i zaopiekują się nim lepiej, niż ja. - stwierdziła, wycierając oczy.
- Lepiej, niż jego własna matka? - uniosłam brwi, a ona zacisnęła usta w cienką linie.
- Nie próbuj mnie brać na poczucie winy. Ja już postanowiłam. - odparła stanowczo.
- Dobrze ale uważam, że Michał powinien wiedzieć, że będzie miał dziecko. Nie możesz tego przed nim ukrywać!
- A właśnie, że mogę! - syknęła. - Nie będę go w to mieszać.
- On już jest w to wmieszany!
- Lena to moja sprawa. Dziękuję, że mnie tutaj przywiozłaś jednak wolałabym wrócić do domu sama. - powiedziała i odwróciła się na pięcie. Patrzyłam jak wychodzi z lekko rozchylonymi ustami. Czy ona na prawdę nie chce mówić nic Michałowi? Przecież on musi wiedzieć! Tym bardziej o tym, że jego dziecko trafi do obcych ludzi. Może powinnam mu powiedzieć? Ale przecież to nie moja sprawa. To decyzja Kaśki, a jeśli powiem Michałowi to się na mnie obrazi i w sumie będzie miała rację bo jestem jej przyjaciółką. Cholera!

Oczami Zbyszka..


- Mamo, możemy ruszyć? - krzyknąłem. Wigilia. Od rana wszyscy biegali po domu, przygotowując kolację, a teraz najedzeni idziemy na tradycyjny spacer. Uwielbiałem nasze rodzinne święta i dlatego nie chciałem się zgodzić na to, żeby jechać do rodziny Pauli. Poza tym potrzebowałem trochę od niej odpocząć. Byłem pewien, że mój plan polegający na tym, żeby zakochać się w Pauli, a zapomnieć o Lenie nie wypali. Nie mogłem o niej zapomnieć. Nie wiedziałem, czy między nami było już wszystko w porządku ale chciałem ją zobaczyć. Szkoda tylko, że ona nie wyrażała takiej chęci. Boże, jakie to wszystko jest popieprzone.
- Idę, już idę. - powiedziała, wybiegając z domu i zakładając płaszcz. Co roku to samo.. Wszystkich pośpiesza, a i tak zawsze to ona wychodzi ostatnia i musimy na nią czekać. - To gdzie idziemy?
- Do parku? - spytała Kaśka, poprawiając Kacperkowi czapkę. Kolejne głupie pytanie. Zawsze chodzimy do parku.
- Co za niespodzianka. - mruknąłem rozbawiony, a ona pokazała mi język.
- Kochanie rozmawiałeś może z Leną? Co u niej? - spytała mama, biorąc mnie pod rękę i tym samym pozwalając reszcie iść przodem. O Pauli ani słowa ale już dawno przyzwyczaiłem się, że mama po prostu stara się nie myśleć o tym, że jej syn spotyka się z modelką bez wykształcenia.
- Nie rozmawiałem z nią od naszego spotkania w galerii. - odpowiedziałem, bez powodzenia ukrywając zawód w głosie.
- Jej mama to bardzo fajna osoba. Dobrze mi się z nią rozmawiało i umówiłyśmy się na zakupy po świętach bo wyjeżdżają do rodziny.
- Ekstra. - mruknąłem. Pewnie spędzają święta z dziadkiem.
- A Lenka podobno ma chłopaka, który jest kardiologiem. - powiedziała, a ja wciągnąłem powietrze.
- Jeszcze nim nie jest..- odpowiedziałem zdenerwowany. - Z tego co wiem to jeszcze studiuje.
- W każdym bądź razie szkoda. - westchnęła, a ja popatrzyłem na nią zaskoczony.
- Szkoda, że co?
- Szkoda bo myślałam, że między wami coś będzie.. Wydawało mi się, że się lubicie. - wzruszyła ramionami.
- Mamo przecież ja mam dziewczynę.
- Wiem, wiem.. - mruknęła. - A co u Pauli?
- W porządku nadal się chyba gniewa o to, że nie chciałem spędzić świąt z jej rodziną ale teraz się przynajmniej do mnie odzywa. - odparłem zgodnie z prawdą.
- To trochę egoistyczne z jej strony. Przecież nie jesteście małżeństwem. - powiedziała, a mi wydawało się, że mruknęła coś w stylu "na szczęście".
- Kuba, zostaw ją! - usłyszeliśmy krzyk jakiejś kobiety, która stała na chodniku razem z mężczyzną i obserwowała dwójkę osób tarzających się w śniegu.
- Mamo, powiedź mu coś!! - pisnęła.. Lena? Podeszliśmy bliżej i rzeczywiście kobietą na chodniku była pani Stankiewicz wraz z ojcem, a w śniegu leżała Lena z Kubą, który próbował ja natrzeć.
- Basia? Cześć! - odezwała się jako pierwsza moja mama i ją uścisnęła.
- Dobry wieczór. - skinąłem lekko głową z uśmiechem na twarzy i od razu wróciłem do obserwowania Leny, która próbowała się wyrwać dwa razy większemu Kubie, piszcząc przy tym tak, że chyba w całym parku było ją słychać.
- Cześć. - przywitała się załamana. - To są właśnie moje dzieci..
- Co wy tutaj robicie? - spytała mama. - Mieszkacie niedaleko? Myślałam, że spędzicie święta poza Warszawą..
- Mieszkamy po drugiej stronie parku. - wskazała głową na wschód. - Mieliśmy spędzić święta u taty ale postanowiliśmy jednak zostać w Warszawie. Wyszliśmy na spacer po kolacji ale już zapomniałam, że oni nie mogą przebywać ze sobą, aż tak długo. - Lena! - krzyknęła, gdy Kuba już się podnosił, a ona sypnęła mu śniegiem prosto w twarz. - Przeprasza za nich.. - powiedziała, dając sobie już spokój z próbą rozdzielenia ich. - Wy też wybraliście się na spacer po kolacji?
- O tak, trzeba spalić te kalorie.. - zaśmiała się moja mama, cały czas obserwując sytuacje na śniegu. W końcu Lenie udało się wyrwać i teraz oboje wracali przedzierając się przez zaspy jeszcze co jakiś czas się szturchając.
- Jesteście cali mokrzy. - westchnęła pani Stankiewicz, kręcąc głową.
- Dzień dobry. - powiedzieli razem, patrząc na moją mamę. - Cześć. - zwrócili się do mnie, a potem popatrzyli na siebie, zabijając się wzrokiem. Lena wyglądała cudownie. Ubrana była w czarną kurtkę, czarne spodnie, długie czarne kozaki, a do tego różowy szalik, rękawiczki i nauszniki w których wyglądała przesłodko. Policzki miała zaróżowione od zimna ale wciąż się uśmiechała, mając w oczach wesołe iskierki. Muszę jej to powiedzieć.
- Możemy porozmawiać? - wypaliłem, bez zastanowienia. Przymrużyła lekko oczy i skinęła głową.
- To my pójdziemy dalej. Razem. - powiedziała moja mama, a cała reszta szybkim krokiem ruszyła za nią. Teraz tylko trzeba wyznać jej prawdę..


                                                                                   ~*~

Wiem, że długo, a nawet bardzo długo czekaliście na rozdział ale na prawdę miałam lekkie zamieszanie z tym wszystkim. Teraz jestem już w Krakowie, zaaklimatyzowałam się i będę dodawać rozdziały z większą systematycznością. Następny około czwartku. :)
Bardzo proszę o komentarze. :)
Miłego tygodnia! :)

sobota, 27 września 2014

XXVII. Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie. Cholera jasna.

Siedziałam ze wzrokiem wbitym w menu. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, a on cierpliwie czekał. Muszę ruszyć na przód. Nie mogę rozpamiętywać Zbyszka z którym nawet nie byłam. Przecież nawet nie wiem czy on coś do mnie czuje i czy jest sens na niego czekać. A Sebastian jest.. idealny i widać, że zależy mu na mnie.
- Chce. - odpowiedziałam, w końcu na niego zerkając. - Myślę, że możemy spróbować.
- Na prawdę? - spytał, wyraźnie zdziwiony.
- Aż tak cię zaskoczyłam? - uniosłam brwi, uśmiechając się lekko.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedział, kręcąc głową. Przyniesiono nam nasze zamówienie i upiłam łyk czekolady bo zaschło  mi w gardle.
- Jak tam dzisiejszy dyżur? - spytałam bo wiedziałam, że zacznie swoją opowieść, a ja będę mogła przeanalizować sobie to co właśnie zrobiłam.
Po godzinie ruszyliśmy w stronę lodowiska przy którym zostawiłam samochód, a Sebastian uparł się, że mnie odprowadzi. Nawet nie wiem kiedy złapał mnie za rękę i już jak prawdziwa para spacerowaliśmy po warszawskich chodnikach, rozmawiając o nadchodzących świętach.
- Od zawsze wyjeżdżamy całą rodziną w góry na narty. Góry są piękne zimą, a w czasie świąt to już szczególnie. Byłaś kiedyś? - spytał, gdy zbliżaliśmy się już do parkingu.
- Byłam w Zakopanem chyba 10 razy ale nigdy w czasie świąt. - odpowiedziałam.
- Jeździłaś kiedyś na nartach?
- Nie ale jeździłam na snowboardzie. - pochwaliłam się. - I po wielu, wielu upadkach w końcu zaczęło mi to wychodzić. A przez wychodzenie mam na myśli to, że udawało mi się zjechać na dół bez upadku, choć nie wyobrażaj sobie, że moja technika była doskonała po prostu jechałam w dół modląc się, żeby żaden nieszczęśnik nie stanął mi na drodze. - dodałam, a on się zaśmiał.
- Też jeździłem na snowboardzie ale wolę jednak narty. - powiedział.
- Ja zdecydowałam się na snowboard po tym jak instruktor powiedział, że jedyne co może mi się stać to skręcony nadgarstek. W przypadku nart gdzie moje nogi mogą powędrować w każdą stronę jest trochę gorzej, więc wzięłam pod uwagę moją sprawność ruchową i wybrałam mniejsze zło.
- Mówisz, że masz problem ze sprawnością ruchową? - uniósł brwi.
- Nienawidziłam wf-u. - wyznałam, spuszczając wzrok. - I dlatego cieszę się, że czasy szkolne mam już dawno za sobą, a z wf-u na studiach się wykręciłam. Kiedy wyjeżdżacie?
- Tradycyjnie trzy dni przed Wigilią. - odpowiedział, gdy doszliśmy do mojego auta. - Wiem, że to zdecydowanie zbyt szybko ale jeśli chciałabyś jechać z nami to będzie mi bardzo miło.
- Raczej spędzę te święta z rodziną ale dziękuję za zaproszenie. - uśmiechnęłam się lekko.
- Jutro mam dyżur do 18 ale potem jestem wolny. Może skoczymy do kina? - spytał, przemieszczając się tak, że stałam teraz tyłem do samochodu i chcąc się odsunąć oparłam się o niego plecami.
- A jest coś fajnego?
- Sprawdzę, a jeśli nie to co powiesz na kręgle?
- Nie jestem w tym najlepsza ale chętnie się podszkolę. - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. Zaczął się do mnie przysuwać, a ja przeniosłam wzrok na jego usta.. Poprawka, seksowne usta. Choć Zbyszek ma.. Przestań! Sama siebie uciszyłam i zamknęłam oczy, czując lekkie muśnięcie.
- Są i nasze gołąbki! - usłyszałam gdzieś w oddali głos Tomka i aż podskoczyłam. Sebastian odsunął się ode mnie i dopiero wtedy zauważyłam, że cała czwórka idzie w naszą stronę. No fakt, obok nas stał nadal samochód Tomka. - Przeszkodziliśmy wam widzę. - zaśmiał się i przywitał z Sebastianem. Paula i Kaśka szczerzyły się do mnie ale ja popatrzyłam od razu na Zbyszka, który usta zacisnął w cienką linie i patrzył prosto na mnie.
- Ja muszę wrócić bo zapomniałem, że miałem kupić coś jeszcze Miśkowi. - odezwał się i zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć on już szedł w przeciwnym kierunku.
- Przepraszam za niego. - westchnęła Paula. - Chyba nadal jest na mnie zły i nie chce jechać tym samym samochodem.
- Jedziemy? - spytałam szybko. - Do jutra. - zwróciłam się do Sebastiana i cmoknęłam go w policzek. Wsiadłam do samochodu czekając, aż Kaśka zajmie miejsce obok mnie. Chciałam być w domu jak najszybciej.

Następny tydzień minął mi tak samo nudno jak poprzednie. Praca, wykłady, dom i tak w kółko. No może teraz miałam więcej atrakcji ze względu na Sebastiana, który chciał spędzać ze mną jak najwięcej czasu. Do prawdziwego pocałunku doszło już dzień później, gdy wracaliśmy z kręgielni. Podobało mi się, chociaż nie mogłam przestać myśleć o tym, że Zbyszek całuje dużo lepiej. Ani z Paulą ani ze Zbyszkiem nie miałam kontaktu ale to chyba dobrze. Kuba i moja mama też nie mieli zbyt dużo czasu bo młody zajęty był dziewczyną, a mama pracą. Tomek irytował mnie wypytywaniem o mój związek z Sebastianem dlatego unikałam go jak tylko mogłam. Był niesamowicie szczęśliwy, że w końcu znalazłam tak "porządnego" faceta. W przeciwieństwie do Kaśki, która powiedziała mi to w piątkowy wieczór, gdy Sebastian od nas wyszedł.
- Jesteś pewna, że chcesz z nim być? - spytała, gdy zmywałyśmy naczynia po kolacji.
- Skąd takie pytanie? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi. - Myślałam, ze go lubisz..
- Lubiłam.. - odpowiedziała, krzywiąc się. - Dopóki nie poznałam go bliżej.. To drugi Wojtek.
- To znaczy?
- Zanudzisz się przy nim.. Jeszcze ty.. - westchnęła. - Jest tak idealny, że aż zbyt idealny, a w połączeniu z tobą to już w ogóle.. Jesteście tacy sami. Naprawdę rozważałam wydłubanie sobie oka widelcem podczas kolacji, żeby nie słuchać w kółko.. proszę, dziękuję, oczywiście, zgadzam się..
- Nie wiem w ogóle o czym mówisz.. To, że mówimy pełnymi zdaniami to źle?
- Nie o to chodzi! Chodzi o to, że przy nim robisz się nudna! Boże to tak jakbyś była taką prawdziwą papugą!
- Papugą?
- Tak się mówi na prawników.. - mruknęła, lekko zakłopotana. - Serio, powinnaś znaleźć sobie kogoś kto wprowadzi trochę energii w twoje.. Wybacz, dość nudne życie. A doktorek na pewno nie jest taką osobą.
- Jest miły, wykształcony, ma poczucie humoru..
- Powtarzasz to jak mantrę.. - przewróciła oczami. - Próbujesz przekonać innych, czy siebie?
- Daj mi spokój.. - jęknęłam. - Sebastian to na prawdę świetny facet, a to, że ty lubisz, gdy facet jest dupkiem to już nie moja sprawa.
- Wcale nie lubię, gdy facet jest dupkiem! - oburzyła się.
- Serio? To dlaczego zerwałaś z Wojtkiem? Każda dziewczyna na twoim miejscu by szalała z radości mając takiego faceta, a ty byłaś zakochana kilka miesięcy i nagle ci się odwidziało..
- Nic mi się nie odwidziało! - syknęła. - Mówiłam ci, że to nie jest facet dla mnie!
- Bo nie jest dupkiem. - stwierdziłam, a ona spiorunowała mnie wzrokiem.
- Dobra. - uniosła ręce w geście kapitulacji. - Jeśli za kilka lat obudzisz się ze swoim doktorkiem w łóżku i stwierdzisz, że twoje życie to nudna monotonia to nie przychodź wtedy do mnie z płaczem!
- Uwierz mi, że będziesz ostatnią osobą do której wtedy zadzwonię. - warknęłam, wychodząc.
Weszłam do pokoju i trzasnęłam za sobą drzwiami. O co ja się tak w ogóle denerwowałam? Boże, moje życie jest totalnie do dupy. Po co mi w ogóle facet? Gdyby nie to narzekanie wszystkich dookoła byłabym sama i byłabym szczęśliwa.


Następnego dnia wstałam przed budzikiem i przez kilkanaście minut leżałam patrząc w sufit. Dzisiaj był ten cholerny mecz na który musiałam iść z Kaśką i.. Sebastianem. Tomek wspaniałomyślnie odstąpił mu swój bilet bo razem z Paulą brali udział w jakimś pokazie i mieli próbę. Gdyby nie to, że tej dwójce tak zależało na tym, żeby iść, to z miłą chęcią bym sobie to odpuściła. Taa.. Kogo ja oszukuję? Nie mogłam się doczekać tego meczu bo to wiązało się z tym, że w końcu zobaczę Zbyszka. A oglądanie go na boisku jest dużo bardziej przyjemniejsze dla oka, niż oglądanie go na co dzień. Szkoda tylko, że obok mnie będzie Sebastian.
Wygramoliłam się niechętnie z łóżka i wyszłam do łazienki ciesząc się, że pierwszy raz udało mi się dostać do niej przed Kaśką. Właśnie robiłam kawę, gdy usłyszałam budzik Kaśki. Byłam ciekawa, czy nadal jest na mnie zła bo po tym jak zamknęłam się w pokoju już nie rozmawiałyśmy. Po chwili wyszła zaspana i stanęła w progu kuchni.
- Cześć. - przywitała się. - Dostanę trochę kawy? - spytała, siadając na krześle. Ah, czyli wszystko w porządku.
- Pewnie. - odpowiedziałam z wyraźną ulgą. Z kim jak z kim ale z nią nienawidziłam się kłócić.- Masz ochotę na jajecznice?
- Poproszę. Przepraszam za wczoraj.. To nie moja sprawa.. Możesz umawiać się z kim tylko chcesz, a mi nic do tego. - wyrzuciła z siebie.
- Jesteś moją przyjaciółką i masz prawo mówić co myślisz o moich facetach. Wiem, że Sebastian jest dość.. - urwałam, nie wiedząc co dalej mam powiedzieć.
- .. nudny? - dokończyła za mnie.
- Nie to chciałam powiedzieć. - westchnęłam. - On jest po prostu dżentelmenem z zasadami. I na prawdę wątpię, żebym znalazła kogoś lepszego. - dodałam. No pomińmy fakt, że ktoś lepszy jest w związku z modelką i na związek z nim nie mam szans.
- Jak uważasz. - wzruszyła ramionami. - On na pewno idzie z nami na mecz?
- Z tego co wiem to tak. - odpowiedziałam. - Nie martw się możesz siedzieć obok mnie.
- Dziękuję. - przewróciła oczami i wzięła się za jedzenie jajecznicy.
- Ja uciekam do kancelarii. Wrócę o 16. - powiedziałam, dopijając kawę.
- Pa. - pożegnała się z pełną buzią jedzenia.


Ubrana w koszulkę z nazwiskiem Bartman i czarne rurki siedziałam w kuchni, czekając na Kaśkę. Zastanawiałam się co ona robiła przez cały dzień, że nie zdążyła się wyszykować. Wyszła dopiero po 30 minutach ubrana w białą bokserkę i jasne jeansy. Zrobiła odważny makijaż, a włosy zostawiła rozpuszczone.
- Masz nadzieję kogoś tam wyrwać? - spytałam, zakładając kozaki.
- Taak. - jęknęła. - Potrzebuję faceta! Wiesz kiedy ostatnio to robiłam?
- Nie i jakoś mnie to nie interesuje. - odpowiedziałam.
- Trzy tygodnie temu! Z Wojtkiem! - westchnęła. - Potrzebuję faceta ale takiego prawdziwego.. Wiesz.. Z jajami.
- Rozumiem. - odparłam, próbując się nie roześmiać. - Chodź, bo Sebastian już czeka.
- No tak.. - przewróciła oczami. - Doktorek punktualny jak zawsze..
- A ty niepunktualna jak zawsze. Chodź.
Sebastian czekał na nas już pod blokiem i gdy tylko nas zobaczył wysiadł, żeby otworzyć nam drzwi. Nie chciałam nawet patrzeć na Kaśkę bo wiedziałam, że jej mina będzie mówić coś w stylu "zaczyna się". Nie wiedziałam w sumie o co jej chodzi. Przecież to się ceni u mężczyzn, tym bardziej w XXI wieku, gdzie ilość prawdziwych dżentelmenów można policzyć na placach jednej ręki. 
- To będzie mój pierwszy mecz siatkówki. - odezwał się, odpalając samochód. - Ale przed wyjazdem sprawdziłem o co chodzi i jak wygląda tabela. Podobno jeśli warszawski zespół chce walczyć o medale musi wygrywać wszystkie spotkania najlepiej za trzy punkty.
- Będzie trudno ale na pewno sobie poradzą. - odpowiedziałam. - Spodoba ci się na meczu. Nie byłam do tego przekonana na początku ale teraz mogłabym oglądać cały czas siatkówkę.
- Ekscytująca dyscyplina, prawda? - spytał, uśmiechając się, a ja już wyobrażałam sobie minę Kaśki na tylnym siedzeniu.
- Niewątpliwie. - odpowiedziałam, próbując się nie roześmiać. - Byłeś dzisiaj w szpitalu?
- Tak ale nie działo się nic ciekawego, a jak było w kancelarii?
- Dużo pracy. - wzruszyłam ramionami.
- A ty Kasiu jak spędziłaś dzień? - spytał, zerkając na nią w lusterku.
- Zastanawiając się nad makijażem, który pozwoli mi dzisiaj wyrwać jakiegoś faceta. - odparła, a ja musiałam przygryźć wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Kaśka i jej bezpośredniość. - Nie każda ma tyle szczęścia co Lena. - dodała i tylko ja usłyszałam nutkę ironii.
- To raczej ja mam szczęście. - poprawił ją, kładąc rękę na mojej, która spoczywała na kolanie.
- Uwielbiam tą piosenkę. - powiedziałam dość głośno, odkręcając prawie na fula radio, w którym leciała piosenka, którą pierwszy raz słyszałam ale chciałam zakończyć tę bezsensowną rozmowę.

Zaparkowaliśmy dość daleko od wejścia bo przyjechaliśmy późno i prawie wszystkie miejsca były już zajęte. Gdy odszukaliśmy swoich miejsc na trybunach okazało się, że zawodnicy ćwiczą już zagrywkę. Od razu zauważyłam Zbyszka, który właśnie zaserwował w sam róg boiska. Czekałam, aż nasze spojrzenia się skrzyżują ale on nawet nie zerknął w moją stronę. Mecz się zaczął i pierwszego seta wygrała drużyna z Warszawy, głównie dzięki Zbyszkowi i Miśkowi, którzy zdobywali punkt za punktem. Kolejny set zaczął się gorzej bo przy stanie 10:8 dla drużyny z Jastrzębia pod siatką zrobiło się małe zamieszanie z Kubim i Zbyszkiem w roli głównej. Pierwszy kłócił się z jastrzębianinem z numerem 3, a drugi wykrzykiwał coś do sędziego. Wszystko z powodu tego, że sędzia nie zauważył bloku po ataku Zbyszka. Michała koledzy z drużyny zaczęli odciągać ale ten uparcie trzymał się siatki i nadal kłócił z rywalem.
- I to jest facet. - mruknęła Kaśka. Popatrzyłam na nią zaskoczona i jak się okazało mówiła o Miśku na którego patrzyła teraz zafascynowana.
- Nie powinni się tak zachowywać. - odezwał się Sebastian. - Szczególnie Zbyszek, przecież sędzia ma decydujący głos.. Nie widzę sensu nie wykłócać. - pokręcił głową, nadal obserwując całą tę sytuację. - No i proszę.. Czerwona kartka.
Miał rację bo sędzia właśnie uniósł czerwony kartonik, a Zbyszek wyrzucił kilka przekleństw pod nosem i ruszył na swoje miejsce. Michał obrzucił przeciwnika jadowitym spojrzeniem i również zajął miejsce dla przyjmującego. Trener nie czekał jednak i od razu wziął przerwę chyba po to, żeby ostudzić emocje. Gdy zawodnicy schodzili z boiska Zbyszek w końcu popatrzył w moim kierunku, a potem nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie wiedziałam co robić, więc jedynie się lekko uśmiechnęłam, a on od razu przeniósł wzrok na Sebastiana i albo mi się wydawało albo mruknął pod nosem kolejne niecenzuralne słowa. Ups, chyba tylko pogorszyłam sprawę. Gdy wrócili na boisko Zbyszek grał rewelacyjnie. Kończył wszystkie piłki i zagrzewał pozostałych do walki i to dzięki niemu warszawski zespół wygrał drugą partię. Trzeci set zaczął się od zagrywki jastrzębian, a potem nie jestem pewna co się stało bo wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Zbyszek upadł, ktoś do niego podbiegł, znieśli go z boiska do szatni, a cała hala krzyczała jego imię. O cholera.
- Co się stało? - spytałam, nadal będąc w szoku.
- Nie jestem pewien ale to chyba coś z kostką. - odpowiedział mi Sebastian, a mi zrobiło się słabo. Spokojnie Lena, to na pewno nic poważnego.
- Kaśka ja muszę wiedzieć co z nim. - szepnęłam w stronę przyjaciółki, spanikowana.
- Lena spokojnie są z nim fizjoterapeuci. - odpowiedziała nadal wywiercając dziurę w Miśku.
- Kaśka. - jęknęłam. W końcu na mnie popatrzyła i widząc moją minę jej wyraz twarzy się zmienił.
- Napisz do niego smsa i zapytaj czy wszystko w porządku.
- Przecież go nie odczyta.
- No to nic innego na razie nie możesz zrobić. Musisz czekać do końca meczu.
- Kaśka ja nie wytrzymam.. - powiedziałam, a noga zaczęła mi drgać tak jak zawsze wtedy, gdy się denerwowałam.
- To co chcesz zrobić? Przecież ten ochroniarz cię tam nie wpuści. - wskazała głową na mężczyznę, stojącego przy wejściu, w którym zniknął Zbyszek. 
- Chyba, że ktoś go zagada. - odparłam, czekając aż złapie o co mi chodzi. Nie zajęło jej to dużo czasu.
- I tym kimś oczywiście będę ja. - westchnęła. - Dobra.
- Pójdziemy sprawdzić co ze Zbyszkiem i zaraz będziemy z powrotem. - zwróciłam się do Sebastiana i wstałam, żeby nie zaczął zadawać pytań. Zeszyłyśmy szybko na dół, a Kaśka z zawadiackim uśmiechem podeszła do siwego mężczyzny i udając zagubioną zapytała gdzie można kupić coś do picia. Gdy ochroniarz wychodził ze skóry, żeby móc jak najdłużej gapić się w jej dekolt ja już biegłam długim korytarzem, mijając po drodze mężczyzn, którzy wyprowadzili Zbyszka. W końcu znalazłam odpowiednie drzwi i wbiegłam tam nawet nie pukając. Zibi siedział na ławce, a gdy usłyszał, że ktoś wchodzi, podniósł niechętnie wzrok.
- Co ty tutaj robisz? - spytał jednocześnie zaskoczony i rozdrażniony. Zrobiłam coś nie tak?
- Chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku..
- A co cię to w ogóle obchodzi? - warknął, odklejając sobie plastry z palców. Stanęłam jak wryta, zaskoczona taką reakcją. Zrobiłam niepewny krok w jego stronę. Co ja właściwie chciałam powiedzieć?
- Martwiłam się.. - odpowiedziałam cicho.
- Niepotrzebnie. Jak widzisz jeszcze żyję, więc możesz już sobie iść. -  powiedział, w ogóle na mnie nie patrząc. Auć, zabolało. Już się odwracałam, żeby wyjść, gdy do szatni wpadł ochroniarz.
- Panie Bartman najmocniej przepraszam! Nie mam pojęcia jak tej pani udało się tutaj dostać.. - zaczął się tłumaczyć, a ja już dostatecznie zdenerwowana obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem.
- Po prostu obok pana przeszłam, gdy gapił się pan na biust mojej przyjaciółki. - warknęłam, mijając go. Miałam ochotę jechać do domu jak najszybciej ale wiedziałam, że muszę wrócić do Sebastiana. Nawet nie wiedziałam jak się czułam. Byłam zdenerwowana? urażona? Jedno było pewne.. Zapowiadał się wieczór płaczu w poduszkę.

Oczami Zbyszka..

Obudziłem się w niedzielny poranek z ogromnym kacem. Ja pierdole, moja głowa. Co mi odbiło, żeby pić i to samemu? Była już 11, a na wyświetlaczu miałem powiadomienia o 10 nieodebranych połączeniach od Pauli i dwóch smsach. Jeden był od Pauli z pytaniem co robię i czemu od niej nie odbieram, a drugi od Miśka, który poinformował mnie, że zostaje u Kaśki na noc. Misiek i Kaśka? To znaczy, że spędził noc w mieszkaniu Leny.. Lena.. O kurwa. Zerwałem się z łóżka sam nie wiem po co. Zachowałem się wczoraj jak kompletny idiota. Wybrałem numer do Miśka, który odebrał po pierwszym sygnale.
- Wiem, że z twoją kostką wszystko w porządku, więc chyba możesz dojść z nią do kuchni?
- Jesteś w kuchni? - spytałem zaskoczony i się rozłączyłem. Faktycznie siedział przy kuchennym blacie i pił kawę.
- O stary, wyglądasz fatalnie. - powiedział, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Zignorowałem go jednak i opróżniłem całą butelkę wody mineralnej. - Ktoś tutaj ma kaca. Nieźle się wczoraj zabalowało.. Z kim? Chyba nie z Paulą.
- Sam. Musiałem jakoś odreagować. - odpowiedziałem. Zaraz po tym jak wyżyłem się na Lenie. Czemu jestem takim idiotą? Jakby nasze stosunki bez tego nie były skomplikowane. Ale co ja poradzę, że byłem nabuzowany meczem, kłótnią z tym ślepym sędzią, kontuzją, a przede wszystkim widokiem Leny z tym doktorkiem. Co ona widzi w tym lalusiu?!
- Rozumiem. - odparł i ziewnął.
- Kaśka nie dała ci spać? - zadrwiłem.
- Nie ona.. Lena. - mruknął, przeciągając się. Został jednak z rękami w górze, widząc moją minę. - O Boże, nie! Nie w ten sposób! I to w sumie nie Lena tylko jej chomiki. - poprawił się szybko. - Siedzieliśmy w kuchni i było już dość późno, a tu nagle Kaśka piszczy bo na progu kuchni stał sobie chomik ale jak krzyknęła to gdzieś zwiał. Lena się obudziła i okazało się, że klatka była niedomknięta a jej chomiki uciekły. Potem Kaśka wskoczyła na stół i powiedziała, że nie zejdzie dopóki ich nie złapiemy i przez pół nocy szukałem z Leną tych chomików. - wyjaśnił, a ja mimo złego humoru nie mogłem się nie roześmiać, wyobrażając sobie tą sytuację.
- Znaleźliście je?
- Tak.. O czwartej nad ranem i jeden jak na złość był pod Kaśki łóżkiem i jak się o tym dowiedziała to się strasznie pokłóciły..
- O co?
- No bo Kaśka zaczęła krzyczeć, że wypierdoli te chomiki przez okno, a Lena, że jeśli chce wypierdolić je przez okno to razem z nią i że jeśli jej coś nie pasuje to wcale nie musi z nią mieszkać.. No wiesz jak to baby.. - przewrócił oczami. - Jeszcze Lena miała chyba zły humor bo gdy się obudziła to wydawało mi się, że miała lekko podpuchnięte oczy. - dodał. Cholera, przeze mnie! Płakała przeze mnie! Ja pierdole! Jestem idiotą! Kompletnym idiotą! Muszę ją przeprosić. - Jeszcze jakiś idiota cały czas do niej wydzwaniał, aż w końcu musiała wyłączyć telefon.. - pokręcił głową i westchnął. O cholera. Niby od niechcenia wziąłem do ręki ponownie telefon i otworzyłem historię. 20 połączeń do Leny. Jezu. Sprawdziłem smsy i zamarłem.. "Przepraszam Lena", "Lena wybacz mi.", "Naprawdę nie chciałem się tak zachować".
- Ja pierdole. - mruknąłem pod nosem, rzucając telefon na blat.
- No wiem.. Jakiś psychol. - pokręcił głową, kończąc kawę.
- Idę się kąpać. - powiedziałem jakby sam do siebie i ruszyłem w stronę łazienki. Ona mnie znienawidzi. Martwiła się o mnie, a ja zachowałem się jak gbur i prostak! Muszę ją przeprosić. Powinienem do niej jechać bo telefonu już raczej ode mnie nie odbierze. Oparłem się o umywalkę i spojrzałem na swoje odbicie. Zbigniewie Bartmanie, jesteś idiotą!

Wizytę u Leny musiałem przełożyć bo mama wyciągnęła mnie na kawę, narzekając na to, że nie spędzamy ze sobą wystarczająco dużo czasu. Właśnie wracaliśmy, gdy z jednego sklepu wyszła Lena razem z mamą. Boże, jaka ona jest piękna. Miała na sobie czarne spodnie i kremowy wełniany sweter w którym wyglądała przesłodko. Właśnie stanęła, robiąc nadąsaną minę, a jej mama przekonywała ją chyba do dalszych zakupów.
- Czy to nie Lenka? - spytała mama, patrząc w tym samym kierunku. - Chodź, przywitam się.

                                                                                              ~*~

Udało się! Rozdział w terminie :)
Nie jestem w stanie Wam powiedzieć kiedy dodam następny bo jutro czeka mnie przeprowadzka i pewne jest to, że przez najbliższe dwa dni nie będę miała czasu nic napisać. Postaram się dodać następny około piątku. Przepraszam i proszę o wyrozumiałość :) Możemy za to porozmawiać w komentarzach, więc jeśli macie jakieś pytania to chętnie odpowiem :)
Miłego tygodnia! :)

A i wybaczcie tak dużo niecenzuralnych słów ale sami rozumiecie.. faceci. :)

wtorek, 23 września 2014

XXVI. Prawdziwa miłość jest chyba samą tęskonotą i pragnieniem.

- Lena przepraszam.. To moja wina.. - zaczęła Paula, a ja kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. - Rzuciłam się na Zbyszka, a wiem, że niektórym osobom takie publiczne okazywanie uczuć może przeszkadzać. Obiecuję, że to się już nie powtórzy..
- Co? - spytałam, marszcząc brwi. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego dlaczego  mnie przeprasza. - Nie, Boże.. To nie o to chodzi. - odparłam. - Właśnie rozmawiałam z Kaśką. Rozstała się z Wojtkiem i nie stać ją na utrzymanie całego mieszkania, a nie chce wynajmować komuś obcemu pokoju i wręcz błagała mnie o to, żebym się do niej wprowadziła.
- Co? - teraz to ona wydawała się być zszokowana. - Wyprowadzasz się? - spytała, a ja ponownie zmarszczyłam brwi. Czy ja właśnie tego nie powiedziałam?
- Tak. - skinęłam głową. - Wiesz stamtąd jest dużo bliżej na uczelnie no i nie ukrywam, że czynsz też jest mniejszy. Na pewno znajdziesz kogoś na moje miejsce bo ta lokalizacja jest świetna. - dodałam.
- Ale ja nie chce nikogo innego. - jęknęła. - Nie przekonam cię, żebyś została?
- Nie, przepraszam.. - westchnęłam.
- Kiedy się wyprowadzasz? - spytała, chyba załamana. Od razu pomyślałam, że gdyby wiedziała o tym, że przespałam się z jej chłopakiem to sama by mnie stąd wyrzuciła.
- Jutro. - odpowiedziałam, chociaż nie ustalałam jeszcze nic z Kaśką. Chciałam się stąd jak najszybciej wyprowadzić. Wtedy przynajmniej nie będę się czuła tak beznadziejnie jak teraz, gdy widziałam ich jak się całują. Czego ja oczekiwałam? Przecież to było jasne, że się całują, dotykają, uprawiają seks. To, że nie obnosili się z tym przy ludziach nie oznaczało, że tego nie robią. Zrobiło mi się niedobrze. Muszę przestać o tym myśleć i skoncentrować się na przeprowadzce. Potem będzie już tylko lepiej.
- Tak szybko? - zdziwiła się. - No cóż.. - westchnęła jakby w końcu się z tym pogodziła. - Zbyszek pomoże ci przy przeprowadzce, prawda? - zwróciła się tym razem do Zbyszka, który stał obok niej ale wzrok wciąż miał wbity we mnie.
- Nie trzeba. - odparłam szybko. - Tomek i Kuba mi pomogą. Wiecie co ja już pójdę do siebie bo jestem padnięta. - powiedziałam i ruszyłam do swojego pokoju w którym miałam dzisiaj nocować po raz ostatni. Zadzwoniłam do Kaśki, która była zachwycona tym, że już jutro się do niej wprowadzę i przez jakieś 30 sekund piszczała mi do słuchawki tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha. Nie byłam do końca przekonana czy to dobry wybór, a moje obawy potwierdził Tomek z którym później rozmawiałam. Kaśka była świetna i na prawdę ją lubiłam ale była też nieźle zakręcona. Jedno wiedziałam na pewno.. Nie będę się z nią nudzić.

Po długiej kąpieli wzięłam książkę ze sobą do łóżka i zaczęłam czytać, żeby przestać myśleć o Zbyszku. Jednak było to trudniejsze, niż się spodziewałam i pogmatwane myśli głównej bohaterki nie zdołały odciągnąć mnie od moich własnych.  Dlatego też dałam sobie z nią spokój i postanowiłam próbować zasnąć jednak w głowie miałam chyba za dużo myśli bo mój mózg za nic nie chciał się wyłączyć. Po tym jak po raz setny przewróciłam się z jednego boku na drugi dałam sobie z tym spokój. Zaświeciłam znów lampkę nocną i stwierdziłam, że potrzebuje mleka. Wyszłam, starając się być jak najciszej bo ostatnie czego teraz chciałam to spotkać któreś z nich. Zaświeciłam światło i zamarłam. Przy stole siedział Zbyszek. Cholera! Chciałam wrócić do pokoju ale było już za późno.
- Dlaczego siedzisz tutaj po ciemku? - spytałam lekko zachrypniętym głosem, wchodząc dalej. Zdałam sobie sprawę z tego, że to ostatni raz gdy wpadamy na siebie w kuchni i zrobiło mi się z tego powodu tak smutno, że aż mnie to zaskoczyło.
- Nie mogłem spać. - odpowiedział cicho. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej karton mleka. - To prawda?
- Słucham? - zmarszczyła brwi.
- Pytałem czy to prawda, że Kaśka zaproponowała ci zamieszkanie z nią? Czy po prostu chcesz się na szybko wyprowadzić dlatego, że widziałaś mnie i Paulę?
- Jest tak jak powiedziałam.. - odpowiedziałam, siadając na przeciwko i nalewając sobie mleka. - Kaśka zerwała z Wojtkiem, więc on wraca do rodziców do domu, a ona zostaje sama z całym mieszkaniem. Pracuje dorywczo i nie stać jej na całość czynszu.
- Na prawdę tego chcesz? - spytał, a w jego głosie słychać było nadzieję na to, że moja odpowiedź będzie przecząca.
- Tak. - odparłam zgodnie z prawdą. - Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
- Nie będziemy się spotykać. - powiedział, przeszywając mnie wzrokiem.
- W tej sytuacji to chyba dobrze. - uniosłam lekko brwi. - Poza tym będę przychodziła na mecze. O dziwo, na prawdę polubiłam siatkówkę.
- Nie chcę cię stracić. - powiedział patrząc na mnie z takim smutkiem, że w moim gardle poczułam wielką gulę. Tylko nie płacz! Wstałam i włożyłam szklankę do zmywarki. Odwróciłam się i ponownie na niego popatrzyłam, wcześniej biorąc głęboki oddech.
- W życiu nie można mieć wszystkiego. - szepnęłam i wyszłam z kuchni. Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju od razu na policzkach poczułam łzy. Czemu to tak cholernie bolało? Pierwszy raz czułam coś takiego i wiedziałam, że to wszystko dlatego, że po raz pierwszy kochałam kogoś, aż tak bardzo.

2 tygodnie później...

- Długo jeszcze? - usłyszałam głos Kaśki, która od kilku minut dobijała się do drzwi. Jej euforia spowodowana wspólnym mieszkaniem trwała przez 3 dni. Dopiero potem okazało się, że dla niej nawet dzielenie z kimś łazienki może być poważnym kłopotem. - Siedzisz tam..
- Dziesięć minut! - krzyknęłam. - Przecież pytałam, czy chcesz wejść pierwsza! Poza tym siedzisz o wiele dłużej, niż ja!
- Nie prawda! - zaprzeczyła zbulwersowana. Spokojnie Lena, tylko spokojnie.
- Mam wyjść z wanny teraz? - spytałam, zaraz po tym jak wzięłam głęboki oddech.
- Nie no.. - odpowiedziała już ciszej. - Po prostu się pośpiesz..
Przewróciłam oczami i zaczęłam spłukiwać głowę. Mieszkanie z Kaśką było strasznie męczące bo jako jedynaczka była przyzwyczajona do tego, że to ona dostaje wszystko jako pierwsza i nie musi się z nikim dzielić. Poza tym była pedantką, której przeszkadzała źle położona poduszka. Jeśli są jakieś plusy mieszkania z nią to na pewno to, że byłam teraz nadgorliwym pracownikiem w kancelarii, który zostawał najdłużej i jedną z najwięcej uczących się osób na roku. Z Paulą i Zbyszkiem nie miałam kontaktu odkąd się wyprowadziłam. Nie sądziłam, że to będzie tak trudne. Ja na serio cholernie za nim tęskniłam. Chciałam go zobaczyć i dlatego też od razu przyjęłam zaproszenie Tomka. Mieliśmy spotkać się wszyscy u niego dzisiaj i dać sobie prezenty. W końcu dzisiaj Mikołajki.
Nie chciałam denerwować Kaśki, więc nawet nie suszyłam włosów. Wzięłam ze sobą wszystko co było mi potrzebne i postanowiłam dokończyć u siebie. Wysuszyłam włosy, a potem odniosłam suszarkę na miejsce, w którym zawsze wisiała. Wiedziałam, że to bez sensu ale chciałam wyglądać ładnie dlatego przyłożyłam się do fryzury i makijażu. Założyłam jasno brązowy, długi sweter i czarne legginsy. Kaśka oczywiście jeszcze się kąpała dlatego włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach szukając czegoś, co mnie zajmie przez następną godzinę, którą będę musiała na nią czekać. 

Gdy weszłyśmy do mieszkania Tomka od razu rzucił nam się w oczy wielki worek ustawiony w przedpokoju zaraz przy drzwiach, a na górze przyklejona kartka do ściany "Proszę wrzucać prezenty tutaj". Zaczęłam się śmiać bo nawet nie chciałam wyobrażać sobie co on znów wymyślił. Weszłyśmy do salonu i serce zaczęło mi szybciej bić. Zbyszek już tam był i wyglądał fenomenalnie. Ubrany był w czarny sweter z dekoltem w serek i ciemne jeansy. Jeju. Poczułam się dziwnie. To tak jakby jakaś gorąca fala uderzyła we mnie, a teraz rozlewała się powoli po całym moim ciele. Nieświadomie uśmiechnęłam się, wciąż na niego patrząc.
- Cześć. - Paula przywitała się jako pierwsza i rzuciła mi się w ramiona. Nie spodziewałam się, że aż tak się za mną stęskniła. - Dlaczego się nie odzywasz?
- Miałam strasznie dużo pracy. - odpowiedziałam, gdy tylko się od niej uwolniłam.
- To prawda w ogóle jej nie ma w domu, a jak jest to siedzi w książkach. - odezwała się Kaśka, siadając obok Zbyszka na kanapie. - No ale czego innego spodziewać się po pani prawnik?
- Jeszcze nie pani prawnik. - powiedziałam, siadając na fotelu. - Tak właściwie to gdzie jest Tomek?
- Nie mam pojęcia. - Paula wzruszyła ramionami. - Po tym jak zadzwonił przedwczoraj i kazał nam wejść bez pukania i z podpisanymi prezentami, więcej się z nim nie widziałam.
- Pewnie coś wymyślił. - odezwał się Zbyszek, wciąż na mnie patrząc.
- On i jego pomysły.. - westchnęłam, podciągnęłam kolona pod brodę.
- Pamiętasz jak.. - zaczęła Kaśka.
- Hoł! Hoł! Hoł! - przerwał jej głos dobiegający z przedpokoju, a chwile potem do salonu wszedł.. Mikołaj. - Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - spytał, a ja wybuchłam śmiechem bo to był Tomek, przebrany za Świętego Mikołaja! 
- Tomek co ty..
- Tomek? Jaki Tomek? Nie znam żadnego Tomka. - przerwał mi, łapiąc się za ogromny brzuch. Wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać, a on usiadł na fotelu, kładąc worek na podłodze. - Jestem Świętym Mikołajem i mam dla was prezenty! Na początek.. Dla Kasi. - powiedział, wyjmując małą paczkę. Kaśka, cały czas chichocząc podeszła do niego, a on kazał jej usiąść mu na kolanach. Tak samo było w przypadku moim i Pauli. Zbyszek mimo sprzeciwu Tomka też usiadł mu na kolanach i zarzucił ręce na szyję za co Mikołaj nie chciał mu dać prezentów. Jak dzieci.. Rozczarowana stwierdziłam, że dostałam o jeden prezent mniej ale wszystko wyjaśniło się gdy Tomek wrócił już jako... on.
- To dla ciebie.. Nie mogłem włożyć ich do worka Świętego Mikołaja więc daje ci je osobiście.. Jeśli za rok nadal będziesz sama kupię ci pierwszego kota. - powiedział, wręczając mi klatkę.
- Kupiłeś jej dwa szczury? - spytała Kaśka, marszcząc brwi.
- To są chomiki! - powiedziałam, patrząc na dwie małe kulki ukryte w trocinach.
- Gryzoń to gryzoń.. - skrzywiła się. - Masz je trzymać u siebie w pokoju.. Jak najdalej ode mnie.
- Chodź.. - zwróciłam się do jednego z nich, próbując go wyciągnąć. - Kasia cię jeszcze pokocha.. Wiecie, że miałam kiedyś chomiki? Ale się utopiły..
- Utopiłaś chomiki? - spytał Zbyszek, wyraźnie zaskoczony.
- Nie ja. - odpowiedziałam oburzona. - Mój młody zostawił je na ogródku w akwarium bo klatka nam się zepsuła, a mieliśmy akwarium po rybkach, które zdechły.. z głodu. - westchnęłam. - Ale to dlatego, że zaszło małe nieporozumienie w kwestii tego, kto ma je karmić. - wyjaśniłam szybko. - W każdym bądź razie była straszna ulewa i gdy rano weszłam do ogródka one sobie już.. dryfowały.. - skończyłam, lekko się krzywiąc.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś się nimi opiekowała.. - odezwał się Tomek.
- Przecież mówię, że to nie była moja wina! - przewróciłam oczami i włożyłam ponownie chomika do klatki, widząc, że dziewczyny coraz bardziej się ode mnie odsuwają.   
- To dobrze bo zdążyłem się do nich przywiązać. - odpowiedział. - Wyjeżdżacie z Warszawy na święta? - spytał, rozsiadając się na fotelu. 
- Ja jadę do Szczecina i próbuję do tego samego namówić Zbyszka ale uparł się, że zostaje w Warszawie. Mojej mamie byłoby strasznie miło, gdyby w końcu mogła cię poznać. - zwróciła się do swojego chłopaka.
- Nie muszę chyba poznawać jej w święta, które od zawsze spędzam z rodziną. - odpowiedział zdenerwowany. Widocznie nie rozmawiają o tym po raz pierwszy.
- A gdybyśmy byli małżeństwem to też spędzalibyśmy święta osobno bo ty byś chciał być z rodziną, tak jak zawsze? - spytała, a ja naprawdę podziwiałam Zbyszka, że nie skulił się pod jej spojrzeniem. Mieszkałam z Paulą dwa miesiące ale nigdy nie widziałam jej zdenerwowanej. I dobrze.
- Przecież nie jesteśmy małżeństwem! - odparł, marszcząc brwi. - Nie rozumiem o co robisz problem.. Twoją mamę mogę poznać kiedy tylko chcesz.. Po prostu nas umów.
- Kiedy chce? - uniosła brwi. - Chcę, żebyś poznał ją w święta.
- Paula mówię ci, że na święta zostaje w Warszawie. - warknął, zniecierpliwiony.
- Kto chce kawy? - spytał Tomek, zanim Paula zdążyła otworzyć usta.
- Ja. - odpowiedziałyśmy razem z Kaśką. - Wiecie co ja mam lepszy pomysł? Może pojedziemy na lodowisko? - zaproponowała. - Jeszcze w tym roku nie byłam..
- Świetny pomysł. - zgodził się Tomek, wstając. - Wszyscy za? No to w drogę. - powiedział, nie czekając na odpowiedź.
- Ja nie bardzo mogę.. - skrzywiłam się. - Jestem umówiona.
- Miłość, wszędzie miłość. - westchnęła Kaśka. - Pan kardiolog zaprosił ją na gorąca czekoladę.
- Gdzie i kiedy macie się spotkać?
- W galerii Mokotów za dwie godziny. - odpowiedziałam, czując na sobie przeszywający wzrok Zbyszka.
- To jest dwa kroki od lodowiska. Chodźcie. - zarządził i ruszył w stronę wyjścia.
Po wielkiej kłótni o to, którym samochodem pojedziemy stwierdziliśmy, że ja powinnam jechać swoim skoro z nimi nie wracam, a oni żeby nie jechać na dwa samochody zapakują się do jednego. Tomek uparł się, żeby jechać jego, a między Paulą i Zbyszkiem napięcie było tak silne, że aż wyczuwalne, więc stwierdzili, że jedno z nich dotrzyma mi towarzystwa. Nawet nie wiem jak to się stało, że trafiło na Zbyszka. Gdy wyjechaliśmy z parkingu włączyłam cicho muzykę i starałam się nie myśleć o tym, że siedzi obok mnie.
- Jesteście razem? - spytał cicho. Czułam na sobie jego wzrok ale uparcie patrzyłam przed siebie.
- Nie. - odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Od mojej wyprowadzki spotkaliśmy się kilka razy ale nie potrafiłam nazwać relacji, która nas łączyła. Nie całowaliśmy się jeszcze bo miałam na prawdę wielki talent do wymigiwania się od tego, choć wiedziałam, że w końcu będę musiała się określić.
- Spotykacie się?
- Czasem. - wzruszyłam ramionami. - Jak tam klub? - spytałam, chcąc zmienić jak najszybciej temat. - Nie miałam ostatnio czasu oglądać waszych meczy..
- Kiepsko... Jeśli tak dalej pójdzie to nie dostaniemy się do fazy play off. A mogłem zostać we Włoszech..
- Żałujesz, że wróciłeś do Warszawy?
- Nie. - odparł automatycznie. - Nie żałuję ale nie ze względów sportowych. Zmień pas. - rozkazał, a ja się zirytowałam. Przecież właśnie chciałam to zrobić. Popatrzyłam w lusterko i zaczęłam manewr. - Wrzuć trójkę.
- Wiem. - syknęłam, zmieniając bieg.
- Co u twojej mamy? - spytał jak gdyby nigdy nic.
- Podejrzewam, że byś jej nie poznał.. - zaśmiałam się. - Przefarbowała włosy na czarno, zaczęła się stroić tak jak dawniej. Zapisała się do wolontariatu w którym pomaga ludziom z patologicznych rodzin.. Jest tak zabiegana, że w końcu przestała narzekać, że nie mam jeszcze męża i gromadki dzieci.
- A jak tam Kuba w nowej szkole?
- Lepiej, niż w starej.. Ma dziewczynę, której jeszcze ani ja ani mama nie poznałyśmy bo stwierdził, że narobiłybyśmy mu.. siary.. - zmarszczyłam brwi. - Cokolwiek to znaczy. W ogóle bym o niej nie wiedziała, gdyby nie to, że jestem kontem bankowym młodego z którego ma kasę na prezent mikołajkowy dla niej. - powiedziałam, a on się zaśmiał.
- Przyjdziesz na mecz za tydzień? - spytał z nadzieją w głosie. - Serio, chyba przynosisz nam szczęście bo odkąd ciebie nie ma to przegrywamy. A następny mecz jest ważny bo jeśli chcemy mieć szanse na wyższe miejsce, niż 8 musimy wygrywać wszystkie następne spotkania.
- Przyjdę, skoro ode mnie tak wiele zależy. - powiedziałam z uśmiechem.
- Zmień pas bo przed nami jest autobus. - odezwał się po chwili, a ja przewróciłam oczami. - Czwórka. - powiedział, a ja miałam ochotę go już wysadzić.
- Mam prawo jazdy od 7 lat.. Wiem jak zmieniać biegi. - warknęłam, a on uśmiechnął się pod nosem.
Chwilę później zaparkowałam na parkingu i nawet to nie obyło się bez złotych rad Zbyszka, który doradzał mi jak kręcić kierownicą. Z lekko poszarpanymi nerwami dołączyłam do reszty, która już na nas czekała. Wszyscy razem ruszyliśmy w stronę lodowiska. Dawno nie jeździłam na łyżwach, więc początki były trudne i musiałam trzymać Tomka za rękę, żeby nie się nie wywrócić. Po godzinie zeszliśmy z lodowiska i wszyscy razem spacerkiem poszliśmy do galerii na kawę. Właśnie ją kończyliśmy, gdy usłyszałam dźwięk telefonu.
- Cześć. Ja już jestem i czekam we Fragoli.
- Będę za 5 minut. - odpowiedziałam i się rozłączyłam. - Przepraszam ale ja już muszę iść. - powiedziałam, zbierając się.
- Mam na ciebie czekać, czy raczej spodziewać się ciebie jutro rano? - wyszczerzyła się Kaśka.
- Jutro rano to ja idę do pracy. Będę za góra dwie godziny.
- Nawet nie żartuj! Chłopak się tak stara.. Nie możesz tak długo zgrywać niedostępnej.
- Kaśka. - westchnęłam, kręcąc głową. - Na razie. - pożegnałam się i ruszyłam w stronę schodów.

Sebastian siedział przy stoliku ubrany w jasny wełniany sweter i kremowe materiałowe spodnie. Gdy mnie zobaczył od razu wstał, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Na stoliku leżały kwiaty ale to mnie nawet nie zaskoczyło bo po każdym naszym spotkaniu do mieszkania wracałam z bukietem. Jeszcze kilka i będę mogła założyć kwiaciarnie.
- Cześć. - przywitał się, całując mnie w policzek. - Cudownie wyglądasz. To dla ciebie. - powiedział, wręczając mi kwiaty.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się, siadając. - Zamówiłeś już sobie coś?
- Nie, czekałem na ciebie. - odpowiedział. No tak, gdzieżby inaczej.
- Nie jestem głodna, więc wezmę tylko gorącą czekoladę.
- Na pewno? - spytał, a ja skinęłam głową. - W takim razie przepraszam na chwilę.
Wstał i ruszył do baru, żeby złożyć zamówienie. Obserwowałam go, zastanawiając się co dalej mam robić. Nie mogę go zbywać w nieskończoność. Wiedziałam, że dzisiaj znowu będzie chciał mnie pocałować, a już niedługo pewnie będzie oczekiwał jakiejś deklaracji. W jego towarzystwie czułam się na prawdę dobrze i kto wie, może gdybym w końcu wybiła sobie Zbyszka z głowy mogłabym się w nim zakochać? Przecież jest idealnym facetem o którym marzy, każda dziewczyna. Co ze mną jest nie tak?
- Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. - powiedział, gdy tylko usiadł ponownie na swoim miejscu. - Ostatnio coraz częściej się widujemy i ja na prawdę bardzo cię lubię. Chciałbym, żebyśmy spróbowali być razem ale nie wiem, czy ty też tego chcesz.. - wyrzucił to z siebie i widać było, że od dawna chciał mnie o to zapytać. Cholera.


                                                                                        ~*~

Strasznie ciężko pisze się rozdział, gdy nie ma się weny ale mam nadzieję, że choć trochę wam się podobał. Jest tak jakby "przejściowy", a następny obiecuje, że będzie lepszy i ciekawszy! :) Proszę o komentarze.
W zakładce "Bohaterowie" zdjęcia Kaśki oraz mamy i dziadka Leny :)
Następny wrzucę najpóźniej w sobotę :)
Pozdrawiam! :)

No i oczywiście jakby ktoś nie wiedział.. Jesteśmy MISTRZAMI ŚWIATA!! :)
Miłego tygodnia!