niedziela, 31 sierpnia 2014

XXI. Nie ocze­kuj, że dru­ga oso­ba będzie równie głębo­ko 'przy­wiąza­na' do Waszej przy­jaźni co Ty, gdyż możesz się równie głębo­ko roz­cza­rować.

Po dwóch klubach trafiłyśmy jakimś cudem do Platinium. Było strasznie dużo ludzi ale udało nam się dostać do baru i zamówić drinki. Gdy na nie czekałyśmy obok mnie pojawiło się dwóch wysokich mężczyzn. Miałam wrażenie, że gdzieś już ich widziałam. Wzięli swoje zamówienie, które podali im zaraz po naszym i odeszli. Odprowadziłam ich wzrokiem i dotarłam do jednej z lóż, w której siedział Zbyszek!
- Siatkarze tu są! - krzyknęłam do Kaśki, a ona odwróciła się w ich stronę.
- Nie idziemy do nich! - oburzyła się. - Mamy kogoś wyrwać a jak będziemy z nimi to nikogo nie poznamy. Chodź na parkiet!
Pociągnęła mnie w tamtą stronę i chwilę potem szalałyśmy na parkiecie. Kilka minut potem podeszło do nas dwóch mężczyzn i nawet nie wiem kiedy rozdzieliłyśmy się. Tańczyłam z wysokim blondynem, który wzroku nie odrywał od moich piersi. Boże, co za zbok. Gdy piosenka się skończyła podziękowałam za taniec i szybko się od niego oddaliłam. Zaczęłam szukać Kaśki, którą znalazłam po pięciu minutach i to w loży siatkarzy! Siedziała między Zbyszkiem, a Michałem i właśnie piła ze wszystkimi wódkę! Lekko zdezorientowana podeszłam do nich.
- Jest i Lena! - krzyknął Misiek i zaczął przedstawiać mnie wszystkim dookoła. Nie zapamiętałam ani jednego imienia. Usiadłam między Zbyszkiem, a libero rzeszowskiej drużyny, którego imienia nie dosłyszałam.
- To co wracamy do domu w trójkę? - spytała Kaśka, szczerząc się do mnie. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi. W jaką trójkę? - Co z tym gościem z którym tańczyłaś?
- A proszę cię.. - pokręciłam głową, krzywiąc się.
- Nie wystarczająco dobry dla ciebie? - zaśmiała się, a ja pokazałam jej język, również chichocząc. Za dużo alkoholu, Stankiewicz.
- Podryw się nie udał? - zapytał Zbyszek.
- Jak widać.. - westchnęłam. - Napijemy się?
- Pewnie. - zaśmiał się podając mi kieliszek, którego wcześniej nie zauważyłam. Przechyliłam go i lekko skrzywiłam. Czułam na sobie wzrok libero więc popatrzyłam na niego marszcząc brwi.
- Już cię lubię. - zaśmiał się. - Jesteś współlokatorką dziewczyny Zbyszka?
- Mhm. - skinęłam głową.
- Lena nie musisz rozmawiać z tym staruszkiem! Jeśli cię zanudza to po prostu powiedz, żeby się odwalił! - krzyknął jakiś blond rzeszowianin.
- Staruszkiem? - powtórzyłam, nie rozumiejąc.
- Jestem z nich najstarszy.. - wzruszył ramionami. - Śmieją się ze mnie, że jestem staruszkiem bo jestem już na wylocie. Rok, czy dwa i kończę karierę.. - wyjaśnił. - Zatańczysz ze staruszkiem?
- Jasne. - odpowiedziałam, wstając. - Idzie ktoś z nami? - rzuciłam pytanie w przestrzeń, a Kaśka wstała jak na rozkaz. O dziwo, razem z Miśkiem. - No chodźcie. - przewróciłam oczami i pociągnęłam za rękę Zbyszka. Za nami poszło jeszcze paru chłopaków i niedługo potem wszyscy tańczyliśmy na środku parkietu.
- Sex, love, rock n roll! - śpiewałyśmy z Kaśką tańcząc w środku kółeczka. Powoli zaczęło nas się robić coraz mniej i w końcu zostałyśmy tylko z Michałem i Zbyszkiem. Ten pierwszy właśnie tańczył z Kaśką, więc mi został jego kolega. Odwróciłam się do Zibiego przodem i popatrzyłam na niego skrępowana. On jednak albo był tak pijany albo w ogóle zapomniał, że mamy zachować dystans bo przyciągnął mnie za ręce do siebie i zaczął poruszać biodrami, a ja poszłam za jego śladem. O jejuniu ale to było fajne! Poruszaliśmy się, lekko ocierając się o siebie.  To było tak podniecające, że aż przeszedł mnie dreszcz. Zaczęłam głęboko oddychać, a Zbyszek przyciągnął mnie jeszcze bliżej przez co czułam na brzuchu, że on też nie jest na to wszystko obojętny. Podniosłam wzrok na niego bo teraz był na wysokości jego klatki piersiowej i nieświadomie przygryzłam wargę. Wciągnął głośno powietrze nie odrywając wzroku od moich oczu.
- Chodźcie się napić! - usłyszałam głos Kaśki, która pociągnęła mnie za rękę, odrywając tym samym od Zbyszka.
- Zaraz wrócimy. - krzyknął Misiek i skinął głową na toaletę. Zbyszek bez słowa ruszył za nim.
Wiedziałam, że zaraz mu się oberwie. Już słyszałam jak Michał krzyczy "Co ty kurwa robisz". A co robił? Nic. Przecież tylko tańczyliśmy. No dobra.. Może trochę zbyt blisko ale przecież to wciąż był tylko taniec. Wróciłyśmy do loży gdzie impreza trwała w najlepsze. Wszyscy pili, rozmawiali i śpiewali. Usiadłam ponownie koło libero, który bez słowa wręczył mi kieliszek. No cóż, mi w tamtym momencie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Gdy odstawiałam pusty kieliszek na stół chłopcy właśnie wrócili z łazienki. Zbyszek usiadł na przeciwko mnie, a Kubiak obok libero.
- Teraz my stawiamy! - krzyknęła Kaśka, wstając i lekko się chwiejąc.
- O nie ma mowy! - oburzył się jeden z rzeszowiaków.
- Cicho.. - machnęła ręką. Uh.. ale się wstawiła.
- Ja pójdę. - wstałam ale ona pokręciła szybko głową.
- O nie, nie.. - zaprotestowała, przecierając się przez wszystkich siedzących. - Jak ty pójdziesz to już nie wrócisz bo cię ktoś znów zaczepi. - wyjaśniła i ruszyła w stronę baru.
- Nie rozumiem jak takie dwie śliczne dziewczyny mogą być same. - libero pokręcił głową.
- Ona właśnie pije, żeby zapomnieć o dupku, który ją wczoraj zdradził.. A ja.. - zmarszczyłam brwi. - .. jej towarzyszę.
- Nikt ci nie zawrócił w głowie? - spytał, zdziwiony.
- Był jeden ale zajęty.. Piję z rozpaczy. - wzruszyłam ramionami, a Zbyszek zakrztusił się drinkiem. No co on niepoważny? Przecież nie powiem, że chodzi o niego. - A ty?
- Mam żonę i dwóję dzieci. - odpowiedział.
- Uuu.. To na prawdę musisz być stary. - powiedziałam i ugryzłam się w język. Wszyscy przy stoliku wybuchnęli głośnym śmiechem. - Przepraszam ja już tak mam, że po alkoholu najpierw mówię, a potem myślę.
- Nie ma sprawy. - odparł również się śmiejąc. Chyba się nie obraził. Kaśka właśnie wróciła. Cała taca była zapełniona niebieskimi kamikaze. O cholera. Będę nieżywa. Ale czy ta myśl mnie powstrzyma? Oczywiście, że nie! Każdy wziął po jednym, a Kaśka obok tacy postawiła butelkę Stocka. O cholera. Zaczęłam chichotać na samą myśl, że w poniedziałek mam egzamin a ja piję i w ogóle się tym nie przejmuję.
- Proponuje wznieść toast za dwie najfajniejsze dziewczyny jakie dzisiaj poznałem. - libero uniósł kieliszek do góry.
- Jakie przez całe życie poznałeś! - poprawiłam go, a reszta zaczęła się śmiać. - Oprócz twojej żony, oczywiście. - dodałam szybko. Stuknęliśmy się kieliszkami, a potem wypiłam całą zawartość, pozwalając aby wypaliła mi gardło. Wow. Złapałam Kaśki sok pomarańczowy i westchnęłam, czując, aż tak wielka ulgę. Chciało mi się śmiać. Strasznie. Uuu i kręciło mi się w głowie.
- Za mocne? - spytał chłopak, siedzący obok mnie. Wow. Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś uśmiechał się tak szeroko. Widziałam mu wszystkie zęby!
- Masz bardzo ładny uśmiech. - te słowa wydobyły się z moich ust nieświadomie. O Boże, Stankiewicz!
- Dziękuję. Twój też jest bardzo ładny. - zaśmiał się. Naszej rozmowie przysłuchiwał się mężczyzna siedzący obok chłopaka z szerokim uśmiechem. Popatrzyłam na niego.
- Niko jest z Bułgarii. - powiedział, a Niko uśmiechnął się do mnie. On też już był nieźle wstawiony.
- Z Bułgarią kojarzy mi się tylko Wiktor Krum z Harrego Pottera. - odparłam, marszcząc brwi. - Oglądałeś?
- No pewnie. Uwielbiam Harrego. - odpowiedział z dziwnym akcentem. - Czara Ognia to moja ulubiona część.
- Moja też! - pisnęłam i przybiłam z nim piątkę. Oparłam się o ścianę i rozglądałam po reszcie. Kaśka bajerowała pięciu naraz. Zbyszek siedział z jakimś mężczyzną i rozmawiał chyba o siatkówce. Wstałam i przepraszając Libero jakimś cudem udało mi się wcisnąć między niego, a mężczyznę z którym rozmawiał. - O czym rozmawiacie? - spytałam, uśmiechając się słodko. Nie, wcale im nie przeszkodziłam.
- O dzisiejszym meczu. - odparł rzeszowianin z szerokim uśmiechem. - Widziałaś?
- Tak. - skinęłam głową. - Nie obraź się ale kibicowałam Warszawie, chociaż czy ty też uważasz, że wygrali bo mieli farta? - spytałam, a on się zaśmiał. Popatrzyłam na Zbyszka, który przewrócił oczami. - No już dobrze bo się nam Zbysiu ze złości. - powiedziałam, kładąc rękę na jego kolanie. Poczułam, że cały się spina więc szybko ją cofnęłam. - Potańczyłabym..
- No to zapraszam. - powiedział kolega Zbyszka, wstając i wyciągając rękę. Chciałam tańczyć z Bartmanem, no! Ale skoro on nie wyrażał chęci.. Wyszłam na parkiet w towarzystwie..
- Przepraszam ale zapomniałam jak masz na imię.. - krzyknęłam, kołysząc się w rytm muzyki.
- Dawid! - odpowiedział, a ja się uśmiechnęłam. Zauważyłam, że Zbyszek obserwuje nas niczym jastrząb dlatego zaczęłam odważniej kołysać biodrami. Niech widzi co stracił.
Po kilkunastu minutach wróciliśmy do loży, gdzie Kaśka rozkręcała towarzystwo. Zbyszek był już wstawiony, a Misiek patrzył na Kaśkę jak na obrazek! Huhu!
- Lenuś wróciłaś akurat na kolejkę! - krzyknęła moja przyjaciółka.
- O nie, nie.. - uniosłam ręce do góry i opadłam obok Zbyszka. - Ja już podziękuję.
- Ostatni! - jęknęła, wyciągając w moją stronę kieliszek.
- Wydaję mi się, że nie powinnaś już pić. - szepnął mi Zibi do ucha, a ja popatrzyłam na niego oburzona. Przecież mi nic nie było!
- Idziemy się przewietrzyć? - spytała Kaśka, gdy oderwałam wzrok od Zbyszka okazało się, że reszta już opróżniła kieliszki. Westchnęłam i skinęłam głową. Wstałam i razem wyszłyśmy przed klub. - Świetni są.
- Szczególnie Michał, nie? - wyszczerzyłam się do niej.
- Daj spokój. - szturchnęła mnie. - Głodna jestem... Może skoczymy do jakiegoś monopolowego po jakieś chrupki i wrócimy do domu?
- Jestem jak najbardziej za. - przytaknęłam. - Chodź, pożegnamy się i weźmiemy płaszcze. - pociągnęłam ją za rękę i wróciliśmy do loży. - My się będziemy już zbierać do domu. - powiedziałam. - Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.
- Odprowadzimy was. - zaoferował Misiek. Huhu.. Komuś tutaj Kaśka wpadła w oko.
- Nie trzeba idziemy jeszcze coś zjeść do monopolu. - odpowiedziała, machając ręką a ja zamknęłam oczy. Ależ ona ma długi język. - Miło było was poznać. - rzuciła i pociągnęła mnie za rękę, a ja zdążyłam im tylko pomachać.

Szłyśmy warszawskimi chodnikami szukając sklepu monopolowego. Stolica, a wszystko zamknięte! W końcu znalazłyśmy mały sklep w którym kupiłam orzeszki w skorupce paprykowej, a Kaśka chipsy kebabowe i piwa na jutrzejszego kaca. Wątpiłam jednak, że dotrwają do rana i miałam rację. Nogi bolały nas niemiłosiernie dlatego opadłyśmy na schodki przy jakiejś aptece i zaczęłyśmy jeść, popijając to piwem.
- Powiem Ci, że gdybym cię nie znała to pomyślałabym, że między tobą a Zbyszkiem coś jest. - powiedziała, upijając łyk piwa, a ja się zakrztusiłam.
- Że co? - spytałam ze łzami w oczach i zaczęłam kaszleć.
- Wiem, wiem.. Jesteś zbyt porządna, żeby odbijać komuś faceta. I dobrze, że nie jesteś jak ta szmata Wojtka, która pieprzy się z zajętymi facetami. - powiedziała, a ja zamarłam. A właśnie, że jestem taką szmatą. - Chociaż gdy was widziałam dzisiaj na parkiecie.. Serio.. Wyglądaliście tak jakbyście zaraz mieli zacząć się.. Policja! - krzyknęła, oblewając się piwem. Szybko schowała je za siebie. Zanim zorientowałam się o co chodzi byli już przy nas.   
- Dobry wieczór. - odezwał się funkcjonariusz, który siedział za kierownicą, odsuwając okno.
- Dobry wieczór. - odpowiedziałam, uśmiechając się słodko. Czułam się jak nastolatka przyłapana na gorącym uczynku. Konkretnie na nielegalnym uczynku.
- Zapraszamy do radiowozu. Będzie mandacik. - westchnął, kręcąc głową.
- Za co? - spytała Kaśka, a ja wiedziałam co zamierza. - Nie robiłyśmy nic złego. Po prostu sobie siedzimy.
- Policjanci nie lubią, gdy się ich oszukuje. Proszę wsiadać bo jest dość zimno. - powiedział, wyjmując jakiś notes.
- Ale.. - zaczęła, a ja szturchnęłam ją lekko i wstałam. Wiedziałam, że nas widzieli więc kłótnia była bez sensu. A okłamywanie ich tym bardziej bo mogłyśmy dostać za to pięć razy więcej, niż wtedy gdybyśmy się przyznały. Obie zajęłyśmy miejsca na tylnym siedzeniu. Nie widziałam dlaczego cała ta sytuacja, aż tak mnie bawiła.
- No dobrze. Piłyście? - spytał i z tonu jego głosu wyczytałam, że dawał  nam ostatnią szanse na przyznanie się.
- Piłyśmy. - odpowiedziałam, spuszczając głowę. Otworzyłam torebkę i zaczęłam szukać portfela.
- No to..
- Wiem, wiem.. Dowodziki i te sprawy. - westchnęłam, podając mu swój. - Tylko niech pan nie patrzy na zdjęcie..
- Widzę, że nie pierwszy raz zostajesz spisana. - uniósł brwi, oglądając nasze dowody. - Faktycznie, koleżanki lepsze. - dodał, a ja się skrzywiłam. 
- Dziękuję. Ona? - zaśmiała się Kaśka. - To jest pani prawnik. Odkąd zaczęła studiować prawo to jest aniołkiem. A wcześniej ratował ją duży dekolt...
- Kaśka! - syknęłam, przerywając jej. - Niech panowie nas.. jej.. nie słuchają. Tak właściwie.. Wiedzą panowie jak to jest.. Przecież nie robiłyśmy nic złego. Nie mogą nam panowie odpuścić? I jechać łapać prawdziwych przestępców? Już niedługo będziemy współpracować. Wy będzie ich łapać, a ja ich będę bro... - .. nić, dokończyłam w myślach i zmarszczyłam brwi. Nie, tym sposobem nigdzie nie zajdę.
- Studiuje pani prawo i łamie przepisy. Na dodatek nie jest pani obiektywna.. - uśmiechnął się drwiąco.
- Będę adwokatem, nie sędzią. Ja nie muszę patrzeć obiektywnie. W moim interesie będzie obrona interesów klienta, a w tym przypadku moich własnych. Nie mogą nam panowie po prostu darować? - spytałam, uśmiechając się.
- Jest pani urocza ale nie możemy bo dostaliśmy wezwanie.
- Szkoda tylko, że nigdy nie pomogło mi to, że jestem taka urocza. - westchnęłam. - Kto panów wezwał? Przecież byłyśmy cicho..
- Nie mogę powiedzieć. - odparł i zaczął coś notować.
- A mówią, że to prawnicy mają paragraf zamiast serca. - westchnęłam, opierając się o siedzenie, a oni lekko się zaśmiali.
- A koleżanka co taka cicha nagle? - zapytał po raz pierwszy policjant siedzący na miejscu pasażera. Popatrzyłam na Kaśkę, która spała! O mój Boże! Szturchnęłam ją szybko, a ona podskoczyła przerażona.
- Wychodzimy? - spytała, zdezorientowana rozglądając się. Cała nasza trójka zaczęła się śmiać, a ona jedynie przetarła oczy i ziewnęła.
- Proszę dokumenty. - powiedział funkcjonariusz za kierownicą.
- Nie dostaniemy żadnego pokwitowania? - zmarszczyłam brwi.
- Mają panie dzisiaj szczęśliwy dzień. Może panie podwieźć? Jest już późno.
- Tak, proszę. Ulica Belgradzka 12. - odpowiedziała Kaśka.  - Mam dość mężczyzn. Nie dość, że starałam sie o jednym zapomnieć to jeszcze dwóch innych każe mi za to płacić? Co jest nie tak z waszym gatunkiem? - jęknęła, a ja wiedziałam, że zaraz zacznie płakać. Ożesz. Niech oni szybciej jadą.
- Kasia nie płacimy.
 -Oh, to sorry.. To znaczy przepraszam ale wiedzą panowie jak to jest być zdradzonym przez mężczyznę z którym planowało się wspólną przyszłość? Na początku było wspaniale. Poznaliśmy się.. - zaczęła opowiadać, a ja czułam, że powoli odpływam...

- Lena! - usłyszałam głos Kaśki, która mną potrząsała. - Jesteśmy na miejscu.
- Przecież nie śpię.. - mruknęłam, otwierając oczy. Rzeczywiście byliśmy już pod blokiem i ku mojemu przerażeniu na ławce siedział Zbyszek, Tomek i Libero. Co oni tutaj robili? - Boże ale wstyd! - ukryłam twarz w dłonie, a cała trójka dopiero po chwili zrozumiała o co chodzi. Policjanci zaczęli się śmiać, a Kaśka głośno westchnęła.
- Dziękujemy za podwiezienie. - powiedziała, otwierając drzwi. - Dobranoc. - pożegnała się i zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Przepraszam ona ma dużo siły. - odparłam. Z doświadczenia wiedziałam, że mężczyźni nie lubią gdy mocno trzaska się drzwiami w ich samochodzie.
- I straszne problemy sercowe. Niech się pani cieszy, że pani zasnęła. - zaśmiał się funkcjonariusz za kierownicą.
- Lena, nie pani. - poprawiłam go. - Chcą panowie orzeszka za podwiezienie? - spytałam, wyciągając w ich stronę paczkę.
- Nie, dziękujemy. - zaśmiał się ponownie. - Widzisz nie mam jednak paragrafu zamiast serca.  - Fakt. - przytaknęłam. - Dobra, nie zatrzymuję was. Miłej pracy. - powiedziałam, wychodząc. Kaśka stała już między chłopakami. Jedząc nadal orzeszki ruszyłam w ich kierunku.
- Niech panowie na nie uważają. - krzyknął policjant, przez odsuniętą szybę.
- To moja życiowa misja. - odpowiedział im Tomek. Skinęli głowami i odjechali, a ja w tym czasie doszłam do nich. - Spytałbym co się stało ale nie bardzo jestem pewien czy chce wiedzieć. - zmarszczył brwi. 
- Co wy tutaj robicie? - spytałam, tak jakbym nie została właśnie podwieziona przez patrol policji.
- Igła przenocuje dzisiaj tutaj bo u nas jest komplet. Masz coś przeciwko? - spytał Zbyszek, a ja pokręciłam szybko głową. - Spotkaliśmy Paulę i Tomka, gdy wracali. Paula poszła spać, a my też właśnie mieliśmy wchodzić ale zauważyliśmy was.
- Mówcie co przeskrobałyście? - zaśmiał się Tomek.
- Nic. Po prostu nas podwieźli.. - wzruszyłam ramionami, nie patrząc na nich.
- Nie zrobiłyśmy nic złego. Siedziałyśmy sobie pod apteką, a oni podjechali.. - powiedziała oburzona. - Byłyśmy cicho, a oni przyczepili się do tego, że piłyśmy sobie piwko. Co za ludzie..
- Piłyście w miejscu publicznym? - zdziwił się Tomek, który nie potrafił ukryć rozbawienia. - Ile dostałyście? 100?
- Nic nie dostałyśmy. - odpowiedziała. - Chyba nas polubili.
- Macie więcej szczęścia niż rozumu. - pokręcił głową, przytulając mnie jak się okazało tylko po to, żeby zabrać mi paczkę orzeszków.
- Ciekawie macie w tej Warszawie. - zaśmiał się Libero.
- Idę do domu. - mruknęłam, zdejmując szpilki bo nie wyobrażałam sobie wchodzić w nich na czwarte piętro. - Nocujesz u nas? - zwróciłam się do Tomka, która zajadał się moimi orzeszkami.
- Eee, nie. Wracam do siebie. - odpowiedział. - Twoja mama zaprasza na obiad. Ciebie Zbyszek z Paulą też bo chce w końcu poznać współlokatorkę Leny. Ej tak w ogóle to dlaczego nocujesz u Leny? - zwrócił się do Kaśki, zdziwiony.
- Wojtek mnie zdradził. - mruknęła, spuszczając wzrok.
- Co? Skąd wiesz? Powiedział ci to? - spytał zdezorientowany. Dla niego widocznie też było to nie do przyjęcia.
- Nie.. - szepnęła.
- Nakryłaś go? - podniósł głos, a ona pokręciła przecząco głową.
- To skąd wiesz, że cię zdradził? - zmarszczyłam brwi. Dlaczego ja jej o to wcześniej nie zapytałam?
- Bo wiem! - krzyknęła. - Miał cały weekend się uczyć, a wczoraj widziałam go jak wychodził z nią ze sklepu! - wyjaśniła. Cała nasza czwórka patrzyła na nią tak jakby wyrosła jej druga głowa.
- Jutro cię o to opieprzę. - westchnęłam. Byłam zbyt zmęczona, żeby na nią krzyczeć. Ruszyłam w stronę domu, a reszta powędrowała za mną. Musiałam wykazać się gościnnością i pozwolić, żeby goście skorzystali pierwsi z łazienki. Usiadłam w kuchni na blacie kuchennym z butelką wody. Chyba już zaczynało mnie suszyć.
- Kaśka jest w łazience? - spytałam, gdy weszli do kuchni.
- Mhm. - mruknął Zbyszek, patrząc na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Jego kolega starał się chyba na mnie nie patrzeć bo skupił się na swojej skarpetce. Zdezorientowana dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nadal mam na sobie tę mini sukienkę, która podwinęła mi się jeszcze bardziej, ukazując koronkowe podwiązki. Zeskoczyłam szybko  z blatu, poprawiając ją szybko.
- Poczekam u siebie. - powiedziałam i szybkim krokiem wyszłam z kuchni. Byłam właśnie w progu pokoju, gdy usłyszałam ściszony głos.. Igły? Tak chyba na niego mówił.
- Śliczna dziewczyna i w twoim typie. - odezwał się, a ja zamarłam.
- Przecież wiesz, że jestem z Paulą. - odpowiedział mu.
- No właśnie nie rozumiem dlaczego...
- Jak to dlaczego?
- Przecież widać, że coś was do siebie ciągnie. Widziałem jak tańczyliście.. Poza tym widzę jak na siebie patrzycie.
- Wydaje ci się.. Jestem szczęśliwy z Paulą, a Lena to tylko koleżanka.
- Przecież nie jestem głupi i ślepy! - oburzył się.
- Widocznie jesteś. - odpowiedział mu, wyraźnie zdenerwowany. - Między nami nic nie będzie. Paula to cudowna dziewczyna i jestem z nią cholernie szczęśliwy. Nie potrzebuję zmian tym bardziej, że Lena to jej całkowite przeciwieństwo.
- No to widocznie Paula nie jest taka wspaniała skoro ciągnie cię do jej przeciwieństwa.
- Igła, dajże już spokój. - westchnął. - Lena jest ładna. No i co z tego? Jest milion ładnych dziewczyn ale Paula to ta jedyna. Jest śliczna, zabawna, przebojowa, pełna życia, mądra, ma ambicję, marzenia i za to właśnie ją kocham. A Lena to.. - urwał, a ja poczułam, że robi mi się nie dobrze. - .. po prostu ładna Lena.
Zamknęłam drzwi i oparłam o nie głowę. Powiedział tak tylko dlatego, żeby się od niego odwalił. Nie myśli tak. Nie.. Na pewno tak nie myśli. Przecież mówił mi, że będzie starał się w niej zakochać. W tydzień by mu się to nie udało. To jest niemożliwe. Dlaczego nie powiedział mu prawdy skoro są przyjaciółmi? Mógł przecież uciąć to, wyjść z pokoju.. A jeśli to mnie okłamał? Jeśli wcisnął mi pierwszy lepszy kit jaki wpadł mu do głowy, a ja w niego uwierzyłam jak głupia? Co jeśli spędził ze mną ten tydzień tylko dlatego, że jestem "ładna"?
Usłyszałam, że Kaśka wychodzi z łazienki i szybko rzuciłam się na łóżko. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać. Musiałam to sobie wszystko przemyśleć ale chyba byłam zbyt zmęczona bo gdy tylko dotknęłam policzkiem poduszki od razu odpłynęłam, cały czas słysząc jego głos "To po prostu ładna Lena".

Rano gdy wstałam od razu opróżniłam butelkę wody, którą wczoraj ze sobą przyniosłam. Miałam na sobie wczorajszą sukienkę, więc rozebrałam się zakładając spodenki i bluzkę. O dziwo nie miałam w ogóle kaca, chociaż nie do końca pamiętałam co się wczoraj działo. Miałam urywki, które próbowałam umiejscowić w czasie. Jednak doskonale pamiętałam to co usłyszałam już w domu. Czułam, że robi mi się nie dobrze. A jeśli mnie okłamał? Jeśli to Igle powiedział prawdę, a ja naiwna mu uwierzyłam? Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Nie będę płakać przez takiego kretyna. Wzięłam dwa głębokie wdechy i wyszłam z pokoju. Łazienka była zajęta dlatego weszłam niepewnie do kuchni w której siedział Zbyszek. Czy on nie może zamieszkać w końcu u siebie?!
- Cześć. - przywitał się, gdy tylko mnie zobaczył. - Kaśka kazała ci powiedzieć, że odezwie się do ciebie później bo musiała coś załatwić. Igła wyszedł kilka godzin temu, a twoja mama dzwoniła do mnie przypomnieć o obiedzie. Próbowała się do ciebie dodzwonić ale chyba masz wyłączony telefon. Umówiliśmy się na 14. - powiedział, próbując nawiązać ze mną kontakt wzrokowy ale ja go skrzętnie unikałam.
- Ok. - mruknęłam i wyszłam szybko na balkon. Potrzebowałam świeżego powietrza. Wiedziałam, że jest za mną. Zamknęłam oczy. Dlaczego on mnie dzisiaj tak denerwuje? Nie może zostawić mnie w spokoju?
- Dobrze się czujesz? - spytał z troską, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Co go to obchodziło? Niech zajmie się swoją zabawną, śliczną, mądrą i pełną ambicji dziewczyną.
- Wspaniale. - warknęłam, chociaż wcale nie chciałam, żeby zorientował się, że jestem na niego zła. Popatrzył na mnie zdziwiony, a ja uniosłam oczy ku niebu i weszłam ponownie do domu. Paula właśnie wyszła z łazienki.
- O, wstałaś już. Spokojnie masz jeszcze dwie godziny. - powiedziała z szerokim uśmiechem, gotowa do wyjścia.
- Która godzina? - spytałam, marszcząc brwi.
- Po 12. - odpowiedziała, a ja zrobiłam oczy wielkości monet pięciu złotowych. To dlatego nie miałam kaca.
- Ojej.. - skrzywiłam się i wbiegłam do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel i zaczęłam suszyć włosy. Wyszłam w ręczniku, najpierw upewniając się, że nie natknę się na Zbyszka. Na początku chciałam założyć zwykłe jeansy ale widząc Paulę w sukience postanowiłam nie być gorsza. Ubrałam białą sukienkę, a na to różową marynarkę. Była jedyną odpowiednią na taką "okazję" sukienką w mojej szafie. Wróciłam do łazienki i wyprostowałam włosy, a potem zrobiłam makijaż, który zamaskował worki pod oczami. Weszłam do salony, w którym oboje na mnie czekali.
- Wyglądasz świetnie. - powiedziała Paula, wstając. Czy ona musi być taka miła?!
- Ty też. - odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.
- Jedziemy? - spytał Zbyszek, a ja zamiast odpowiedzieć ubrałam brązowe buty na koturnie. Gdy stanęli obok mnie i tak byłam o głowę niższa on Zibiego i o połowę od Pauli. Chciałam jechać swoim samochodem ale sama stwierdziłam, że to byłoby bez sensu, a wiedziałam, że nie będę potrafiła odpowiedzieć im na pytanie dlaczego nie chce jechać z nimi. Tak więc, usiadłam na tylnym siedzeniu i wbiłam wzrok w okno. Może powinnam zapytać jak udał się wczorajszy bankiet ale jakoś mało mnie to interesowało. Poza tym wtedy musiałabym z nimi rozmawiać, a tak siedziałam cicho. Oni rozmawiali o wczorajszej imprezie bo Zbyszek opowiadał jej co się działo. Oczywiście pominął nasz taniec. Dupek.
Dojechaliśmy na miejsce po 30 minutach. Szłam pierwsza bo oni nie znali drogi, a ja przy okazji mogłam na nich nie patrzeć. Moja mama powitała nas z szerokim uśmiechem. Wiedziałam po co ich zaprosiła. Nie chciała wcale poznawać mojej współlokatorki bo żeby to zrobić mogła nas po prostu odwiedzić. Chciała pokazać się Zbyszkowi z lepszej strony, żeby zapomniał o ich pierwszym spotkaniu. Zajęliśmy miejsca przy długim stole. Nie odzywałam się w ogóle tylko słuchałam ich rozmowy. Paula oczywiście od razu spodobała się Kubie, który cały czas na nią patrzył. To tylko dziewczyna, Boże! On też? Jak na złość Zbyszek usiadł na przeciwko mnie i cały czas bacznie mnie obserwował. Byłam w piekle.
- Pomóc pani? - spytała Paula, gdy mama zbierała naczynia po pierwszym daniu. Oczywiście po tym jak zachwaliła wszystko co o dziwo zjadła.
- Nie, nie.. - odpowiedziała jej mama z uśmiechem. - Poradzę sobie. Lenka nie smakuje ci? - zwróciła się do mnie, zabierając mój talerz.
- Mamo pyszne jest ale nie jestem głodna. - odparłam.
- Stresik przed jutrzejszym egzaminem? - zapytał Kuba. - Zawsze się tak stresowała przed każdym sprawdzianem. A przed maturą nie spała dwa tygodnie, siedząc w książkach.
- Szkoda, że ty nie jesteś tak ambitny. - powiedziała mama, żeby przestał mi to wypominać i wyszła z salonu.
- Nikt nie jest tak ambitny! - krzyknął za nią. Oczywiście z wyjątkiem Pauli, pomyślałam. 
Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otworzę. - mruknęłam, szybko wstając. Miałam przynajmniej okazję, żeby uciec od stołu. Zamarłam, gdy otworzyłam drzwi i przed sobą zobaczyłam psychopatę z parku.

                                                                                               ~*~

Nie wiem czy pamiętacie "psychopatę z parku". To ten mężczyzna, który podszedł do niej gdy siedziała na ławce i płakała. (Rozdział XV.)
Nie wiem dlaczego ale zwiększyła się liczba wyświetleń! Ponad 500 dziennie! Jejku.. Dziękuję :)
Następny około czwartku.. :)
Miłego pierwszego dnia w szkole! :)

czwartek, 28 sierpnia 2014

XIX. Cza­sami powrót do do­mu, jest jak zderze­nie czołowe z rzeczywistością...

W Warszawie wylądowaliśmy około 2 w nocy. Byłam tak zmęczona, że nawet nie pamiętam jak znalazłam się w łóżku. Budzik obudził mnie o 7, a ja jęknęłam w duchu na samą myśl o wstaniu i całym dniu pracy, przeplatanej wykładami. Wyłączyłam go z myślą "Jeszcze 5 minut" i zamknęłam oczy.
- Lena. - usłyszałam męski głos, gdzieś daleko. - Lena, wstawaj.
- 5 minut. - mruknęłam w poduszkę.
- Za 5 minut wychodzę na trening, a ty będziesz spóźniona do pracy jeszcze bardziej, niż jesteś teraz. - powiedział, a ja otworzyłam oczy. Uniosłam się na łokciach i sprawdziłam godzinę.
- Cholera. - syknęłam, wyskakując z łózka. Wyrzuciłam z szafy wszystkie ubrania, szukając.. czegokolwiek. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w samej bieliźnie, a Zbyszek cały czas stoi obok mnie. - Mógłbyś się odwrócić? - spytałam, oblewając się rumieńcem. Wiem, że widział mnie już bez niczego ale to jednak było trochę krępujące.
- Śniadanie na stole. - rzucił przez ramie, wciąż się śmiejąc i wyszedł z pokoju. No tak, bo ja mam czas na jedzenie. Ubrałam na siebie czarną sukienkę przed kolano i wbiegłam do łazienki. Umyłam zęby i przeczesałam włosy. Pomaluję się w pracy.
- Cześć! - krzyknęłam, będąc już przy drzwiach wyjściowych i nie czekając na odpowiedź zamknęłam je za sobą.
Do pracy dotarłam spóźniona ponad 30 minut. Gdy wpadłam na gabinetu mecenasa właśnie zbierał swoje rzeczy z biurka.
- Przepraszam. - powiedziałam od razu. - Wiem, że się spóźniłam ale wczoraj wróciliśmy..
- Nie ma sprawy. - przerwał mi, uśmiechając się szeroko. Nie zasługiwałam na tak wyrozumiałego szefa. - Po twojej opaleniźnie wnioskuję, że słońce dopisało. Bardzo ładnie wyglądasz.
- Dziękuję. - odparłam. - Idzie pan do sądu? - spytałam, a on skinął głową.
- Tak, mam sprawę. - odpowiedział, wkładając telefon do kieszeni marynarki. - Przez ten tydzień zrobiłem ci listę rzeczy, które musisz zrobić. Proszę. - wyciągnął w moją stronę kartkę A4, która była zapisana co do milimetra. - Wiem, że sporo ale mam coraz więcej klientów. Będę musiał pomyśleć o zatrudnieniu kogoś do pomocy. - westchnął. - Jak się czujesz? Z głową wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję. Odpoczęłam w ten weekend i jestem gotowa do pracy. - powiedziałam, uśmiechając się szeroko.
- I tak trzymać. - zaśmiał się, otwierając mi drzwi. - Będę za jakieś dwie godziny. - rzucił przez ramie i wyszedł z kancelarii. Usiadłam za biurkiem i włączyłam komputer. Wyglądało na to, że będę miała jeszcze bardziej pracowity dzień, niż myślałam wcześniej.
O 17 zaparkowałam pod blokiem Tomka. Przez cały dzień czekałam na to, żeby w końcu spotkać się z Kubą i mamą. Musiałam dowiedzieć się jak mojemu młodemu minął pierwszy dzień w szkole i jak mama radziła sobie na terapii. Co prawda humor mi się popsuł, gdy koleżanka od której pożyczałam notatki przypomniała mi o poniedziałkowym egzaminie z prawa karnego. Pierwszy raz miałam takie zaległości i bałam się, że obleje. Postanowiłam zajrzeć do nich tylko na chwilę, a potem wrócić do domu i zakuwać. Weszłam bez pukania, otwierając sobie drzwi kluczami. Cała trójka siedziała w salonie na kanapie i oglądała film.
- Nie za dobrze wam? - spytałam drwiąco, lekko zdezorientowana. Takiego widoku się nie spodziewałam.
- Lenka. - odezwała się mama, która zareagowała jako pierwsza. Wstała i podeszła, żeby mnie przytulić. - Jak się czujesz? Wyglądasz fantastycznie, taka opalona. - powiedziała, mierząc mnie wzrokiem.
- W porządku. A ty? - zmarszczyłam brwi, patrząc na nią uważnie.
- Nie martw się. Jestem pod stałą obserwacją. - westchnęła.
- Jak terapia?
- Świetnie. Grzesiek jest świetnym facetem i potrafi rozmawiać z człowiekiem. Powinnaś go poznać. Z tego co wiem to jest wolny i na prawdę przystojny. - uśmiechnęła się do mnie konspiracyjnie. Tak, brakowała tylko tego, żeby moja matka zaczęła mnie swatać.
- Nie mam czasu na facetów. - odpowiedziałam wymijająco. - Kuba jak w szkole? - zwróciłam się do mojego młodego, który siedział obok Tomka i obaj wpatrywali się w ekran jedząc popcorn garściami.
- Spoko. - odpowiedział nawet na mnie nie zerkając.
- Nie musisz się uczyć? - uniosłam brwi.
- Zrobiłem już to co miałem zrobić. Bądź ciszej bo oglądamy zajeb.. bardzo fajny film. - poprawił się szybko. Przewróciłam jedynie oczami.
- Jesteś głodna? Może odgrzać ci pierogów? - spytała mama. Byłam głodna ale nie miałam czasu na jedzenie.
- Mamuś z chęcią bym została ale w poniedziałek mam egzamin i muszę się uczyć. - jęknęłam. Wpadnę do was jutro może będziecie bardziej rozmowni. - powiedziałam, kładąc nacisk na cztery ostatnie słowa i patrząc na chłopaków ale oni nawet nie zwrócili na to uwagi. Pożegnałam się z mamą i wyszłam. Miałam nadzieję, że wszystko jest w takim porządku jaki zastałam i będzie on trwał jak najdłużej.
W dordze od mieszkania wstąpiłam do restaruacji z fast foodami i kupiłam sobie kebaba. Wiedziałam, że nie powinnam jeść takich rzeczy jeśli myślę o utrzymaniu względnie dobrej sylwetki ale potrzebowałam coś czym się najem, co podadzą mi szybko i na wynos. Gdy zaprakowałam obok białego Audi jedynie głośnie westchnęłam. Przecież to było wiadome od samego początku, że będę go spotykać codziennie. Po poniedziałkowym egzaminie zaczynam szukać mieszkania. Gdy otworzyłam drzwi poczułam smród spalenizny. Skrzywiona weszłam do kuchni, gdzie Paula i Zbyszek krzątali się probując uratować coś co było na patelni.
- Cześć. - przywitała się, niepewnie.
- O hej. - jęknęła. - Przepraszam za ten smród. Próbowałam zrobić Zbyszkowi kolację i sama widzisz. - wskazała na to coś, co próbowała odratować.
- Z tego to już chyba nic nie będzie. - powiedziałam, podchodząc bliżej. - To był kurczak? - zmarszczyłam brwi.
- Był. - westchnęła, a ja uśmiechnęłam się pocieszająco. Ważne, że się starała.
- Jedyna nadzieja w tobie. - odezwał się Zbyszek, patrząc na mnie.
- O nie, wybacz ale ja nie mam czasu gotować dlatego kupiłam sobie kebaba. - uniosłam lekko reklamówkę z jedzeniem zawiniętym w sreberko. - Idę się uczyć bo w poniedziałek mam egzamin. - rzuciłam przez ramie wychodząc i po drodze zgarniając z szuflady widelec. Przebralam się w dresy i starą, rozciągniętą bluzkę i z kebabem w ręce zaczęłam czytać notatki, które widziałam po raz pierwszy.
Oderwałam się od nich dopiero po kilku godzinach. Byłam tak zmęczona, ze ledow co widziałam na oczy. Wstałam niezgrabnie z łóżka i ruszyłam do kuchni bo zaschło mi w gardle. W lodówce znalazłam tylko wodę. Gdy wyjmowałam szklankę z szafki, aż podskoczyłam przestraszona widokiem Zbyszka, który siedział przy stole. Jak mogłam go nie zauwazyć?
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - powiedział, rozbawiony chyba moją miną. - Jak tam nauka?
- Beznadziejnie. - odpowiedziałam, opadając na krzesełko obok niego. Wypiłam wszystko za jednym razem i głośno westchnęłam. - Pierwszy raz mam takie zaległości.. Pierwszy raz mam w ogóle jakieś zaległości ale jak miałam ich nie mieć jak tyle się teraz dzieje? - spytałam, chowając twarz w dłoniach. - Obleję. - jęknęłam.

- Nie oblejesz.. Masz jeszcze tydzień. - powiedział, a ja jęknęłam. Jeszcze? Chyba tylko.
- Wiesz ile jest materia
łu? Teraz nie dziwię się dlaczego tak dużo osób nie kończy tych studiów. - westchnęłam. - A ty dlaczego jeszcze nie śpisz? - spytałam, patrząc na niego.
- Nie mog
ę zasnąć. - odpowiedział, upijając łyk wody.
- Dzi
ękuję, że mnie dzisiaj obudziłeś.
- Zd
ążyłaś?
- Nie ale mam bardzo wyrozumia
łego szefa i nie było problemu. - wzruszyłam ramionami i wstałam. Włożyłam szklankę do zmywarki i oparłam się o blat kredensu. Ta rozmowa była tak normalna jak przed tym wszystkim co się między nami zdarzyło. Chciałam wykorzystać tę możliwość skoro już niedługo miałam go nie widywać. - Jak tam kolacja? - spytałam, uśmiechając się szeroko.
- Nale
śniki już sobie sam zrobiłem. - zaśmiał się. - Byłaś u mamy?
- By
łam. - skinęłam głową. - W szkole Kuby było "spoko" - unioslam lekko brwi. - A mama z terapii i terapeuty jest zadowolona nawet bardzo. I rozpieszcza Tomka tak, że jeśli nie przybierze parę kilko na wadze przez ten czas to będzie cud. - zaśmiałam się i ziewnęłam. Boże ale byłam zmęczona. - Lecę się kąpać i spać. Dobranoc. - powiedziałam, wychodząc.
- Dobranoc. - us
łyszałam jego głos i zamknęłam drzwi do łazienki.

Reszta tygodnia min
ęła mi dokładnie tak samo. Pracy miałam ogrom i mecenas zaczął poważnie zastanawiać się nad tym czy nie zatrudnić jeszcze jednego adwokata do pomocy. Namawiałam go i to bardzo bo czasem sama nie wiedziałam w co mam ręce włożyć i często robiłam to co powinien robić prawnik. Na wykładach skupiałam sie jeszcze bardziej, niż do tej pory bo nie chcialam narobić sobie zaległości z innych przedmiotów. Uczyłam sie każdego wieczora po kilka godzin ale czułam, że to i tak za mało. Moja mama była zafascynowana swoim terapeutą, który chyba do niej jakimś cudem dotarł. Kuba za każdym razem, gdy pytałam odpowiadał, że jest spoko, a Tomek był w siódmym niebie, mieszkając z moją mamą. Ze Zbyszkiem i Paulą widziałam się tylko wtedy gdy robilam sobie krótkie przerwy w nauce, które im bliżej poniedziałku stawały coraz krótsze.
Dopiero w czwartek wydarzy
ło się coś co przerwało tę rutynę. Właśnie kończyłam jeść kolację w kuchni gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Oczywiście nikt się nie ruszył do drzwi bo Paula i Zbyszek oglądali jakiś film. Westchnęłam i ruszyłam otworzyć. Ku mojemu zdziwieniu na progu stał pan Wesołowski. Nie wiedziałam dlaczego na jego widok poczułam taką złość. Miałam ochotę udusić tego przebrzydłego, starego snoba, uważającego się za niewiadomo kogo.
- Dzie
ń dobry, panno Stankiewicz. - skinął lekko głową. Był dobry do tej pory. - Zastałem Paulę?
- Tak. - powiedzia
łam, przepuszczajc go. Wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi. Paula wyszła na przedpokój i przywitała się z nim, calując w policzek. - Tato, poznałeś już Lenę?
- Mieli
śmy już okazję się spotkać. - odpowiedział, zerkając na mnie przelotem.
- O tak. - przytakn
ęłam. - Czy pani Urszula na prawdę straciła tę pracę? - spytałam, marszcząc brwi.
- O czym mówisz? - zainteresowa
ła się Paula.
- Szuka
łam twojego taty, żeby podpisał dokumenty. Byłam u niego w biurze i zapytałam jego sekretarki o to gdzie jest, a twój tata zwolnił ją bo mi powiedziała. - wzruszyłam ramionami.
- Tato! - krzykn
ęła, oburzona. - Zwolniłeś panią Ulę?!
- Mia
ła wyraźne polecenie, żeby.. - zaczął się tłumaczyć.
-
Żeby co? Nie mówić gdzie jesteś?! Przecież Lena chciała tylko podpis! - wciąż krzyczała, a ja patrzyłam na nią zafascynowana. Takiej wściekłej jej jeszcze nie widziałam. I dobrze mu tak! - Masz ją przeprosić i przyjąć znowu do pracy!
- Ale..
-
Żadnego ale jeśli jej nie zatrudnisz ponownie to możesz się do mnie nie odzywać! - burknęła, krzyżując ręce na piersiach i wracając do salonu.
- Ja na miejscu paniu Urszuli bym nie wróci
ła więc powinien od razu pan jej zaproponować podwyżkę i to dość poważną. - mruknęłam konspiracyjnie, a potem zamknęłam się w pokoju, uśmiechając z satysfakcją. Jak się potem okazało ten stary dziad przyszedł zaprosić Paulę i Zbyszka na jakiś sobotni bankiet. Jednak w sobotę był mecz więc Paula zaprosiła Tomka bo podobno ma być dużo ludzi "z branży".
W pi
ątek zestresowana siedziałam nad notatkami. Właśnie wertowałam kolejne artykuły kodeksu karnego, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Po chwili usłyszałam głos kobiecy i byłam pewna, ze skądś go kojarzę. Zaciekawiona wyszałam na przedpokój z kodeksem w ręku. Nie myliłam się bo zaraz potem zauwazyłam rodziców Zbyszka.
- O, dzie
ń dobry. - przywitałam się z szerokim uśmiechem.
- Cze
ść Lenka. - odpowiedziala mi pani Bartman. - Przyszliśmy zaprosić Paulę i Zbyszka do teatru na świetny spektakl. Może masz ochotę dołączyć? - spytała.
- Moja
żona stwierdziła, że nie uczestniczymy w życiu kulturowym wystarczająco i od dzisiaj postanowiła przynajmniej raz w tygodniu chodzić do teatru. - przewrócił oczami, a ja wiedziałam, że ten pomysł w ogóle mu się nie podoba.
- Przykro mi ale musz
ę odmówić. - westchnęłam. - W poniedziałek mam egzamin i musze się uczyć. - wyjaśniłam, wskazując na kodeks. Nagle ponownie ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam zapłakaną Kaśkę. Zaraz potem już wisiała mi na szyi.
- Zdradzi
ł mnie. - zaszlochała, pociągając żałosnie nosem.
- Kto? - spyta
łam, nie rozumiejąc.
- Wojtek! - j
ęknęła. - Zdradził mnie z jakąś szmatą! - syknęła, a ja zamarłam. Odunęłam ją od siebie, zerkając na rodziców Bartmana. Cała czwórka stała i obserwowała sytuację. Kaśka dopiero teraz ich zauważyła. - Dzień dobry.
- Dzie
ń dobry. - odpowiedziała jej pani Bartman, lekko się uśmiechając.
- Chod
ź do mnie. - otworzyłam drzwi i wpuścilam ją do środku. - Przepraszam. - mruknęłam w stronę całej czwórki i zamknęłam za sobą. - Co się stało?
- Zdradzi
ł mnie ze swoją byłą! - jęknęła, rzucając się na łóżko i na moje notatki. Super.
- Kasia, tak mi przykro. - powiedziałam cicho. Usiadlam obok niej, a ona się we mnie wtuliła i totalnie rozsypała. Siedziałyśmy tak przez jakieś dwadzieścia minut, a ja zaczęłam zastanawiać się jak dużo łez może wylać człowiek za jednym razem. Byłam pewna, że Kaśka pobiła właśnie jakiś rekord. Nie wiedziałam co powiedzieć. To jasne, że czuła się beznadziejnie. Próbowałam postawić siebie w jej sytuacji i doszłam do wniosku, że ostatnie czego bym chciała to pocieszanie. Siedziałam więc cicho, jedynie głaszcząc ją po głowie. W końcu uniosła głowę i wytarła nos o rękaw. Klasa.
- Mo
żemy obejrzeć coś durnego i głupiego, żebym przestała o nim myśleć? - spytała, patrząc na mnie błagalnie załzawionymi oczami. Ja się muszę uczyć, jęknęłam w duchu.
- Pewnie. - odpowiedzia
łam. Wstałyśmy razem, a ja po drodze zebrałam ze sobą notatki i kodeks, próbując to przed nią ukryć. Podeszła do pokaźnej kolekcji płyt Pauli i wyjęła pierwszą lepszą komedie. Włączyła, a ja w tym czasie schowałam wszystko pod poduszką. Może wciągnie się tak, że nie zauważy tego, że się uczę. W ogóle nie mogłam się skupić na filmie. Musiałam się uczyć, do cholery! Obleję, obleję ten egzamin. Gdzieś w połowie Kaśka zasnęła niespodziewanie opadając na moje nogi. Nie chciałam jej budzić więc siedząc w tej pozycji, wyjęłam notatki i zaczęłam się uczyć. Po dwudziestu minutach do salonu wszedł Zbyszek razem z Paulą i popatrzyli zaskoczeni na mnie, wgapiającą się w kodeks karny, a potem na Kaśkę chrapiącą cicho na moich kolanach.
- Cii! - szepn
ęłam. - Bo się obudzi i znów zacznie płakać.
- Zostaje u nas na noc? - spyta
ła cicho Paula.
- Tak. Obudz
ę ją jak skończę się uczyć. - odpowiedziałam najciszej jak potrafiłam. Skinęła jedynie głową i wyszła. Zbyszek patrzył na mnie rozbawiony ale wyszedł zaraz po niej. Wróciłam do kodeksu, nawet nie próbując się domyślić o co mogło mu chodzić.

Obudził mnie budzik, który szybko wyłączyłam. Nie chciałam, żeby Kaśka się obudziła. Wyszłam po cichu, zabierając ze sobą ubrania. W kuchni zastałam Zbyszka, któremu jedynie pomachałam i weszłam szybko do łazienki. Ubrałam kremową sukienkę na grubych ramiączkach. Związałam włosy w małego koczka, specjalnie wypuszczając kilka loków. Zrobiłam makijaż, który podkreślił mi oczy i z zadowoleniem stwierdziłam, że wyglądam całkiem nieźle, a mina Zbyszka, gdy wyszłam jeszcze bardziej mnie w tym utwierdziła.
- Dostan
ę trochę kawy? - spytałam, uśmiechając się słodko. Stał jakby go ktoś zamurował ale w końcu się ogarnął. Aż tak ładnie wyglądałam?
- Pewnie. - odpowiedzia
ł, chrząkając. - Jak tam Kaśka?
- Kompletnie za
łamana. - westchnęłam, siadając na przeciwko niego. - Nie wierzę, że Wojtek mógł zrobić jej coś takiego. - pokręciłam głową, aż gotując się ze złości. - Wczoraj przestałam wierzyć w miłość. - warknęłam. - Taki zakochany był, a wystarczyło, że pojawiła się jego ex i przeleciał ją w łóżku Kaśki!
- Nie ka
żdy facet jest taki. - powiedział, a ja wstałam bo ze złości odechciało mi się jeść.
- Tak. S
ą jeszcze geje. - odparłam, a on się lekko zaśmiał. - Idę do pracy.
- B
ędziesz na meczu? - spytał, gdy zakładałam buty na przedpokoju.
- Przyjdziemy z Ka
śką. - odpowiedziałam. - Powodzenia. - rzuciłam i wyszłam, zamykając za sobą drzwi.

Po pracy posz
łam z Kaśka na zakupy bo nic nie poprawia jej humoru tak bardzo jak nowa kiecka, czy buty. Obładowane siatkami zjadłyśmy mega kaloryczne lody i postanowiłyśmy po meczu wybrać się na kluby i poczuć się jak nastolatki. Kaśka po jakimś czasie sama stwierdziła, że jest młoda, piekna i nie ma zamiaru opłakiwać skończonego dupka, który nie potrafił jej docienić. To w niej lubiłam najbardziej. Zawsze patrzyła na świat optymistycznie i tak jak to było teraz sama siebie pocieszała. Ja musiałam tylko przy niej być i potakiwać, żeby wiedziała, że to co mówi ma sens.
Zaj
ęłyśmy miejsca na hali i obserwowaliśmy warszawiaków i zawodników z Rzeszowa. Zbyszek chyba się z nimi znał bo bez przerwy rozmawiał z libero (po tylu meczach w końcu załapałam dlaczego jeden zawodnik ma zawsze koszulkę w innym kolorze) przeciwnej drużyny. Mecz się zaczął i był na prawdę zacięty. Ostatecznie wygraliśmy w tie-break'u. Współlokator Zbyszka został MVP meczu, chociaż mogłabym się kłócić, że to Zbyszek na nie zasługiwał. Kaśka pobiegła do łazienki, a ja podeszłam do band w kierunku w którym zmierzał Bartman.
- Cze
ść. - przywitałam się z szerokim uśmiechem. - Jak to jest wygrać fuksem? - spytałam ze złośliwym uśmiechem. Przy mnie stała już spora grupka dziewczyn ale utrzymywała pewien dystans.
- Fuksem? - oburzy
ł się. - Byliśmy lepsi.
- Czy ja wiem.. - unios
łam brwi. - Mi to wyglądało na wielkiego farta. No ale ja się nie znam.. - wzruszyłam ramionami, patrząc jak się bulwersuje i już ma mi odpowiadać. - Żartuję. - zaśmiałam się. - Gratuluję.
- Z
łośliwiec. - pokręcił głową. - Idziemy małą grupką na imprezę. Macie ochotę dołączyć?
- Nie.. My te
ż idziemy do klubu ale Kaśka chce zapomnieć o facecie, a impreza z tobą i twoimi kolegami jej tego nie ułatwi.. Sam rozumiesz.. - odpowiedziałam, krzywiąc się. W tym momencie podszedł do nas Misiek i Kaśka.
- Cze
ść Lenka. - powiedział z szerokim uśmiechem. - Michał. - wyciągnął rękę w stronę Kaśki, która niemrawo ją uścisnęła.
- Ka
śka. - mruknęła.
- Idziemy do klubu. Mo
że dołączycie? - spytał Kubiak, patrząc to na nią, to na mnie.
- Te
ż idziemy ale chcemy wyrywać facetów, a z taką obstawą to będzie raczej niemożliwe. - wypaliła prosto z mostu. Zbyszek od razu popatrzył na mnie, a ja czułam, że się rumienie.
- To jest drugi powód. - powiedzia
łam, szybko. - Kaśka na nas już pora. Fanki na was czekają. - rzuciłam przez ramię, wskazując na tłum, który zajął juz nasze miejsce. Uf.

Szykowa
łyśmy się przy głośnej muzyce, sącząc własnoręcznie zrobione drinki, które miały nas wprawić w odpowiedni nastrój przed imprezą. Założyłam małą czarną, która była cała pokryta koronką i moje piersi wyglądały w niej na większe o co najmniej dwa rozmiary. Wyprostowałam włosy i zrobiłam odważny makijaż. Kobaltowe wysokie szpilki i dodatki w tym samym kolorze dopełniły tylko całokształt, sprawiając, że widok w lustrze jeszcze bardziej mi się podobal. Nagle obok mnie stanęła Kaśka też ubrana w małą czarną ale bez ramiączek, a nie tak jak ja z rękawkami 3/4. Jej była cała gładka i dobrała do tego złote dodatki. Włosy związała przez co wielki naszyjnik na jej szyi prezentował się rewelacyjnie. Patrzyłyśmy tak na siebie w lustrze przez chwilę.
- Jeste
śmy wolne, piękne i cholernie seksowne. - powiedziała do naszych odbić. - Dzisiaj musimy wrócić z seksownym facetem do domu i przelecieć go na jak najwięcej sposobów. - dodała, a ja wybuchnęłam śmiechem. Ona i jej bezpośredniość. Ale w sumie co mi szkodzi? Jestem wolna. A skoro już olewam naukę to powinnam mieć z tego coś więcej, niż ogromnego kaca jutro rano.
- Zgoda. - skinęłam głową. Niech się dzieje co chce.


                                                                                ~*~

Nawet nie wiecie ile miałam problemów z tym rozdziałem. Wiem, że jest krótszy ale nie mogłam dodać nic więcej bo wtedy musiałabym uciąć w połowie akcji, a to byłoby totalnie bez sensu. Dlatego przepraszam za długość i obiecuje, że kolejny, który już w połowie mam będzie i dłuższy i zabawniejszy. Postaram się go wrzucić w niedziele lub w poniedziałek a to zależy od komentarzy bo chciałabym wiedzieć czy wszystkie moje stałe czytelniczki ( :D ) zdążyły przeczytać ten. :) No to życzę odanego ostatniego weekendu wakacji :) Jak tam gotowe na powrót do szkoły? :) Ja mam na szczęście jeszcze miesiąc wakacji, a potem Witaj Krakowie! :D

PS. Przepraszam za literówki jeśli takie są bo mi coś Mozilla nawaliła i musiałam sprawdzać sama czy gdzieś nie poprzestawiałam literek. :)  

niedziela, 24 sierpnia 2014

XVIII. Mówi się, że miłość pot­ra­fi po­konać wszys­tkie przeszko­dy. Szko­da, że ja mam przed sobą Mount Eve­rest, z które­go zsu­wa się lawina...

- O czym? - spytałam, nie patrząc na niego. Całe szczęście, że byliśmy tak blisko brzegu. Zawsze mogłam wyskoczyć. Wyjrzałam lekko za ponton oceniając jak bardzo byłoby to ryzykowane.
- Nie teraz więc nie myśl o wyskoczeniu. - powiedział, nie mogąc ukryć rozbawienia. Usiadłam prosto i popatrzyłam na niego, mrużąc oczy. Spoważniał. - Chce ci to wszystko wytłumaczyć.
- A ja nie chcę tego słuchać. Wystarczy mi to co usłyszałam. - odpowiedziałam, oglądając się za siebie i sprawdzając czy Paula i Tomek dają sobie rade ale oni pogrążeni byli w rozmowie. Żadnego ratunku. 
- Ty jeszcze nic nie usłyszałaś. - syknął. - Proszę cię daj mi to wszystko wytłumaczyć. - popatrzył na mnie intensywnie, a ja głośno westchnęłam. Dlaczego chciał mnie bardziej upokorzyć? Nie wystarcza mu to co zrobił do tej pory?
- Dobrze. - mruknęłam
- Wyjdziesz przed hotel gdy Tomek zaśnie? - spytał, takim głosem jakby mu właśnie ulżyło. Czy on mi właśnie zaproponował nocną schadzkę? W sumie to było nawet ekscytujące. Skinęłam lekko głową, a on się uśmiechnął z ulgą. Dopłynęliśmy do brzegu chwilę potem. Oczywiście gdy próbowałam wyjść z pontonu potknęłam się o sznurek zawieszony z boku i wpadłam do wody. - Nic ci nie jest? - usłyszałam głos Zbyszka.  Zacisnął mocno usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie śmiej się ze mnie. - warknęłam, chlapiąc go wodą. On wyszedł z pontonu z większą gracją. Zostawiliśmy go na brzegu i ruszyliśmy w stronę miejsca, w którym się rozłożyliśmy. Było niezręcznie bo nie odzywaliśmy się do siebie, a ja udawałam, że jestem niesamowicie wciągnięta w wycieranie się ręcznikiem. Na szczęście Paula z Tomkiem mieli niezłe tempo i dołączyli do nas po kilkunastu minutach.
- Machanie wiosłami to przecież żadna filozofia. Wyluzuj. - zaczął mnie przedrzeźniać gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko mnie.
- Spadaj. - mruknęłam, wydymając usta. Na ten widok wszyscy zaczęli się śmiać, włączenie ze mną.
- Nie dąsaj się. - powiedział, przytulając mnie. - Wiesz, że cię uwielbiam. Bez ciebie..
- Twoje życie byłoby nudne jak flaki z olejem. - dokończyłam. - Cieszę się, że dzięki moim wpadkom i wypadkom twoje życie jest tak barwne.
- O tak. - przytulił mnie tak mocno, że nie mogłam oddychać.
- Jedzenie gotowe. - oznajmił Zbyszek, a Tomek jak na rozkaz puścił mnie i podszedł do grilla. Rozłożyliśmy się pod zadaszeniem. Nie wiem jak chłopakom udało się ogarnąć to miejsce bo nam z Paulą szykowanie się zajęło więcej czasu i gdy przyszłyśmy oni już tutaj byli.
- Ja dziękuję. - powiedziałam siadając na ławce i patrząc na to pyszne jedzenie, które właśnie lądowało na ich talerzach.
- Odchudzasz się? - spytał Tomek, marszcząc brwi. 
- Nie, skąd. - odparłam szybko.
- Kłamiesz. - zaśmiał się. - Zawsze gdy kłamiesz odpowiadasz to samo.
- No chyba żartujesz. - Paula usiadła obok Zbyszka. Ona oczywiście nie jadła. - Masz świetną figurę.
- Po prostu nie jestem głodna. - przewróciłam oczami. Nie wyobrażałam sobie jeść tych tłustych pyszności w jej obecności, gdy obie byłyśmy w bikini, a ona prezentowała się w nim nieporównywalnie lepiej, niż ja w swoim. - Idę popływać. - stwierdziłam, wstając.
- Pontonem? - mruknął Zbyszek pod nosem, a Tomek zaczął się śmiać.  Zmrużyłam oczy, patrząc na niego.
- Bez wioseł pływam lepiej. - odpowiedziałam dumnie i odwróciłam się na pięcie. Szłam w stronę wody rozglądając się po plażowiczach. Takiej mieszanki kulturowej jeszcze w życiu nie widziałam. I tylu przystojniaków w sumie tez nie. Szkoda tylko, że w głowie miałam jedynie obraz Zbyszka, który miał dziewczynę. Weszłam do wody, ciesząc się promieniami słońca na twarzy. Tak, tego potrzebowałam po tym wszystkim.

Stałam przed lustrem poprawiając po raz setny sukienkę. Tomek spał od dwudziestu minut, a ja zastanawiałam się nad tym czy wyjść, czy nie. Było to bez sensu bo wiedziałam, że i tak wyjdę ale chyba chciałam odwlec to w czasie tak bardzo jak się tylko da. Do czego miałam się śpieszyć? Wiedziałam co chce mi powiedzieć i nie byłam pewna czy w ogóle chce tego słuchać. Już słyszałam jak mówi, że mu przykro. Potem powie, że to była chwila słabości i tak na prawdę kocha Paulę i nie chce jej stracić. A ja jeszcze wymykałam się z pokoju, żeby to usłyszeć. Samobójstwo Stankiewicz, samobójstwo.
 Zamknęłam za sobą cicho drzwi i ruszyłam do windy. Miałam czas, żeby wrócić ale z niego oczywiście nie skorzystałam. Widocznie sama chciałam zostać upokorzona przez Zbyszka, który będzie mnie przepraszał za to, że chce być ze swoją dziewczyną. Wzięłam głęboki oddech gdy szlam przez hol i jeszcze jeden przed szklanym drzwiami za którymi siedział. Dasz rade. Wyszłam na zewnątrz, a on automatycznie się odwrócił.
- Bałem się, że zasnęłaś. - odezwał się, wstając. Włożył ręce do kieszeni jeansów i patrzył prosto na mnie. - Ładnie wyglądasz. - powiedział, mierząc mnie wzrokiem.
- Tomek zbyt głośno chrapie, żebym mogła zasnąć tak szybko. - odpowiedziałam cicho, przestępując z nogi na nogę.
- Przejdziemy się? - spytał, a ja tylko skinęłam głową. Dlaczego ja się tak denerwuję? Ruszyliśmy w stronę plaży w milczeniu. Czekałam, aż coś powie ale chyba zaniemówił. Nagle usiadł na piasku. Zaskoczona usiadłam obok niego nadal czekając, aż się odezwie. - Pytałaś mnie czy z nią zerwę, a ja odpowiedziałem ci, że to nie jest takie proste. Dlaczego nie czekałaś na wyjaśnienia? - spytał, a ja zamarłam. Nie spodziewałam się, że będzie mi zadawał pytania. Byłam nastawiona na jego monolog. Ja miałam rzucić teatralne kilka słów, odwrócić się i wrócić do hotelu. To nie tak miało być!
- Nie wiem. - mruknęłam. Boże, świetna odpowiedź pani prawnik. - Po prostu oczekiwałam konkretnej odpowiedzi tak lub nie. Gdy otrzymałam twoją zinterpretowałam ją jako nie.
- I nie interesowało cię dlaczego?
- Wiem dlaczego. - odparłam. - Tylko nie bardzo wiem co chcesz mi wyjaśniać. Rozumiem, że ją kochasz i rozumiem też, że możesz uważać tamten tydzień za..
- Najlepszy w swoim życiu? - wszedł mi w słowo. Zmarszczyłam brwi bo nie to chciałam powiedzieć. Popatrzyłam na niego i napotkałam intensywne spojrzenie zielonych tęczówek.
- Chciałam powiedzieć za pomyłkę. - szepnęłam.
- Myślisz, że żałuje tego co się między nami stało? - spytał oburzony, zaskoczony.. Sama już nie wiedziałam.
- A nie? - odwróciłam głowę i popatrzyłam na morze, które wyglądało o tej porze cudownie.
- Nie. - powiedział tak stanowczo, że musiałam na niego spojrzeć. - To jest bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje i nie chodzi o to, że ją kocham, bo to nie prawda. Gdybym ją kochał na pewno bym jej nie zdradził. Tydzień z tobą był najlepszy jaki miałem do tej pory i gdybym tylko mógł chciałbym spędzać tak resztę dni ale nie mogę. Na razie nie mogę. Poznałaś ojca Pauli..
- Miałam tę przyjemność. - mruknęłam.
- Jak wiesz jest głównym sponsorem naszego klubu. To przez niego poznałem Paulę i wtedy wydawała mi się idealna, dopóki nie poznałem ciebie ale to nie o to teraz chodzi. Nasz klub nie przynosi odpowiednich zysków i pan Wesołowski sponsoruje go tylko ze względu na mnie.. chłopaka jego córki. Zanim weszłaś do gabinetu dał mi jasno do zrozumienia, że gdyby nie to, wycofał by się bez mrugnięcia okiem.
- A co to ma wspólnego z nami? - spytałam, nie rozumiejąc.
- Nie mogę zostawić Pauli bo wtedy jej ojciec przestanie sponsorować nasz klub, a wtedy zbankrutujemy. - powiedział cicho. - Jeśli chodziłoby tylko o mnie to nie byłoby problemu ale nie mogę pozwolić na to, żeby moi koledzy stracili pracę. - dodał, a ja czułam, że uchodzi ze mnie całe powietrze. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
- Twój klub się nie zabezpieczył? Żadną karą za zerwanie umowy? - zmarszczyłam brwi. - Przecież w umowie musi być wzmianka o tym, że w razie wycofania sponsor ponosi odpowiedzialność pieniężną.
- Widziałaś jego biuro? On zarabia tyle, że ta grzywna to dla niego nic. To też mi powiedział.
- Czekaj bo ja jednak nie bardzo rozumiem.. On chce żebyście byli razem? To znaczy.. A co jeśli to ona z tobą zerwie?
- Nie obchodzi go kto kogo zostawi tylko to czy jesteśmy razem. Interes z moim klubem mu się totalnie nie opłaca ale nie chce żeby chłopak jej córki był bezrobotny.
- To nielogiczne. Przecież jest mnóstwo klubów do których mógłbyś się przenieść.
- Lena siatkarz to nie prawnik, który może w dowolnym momencie zmienić kancelarie. Jest środek sezonu, a okres transferów już dawno minął i każdy klub ma swoich atakujących. Mało który stać na kolejnego. Poza tym muszę myśleć o innych, którzy stracą pracę gdy klub zbankrutuje. Nie tylko zawodnicy ale też zarząd i cała administracja.
- Rozumiem. - odpowiedziałam, chociaż musiałam to sobie na spokojnie poukładać. - Zerwiesz z Paulą po sezonie? A co jeśli się w tobie zakocha?
- Paula to wspaniała dziewczyna, a sezon skończy się dopiero za kilka miesięcy. Mam nadzieję, że do tego czasu się w niej zakocham i nigdy nie będę musiał jej mówić, że był okres w którym byłem z nią tylko dlatego, że jej ojciec groził, że pozbawi pracy moich przyjaciół. - powiedział. Podciągnęłam kolana pod brodę i zagryzłam wargę. To koniec. To definitywny koniec i nic nie mogłam z tym zrobić. Nic. - Wiem, że może powinienem cię przeprosić za to, że nie powiedziałem ci o tym od razu i za to, że w ogóle to zacząłem ale wtedy wyszłoby na to, że tego żałuję. A tak nie jest. - dodał, a ja zamknęłam oczy. Przynajmniej tyle. Szkoda tylko, że zdążyłam się w nim zakochać, a teraz musiałam o nim zapomnieć. Do oczu napłynęły mi łzy, ale zagryzłam mocno wargę i jakimś cudem udało mi się je powstrzymać.
- Możemy zostać przyjaciółmi. - szepnęłam i odchrząknęłam.
- Zawsze się bałem, że usłyszę to od kobiety, którą.. - urwał. Którą co? - .. będę znał. - dokończył szybko. Zbyt szybko. - Jesteś na mnie zła? - spytał, a ja czułam, że na mnie patrzy.
- Nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Ja zrobiłabym pewnie to samo na twoim miejscu. W sumie mogłeś trafić gorzej. Paula to świetna dziewczyna. - powiedziałam z nieszczerym uśmiechem.
- Ta.. - mruknął.Milczeliśmy dłuższą chwilę, a ja próbowałam sobie to wszystko poukładać. - Jak się czuje twoja mama?
- Lepiej. - odparłam, ciesząc się, że przeszliśmy na inny temat. - Tak mi się przynajmniej wydaje. Chodzi na terapie. Teraz musimy poszukać jakiegoś mieszkania. Na początku myślałam o kawalerce dla nich ale teraz wydaje mi się, że lepszym wyjściem będzie wynajęcie czegoś większego dla całej naszej trójki.
- Chcesz wyprowadzić się od Pauli? - spytał zaskoczony. - Wtedy już w ogóle nie będziemy się widzieć.
- Nie wydaje ci się, że w tej sytuacji to będzie najlepsze rozwiązanie? Poza tym zawsze mogę wpaść na twój mecz. Może nawet kupię koszulkę z twoim nazwiskiem. - uśmiechnęłam się, wycierając szybko łzy, które zaczęły płynąć po policzkach. Odwróciłam głowę, żeby Zbyszek tego nie widział.
- Płaczesz? - usłyszałam jego pytanie ale nie odwróciłam głowy.
- Nie, skąd. - odparłam szybko i ugryzłam się w język. Cholerny Tomek. Podniósł się i kucnął na przeciwko mnie. Dotknął delikatnie mojej twarzy, zmuszając mnie, żebym na niego popatrzyła. Westchnął głośno i wytarł kciukiem łzę z mojego policzka.
- Przepraszam, Lena. - szepnął. - Przepraszam.
- Przecież się nie gniewam. - mruknęłam. - W sumie to wyobrażałam sobie gorszy scenariusz, więc chyba powinnam się cieszyć.
- Jaki sobie wyobrażałaś? - spytał, patrząc na mnie ciepło. Wzięłam głęboki oddech i zmarszczyłam brwi, a on lekko się uśmiechnął. - Nawet nie wiesz jak słodko wyglądasz w tym momencie. - powiedział, a ja czułam, że się rumienie.
- Tylko w tym momencie? - uniosłam brwi, a on się cicho zaśmiał.
- Zawsze. - poprawił się. - Co myślałaś przed moimi wyjaśnieniami? - powtórzył pytanie.
- Myślałam, że chcesz mi powiedzieć, że kochasz Paulę, a to co było między nami było pomyłką o której powinniśmy zapomnieć. - wypaliłam.
- Nigdy o tym nie zapomnę. - powiedział, patrząc mi w oczy. Chciałam, żeby mnie pocałował. Ostatni raz. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. - Chce cię pocałować. - szepnął, a ja zamiast odpowiedzieć musnęłam go ustami. Całowaliśmy się tak delikatnie, że ledwo czułam jego usta na swoich ale właśnie ten niepozorny dotyk sprawiał, że mrowiło mnie całe ciało. Odsunął się ode mnie i popatrzył mi w oczy, a mi znów zaczęły płynąć łzy. Boże, dlaczego ja się tak czuję? Zbyszek wyglądał jakby coś w nim pękło. Pierwszy raz widziałam u niego taki wyraz twarzy. Nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja uniosłam dłoń do jego policzka.
- Będzie mi tego brakowało. - szepnęłam, uśmiechając się lekko przez łzy. Zanim zdążyłam zareagować już leżałam pod nim na piasku. Scałował łzy z moich policzków a potem natarł na moje usta, calujac mnie tak desperacko jak nigdy dotąd. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając go jeszcze bardziej do siebie i odwzajemniając pocałunek z równą desperacją. Szorstka dłonią gładził moja skórę ud, a ja włożyłam ręce pod jego koszulkę i sunęłam nimi po jego pokaźnych mięśniach. Nieświadomie ściągnęłam mu koszulkę i zanim się obejrzałam siedziałam na nim okrakiem pozbawiona sukienki. Odchyliłam głowę do tyłu, czując jego usta, które zaczynały swoją wędrówkę w dół od linii mojej żuchwy. Odpiął mi biustonosz i zaczął ssać brodawki przez co moje ciało wygięło się w łuk. - Jakim cudem robisz to tak.. ojee.. dobrze. - wydyszałam. Dotknął mnie przez koronkowe figi, patrząc jak wciągam głośno powietrze. Następne co pamiętam to jedynie dźwięk rozdzieranego materiału, a potem jego palce sprawnie poruszające się we mnie. Jęczałam, miażdżąc mu usta gwałtownym pocałunkiem. Szczytowałam chowając głowę w zagłębieniu jego obojczyka. Zanim zdążyłam dojść do siebie już leżałam pod nim, a on zwinnym ruchem pozbawił się spodni i bielizny. Całował mnie czekając, aż mój puls choć trochę się ustabilizuję, a potem wszedł we mnie powoli. Zaczął się poruszać ale pierwszy raz robił to tak delikatnie, nie odrywając wzroku od mojej twarzy. Patrzyliśmy sobie w oczy i uświadomiłam sobie, że była to najbardziej erotyczna i
romantyczna chwila w moim życiu. Kwiliłam cichutko za każdym razem, gdy zanurzał się we mnie całkowicie, a on pomrukiwał gdy zaciskałam się wtedy wokół niego. Muskał dłońmi moje piersi, a ustami delikatnie całował. Zamknęłam oczy rozkoszując się tak wieloma doznaniami. Było mi tak cholernie dobrze, że chciałam więcej. - Szybciej. - szepnęłam, a on się uśmiechnął i wbił we mnie tak gwałtownie, że aż krzyknęłam. Powtórzył to parę razy doprowadzając mnie do nieziemskiego orgazmu, który trwał i trwał. On doszedł chwilę po mnie krzycząc moje imię w takiej agonii, że patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Opadł obok mnie ciężko dysząc, a ja dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zrobiliśmy to na plaży! Boże, a jak nas ktoś widział? Podniosłam się na łokciach i zaczęłam się rozglądać ale było tak ciemno, że nie widziałam nic. Za to doskonale słyszałam śmiech Zbyszka.
- Po wszystkim sprawdzasz czy nikogo tutaj nie ma? - spytał rozbawiony, siadając i zakładając na siebie bokserki. Usiadłam i włożyłam biustonosz, a potem narzuciłam sukienkę.
- Wracamy?
Nie chciałam wracać ale byłam tak zmęczona, że bałam się tego, że zasnę na stojąco. Chwycił mnie za rękę i w milczeniu szliśmy w stronę hotelu. Puściliśmy się dopiero przy drzwiach wejściowych, w których mnie przepuścił. Stanęłam przy drzwiach do pokoju i popatrzyłam na niego. Założył mi kosmyk włosów za ucho i pocałował w czoło.
- W czoło? - spytałam, nie ukrywając rozczarowania i odwróciłam się, a on chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie wpijając w usta. Zanim zdążyłam zareagować już stałam przyparta do ściany, a jego język penetrował wnętrze moich ust. Gdy odsunął się ode mnie musiałam zaczerpnąć głośno powietrza, którego brakowało mi w płucach. Cmoknął mnie w nos i szepnął do ucha dobranoc. Potem odwrócił się i wszedł po cichu do swojego pokoju zostawiając mnie z nierównym oddechem przy ścianie. Boże, jak ja go kochałam.


Weszłam do pokoju na palcach, modląc się żeby nie obudzić Tomka. Chciałam się wykąpać bo czułam, że mam pełno piasku we włosach.
- Gdzie byłaś? - usłyszałam jego głos, a potem zostałam oślepiona przez lampkę nocną, którą włączył. - I dlaczego wyglądasz tak jakby przed chwilą cię ktoś przeleciał? - zmarszczył brwi, siedząc na łóżku z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
- Byłam na plaży. - odpowiedziałam, czując się jak nastolatka przyłapana na gorącym uczynku. Przecież nie muszę mu się tłumaczyć, do cholery! - Idę się kąpać. - powiedziałam, odwracając się na pięcie.
- Kąpałaś się już dzisiaj. - przypomniał. Westchnęłam i ponownie na niego popatrzyłam. - Byłaś z nim?
- Z nim to znaczy z kim? - spytałam, przewracając oczami.
- Wiesz dobrze o kim mówię. - syknął. - Lena na prawdę myślisz, że zostawi dla ciebie Paulę? Gdyby miał to zrobić to zrobiłby to po naszym powrocie.
- Wiem, że jej nie zostawi. Powiedział mi to dzisiaj i zakończyliśmy nasz.. - urwałam, zastanawiając się jak to określić. - .. nasze relacje.
- A dlaczego zrobiłaś tu małą piaskownice? - spytał, wskazując na piasek, które znajdował się na podłodze.
- Leżałam na piasku. - wzruszyłam ramionami.
- Spałaś z nim, a potem ten dupek powiedział ci, że to koniec? - warknął, podnosząc się.
- Nie. - odparłam szybko. - Najpierw mi powiedział, a potem to zrobiliśmy. - zmarszczyłam brwi, słysząc jak to brzmi. - Tomek to jest na prawdę popieprzone i sama jeszcze tego nie ogarnęłam. Jestem padnięta. Pogadamy jutro. - powiedziałam, wchodząc do łazienki i zamykając za sobą drzwi.
Weszłam pod prysznic i pozwoliłam, żeby gorąca woda spływała po moim ciele. Nie wiedziałam co mam czuć? Smutek bo to już koniec, czy ulgę bo mój scenariusz się nie sprawdził, a za wszystko odpowiedzialny był podstarzały, bogaty dupek, który nie liczył się z ludźmi? Chyba czułam to wszystko jednocześnie. W sumie nie wyobrażałam sobie lepszego pożegnania od naszego ale to nie zmienia faktu, że to wciąż było pożegnanie. Może nie dosłowne bo w końcu zostaliśmy przyjaciółmi. Przyjaciółmi.. Będę musiała na nich patrzeć, codziennie. Będę musiała słuchać opowieści Pauli jak to im się dobrze układa. Będę musiała widywać go codziennie i udawać jego przyjaciółkę. Cóż.. Będę musiała się wyprowadzić i o nim zapomnieć.

Tomek obudził mnie bardzo wcześnie bo mieliśmy jechać zwiedzać Bangkok, a on jest tak perfekcyjny, że wszystko rozplanował co do minuty. Pośpieszana przez niego w biegu szykowałam się do wyjścia. Związałam włosy, pozostając bez makijażu. Był taki upał, że wszystko spłynęłoby ze mnie jeszcze zanim wystawiłabym nogę przed hotel. Założyłam jeansowe shorty, białą lnianą koszulę
i sandały. Gdy zeszliśmy na śniadanie Pauli i Zbyszka jeszcze nie było. Wzięłam całą górę jedzenia ze szwedzkiego stołu bo byłam niesamowicie głodna. Wczoraj ze stresu nie mogłam jeść, więc mój żołądek dawał o sobie znać.
- Powiesz mi co się dzieje? - spytał, gdy usiedliśmy przy stoliku.
- A co ma się dziać? - mruknęłam, zaczynając jajecznicę. Jęknął sfrustrowany.
- Rozstaliście się ze Zbyszkiem?
- Nigdy ze sobą nie byliśmy więc nie mogliśmy się rozstać. - wzruszyłam ramionami. - Tomek na prawdę nie chce o tym rozmaw..
- Cześć. - przerwał mi radosny głos Pauli. Usiadła obok mnie z talerzem, na którym znajdowała się jedynie sałatka. Czy ona jada coś innego? Zbyszek zajął miejsca na przeciwko mnie. Zerknęłam na niego w tym samym momencie gdy on na mnie i z przerażeniem stwierdziłam, że reaguję na niego jeszcze bardziej, niż przed naszą rozmową. O tak, na pewno uda nam się ta cała przyjaźń. Tomek przedstawił nam cały plan podróży i gdy wszyscy się najedli wyszliśmy z hotelu. Trzymałam się kurczowo Tomka, starając się ignorować Zbyszka. Po kilku godzinach stwierdziłam, że ta sytuacja jest nie do zniesienia i długo tak nie pociągnę. Na prawdę postarałam się i zaczęłam rozmawiać ze Zbyszkiem tak jakby był moim najlepszym kolegą, choć za każdym razem gdy niechcący nasze ciała się stykały moje serce chciało wyskoczyć, tak szybko biło. Po tym jak zobaczyliśmy cztery budynki, które zaczynały się od Wat i z których zapamiętałam tylko Wat Tham Seua bo pokryta była fotografiami ludzkich wnętrzności, dotarliśmy do Złotego Buddy.
- Ciekawe co on zrobił, że tak go czczą. - zaczął się zastanawiać Tomek, patrząc na wielki złoty posąg. - Lena. - popatrzył na mnie, a ja się zaśmiałam.
- Jego prawdziwe nazwisko to Siddhartha Gautama. Żył jakieś 500 lat przed naszą erą. Był księciem i w wieku.. nie wiem ile on miał.. jakoś koło trzydziestki chyba porzucił to całe bogactwo i stał się ascetą, który zaczął praktykować medytację dzięki której sformułował cztery prawdy, które są podstawą buddyzmu. Nie pamiętam wszystkich ale jedna mówi, że nikt nie może uciec od cierpienia i trzeba szukać jakiejś drogi do jego uniknięcia. Te posągi się czci bo sam Budda nie jest uznawany za boga. Ten jego kok symbolizuje mądrość i światło wewnętrzne. Gdy dotyka ziemi to przypomina, że walczył ze złem, a gdy jest w pozycji leżącej to przedstawia ten czas przed jego śmiercią bo podobno taką pozycję przejął. - powiedziałam tyle ile pamiętałam z lekcji WOSu.
- Skąd ty to wszystko wiesz? - spytała Paula.
- Ze szkoły. - wzruszyłam ramionami. Przecież oni też musieli się o tym uczyć.
- Tak uczyła się w szkole, że istnieje coś takiego jak buddyzm, a w internecie i książkach dowiedziała się na jego temat tych szczegółów. - zaśmiał się Tomek. No dobra. Miał trochę racji.
- Gdzie teraz? - spytał Zbyszek, gdy wyszliśmy ze świątyni.
- Możemy iść.. - zaczęłam.
- O nie. Nie idę do żadnej świątyni. Naoglądałam się ich wystarczająco. - przerwała mi Paula, robiąc nadąsaną minę.
- Chciałam powiedzieć, że możemy iść coś zjeść, a potem wrócić na plażę. - powiedziałam, a ona wróciła do normalnego wyrazu twarzy.
- Mi pasuje. - odparła. - Co robimy wieczorem? Idziemy do jakiegoś klubu?
- Myślałem o Pattaya Walking Street. - odezwał się Tomek, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Co to za ulica? - Zbyszek zmarszczył brwi, widząc mój głupkowaty uśmiech.
- Tomkowi marzy się tajska ulica rozpusty. - zaśmiałam się. - Nie słyszeliście o niej? Kluby, kabarety, panie lekkich obyczajów i te sprawy.. - wyjaśniłam.
- Idziemy tam? - spytała zaciekawiona Paula.
- Ja bym z chęcią to zobaczył. Może być fajnie. - wzruszył ramionami od niechcenia, a ja zaczęłam się śmiać.
- Niech wam będzie. - westchnęłam, kręcąc głową. - Ale teraz idziemy coś zjeść. - zarządziłam, odwracając się na pięcie i ruszając przed siebie, choć nie bardzo wiedziałam nawet gdzie idę.

Leżałam na kocu obok Pauli. Słońce było cudowne, więc gdy tylko wróciłyśmy do hotelu przebrałyśmy się w bikini i postanowiłyśmy się opalać. Chłopcy cały czas byli w wodzie lub na pontonie. Zastanawiałam się czy na prawdę jestem tak wielką suką, że nie czuję wyrzutów sumienia będąc w towarzystwie mojej współlokatorki. Przecież w nocy robiłam to z jej chłopakiem. Nie mogłam jednak mieć wyrzutów sumienia z powodu czegoś, czego wcale nie żałowałam. Czas w ich towarzystwie znosiłam lepiej niż się tego spodziewałam. Może dlatego, że nie zachowywali się zbyt ostentacyjnie. I całe szczęście bo wystarczyło mi to okropne uczucie gdy patrzyłam na Zbyszka i zdawałam sobie sprawę, że nigdy więcej mnie już nawet nie pocałuje.
- Chodźcie do wody. - usłyszałam głos Tomka i cicho westchnęłam. Żegnaj, odpoczynku.
- Później. - mruknęłam. Przekręciłam się na plecy i otworzyłam oczy. Stali nade mną, a ja zaniemówiłam. Dwa ciacha z sześciopakiem i kapiącą z nich wodą. Umarłam i jestem w raju.
- Teraz. - odparł Tomek i zaczął się trząść, żeby mnie ochlapać.
- Przestań. - syknęłam, siadając. Na wodzie zobaczyłam dwa skutery wodne i uśmiechnęłam się pod nosem. Tomek chyba zobaczył na co patrzę bo na jego twarzy pojawił się taki sam uśmiech. - Myślisz o tym co ja? - spytałam, choć dobrze znałam odpowiedź. Czasami potrafiliśmy porozumieć się bez słów. Wyciągnął rękę, żeby mi pomóc, wstałam i aż mnie nosiło, żeby iść do wypożyczalni.
- Idziecie z nami? - zwrócił się do Zbyszka zapominając, że on nie potrafi czytać w myślach.
- Na skutery wodne. - dodałam.
- Pewnie. - odpowiedział wyraźnie podekscytowany. Cała nasza trójka popatrzyła na Paulę.
- Nie ma mowy. Nie wypływam już dalej niż kilka metrów od brzegu. - powiedziała stanowczo i odwróciła się na brzuch.
Wypożyczyliśmy 3 skutery wodne i przeszliśmy małe szkolenie jak z nich nie spaść.
- Jesteś pewna, że poradzisz sobie sama? - spytał Tomek, gdy ubieraliśmy kapoki.
- Nie zaczynaj. - przewróciłam oczami, gdy sprawdzał czy dobrze zapięłam swój kapok.
- Jeśli chcesz to możesz siąść z którymś z nas. - odezwał się Zbyszek, który wyglądał na równie zaniepokojonego.
- Mam was dość. - szepnęłam, kręcąc głową. Wsiadłam na swój skuter i czekałam, aż oni raczą usiąść na swoich. Wymienili ze sobą krótkie spojrzenia i w końcu zajęli swoje miejsca. - No to w drogę. - pisnęłam, odpalając. Poczułam gwałtowne szarpnięcie i już po chwili mknęłam po wodzie. O mój Boże, jakie to fajne! Popatrzyłam do tyłu i zauważyłam, że są za mną. No tak, chcą być w pobliżu. Cóż.. Widocznie nie wiedzą na co mnie stać. Zwolniłam i gdy byłam wystarczająco blisko nich ostro zawróciłam, powodując to, że wielka fala wody uderzyła prosto w nich. Zaczęłam się śmiać, widząc ich zdezorientowane miny. Dodałam gazu i pomknęłam jak najdalej od nich.

Pattaya Walking Street okazała się być taką jaką sobie wyobrażałam. Wielka mieszanka kulturowa, kluby z kolorowymi szyldami oraz główna atrakcja - panie ubrane w kuse stroje zapraszające do klubów go go. Wybraliśmy jeden z tych spokojniejszych klubów i w czwórkę szaleliśmy na parkiecie. Po jakimś czasie miałam dość i samotnie ruszyłam w stronę baru. Zamówiłam pierwszego z brzegu drinka i właśnie gdy go kończyłam podszedł do mnie jakiś facet.
- Cześć śliczna. - przywitał się kalecząc angielski i obejmując mnie w pasie. - Może postawić ci jeszcze jednego drinka?
- Nie, dzięki. - odpowiedziałam, próbując zabrać jego rękę z moich pleców.
- Nie daj się prosić. A może.. - nachylił się do mnie, a ja próbowałam go odepchnąć. Nagle jego uścisk zelżał. Gdy w końcu zorientowałam się, że to Zbyszek z Tomkiem odciągnęli go ode mnie leżał już na podłodze z przerażoną miną, patrząc na moich obrońców. Bałam się, że dojdzie do bójki więc szybko stanęłam między nimi i pozwoliłam, żeby ten natręt uciekł. Nikt nawet nie zauważył tej całej sytuacji i uświadomiłam sobie, że pewnie to już tutaj nikogo nie dziwi.
- Wracam do hotelu. - krzyknęłam.
- Idę z tobą.
Paula złapała mnie za rękę i razem ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Na ulicy okazało się, że cała nasza czwórka wyszła z klubu.
- Możecie zostać. - powiedziałam szybko.
- Daj spokój.. - Tomek pokręcił głową, obejmując mnie ramieniem. - Nikogo wartościowego w tym klubie nie widziałem, a panie lekkich obyczajów mnie nie interesują. - dodał stanowczo i wszyscy razem ruszyliśmy w stronę hotelu.

                                                                                  ~*~


Wyrobiłam się! Uf. Obiecałam, że dodam do końca tygodnia i jest! Chociaż ostatnie 3 godziny pisałam jak szalona haha :) Cieszę się, że podobała Wam się sytuacja z pontonem :) Z życia wzięta, choć trochę szkoda, że na pontonie byłam sama, nie w Tajlandii tylko nad jeziorem, a na materacu nie płynął mi na ratunek Zibi tylko mój tata hahaha :) Ale policjanci najgorsi nie byli, fakt :) Następny postaram się dodać w czwartek :) Miłego ostatniego tygodnia wakacji! :)

Bardzo ale to bardzo proszę o komentarze.

wtorek, 19 sierpnia 2014

XVII. Pa­radoks życia po­lega na tym, że w tym pełnym obłudy i zakłama­nia świecie jest jeszcze miej­sce na praw­dziwą przy­jaźń, gdzie można poz­wo­lić so­bie na szcze­rość i bez­gra­niczne zaufa­nie dru­giemu człowiekowi.

Otworzyłam powoli oczy. Głowa bolała mnie strasznie i to chyba ból mnie obudził.  Rozejrzałam się i z tego co zauważyłam byłam w szpitalu. Chwila. Co ja tutaj robię? Próbowałam się podnieść ale czyjaś ręka mi to uniemożliwiła.
- Nie ruszaj się. - usłyszałam głos Zbyszka i popatrzyłam na niego. Stał razem z Paulą przy moim łóżku. Spokojnie Lena. To tylko koszmar.
- Pójdę po lekarza. - odezwała się Paula i prawie wybiegła z sali. Chciałam wstać ale znów Zbyszek zatrzymał mnie ręką.
- Nie ruszaj się. - warknął.
- Puść mnie! - syknęłam ale on nawet nie drgnął.
- Nie mam zamiaru cię słuchać. Gdybyśmy z Paulą postawili na swoim wcześniej to nie musielibyśmy cię wieźć w nocy do szpitala. - wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Nikt nie kazał wam wieźć mnie do szpitala! - krzyknęłam. - A tym bardziej zostawać tutaj ze mną. Odwaliliście swój moralny obowiązek więc dziękuję, możesz już wyjść.
- Masz prawo być na mnie zła ale nie pozwoliłaś mi...
- Oj, pozwoliłam ci zdecydowanie na zbyt wiele. - warknęłam.
- Proszę nie denerwować pacjentki. - usłyszałam inny głos i odwróciłam się w stronę drzwi. - Jak się pani czuje? - spytał mężczyzna koło czterdziestki, który zapewne był lekarzem, zatrzymując się obok mojego łóżka.
- Wspaniale. - odpowiedziałam zdecydowanie. - Mógłby mi pan już to odpiąć? Chciałabym wrócić do domu. - powiedziałam, unosząc rękę z wenflonem.
- Sądzę, że to nie będzie możliwe. Prawdopodobnie ma pani wstrząs mózgu spowodowany wypadkiem o którym mówili pani znajomi, a jeśli moje podejrzenia są prawdziwe to musi pani zostać w szpitalu kilka dni na obserwację. - odparł spokojnie. Chyba sobie żartujesz, gościu.
- Cóż.. Chętnie bym sobie tutaj poleżała bezczynnie ale wydaję mi się, że to nie będzie jednak możliwe. Widzi pan mam ostatnio wiele na głowie, a jutrzejszy dzień mam zaplanowany co do minuty. Sam pan rozumie, że nie mogę zostać. - wzruszyłam ramionami, próbując się podnieść ale Zbyszek cały czas mi to uniemożliwiał. - Możesz mnie puścić do cholery? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i opadłam ponownie na poduszkę. 
- Oprócz utraty przytomności i wymiotów miała pani jakieś inne dolegliwości? Dezorientacja, zaburzenia równowagi, niewyraźna i nielogiczna mowa, opóźnione reakcje, rozdrażnienie?
- Ona jest rozdrażniona nawet bez kontaktu z drzwiami samochodowymi. - mruknął Zbyszek, a ja ponownie spiorunowałam go wzrokiem.
- Chyba jedynie zaburzenia równowagi. - odpowiedziałam. - Tak wracając do mojego pobytu tutaj to na prawdę wolałabym wyjść jak najszybciej. Najlepiej teraz, gdyby była taka możliwość. Obiecuję, że jak tylko poczuję się trochę gorzej to będzie pan pierwszą osobą, do której się zgłoszę.
- Obawiam się, że to nie będzie takie proste. Musi pani tutaj zostać przynajmniej do jutra. Musimy zrobić pani RTG głowy, tomografię komputerową lub rezonans magnetyczny, żeby dowiedzieć się czy nie doszło do uszkodzenia mózgu. A nawet jeśli by nie doszło to i tak musi pani zostać bo może dojść do innych powikłań, na przykład krwiaka mózgu. - wyjaśnił mi to wszystko profesjonalnym tonem, a ja patrzyłam na niego jak na idiotę.
- Walnęłam się tylko w głowę. Poprzestawiało mi się coś ale czuję się już dobrze więc chyba wszystko wróciło do normy. Nie mam czasu na leżenie tutaj! - jęknęłam, patrząc na niego słynnym spojrzeniem kota ze Shreka.
- Niewątpliwie jest pani jedną z najbardziej uroczych pacjentek jakie spotkałem w swojej karierze ale nie zmienia to faktu, że musi pani zostać przynajmniej 24 godziny. - uśmiechnął się do mnie tak, jakbym była słodkim dzieciaczkiem.
- Czyli wyjdę stąd dopiero pojutrze o.. - zerknęłam na zegarek na ścianie. - .. drugiej w nocy?
- Wypisy są od dziesiątej. - powiedział, a ja się skrzywiłam. - Jeśli to wszystko..
- Chwilunia. - zmrużyłam oczy. - Jeśli się nie mylę to przysługuję mi prawo do wypisu na żądanie. - uśmiechnęłam się z satysfakcją. Alleluja!
- Z którego nie skorzystasz. - usłyszałam głos Tomka, który właśnie wszedł do sali razem z Paulą. Cudownie, jeszcze jego tutaj brakowało. - Doktorze, dziękujemy za wszystko. Lena oczywiście tutaj zostanie. Niech pan nie zwraca uwagi na to co mówi. Sam pan wie, że uderzyła się w głowę. Widocznie coś się jej poprzestawiało. - wzruszył ramionami.
- To nie czas odwiedzin ale mogą państwo posiedzieć z pacjentką jeszcze chwilę. - powiedział kręcąc głową i wychodząc. - Przypilnujcie jej, żeby stąd do rana nie uciekła. - rzucił przez ramie i wyszedł.
- Zadam ci pytanie za sto punktów. - odezwał się Tomek, siadając na skraju mojego łóżka. - Jak myślisz dlaczego widząc to, że Paula dzwoni do mnie w środku nocy pomyślałem od razu o tym, że coś ci się stało?
- Bo tak bardzo się o mnie martwisz? - westchnęłam.
- Nie. To znaczy tak, to też. - poprawił się szybko. - Pomyślałem tak bo jeśli coś miało się komuś stać w środku nocy to zawsze musisz być to ty. - powiedział, kręcąc głową. - Gdybym wiedział wtedy w klubie, że podchodząc do ciebie moje życie będzie tak obfite w wypadki to.. - urwał. - podszedłbym wcześniej. - dokończył. - Przynajmniej dzięki tobie zawsze się coś dzieje. - zaśmiał się.
- Tomek skup się. - wzięłam głęboki oddech. - Jutro przyjeżdża mama z Kubą. Mają przyjechać od razu do ciebie. Będą około 12. Nie zadzwoniłam do tego terapeuty, więc błagam cię skontaktuj się z nim jutro. I załatw mi jakiegoś dobrego mechanika, który zrobi mi szybko samochód i nie weźmie za to fortuny. - wyrzuciłam z siebie szybko, bojąc się, że o czymś zapomnę. - Ja postaram się wyjść stąd jak najszybciej.
- O nie, nie.. - pokręcił głową. - Masz tu siedzieć dopóki cię nie wypiszą. Na prawdę nie rozumiem dlaczego od razu nie pojechałaś do szpitala. Nie znam osoby, która byłaby bardziej uparta, niż ty. Oczywiście musiałaś..
- Chce mi się spać. - przerwałam mu. - Nie chcę być niegrzeczna ale możecie już sobie iść, szczególnie wasza dwójka. - zwróciłam się do Tomka i Zbyszka, który nadal mnie trzymał.
- Przyjdę do ciebie jutro. - mruknął Tomek, całując mnie w czoło.
- My też. - odezwała się Paula.
- Dobranoc. - pożegnałam się, patrząc jak wychodzą. Nareszcie sama.

Spałam tylko cztery godziny bo o 7 przywieziono nam śniadanie, które wyglądało tak nieapetycznie, że zawarłam sojusz z żołądkiem i postanowiliśmy czekać na jedzenie przyniesione przez Tomka. Miałam tylko nadzieję, że wpadnie na to, żeby przynieść mi coś dobrego. Leżałam bezczynnie przez następną godzinę wpatrując się w biały sufit, aż do momentu, w którym do sali wkroczył lekarz, który robił obchód. Był jeszcze starszy od tego z którym rozmawiałam wczoraj.
- Jak się pani dzisiaj czuje? - spytał, patrząc na moją kartę, zawieszoną na łóżku.
- Wszystko jest w porządku. Na prawdę nie muszę tutaj dłużej leżeć. - westchnęłam.
- Doktor Makowski uprzedzał mnie przed panią. - zaśmiał się. - Zrobimy badania i jeśli będzie wszystko dobrze i będzie pani grzeczna to już jutro pani wyjdzie.
- Jutro? - jęknęłam. -  Doktorze.. Mam teraz bardzo dużo spraw do załatwienia i na prawdę wolałabym wyjść stąd jak najszybciej.
- Nie wyjdzie pani dzisiaj. - powiedział, rozbawiony. - Zaraz przyjdzie po panią pielęgniarka. Zrobimy wszystkie badania i wtedy będziemy rozmawiać o wypisie. - poinformował mnie i wyszedł. Cudownie. Wstałam powoli, żeby iść do łazienki i z zadowoleniem stwierdziłam, że oprócz lekkiego zawrotu głowy nic mi nie było. Po co oni mnie tu trzymają? Gdy wróciłam i usiadłam ponownie na tym metalowym, niewygodnym czymś co nazywają łóżkiem przyszła po mnie pielęgniarka. Z wózkiem! Boże, chyba umrę. Przecież mi nic nie jest!
- Proszę siadać. Jedziemy na badanie. - odezwała się młoda blondynka, wskazując na wózek, który znajdował się przed nią.
- Dam radę iść na własnych nogach. Na prawdę wózek jest zbędny. - powiedziałam, wstając.
- Taki dostałam rozkaz od doktora. Proszę na nim usiąść bo to mi się oberwie, że pani nie dopilnowałam. - odparła, patrząc na mnie błagalnie. Na pewno była nowa w pracy, pewnie dopiero po studiach. Nie chciałam, żeby miała kłopoty z mojego powodu. Wystarczy, że przyczyniłam się do zwolnienia tej biednej Urszuli. Nie chciałam mieć na sumieniu jeszcze tej kobiety. Z grymasem na twarzy usiadłam na wózku i pozwoliłam się zawieźć na te głupie badania.

Na salę wróciłam dopiero po dwóch godzinach bo musiałam jeszcze czekać, aż zwolni się to urządzenie do przeprowadzania rentgena albo rezonansu... Dezorganizacja w polskich szpitalach jest po prostu nie do opisania. W sali oprócz staruszki, która leżała na łóżku obok mojego nie było nikogo. Podeszłam do okna, które wychodziło na parking. Ludzie nieustannie przyjeżdżali i odjeżdżali, a wśród nich nie było nikogo znajomego. Przyjedziemy do ciebie jutro, jasne. Kobieta z którą dzieliłam sale spała więc nawet do niej nie mogłam się odezwać. Nie miałam przy sobie telefonu więc jedyne co mi pozostało to spacer. Wiedziałam, że lekarz się zdenerwuje bo kazał mi leżeć w łóżku ale przecież mi nic nie jest, a ruch to zdrowie podobno. Chodziłam szpitalnymi korytarzami szukając czegoś lub kogoś interesującego i w końcu dotarłam na oddział pediatrii. Przerażało mnie ile dzieci tu zobaczyłam. Niektórym wenflon zajmował pół rączki. Nagle przede mną stanęła mała dziewczynka, która patrzyła na mnie, zadzierając główkę do góry.
- Co się pani stało w głowę?. - spytała, marszcząc brwi. Kucnęłam obok niej z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Uderzyłam się w nią bardzo mocno. Jestem Lena. - przedstawiłam się. - A ty jak masz na imię?
- Magda.
- Masz ślicznego misia. - wskazałam na maskotkę, którą trzymała w rękach.
- Mam jeszcze inne. Chcesz zobaczyć? - spytała, uśmiechając się.
- Pewnie. - wzruszyłam ramionami. W sali poznałam jeszcze kilkanaście dzieci, które traktowały mnie jak Świętego Mikołaja. Obsiadły mnie z każdej strony i nawet nie zauważyłam kiedy mijały kolejne godziny.
Wyszłam od nich dopiero wtedy, gdy przyniesiono im obiad. Widziałam już z daleka, że lekarz właśnie wchodził do mojej sali. Ale mi się oberwie. Byłam już przy wejściu, gdy usłyszałam jego głos.
- A kazałem jej leżeć w łóżku. - westchnął. Weszłam do środka i z przerażeniem stwierdziłam, że byli tam wszyscy. Tomek, Paula, Zbyszek, Kuba i moja mama. Oberwie mi się sześciokrotnie. - Jest i nasza zguba. - odezwał się doktor. - Miała pani leżeć w łóżku.
- Za nieposłuszeństwo wyrzucacie ze szpitala? - spytałam z nadzieją w głosie.
- W pani przypadku zastosujemy inną karę i zostawimy panią tutaj dłużej. - zaśmiał się, kręcąc głową. - Za godzinę przyślę po panią pielęgniarkę i zrobimy dalsze badania.
- Niech będzie. - westchnęłam, patrząc jak wychodzi.
- Lenka kochanie, jak się czujesz? - usłyszałam głos mamy i zanim się obejrzałam już byłam w jej objęciach.
- Mamo spokojnie, nie umieram. - powiedziałam, próbując się wyswobodzić z jej miażdżącego uścisku. - Wszystko w porządku? - spytałam, patrząc na nią badawczo. Skinęła jedynie głową, a ja zerknęłam na Kubę.
- Panuję nad sytuacją. - odparł z uśmiechem.
- Możesz mi powiedzieć gdzie ty się szlajasz? - warknął Tomek i widać było, że jest wkurzony. - Doktor mówił, że miałaś leżeć w łóżku ale ty oczywiście jesteś tak uparta, że nie mogłaś go posłuchać. Marsz do łóżka, już! - syknął. 
- Przywieźliście mi coś do jedzenia? - spytałam, kompletnie go olewając. Przyzwyczajona byłam do tego, że opiekuje się mną bardziej, niż ktokolwiek inny. Normalnie jak matka kwoka.
- Zrobiłam ci obiad. - powiedziała mama, wyciągając go z torby. Usiadłam na łóżku i zaczęłam jeść. Byłam tak głodna, że nie odezwałem się dopóki nie skończyłam, a reszta chyba nie chciała mi przeszkadzać.
- Załatwiłeś wszystko? - zwróciłam się do Tomka, któremu złość już przeszła.
- Pewnie. Możesz leżeć i odpoczywać. - uśmiechnął się. Nagle do sali wpadła Kaśka. Teraz to się dopiero zacznie.
- Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduje?! - krzyknęła, łapiąc się pod boki. - Nie mogłeś do mnie zadzwonić wcześniej? Oczywiście musiałam dowiedzieć się ostatnia! - spiorunowała wzrokiem Tomka. Usiadła na moim łóżku i jej wyraz twarzy stał się łagodniejszy - Jak się czujesz?
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Strasznie dawno jej nie widziałam. - Nic mi nie jest, a wszyscy panikują niepotrzebnie.
- Sala jest już gotowa. - usłyszałam głos pielęgniarki, która tym razem przyszła bez wózka.
- Wybaczcie na chwilę. Idę prześwietlać sobie głowę. - powiedziałam, schodząc niezdarnie z łóżka.

Wyszłam dopiero po dwóch dniach. Nic mi nie było ale oczywiście musiałam zostać na obserwację. Jeszcze nigdy nie zmarnowałam, aż tak dużo czasu. Przez te dwa dni cały dzień siedziała przy mnie mama i musiałam ją wyganiać, żeby ze mną nie zostawała na noc. Chociaż w sumie to może nawet dobrze. Ona miała zajęcie, a ja mogłam mieć pewność, że jest trzeźwa. Tomek załatwił mi mechanika, a mama miała już datę pierwszego spotkania z terapeutą. Miałam tylko nadzieję, że ten okaże się lepszy, niż poprzedni. Zbyszka, gdy wróciłam po badaniach już nie było i jak się potem okazało pojechał do Jastrzębia na mecz. I całe szczęście bo gdy w końcu wróciłam do domu miałam, aż za dużo towarzystwa Pauli, która wbiła sobie do głowy, że skoro ze mną mieszka to musi się mną opiekować. Była kochana ale biorąc pod uwagę to, że zakochałam się w jej chłopaku z którym spałam i to wiele razy pod jej nieobecność, sprawiała, że czułam się okropnie.
W czwartek wieczorem próbowałam zapamiętać informacje z notatek koleżanki, gdy nagle usłyszałam głos Tomka. Co on tutaj robi? W kuchni, ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Tomka i Paulę i Zbyszka. Co się dzieję?
- Ale masz minę. - zaśmiał się Tomek, kończąc kanapkę. - Ubieraj się bo nie mamy czasu.
- Czasu na co? - zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej.
- Niespodzianka. - wzruszył ramionami.
- Nie ubiorę się dopóki nie powiesz o co chodzi. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Proszę cię, chociaż raz zrób to co ci każę bez gadania bo nie mamy za dużo czasu.
 Dowiesz się ale później. W łazience masz ubrania. - powiedział z pewną buzią. Zdezorientowana popatrzyłam na Paulę ale ona jedynie uśmiechnęła się  szeroko.
- Serio Lena mamy mało czasu. Leć. - skinęła głową w stronę łazienki. Weszłam nadal zbita z tropu i zaczęłam się szykować. Powariowali. Normalnie wszyscy powariowali.

- Powiecie mi w końcu gdzie jedziemy? - spytałam, gdy przemierzaliśmy warszawskie ulice w samochodzie Zbyszka.
- Zobaczysz. - mruknął Tomek, uśmiechając się pod nosem.
- Możecie mi powiedzieć dlaczego tylko ja o tym nie wiem? - oburzyłam się.
- Siedź cicho. Zaraz będziemy na miejscu. No.. na pośrednim miejscu. - poprawił się. Wbiłam wzrok w okno i próbowałam rozpoznać okolice. Nie przypominałam sobie, żeby w tej części Warszawy oprócz lotniska było coś co mogło by mnie.. O Boże.
- Jedziemy na lotnisko? - rzuciłam pytanie ot tak. Wiedziałam, że to mało prawdopodobne.
- No nareszcie na to wpadłaś. - przewrócił oczami.
- Co? - popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc.
- Jedziemy na lotnisko, a stamtąd do Tajlandii konkretnie na wyspy. - powiedział, podekscytowany tym wszystkim. Chyba w końcu rozluźnił się, nie musząc tego dalej ukrywać. Nie, teraz byłam pewna, że jeszcze się nie obudziłam. - Wszyscy, którzy brali udział w pokazie dostali bilety do ciepłych krajów dla nich i ich osób towarzyszących. Ja z Paulą wybraliśmy Tajlandię, no i jesteś moją osobą towarzyszącą. - wyjaśnił z szerokim uśmiechem na twarzy, widocznie z siebie zadowolony.
- Oszalałeś? - warknęłam. - Nie mogę jechać.. lecieć. - pokręciłam głową. - Zbyszek mógłbyś się zatrzymać?
- Co? Czemu? - teraz to Tomek był zdezorientowany.
- Nie zostawię mojej mamy samej na cały weekend! - syknęłam, łapiąc się za głowę.
- Nie jest sama. Jest z nią Kuba i moja mama, która wczoraj przyjechała. - odpowiedział wyraźnie ucieszony, że tylko o to chodzi. - Rozmawiałem z nią i na prawdę chciała, żebyś jechała. Lena miałaś ciężki tydzień i zasługujesz na odpoczynek, a nie znajdziesz lepszego miejsca, niż Tajlandia.
- Ona mnie teraz potrzebuje.
- Da sobie radę. Moja mama i Kuba się nią zajmą, a potem będzie cała twoja. - przewrócił oczami, a ja westchnęłam.
- Nie wzięłam ubrań.
- Są w bagażniku. - skinął głową do tyłu. - Spakowałem cię.
- Niby kiedy? - zmarszczyłam brwi, zaskoczona. Chociaż po tylu latach przyjaźni z nim takie rzeczy nie powinny mnie już dziwić.
- Jak byłaś w pracy. - wzruszył ramionami.
- Jutro idę do pracy. - powiedziałam.
- Nie idziesz.
- Rozmawiałam z twoim szefem i wie, że cię nie będzie. -odezwała się Paula. - Poza tym sam chciał dać ci wolne do poniedziałku ale uparłaś się, że chcesz wrócić.
- Jesteśmy. - po raz pierwszy odezwał się Zbyszek, zatrzymując auto. Usiadłam prosto i próbowałam to wszystko ogarnąć. Lecę do Tajlandii! Może czas jest najgorszy z możliwych ale w końcu Tajlandia to Tajlandia.


Po 12 godzinach lotu w końcu wylądowaliśmy w Bangkoku. Słońce prażyło niemiłosiernie ale widoki zapierały dech w piersiach. Zameldowaliśmy się w jednym z najbardziej ekskluzywnych hoteli jakie do tej pory widziałam. Jedynym mankamentem był fakt, że musiałam spać w jednym łóżku z Tomkiem. Zostawiliśmy rzeczy i w strojach kąpielowych ruszyliśmy w stronę plaży. Czułam się jak w raju. No może mój raj zakłócał widok Pauli w bikini ale postanowiłam o tym nie myśleć. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że schudłam parę kilo więc mogło być chyba gorzej.
- Jesteście pewne, że sobie poradzicie? - spytał po raz setny Tomek, wypychając nas na głębszą wodę. Siedziałyśmy w pontonie, na którym miałyśmy zamiar się opalać.
- Tomek weź wyluzuj. Machanie wiosłami nie jest jakąś wielką filozofią. - mruknęłam, przewracając oczami. Czy on nas miał za totalne kretynki?
- On ma rację. Pływałyście kiedyś na pontonie z wiosłami? - widocznie Zbyszkowi też włączył się tryb opiekunki.
- Kochanie, poradzimy sobie. - odpowiedziała Paula, wsuwając okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Już wystarczy. - powiedziałam, opierając się o brzeg pontonu.
- Jak coś to krzyczcie. My rozpalimy grilla. - usłyszałam jeszcze za sobą głos Zbyszka ale już nawet na niego nie popatrzyłam. Złapałam za wiosła i zaczęłam nimi machać. Bardzo wolno zaczęłyśmy wypływać na głębszą wodę. Gdy oddaliłyśmy się wystarczająco, rozsiadłyśmy się wygodnie.
- Ale się zjaramy. - mruknęła Paula, uśmiechając się szeroko.
- Mam nadzieję bo jestem strasznie blada. - westchnęłam i zamknęłam oczy. Słońce było idealne. Chyba nawet zbyt idealne. Nie było mowy o tym, żebyśmy się nie opaliły. Wsadziłam w uszy słuchawki i włączyłam muzykę. Teraz byłam pewna. Byłam w raju.

- Przepraszam! - usłyszałam czyjś głos i otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu była to policja. Na motorówce. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czy złapałyśmy jakiś przepis. Może nie wolno tutaj pływać pontonem? - Potrzebują panie pomocy? - spytał. Przyjrzałam mu się dokładnie. Był wysokim brunetem z ciemnymi oczami i wysportowanym ciałem. Mmm.
- Nie, dziękujemy. - odpowiedziałam. Paula właśnie otworzyła oczy i na widok seksownego pana policjanta uśmiechnęła się pod nosem. Ten przeniósł na nią wzrok i się lekko zarumienił. Przewróciłam oczami.
- Dopłyną panie do brzegu? - uniósł brwi, znów patrząc na mnie.
- Pewnie. Przecież to niedaleko. - machnęłam ręką i popatrzyłam na brzeg, który ledwo co widziałam. O cholera. Wciągnęłam głośno powietrze. Musiałyśmy odpłynąć i to dobre kilkaset metrów. - Poradzimy sobie. - powiedziałam.
- Koledzy się martwią. Jeśli chcą panie możemy was przyciągnąć do brzegu. - nalegał, a ja zamarłam. Na brzegu było pełno ludzi, a ja mam być przyciągnięta przez policję? O nie, nie.
- Nie ma takiej potrzeby. Już wracamy. - odpowiedziała za mnie Paula. Ona chyba myślała o tym samym.
- Gdyby coś jesteśmy w pobliżu. - odparł i odpłynęli prawdopodobnie na kolejną rundkę dookoła.
- O.Mój.Boże. - pisnęła Paula. - Co my teraz zrobimy? - popatrzyła na mnie, a jej przerażenie było niemal namacalne.
- Bierz wiosło i płyniemy. - wzruszyłam ramionami i chwyciłam wiosło po prawej stronie. Zaczęłyśmy machać ale dzięki temu jedynie zrobiłyśmy kółeczko, nie przesuwając się nawet o centymetr. Zmarszczyłam brwi. - Robimy to źle.
- Serio? - sapnęła, spanikowana. - Czekaj, jeszcze raz. Trzeba skoordynować ruchy. - powiedziała stanowczo. Machnęłyśmy jeszcze raz ale znów zrobiłyśmy kółeczko. - O.Mój.Boże.
- Nie panikuj. Zrób to samo co robiłaś, a ja zrobię w drugą stronę. - rozkazałam. Zrobiłyśmy to, ale nie przyniosło to żadnego efektu. - Czekaj. Spróbuje sama. - wzięłam od niej wiosło i zaczęłam nim machać ale bez skutku. Próbowałam wszystkiego - w tył, w przód, na przemian.
- Lena my nie ruszamy się nawet o centymetr. - jęknęła Paula. - O nie. Ruszamy się. Szkoda tylko, że odpływamy jeszcze bardziej od brzegu. Woda znosi nas jeszcze bardziej! - krzyknęła przerażona.
- Może spróbuj ty. - powiedziałam, wręczając jej wiosła. Zaczęła nimi machać jeszcze bardziej niezdarnie, niż ja. - Dobra. Możesz zacząć panikować. - szepnęłam bo sama czułam, że serce mam w gardle.
- Zginiemy. - szepnęła, a ja się zaśmiałam.
- Uspokój się. Najwyżej narobimy sobie wstydu, gdy policja zaciągnie nas na brzeg. Czekaj musimy próbować. Może w końcu się poruszymy.   
 Po kilkunastu minutach naszych nieudolnych prób ponownie podpłynął do nas skuter z policjantami na pokładzie.
- Niech panie to złapią. - powiedział, rzucając nam linę. Zawiązał ją i już po chwili płynęłyśmy za nimi. - Do brzegu? - krzyknął.
- Nie, nie! - zaczęłyśmy protestować, a on jedynie się zaśmiał. Zatrzymaliśmy się kilkanaście metrów od brzegu obok Tomka i Zbyszka, którzy czekali na nas na materacach. Obaj trzęśli się ze śmiechu.
- Czekajcie ja popłynę z Tomkiem na materacu, a Zbyszek wejdzie do Pauli i dopłyną do brzegu.- odezwałam się, wstając.
- O nie, nie. - zaprotestowała Paula, również się podnosząc. - Ja mam dość pontonów. Zbyszek wchodź do Leny, a ja popłynę z Tomkiem. - dodała, wskakując do wody. Zibi wszedł na pokład policjantów, a potem usiadł na przeciwko mnie w pontonie. Ups. Zaczął ruszać wiosłami i o dziwo zaczęliśmy się poruszać. Gdy odpłynęliśmy wystarczająco daleko od reszty w końcu się odezwał. 
- Musimy porozmawiać.


                                                                                  ~*~

Wybaczcie, że rozdział nie w terminie ale cierpię na jakąś blokadę twórczą. Obiecuję, że następny będzie lepszy. Postaram się jakoś odblokować. Następny dodam na pewno do końca tygodnia. Miłego tygodnia i trzymajcie kciuki za powrót weny.