wtorek, 19 sierpnia 2014

XVII. Pa­radoks życia po­lega na tym, że w tym pełnym obłudy i zakłama­nia świecie jest jeszcze miej­sce na praw­dziwą przy­jaźń, gdzie można poz­wo­lić so­bie na szcze­rość i bez­gra­niczne zaufa­nie dru­giemu człowiekowi.

Otworzyłam powoli oczy. Głowa bolała mnie strasznie i to chyba ból mnie obudził.  Rozejrzałam się i z tego co zauważyłam byłam w szpitalu. Chwila. Co ja tutaj robię? Próbowałam się podnieść ale czyjaś ręka mi to uniemożliwiła.
- Nie ruszaj się. - usłyszałam głos Zbyszka i popatrzyłam na niego. Stał razem z Paulą przy moim łóżku. Spokojnie Lena. To tylko koszmar.
- Pójdę po lekarza. - odezwała się Paula i prawie wybiegła z sali. Chciałam wstać ale znów Zbyszek zatrzymał mnie ręką.
- Nie ruszaj się. - warknął.
- Puść mnie! - syknęłam ale on nawet nie drgnął.
- Nie mam zamiaru cię słuchać. Gdybyśmy z Paulą postawili na swoim wcześniej to nie musielibyśmy cię wieźć w nocy do szpitala. - wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Nikt nie kazał wam wieźć mnie do szpitala! - krzyknęłam. - A tym bardziej zostawać tutaj ze mną. Odwaliliście swój moralny obowiązek więc dziękuję, możesz już wyjść.
- Masz prawo być na mnie zła ale nie pozwoliłaś mi...
- Oj, pozwoliłam ci zdecydowanie na zbyt wiele. - warknęłam.
- Proszę nie denerwować pacjentki. - usłyszałam inny głos i odwróciłam się w stronę drzwi. - Jak się pani czuje? - spytał mężczyzna koło czterdziestki, który zapewne był lekarzem, zatrzymując się obok mojego łóżka.
- Wspaniale. - odpowiedziałam zdecydowanie. - Mógłby mi pan już to odpiąć? Chciałabym wrócić do domu. - powiedziałam, unosząc rękę z wenflonem.
- Sądzę, że to nie będzie możliwe. Prawdopodobnie ma pani wstrząs mózgu spowodowany wypadkiem o którym mówili pani znajomi, a jeśli moje podejrzenia są prawdziwe to musi pani zostać w szpitalu kilka dni na obserwację. - odparł spokojnie. Chyba sobie żartujesz, gościu.
- Cóż.. Chętnie bym sobie tutaj poleżała bezczynnie ale wydaję mi się, że to nie będzie jednak możliwe. Widzi pan mam ostatnio wiele na głowie, a jutrzejszy dzień mam zaplanowany co do minuty. Sam pan rozumie, że nie mogę zostać. - wzruszyłam ramionami, próbując się podnieść ale Zbyszek cały czas mi to uniemożliwiał. - Możesz mnie puścić do cholery? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i opadłam ponownie na poduszkę. 
- Oprócz utraty przytomności i wymiotów miała pani jakieś inne dolegliwości? Dezorientacja, zaburzenia równowagi, niewyraźna i nielogiczna mowa, opóźnione reakcje, rozdrażnienie?
- Ona jest rozdrażniona nawet bez kontaktu z drzwiami samochodowymi. - mruknął Zbyszek, a ja ponownie spiorunowałam go wzrokiem.
- Chyba jedynie zaburzenia równowagi. - odpowiedziałam. - Tak wracając do mojego pobytu tutaj to na prawdę wolałabym wyjść jak najszybciej. Najlepiej teraz, gdyby była taka możliwość. Obiecuję, że jak tylko poczuję się trochę gorzej to będzie pan pierwszą osobą, do której się zgłoszę.
- Obawiam się, że to nie będzie takie proste. Musi pani tutaj zostać przynajmniej do jutra. Musimy zrobić pani RTG głowy, tomografię komputerową lub rezonans magnetyczny, żeby dowiedzieć się czy nie doszło do uszkodzenia mózgu. A nawet jeśli by nie doszło to i tak musi pani zostać bo może dojść do innych powikłań, na przykład krwiaka mózgu. - wyjaśnił mi to wszystko profesjonalnym tonem, a ja patrzyłam na niego jak na idiotę.
- Walnęłam się tylko w głowę. Poprzestawiało mi się coś ale czuję się już dobrze więc chyba wszystko wróciło do normy. Nie mam czasu na leżenie tutaj! - jęknęłam, patrząc na niego słynnym spojrzeniem kota ze Shreka.
- Niewątpliwie jest pani jedną z najbardziej uroczych pacjentek jakie spotkałem w swojej karierze ale nie zmienia to faktu, że musi pani zostać przynajmniej 24 godziny. - uśmiechnął się do mnie tak, jakbym była słodkim dzieciaczkiem.
- Czyli wyjdę stąd dopiero pojutrze o.. - zerknęłam na zegarek na ścianie. - .. drugiej w nocy?
- Wypisy są od dziesiątej. - powiedział, a ja się skrzywiłam. - Jeśli to wszystko..
- Chwilunia. - zmrużyłam oczy. - Jeśli się nie mylę to przysługuję mi prawo do wypisu na żądanie. - uśmiechnęłam się z satysfakcją. Alleluja!
- Z którego nie skorzystasz. - usłyszałam głos Tomka, który właśnie wszedł do sali razem z Paulą. Cudownie, jeszcze jego tutaj brakowało. - Doktorze, dziękujemy za wszystko. Lena oczywiście tutaj zostanie. Niech pan nie zwraca uwagi na to co mówi. Sam pan wie, że uderzyła się w głowę. Widocznie coś się jej poprzestawiało. - wzruszył ramionami.
- To nie czas odwiedzin ale mogą państwo posiedzieć z pacjentką jeszcze chwilę. - powiedział kręcąc głową i wychodząc. - Przypilnujcie jej, żeby stąd do rana nie uciekła. - rzucił przez ramie i wyszedł.
- Zadam ci pytanie za sto punktów. - odezwał się Tomek, siadając na skraju mojego łóżka. - Jak myślisz dlaczego widząc to, że Paula dzwoni do mnie w środku nocy pomyślałem od razu o tym, że coś ci się stało?
- Bo tak bardzo się o mnie martwisz? - westchnęłam.
- Nie. To znaczy tak, to też. - poprawił się szybko. - Pomyślałem tak bo jeśli coś miało się komuś stać w środku nocy to zawsze musisz być to ty. - powiedział, kręcąc głową. - Gdybym wiedział wtedy w klubie, że podchodząc do ciebie moje życie będzie tak obfite w wypadki to.. - urwał. - podszedłbym wcześniej. - dokończył. - Przynajmniej dzięki tobie zawsze się coś dzieje. - zaśmiał się.
- Tomek skup się. - wzięłam głęboki oddech. - Jutro przyjeżdża mama z Kubą. Mają przyjechać od razu do ciebie. Będą około 12. Nie zadzwoniłam do tego terapeuty, więc błagam cię skontaktuj się z nim jutro. I załatw mi jakiegoś dobrego mechanika, który zrobi mi szybko samochód i nie weźmie za to fortuny. - wyrzuciłam z siebie szybko, bojąc się, że o czymś zapomnę. - Ja postaram się wyjść stąd jak najszybciej.
- O nie, nie.. - pokręcił głową. - Masz tu siedzieć dopóki cię nie wypiszą. Na prawdę nie rozumiem dlaczego od razu nie pojechałaś do szpitala. Nie znam osoby, która byłaby bardziej uparta, niż ty. Oczywiście musiałaś..
- Chce mi się spać. - przerwałam mu. - Nie chcę być niegrzeczna ale możecie już sobie iść, szczególnie wasza dwójka. - zwróciłam się do Tomka i Zbyszka, który nadal mnie trzymał.
- Przyjdę do ciebie jutro. - mruknął Tomek, całując mnie w czoło.
- My też. - odezwała się Paula.
- Dobranoc. - pożegnałam się, patrząc jak wychodzą. Nareszcie sama.

Spałam tylko cztery godziny bo o 7 przywieziono nam śniadanie, które wyglądało tak nieapetycznie, że zawarłam sojusz z żołądkiem i postanowiliśmy czekać na jedzenie przyniesione przez Tomka. Miałam tylko nadzieję, że wpadnie na to, żeby przynieść mi coś dobrego. Leżałam bezczynnie przez następną godzinę wpatrując się w biały sufit, aż do momentu, w którym do sali wkroczył lekarz, który robił obchód. Był jeszcze starszy od tego z którym rozmawiałam wczoraj.
- Jak się pani dzisiaj czuje? - spytał, patrząc na moją kartę, zawieszoną na łóżku.
- Wszystko jest w porządku. Na prawdę nie muszę tutaj dłużej leżeć. - westchnęłam.
- Doktor Makowski uprzedzał mnie przed panią. - zaśmiał się. - Zrobimy badania i jeśli będzie wszystko dobrze i będzie pani grzeczna to już jutro pani wyjdzie.
- Jutro? - jęknęłam. -  Doktorze.. Mam teraz bardzo dużo spraw do załatwienia i na prawdę wolałabym wyjść stąd jak najszybciej.
- Nie wyjdzie pani dzisiaj. - powiedział, rozbawiony. - Zaraz przyjdzie po panią pielęgniarka. Zrobimy wszystkie badania i wtedy będziemy rozmawiać o wypisie. - poinformował mnie i wyszedł. Cudownie. Wstałam powoli, żeby iść do łazienki i z zadowoleniem stwierdziłam, że oprócz lekkiego zawrotu głowy nic mi nie było. Po co oni mnie tu trzymają? Gdy wróciłam i usiadłam ponownie na tym metalowym, niewygodnym czymś co nazywają łóżkiem przyszła po mnie pielęgniarka. Z wózkiem! Boże, chyba umrę. Przecież mi nic nie jest!
- Proszę siadać. Jedziemy na badanie. - odezwała się młoda blondynka, wskazując na wózek, który znajdował się przed nią.
- Dam radę iść na własnych nogach. Na prawdę wózek jest zbędny. - powiedziałam, wstając.
- Taki dostałam rozkaz od doktora. Proszę na nim usiąść bo to mi się oberwie, że pani nie dopilnowałam. - odparła, patrząc na mnie błagalnie. Na pewno była nowa w pracy, pewnie dopiero po studiach. Nie chciałam, żeby miała kłopoty z mojego powodu. Wystarczy, że przyczyniłam się do zwolnienia tej biednej Urszuli. Nie chciałam mieć na sumieniu jeszcze tej kobiety. Z grymasem na twarzy usiadłam na wózku i pozwoliłam się zawieźć na te głupie badania.

Na salę wróciłam dopiero po dwóch godzinach bo musiałam jeszcze czekać, aż zwolni się to urządzenie do przeprowadzania rentgena albo rezonansu... Dezorganizacja w polskich szpitalach jest po prostu nie do opisania. W sali oprócz staruszki, która leżała na łóżku obok mojego nie było nikogo. Podeszłam do okna, które wychodziło na parking. Ludzie nieustannie przyjeżdżali i odjeżdżali, a wśród nich nie było nikogo znajomego. Przyjedziemy do ciebie jutro, jasne. Kobieta z którą dzieliłam sale spała więc nawet do niej nie mogłam się odezwać. Nie miałam przy sobie telefonu więc jedyne co mi pozostało to spacer. Wiedziałam, że lekarz się zdenerwuje bo kazał mi leżeć w łóżku ale przecież mi nic nie jest, a ruch to zdrowie podobno. Chodziłam szpitalnymi korytarzami szukając czegoś lub kogoś interesującego i w końcu dotarłam na oddział pediatrii. Przerażało mnie ile dzieci tu zobaczyłam. Niektórym wenflon zajmował pół rączki. Nagle przede mną stanęła mała dziewczynka, która patrzyła na mnie, zadzierając główkę do góry.
- Co się pani stało w głowę?. - spytała, marszcząc brwi. Kucnęłam obok niej z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Uderzyłam się w nią bardzo mocno. Jestem Lena. - przedstawiłam się. - A ty jak masz na imię?
- Magda.
- Masz ślicznego misia. - wskazałam na maskotkę, którą trzymała w rękach.
- Mam jeszcze inne. Chcesz zobaczyć? - spytała, uśmiechając się.
- Pewnie. - wzruszyłam ramionami. W sali poznałam jeszcze kilkanaście dzieci, które traktowały mnie jak Świętego Mikołaja. Obsiadły mnie z każdej strony i nawet nie zauważyłam kiedy mijały kolejne godziny.
Wyszłam od nich dopiero wtedy, gdy przyniesiono im obiad. Widziałam już z daleka, że lekarz właśnie wchodził do mojej sali. Ale mi się oberwie. Byłam już przy wejściu, gdy usłyszałam jego głos.
- A kazałem jej leżeć w łóżku. - westchnął. Weszłam do środka i z przerażeniem stwierdziłam, że byli tam wszyscy. Tomek, Paula, Zbyszek, Kuba i moja mama. Oberwie mi się sześciokrotnie. - Jest i nasza zguba. - odezwał się doktor. - Miała pani leżeć w łóżku.
- Za nieposłuszeństwo wyrzucacie ze szpitala? - spytałam z nadzieją w głosie.
- W pani przypadku zastosujemy inną karę i zostawimy panią tutaj dłużej. - zaśmiał się, kręcąc głową. - Za godzinę przyślę po panią pielęgniarkę i zrobimy dalsze badania.
- Niech będzie. - westchnęłam, patrząc jak wychodzi.
- Lenka kochanie, jak się czujesz? - usłyszałam głos mamy i zanim się obejrzałam już byłam w jej objęciach.
- Mamo spokojnie, nie umieram. - powiedziałam, próbując się wyswobodzić z jej miażdżącego uścisku. - Wszystko w porządku? - spytałam, patrząc na nią badawczo. Skinęła jedynie głową, a ja zerknęłam na Kubę.
- Panuję nad sytuacją. - odparł z uśmiechem.
- Możesz mi powiedzieć gdzie ty się szlajasz? - warknął Tomek i widać było, że jest wkurzony. - Doktor mówił, że miałaś leżeć w łóżku ale ty oczywiście jesteś tak uparta, że nie mogłaś go posłuchać. Marsz do łóżka, już! - syknął. 
- Przywieźliście mi coś do jedzenia? - spytałam, kompletnie go olewając. Przyzwyczajona byłam do tego, że opiekuje się mną bardziej, niż ktokolwiek inny. Normalnie jak matka kwoka.
- Zrobiłam ci obiad. - powiedziała mama, wyciągając go z torby. Usiadłam na łóżku i zaczęłam jeść. Byłam tak głodna, że nie odezwałem się dopóki nie skończyłam, a reszta chyba nie chciała mi przeszkadzać.
- Załatwiłeś wszystko? - zwróciłam się do Tomka, któremu złość już przeszła.
- Pewnie. Możesz leżeć i odpoczywać. - uśmiechnął się. Nagle do sali wpadła Kaśka. Teraz to się dopiero zacznie.
- Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduje?! - krzyknęła, łapiąc się pod boki. - Nie mogłeś do mnie zadzwonić wcześniej? Oczywiście musiałam dowiedzieć się ostatnia! - spiorunowała wzrokiem Tomka. Usiadła na moim łóżku i jej wyraz twarzy stał się łagodniejszy - Jak się czujesz?
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Strasznie dawno jej nie widziałam. - Nic mi nie jest, a wszyscy panikują niepotrzebnie.
- Sala jest już gotowa. - usłyszałam głos pielęgniarki, która tym razem przyszła bez wózka.
- Wybaczcie na chwilę. Idę prześwietlać sobie głowę. - powiedziałam, schodząc niezdarnie z łóżka.

Wyszłam dopiero po dwóch dniach. Nic mi nie było ale oczywiście musiałam zostać na obserwację. Jeszcze nigdy nie zmarnowałam, aż tak dużo czasu. Przez te dwa dni cały dzień siedziała przy mnie mama i musiałam ją wyganiać, żeby ze mną nie zostawała na noc. Chociaż w sumie to może nawet dobrze. Ona miała zajęcie, a ja mogłam mieć pewność, że jest trzeźwa. Tomek załatwił mi mechanika, a mama miała już datę pierwszego spotkania z terapeutą. Miałam tylko nadzieję, że ten okaże się lepszy, niż poprzedni. Zbyszka, gdy wróciłam po badaniach już nie było i jak się potem okazało pojechał do Jastrzębia na mecz. I całe szczęście bo gdy w końcu wróciłam do domu miałam, aż za dużo towarzystwa Pauli, która wbiła sobie do głowy, że skoro ze mną mieszka to musi się mną opiekować. Była kochana ale biorąc pod uwagę to, że zakochałam się w jej chłopaku z którym spałam i to wiele razy pod jej nieobecność, sprawiała, że czułam się okropnie.
W czwartek wieczorem próbowałam zapamiętać informacje z notatek koleżanki, gdy nagle usłyszałam głos Tomka. Co on tutaj robi? W kuchni, ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Tomka i Paulę i Zbyszka. Co się dzieję?
- Ale masz minę. - zaśmiał się Tomek, kończąc kanapkę. - Ubieraj się bo nie mamy czasu.
- Czasu na co? - zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej.
- Niespodzianka. - wzruszył ramionami.
- Nie ubiorę się dopóki nie powiesz o co chodzi. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Proszę cię, chociaż raz zrób to co ci każę bez gadania bo nie mamy za dużo czasu.
 Dowiesz się ale później. W łazience masz ubrania. - powiedział z pewną buzią. Zdezorientowana popatrzyłam na Paulę ale ona jedynie uśmiechnęła się  szeroko.
- Serio Lena mamy mało czasu. Leć. - skinęła głową w stronę łazienki. Weszłam nadal zbita z tropu i zaczęłam się szykować. Powariowali. Normalnie wszyscy powariowali.

- Powiecie mi w końcu gdzie jedziemy? - spytałam, gdy przemierzaliśmy warszawskie ulice w samochodzie Zbyszka.
- Zobaczysz. - mruknął Tomek, uśmiechając się pod nosem.
- Możecie mi powiedzieć dlaczego tylko ja o tym nie wiem? - oburzyłam się.
- Siedź cicho. Zaraz będziemy na miejscu. No.. na pośrednim miejscu. - poprawił się. Wbiłam wzrok w okno i próbowałam rozpoznać okolice. Nie przypominałam sobie, żeby w tej części Warszawy oprócz lotniska było coś co mogło by mnie.. O Boże.
- Jedziemy na lotnisko? - rzuciłam pytanie ot tak. Wiedziałam, że to mało prawdopodobne.
- No nareszcie na to wpadłaś. - przewrócił oczami.
- Co? - popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc.
- Jedziemy na lotnisko, a stamtąd do Tajlandii konkretnie na wyspy. - powiedział, podekscytowany tym wszystkim. Chyba w końcu rozluźnił się, nie musząc tego dalej ukrywać. Nie, teraz byłam pewna, że jeszcze się nie obudziłam. - Wszyscy, którzy brali udział w pokazie dostali bilety do ciepłych krajów dla nich i ich osób towarzyszących. Ja z Paulą wybraliśmy Tajlandię, no i jesteś moją osobą towarzyszącą. - wyjaśnił z szerokim uśmiechem na twarzy, widocznie z siebie zadowolony.
- Oszalałeś? - warknęłam. - Nie mogę jechać.. lecieć. - pokręciłam głową. - Zbyszek mógłbyś się zatrzymać?
- Co? Czemu? - teraz to Tomek był zdezorientowany.
- Nie zostawię mojej mamy samej na cały weekend! - syknęłam, łapiąc się za głowę.
- Nie jest sama. Jest z nią Kuba i moja mama, która wczoraj przyjechała. - odpowiedział wyraźnie ucieszony, że tylko o to chodzi. - Rozmawiałem z nią i na prawdę chciała, żebyś jechała. Lena miałaś ciężki tydzień i zasługujesz na odpoczynek, a nie znajdziesz lepszego miejsca, niż Tajlandia.
- Ona mnie teraz potrzebuje.
- Da sobie radę. Moja mama i Kuba się nią zajmą, a potem będzie cała twoja. - przewrócił oczami, a ja westchnęłam.
- Nie wzięłam ubrań.
- Są w bagażniku. - skinął głową do tyłu. - Spakowałem cię.
- Niby kiedy? - zmarszczyłam brwi, zaskoczona. Chociaż po tylu latach przyjaźni z nim takie rzeczy nie powinny mnie już dziwić.
- Jak byłaś w pracy. - wzruszył ramionami.
- Jutro idę do pracy. - powiedziałam.
- Nie idziesz.
- Rozmawiałam z twoim szefem i wie, że cię nie będzie. -odezwała się Paula. - Poza tym sam chciał dać ci wolne do poniedziałku ale uparłaś się, że chcesz wrócić.
- Jesteśmy. - po raz pierwszy odezwał się Zbyszek, zatrzymując auto. Usiadłam prosto i próbowałam to wszystko ogarnąć. Lecę do Tajlandii! Może czas jest najgorszy z możliwych ale w końcu Tajlandia to Tajlandia.


Po 12 godzinach lotu w końcu wylądowaliśmy w Bangkoku. Słońce prażyło niemiłosiernie ale widoki zapierały dech w piersiach. Zameldowaliśmy się w jednym z najbardziej ekskluzywnych hoteli jakie do tej pory widziałam. Jedynym mankamentem był fakt, że musiałam spać w jednym łóżku z Tomkiem. Zostawiliśmy rzeczy i w strojach kąpielowych ruszyliśmy w stronę plaży. Czułam się jak w raju. No może mój raj zakłócał widok Pauli w bikini ale postanowiłam o tym nie myśleć. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że schudłam parę kilo więc mogło być chyba gorzej.
- Jesteście pewne, że sobie poradzicie? - spytał po raz setny Tomek, wypychając nas na głębszą wodę. Siedziałyśmy w pontonie, na którym miałyśmy zamiar się opalać.
- Tomek weź wyluzuj. Machanie wiosłami nie jest jakąś wielką filozofią. - mruknęłam, przewracając oczami. Czy on nas miał za totalne kretynki?
- On ma rację. Pływałyście kiedyś na pontonie z wiosłami? - widocznie Zbyszkowi też włączył się tryb opiekunki.
- Kochanie, poradzimy sobie. - odpowiedziała Paula, wsuwając okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Już wystarczy. - powiedziałam, opierając się o brzeg pontonu.
- Jak coś to krzyczcie. My rozpalimy grilla. - usłyszałam jeszcze za sobą głos Zbyszka ale już nawet na niego nie popatrzyłam. Złapałam za wiosła i zaczęłam nimi machać. Bardzo wolno zaczęłyśmy wypływać na głębszą wodę. Gdy oddaliłyśmy się wystarczająco, rozsiadłyśmy się wygodnie.
- Ale się zjaramy. - mruknęła Paula, uśmiechając się szeroko.
- Mam nadzieję bo jestem strasznie blada. - westchnęłam i zamknęłam oczy. Słońce było idealne. Chyba nawet zbyt idealne. Nie było mowy o tym, żebyśmy się nie opaliły. Wsadziłam w uszy słuchawki i włączyłam muzykę. Teraz byłam pewna. Byłam w raju.

- Przepraszam! - usłyszałam czyjś głos i otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu była to policja. Na motorówce. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czy złapałyśmy jakiś przepis. Może nie wolno tutaj pływać pontonem? - Potrzebują panie pomocy? - spytał. Przyjrzałam mu się dokładnie. Był wysokim brunetem z ciemnymi oczami i wysportowanym ciałem. Mmm.
- Nie, dziękujemy. - odpowiedziałam. Paula właśnie otworzyła oczy i na widok seksownego pana policjanta uśmiechnęła się pod nosem. Ten przeniósł na nią wzrok i się lekko zarumienił. Przewróciłam oczami.
- Dopłyną panie do brzegu? - uniósł brwi, znów patrząc na mnie.
- Pewnie. Przecież to niedaleko. - machnęłam ręką i popatrzyłam na brzeg, który ledwo co widziałam. O cholera. Wciągnęłam głośno powietrze. Musiałyśmy odpłynąć i to dobre kilkaset metrów. - Poradzimy sobie. - powiedziałam.
- Koledzy się martwią. Jeśli chcą panie możemy was przyciągnąć do brzegu. - nalegał, a ja zamarłam. Na brzegu było pełno ludzi, a ja mam być przyciągnięta przez policję? O nie, nie.
- Nie ma takiej potrzeby. Już wracamy. - odpowiedziała za mnie Paula. Ona chyba myślała o tym samym.
- Gdyby coś jesteśmy w pobliżu. - odparł i odpłynęli prawdopodobnie na kolejną rundkę dookoła.
- O.Mój.Boże. - pisnęła Paula. - Co my teraz zrobimy? - popatrzyła na mnie, a jej przerażenie było niemal namacalne.
- Bierz wiosło i płyniemy. - wzruszyłam ramionami i chwyciłam wiosło po prawej stronie. Zaczęłyśmy machać ale dzięki temu jedynie zrobiłyśmy kółeczko, nie przesuwając się nawet o centymetr. Zmarszczyłam brwi. - Robimy to źle.
- Serio? - sapnęła, spanikowana. - Czekaj, jeszcze raz. Trzeba skoordynować ruchy. - powiedziała stanowczo. Machnęłyśmy jeszcze raz ale znów zrobiłyśmy kółeczko. - O.Mój.Boże.
- Nie panikuj. Zrób to samo co robiłaś, a ja zrobię w drugą stronę. - rozkazałam. Zrobiłyśmy to, ale nie przyniosło to żadnego efektu. - Czekaj. Spróbuje sama. - wzięłam od niej wiosło i zaczęłam nim machać ale bez skutku. Próbowałam wszystkiego - w tył, w przód, na przemian.
- Lena my nie ruszamy się nawet o centymetr. - jęknęła Paula. - O nie. Ruszamy się. Szkoda tylko, że odpływamy jeszcze bardziej od brzegu. Woda znosi nas jeszcze bardziej! - krzyknęła przerażona.
- Może spróbuj ty. - powiedziałam, wręczając jej wiosła. Zaczęła nimi machać jeszcze bardziej niezdarnie, niż ja. - Dobra. Możesz zacząć panikować. - szepnęłam bo sama czułam, że serce mam w gardle.
- Zginiemy. - szepnęła, a ja się zaśmiałam.
- Uspokój się. Najwyżej narobimy sobie wstydu, gdy policja zaciągnie nas na brzeg. Czekaj musimy próbować. Może w końcu się poruszymy.   
 Po kilkunastu minutach naszych nieudolnych prób ponownie podpłynął do nas skuter z policjantami na pokładzie.
- Niech panie to złapią. - powiedział, rzucając nam linę. Zawiązał ją i już po chwili płynęłyśmy za nimi. - Do brzegu? - krzyknął.
- Nie, nie! - zaczęłyśmy protestować, a on jedynie się zaśmiał. Zatrzymaliśmy się kilkanaście metrów od brzegu obok Tomka i Zbyszka, którzy czekali na nas na materacach. Obaj trzęśli się ze śmiechu.
- Czekajcie ja popłynę z Tomkiem na materacu, a Zbyszek wejdzie do Pauli i dopłyną do brzegu.- odezwałam się, wstając.
- O nie, nie. - zaprotestowała Paula, również się podnosząc. - Ja mam dość pontonów. Zbyszek wchodź do Leny, a ja popłynę z Tomkiem. - dodała, wskakując do wody. Zibi wszedł na pokład policjantów, a potem usiadł na przeciwko mnie w pontonie. Ups. Zaczął ruszać wiosłami i o dziwo zaczęliśmy się poruszać. Gdy odpłynęliśmy wystarczająco daleko od reszty w końcu się odezwał. 
- Musimy porozmawiać.


                                                                                  ~*~

Wybaczcie, że rozdział nie w terminie ale cierpię na jakąś blokadę twórczą. Obiecuję, że następny będzie lepszy. Postaram się jakoś odblokować. Następny dodam na pewno do końca tygodnia. Miłego tygodnia i trzymajcie kciuki za powrót weny.

10 komentarzy:

  1. Lena zachowywała się w szpitalu dokładnie jak ja. Nie no może ja byłam nawet gorsza. Ogólnie rozdział zarąbisty. Niech Lena już pogada z Bartmanem. Tomek najlepszy! Mam nadzieję, że wena wróci! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mialam lzy w oczach ze smiechu :D Zauwazylam, ze w chwilach kryzysowych zachowujemy sie z Lena podobnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuulala jak to jest brak weny to już się nie mogę doczekać, aż Ci ta wena powróci;DD szybko dodawaj następny!!!;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chcę mieć taki brak weny! :D Bardzo miło się czytało, sytuacja z pontonem - mega. Ciekawe co ten Zbyszek znów wymyśli. Czuje, że ten weekend będzie bardzo ciekawy, nie mogę się doczekać. :) Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. hahahahaha upartość Leny <3
    mam nadzieję, że zgodzi się na rozmowę bez większych problemów.
    trzymam kciuki za wenę i czekam z niecierpliwością na następny ;)
    pozdrawiam. :))

    OdpowiedzUsuń
  6. no serio? -,- kończysz w takim momencie? -,- jak możesz -,- xdd
    no ale swietny rozdział ;D i skad ja znam tą historie.. xd

    OdpowiedzUsuń
  7. O takich wakacjach można tylko pomarzyć :) A na brak weny nie narzekaj bo jeśli to z nim napisałaś, to nadal możesz jej nie mieć ;)
    No i czekamy na poważną rozmowę Leny i Zbyszka!
    Kasia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Musimy porozmawiać"- jak tu będzie ciekawie! Budujesz, kobieto, napięcie! :D
    Naprawdę ten rozdział mi się podobał. Nie wiem, dlaczego po części Ci się nie podoba. Czekam na następny rozdział i gorąco pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem pod wrażeniem. Aż strach wiedziec co bedzie jak odzyskasz wenę :)
    Czekam na kolejny mam nadzieje jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  10. jeżeli to jest u Ciebie brak weny słonko..... to ja dziękuje xD ja nawet z weną nie wymyśliłam niczego lepszego :D :D
    a tak ogólnie, mam nadzieje, że szybko wrzucisz tu kolejny rozdział, bo chciałabym wiedzieć co Zbyszko wymyślił to raz, a dwa, no cóż liczę w końcu na coś gorącego... :D
    PS. nie wiem ale gdzieś słyszałam o historii z pontonem ;D

    OdpowiedzUsuń