Podjechaliśmy pod dom rodziców Zbyszka zaraz po tym jak wstąpiliśmy do niego, żeby się przebrał. Teraz miał na sobie ciemne jeansy, białą koszulę i czarną marynarkę bo stwierdził, że musi do mnie pasować. Wyglądał cholernie seksownie i musiałam się powstrzymywać, żeby nie rzucić się na niego w samochodzie. Nie był to najlepszy pomysł biorąc pod uwagę cel naszej podróży. Zbyszek przepuścił mnie w drzwiach i zaraz potem znaleźliśmy się wśród jego rodziny. Poznałam jego ojca, siostrę wraz z mężem i malutkim Kacperkiem, który był najsłodszym czterolatkiem pod słońcem. Jego mama widocznie mnie bardzo polubiła bo przez cały obiad dawała mi do odczucia, że chciałaby mieć taką synową. Pan Bartman był bardziej powściągliwy i rozmawialiśmy głównie o mojej pracy. Kasia była bardzo pozytywną osobą, a że zawsze lubiłam otaczać się właśnie takimi ludźmi nie miałyśmy większego problemu z dogadaniem się. Ogólnie z całego obiadu byłam zadowolona i miałam nadzieję, że wypadłam tak dobrze jak myślałam.
Siedziałam właśnie z Kacprem na kolanach przy stole i patrzyłam jak tworzy swoje arcydzieło kredkami świecowymi. Nie miałam bladego pojęcia co to jest ale zajął się tym na tyle, żeby przez 5 minut nie rozrabiać. Był bardzo żywiołowym czterolatkiem, który nie mógł usiedzieć na miejscu dłużej, niż kila minut, a teraz z zawziętą miną gryzmoli coś na kartce. Reszta siedziała wciąż przy stole i rozmawiała o ostatnim meczu Zbyszka. Już na samym początku zauważyłam, że jego ojciec jest bardzo surowy. Pierwsze o czym wspomniał to błędy jakie Zbyszek popełnił i chyba zapomniał, że został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Z kolei pani Bartman rozpływała się nad synem. Może na prawdę coś w tym jest, że przeciwieństwa się przyciągają?
- Kotek. - usłyszałam głos Kacpra, który wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłam na rysunek który przedstawiał dwie skrzyżowane kreski, dwa kółka i coś na kształt ósemki.
- Śliczny. - uśmiechnęłam się szeroko, przekręcając lekko głowę. - Lubisz kotki? - spytałam, a on ochoczo skinął głową.
- Mam jednego. Pokazać ci? - popatrzył na mnie i zeskoczył z moich kolan. - Chodź. Poszukamy.
- Kacper. - zrugała go Kasia. - Daj spokój Lenie.
- Poszukamy? - wygiął usta w podkówkę i zrobił maślane oczy. Zaśmiałam się i wstałam. Trudno odmówić takiemu słodziakowi.
- Chodź. - wyciągnęłam rękę, którą złapał i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Chodziliśmy wokół domu państwa Bartmanów, szukając kotka. W końcu znaleźliśmy go przy płocie. - Jak ma na imię? - spytałam, głaskając go na co on zamruczał leniwie.
- To jest kotek. - rozłożył rączki.
- Ma na imię kotek? - zmarszczyłam brwi, rozbawiona.
- Tak. - przytaknął. - Pokazać ci moją piaskownice? Dziadziuś mi zrobił.
- A masz wiaderko i łopatkę?
- Mam nawet grabki. - powiedział.
Po dziesięciu minutach już siedzieliśmy w piaskownicy, robiąc babki z piasku. Nie pamiętałam kiedy ostatnio byłam w piaskownicy. Chyba jeszcze wtedy, gdy mieszkałam z dziadkami na wsi. Miałam wtedy swoją piaskownicę, dużo mniej wypasioną, niż ta tutaj ale dla mnie była sklepem, kuchnią, pokojem, apteką, chociaż głównie była to kancelaria. Boże, nawet jako dziecko byłam już nudnym prawnikiem dla którego liście były dokumentami. Może dlatego miałam wymyślonych przyjaciół?
- Babko, babko udaj się bo ja nie to cię zjem. - wyrecytował uderzając łopatką o wiaderko. Podniósł je, a górka piasku rozsypała się. Skrzywił się i zaczął ponownie wypełniać wiaderko.
- Musisz napełniać wiaderko mokrym piachem. - powiedziałam, odgrzebując go. - Wtedy ba..
- Tu jesteście. - usłyszałam za sobą głos Kasi, która stała za mną razem ze Zbyszkiem. - Na prawdę nie musiałaś z nim wchodzić do piaskownicy. On ma sto pomysłów na godzinę, więc..
- Było fajnie. - przerwałam jej. No tak, może myślała, że weszłam do piaskownicy bo mały nie dawał mi spokoju. Dość dziwnie wyglądałam w szpilkach i eleganckiej sukience, bawiąc się w piasku. Wstałam i otrzepałam ręce i sukienkę.
- Zbieramy się? - spytał Zbyszek, patrząc na mnie z rozbawieniem. Co go tak bawiło? Popatrzyłam na zegarek i z przerażeniem stwierdziłam, że dochodzi 17.
- Tak, tak.. Tylko umyję ręce. - odpowiedziałam, wychodząc z piaskownicy i wysypując piasek z czarnych szpilek. - Idziesz ze mną? - zwróciłam się do Kacpra, który mnie obserwował. Wyciągnął ręce w moją stronę, czekając, aż wezmę go na ręce. Ważył tak mało, że aż mnie to zaskoczyło.
- Pobrudzi ci sukienkę butami. - usłyszałam przerażony głos Kasi. Odwróciłam się i popatrzyłam na nią.
- To ją upiorę. - zaśmiałam się. - Zaraz wracamy. - rzuciłam przez ramię i ruszyłam w stronę domu. - Pokażesz mi gdzie jest łazienka? - spytałam, a on skinął głową.
Już czyści, wróciliśmy do nich po tym jak pożegnałam się z rodzicami Zbyszka, którzy postanowili mnie odprowadzić. Kacper nadal siedział mi na rękach, obserwując wszystko z góry.
- Cieszę się, że nas odwiedziłaś. Mam nadzieję, że obiad ci na prawdę smakował. - powiedziała pani Bartman, gdy staliśmy już przy bramie.
- Jeden z najlepszych jakie do tej pory jadłam. - odpowiedziałam szczerze bo obiad był pyszny. - Dziękuję za zaproszenie.
- Oh, nie ma za co. Mam nadzieję, że nas jeszcze kiedyś odwiedzisz. - uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- A ty co? - odezwała się Kasia, patrząc na małego. - Jedziesz z Leną?
- Gdzie jedziesz? - spytał, patrząc na mnie ze smutkiem.
- Muszę jechać do domu.
- Dlaczego?
- Bo jest już późno. Zaraz będzie dobranocka. Lubisz bajki?
- Mhm. Najbardziej Smerfy lubię i Kubusia Puchatka. - odpowiedział podekscytowany. - Oglądasz bajki?
- Kiedyś oglądałam. I też najbardziej lubiłam Kubusia Puchatka. - powiedziałam, a on się uśmiechnął. Kasia podeszła do nas i wyciągnęła ręce. - Dasz mi buzi? - spytałam, a on cmoknął mnie w policzek.
- Przyjedziesz do mnie jutro? - spytał, będąc już na rękach mamy.
- Postaram się. - posłałam mu szeroki uśmiech i popatrzyłam na Zbyszka. - Gotowy?
- Od jakichś 20 minut. - odparł rozbawiony. - Do zobaczenia. - powiedział, całując mamę i otwierając mi drzwi.
- Do widzenia. - rzuciłam z uśmiechem przez ramię i wsiadłam do samochodu.
- Twoja rodzina jest świetna. - powiedziałam, gdy zniknęli za rogiem.
- Są w porządku. - przytaknął z uśmiechem. - Oni zapewne mają o tobie takie samo zdanie. Kupiłaś wszystkich nawet tatę, co nie jest takie proste. Nie wspominając już o mojej mamie. Po waszym ostatnim spotkaniu rozpływała mi się do słuchawki nad tobą.
- W sumie.. Nic dziwnego. - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się pod nosem. - Jestem urocza..
- I strasznie skromna. - zaśmiał się.
- Czy to nie dziwne, że poznaję twoją rodzinę? - spytałam, marszcząc brwi. - To znaczy.. Chodzi mi o to, że.. - urwałam, nie wiedząc jak to ująć.
- Lena moja mama cię lubi. Zaprosiła cię jako moją przyjaciółkę i sama widziałaś, że tak właśnie byłaś traktowana. - odpowiedział, rozumiejąc o co mi chodzi. - Twoja mama wie, że będę?
- Nie. Nie wie nawet o tym, że ja będę. Zadzwoniłam do niej rano z życzeniami i powiedziałam, że nie dam rady przyjechać. Chce jej zrobić niespodziankę.
- Ok. - mruknął i albo mi się wydawało albo był zestresowany. Sama zaczęłam się denerwować. Moja mama była.. cóż.. trochę niestabilna emocjonalnie. Nie wiedziałam jaki ma dzisiaj humor i powoli zaczynałam żałować, że zaprosiłam Zbyszka. - Widziałaś ten bukiet, który stał w salonie?
- O tak.. - przytaknęłam. - Świetny był. Twoja mama lubi tulipany?
- Bardzo. Tamten bukiet był ode mnie. - powiedział z uśmiechem. - Im bardziej kolorowe tym lepsze. Obskoczyłem chyba wszystkie kwiaciarnie w Warszawie i w końcu skomponowałem bukiet tak, żeby każdy tulipan był w innym kolorze. Lubisz tulipany? - zerknął na mnie.
- Są w porządku. - wzruszyłam ramionami. - Lubię wszystkie kwiatki. Nie mam ulubionych. Za to moja mama szaleje na punkcie herbacianych róż. Mój tata zawsze kupował jej jeden bukiet tygodniowo. No chyba, że coś nabroił wtedy kupował dodatkowy i większy. Dlaczego się zatrzymujemy? - spytałam zaskoczona, gdy zaparkowaliśmy w centrum.
- Zaraz wracam. - rzucił przez ramię i wyszedł. Patrzyłam na niego ale ten zniknął mi z oczu. Korzystając z okazji wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Tomka. Odebrał dopiero po czwartym sygnale.
- Cześć - usłyszałam jego głos i się zaśmiałam.
- A jednak żyjesz.. Dlaczego się nie odzywasz? Zapomniałeś już o mnie? Kilka dni w Mediolanie i proszę.
- Słoneczko wiesz dobrze, że nie mógłbym o tobie zapomnieć. Mam po prostu strasznie dużo pracy. Próby trwają cały dzień potem mamy jakieś przyjęcia, bankiety, przymiarki. Mówię ci nie mam czasu nawet na sen.
- Jakieś przyjęcia, bankiety.. - powtórzyłam. - Czemu ja nie zostałam modelką? - westchnęłam. - Nie odpowiadaj.
- Dobra. - zaśmiał się. - A co u ciebie słychać? Spotykacie się ze Zbyszkiem? - spytał, a ja poczułam, że krew odpływa mi z twarzy.
- Ee.. - zaczęłam. - Widujemy się.
- Widujecie się na porannej kawie czy porannym bzykanku? - mruknął, rozbawiony.
- Jesteś nienormalny. Jak się ma Paula? - spytałam, chcąc zmienić temat ale zaraz potem stwierdziłam, że głupio mi nawet o niej rozmawiać, a co dopiero z nią mieszkać. Będę się musiała wyprowadzić. Innego wyjścia nie widziałam.
- Oh, ona jest w swoim żywiole. Widać, że jej się tutaj podoba. - odpowiedział.
- Jestem. - usłyszałam głos Zbyszka i zerknęłam na niego. W rękach trzymał mały bukiecik kwiatków, a na ustach miał szeroki uśmiech.
- Czy to jest głos Zbyszka?! O Boże! O tej godzinie? Tak myślałem, że nie wychodzic..
- Musze kończyć. - rzuciłam i się rozłączyłam.
- To dla ciebie. - powiedział, wręczając mi kwiatki.
- Dziękuję. - odparłam, uśmiechając się szeroko.
- Proszę. Z kim rozmawiałaś? - spytał, gdy włączyliśmy się do ruchu.
- Z Tomkiem. Narzeka, że ma strasznie mało czasu. Rozumiesz.. Bankiety, przyjęcia.. - zaśmiałam się.
- No taaak.. ciężkie to jego życie. - pokręcił głową, również się śmiejąc. Oparłam głowę o zagłówek i popatrzyłam na niego, uśmiechając się pod nosem. Nie sądziłam, że ktoś jest w stanie tak seksownie zmieniać biegi. - Nie patrz tak na mnie bo zatrzymam się gdzieś w lesie.
- Robiłeś to kiedyś w lesie? - spytałam z takim zainteresowaniem w głosie, że aż się zarumieniłam.
- Nie. - zaśmiał się. - A ty?
- Też. - mruknęłam. - A w samochodzie?
- Też nie. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi. - A ty to robiłaś w aucie?
- Raz. - wzruszyłam ramionami. Po co ja zaczynałam ten temat? Czułam, że się rumienie. - Co ty robisz? - spytałam zaskoczona, gdy skręciliśmy w jakąś poboczną uliczkę.
- A jak myślisz? - wyszczerzył się dodając gazu. Wciągnęłam głośno powietrze i przygryzłam wargę. Położył rękę na moim udzie i sunął nią w górę, nie spuszczając wzroku z drogi. Zaczęłam szybciej oddychać, gdy zbliżał się do mojej kobiecości.
- Możesz zatrzymać się chyba tutaj. - powiedziałam zachrypniętym głosem, wskazując polną drogę. Zaśmiał się widząc moje zniecierpliwienie i wjechał tam gdzie mu pokazałam. Odsunął siedzenie do tyłu a ja już bez butów usiadłam na nim okrakiem. Przejechałam dłonią po jego policzku i musnęłam jego usta swoimi. Zamruczał i przygryzł mi wargę. Odsunęłam się szybko i uśmiechnęłam. Zaczęłam się wiercić i ocierać o jego męskość, która pod wpływem tego stała się twarda. Patrzyłam jak zamyka oczy i wciąga głośno powietrze. Gdy je otworzył błyszczało w nich pożądanie. Wpił się w moje usta, a ja wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam jeszcze mocniej do siebie. Czułam jak lekko się uśmiecha, gdy nie mogłam poradzić sobie z rozpięciem jego paska od spodni. Co to za cholerstwo? W końcu się nade mną zlitował i sam go odpiął, nie przerywając pocałunku. Uniósł się do góry i zsunął spodnie razem z bokserkami, uwalniając tym samym twardego członka. Objęłam go dłońmi i zaczęłam sunąć nimi w górę i w dół, a oczy Zbyszka stały się dwa razy większe niż zwykle. Oczywiście nie mógł siedzieć bezczynnie i po prostu czerpać przyjemności. Wsunął rękę pod moją sukienkę i palcami zaczął masować moją kobiecość. Zaczęłam jeszcze szybciej oddychać i rozchyliłam lekko usta. Pieściliśmy się tak przez jakąś chwilę. Poczułam, że wsuwa we mnie palec i jęknęłam przeciągle zamykając oczy. Zaczął się poruszać a ja odchyliłam głowę i oparłam się o kierownice, włączając tym samym klakson na którego dźwięk, aż podskoczyłam. Na twarzy Zbyszka pojawił się szeroki uśmiech po tym jak zobaczył moją przerażoną minę i wiedziałam, że chce rzucić jakiś głupkowaty tekst dlatego wpiłam się w jego usta, uniemożliwiając mu to. Jęczałam, mruczałam i wiłam się gdy coraz odważniej i gwałtowniej penetrował moje wnętrze najpierw jednym potem dwoma palcami, a gdy wsunął trzeci oderwałam się od jego ust i wciągnęłam głośno powietrze. Patrzył na mnie jakby zafascynowany wyrazem mojej twarzy ale ja miałam to głęboko gdzieś. Nie mogłam o niczym myśleć. Nie mogłam się na niczym skoncentrować. Robił to tak dobrze.
- O mój.. - zaczęłam i nie skończyłam bo fala orgazmu przeszła przeze mnie jak tornado. Wygięłam się w łuk i z zamkniętymi oczami zachwycałam się tym nieziemskim uczuciem, które trwało i trwało bo Zbyszek nadal trzymał palce we mnie i nimi poruszał przedłużając moje doznanie. Opadłam znów na kierownicę i znów wcisnęłam klakson ale teraz nawet nie drgnęłam bo próbowałam unormować swój puls.
- Nigdy nie widziałem niczego bardziej podniecającego, niż twoja twarz gdy dochodzisz. - wymruczał mi do ucha po tym jak ściągnął mi bieliznę i przyciągnął do siebie. Uniósł mnie lekko i wszedł we mnie. Zaczęłam poruszać się w górę i w dół. Raz wolniej, a raz szybciej. Trzymał mnie za biodra, a ja co jakiś czas miażdżyłam mu usta, gdy chciałam zagłuszyć głośny jęk. Szczytowaliśmy prawie w tym samym momencie.
- Będziemy spać w jednym pokoju? - spytał, gdy wspinaliśmy się po schodach do mieszkania mojej mamy.
- Tak. - odpowiedziałam. - Ja na swoim dawnym łóżku, a ty na moim dawnym dywanie.
- Masz za dobre serduszko, żeby skazać mnie na podłogę. - uśmiechnął się. - Poza tym będziesz miała więcej korzyści z tego, że będę z tobą w twoim dawnym łóżku.
- Jesteś zboczony i myślisz tylko o jednym. - stwierdziłam, kręcąc głową.
- Maleńka.. Dziwisz mi się? Po takich akcjach jak ta w samochodzie lub ta ze mną związanym.. - uniósł brwi.
- Możemy porozmawiać o tym, gdy już wyjdziemy od mojej mamy? - spytałam, patrząc na niego z rozbawieniem. - Cwany jesteś. - mruknęłam, wskazując na bukiet herbacianych róż. - Na samym początku zarobisz wielkiego plusa.
- No cóż.. Moi rodzice są tobą zachwyceni więc ja nie mogę być gorszy. - wzruszył ramionami.
- I tak nie będziesz lepszy. Mało kto ma w sobie tyle uroku co ja. - uśmiechnęłam się do niego złośliwie.
- Na pewno masz więcej uroku niż skromności. - zaśmiał się.
- Zbyt długo czekałam w kolejce po urok i zapomniałam, że jest jeszcze ta po skromność. - wzruszyłam ramionami i otwarłam drzwi. Weszliśmy do środka z głupkowatymi uśmiechami na twarzach. Jednak to co zobaczyłam w salonie spowodowało, że zamarłam.
. Mama wraz z kilkoma osobami siedziała przy stole. Może scena wyglądała normalnie. W końcu były to jej urodziny, więc każdy kto widziałby to z boku nawet nie domyśliłby się powodu mojego przerażenia. A jaki to był powód? Alkohol. Pierwsze co zauważyłam na stole to kilka pustych butelek Stocka. Zrobiło mi się słabo i miałam ochotę stąd uciec. Jak ona mogła? Jak to w ogóle możliwe, że po tym wszystkim znowu sięgnęła po alkohol? Przecież mi obiecywała. Miała już nie pić. Przysięgała mi! Poczułam jak fala gorąca zalewa całe moje ciało.
- Koniec imprezy! - krzyknęłam tak, że stojący obok mnie Zbyszek, aż podskoczył. Wparowałam do salonu, obdarzając matkę morderczym spojrzeniem. Miała pusty wyraz twarzy. Wyglądała tak jakby nie bardzo wiedziała co się dzieje. Jej goście nawet nie drgnęli. - Nie mówię po polsku?! Wynocha z tego domu! I to już! - warknęłam.
- E. Ty. Młoda. - usłyszałam za sobą głos mężczyzny. Odwróciłam się i zauważyłam, że leży na kanapie i chyba moje wrzaski go obudziły. - Trochę ciszej. - syknął, odwracając się do mnie tyłem i znów odpływając. To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Rzuciłam wszystko co miałam w ręce na podłogę.
- Jeśli w tej chwili nie opuścicie tego domu wezwę policję! - krzyknęłam. Poskutkowało. Chyba do nich dotarło, że nie żartuję. Zaczęli się zbierać ale w tej chwili do akcji wkroczyła moja mama. Zatoczyła się ale stanęła na przeciwko mnie.
- Nie masz prawa wyrzucać moich gości. - wybełkotała. - To już nie jest twój dom.
- Z tobą porozmawiam jak wytrzeźwiejesz. - popatrzyłam na nią z odrazą. Wiedziałam, że nie powinnam była ale złość, którą czułam była zbyt silna.
- Gdybym ja miała taką córkę to skróciłabym jej ten język. - powiedziała jakaś kobieta, kołysząc się w przód i w tył. - Gówniara, a pyskuje do matki.
- Wynocha. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - W tej chwili macie mi się stąd wszyscy wynieść!- wyszłam z salonu, mijając Zbyszka o którym teraz nawet nie chciałam myśleć i otworzyłam drzwi. Powoli jedna osoba za drugą opuszczała mieszkanie. W końcu wyszedł też mężczyzna z kanapy i zostaliśmy sami. Wróciłam do salonu i popatrzyłam na mamę, która siedziała na kanapie z głową ukrytą w dłoniach. - Gdzie Kuba? - spytałam, stając przed nią ze skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- Nie wiem. - mruknęła. - Nie dobrze mi. - jęknęła i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić zwymiotowała na podłogę. Nie pierwszy raz, więc nawet się nie skrzywiłam. Przyzwyczajona byłam do tego widoku. Położyła się na kanapie i podkuliła nogi, a potem zasnęła. Standard. Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że gdy je ponownie otworzę to wszystko zniknie ale tak się nie stało. Wzięłam głęboki wdech i tego pożałowałam bo odór wymiocin sprawił, że mi samej zrobiło się nie dobrze.
- Wyjdźmy. - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Chcesz ją tak zostawić? - spytał, przerażony.
- A co chcesz przy niej siedzieć i wdychać ten smród? - uniosłam brwi.
- Lena a jeśli jej się coś stanie?
- Zapewne zwymiotuje jeszcze raz i pójdzie spać. Potem wstanie rano i nie będzie wiedziała co się stało. Zrobi jej się wstyd na parę godzin po czym znów sięgnie po alkohol. Obudzi się za kilkanaście godzin, a ja do tego czasu nie mam ochoty patrzeć na jej wymiociny, jeśli ty masz to proszę bardzo. Możesz zostać. - warknęłam, wychodząc z mieszkania. Wyszedł za mną bez słowa, a ja poczułam się jak kompletna kretynka. O co byłam na niego zła? Jest pewnie w szoku po tym co zobaczył. Zapewne inaczej wyobrażał sobie moją matkę - prawnika.
~*~
Spięłam się w sobie, zmotywowana ilością komentarzy i dodałam rozdział dość wcześnie.
Jeśli chodzi o rozdział to miałam go już dawno w głowie i chyba jestem z niego zadowolona :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Następny w czwartek. :) Miłego tygodnia :)
Przyjemnie się czytało, momentami nawet bardzo przyjemnie, ale ty jak zawsze umiesz człowieka zaskoczyć. Jej matka jednak się nie pozbierała... Mam nadzieję, że L i ZB9/11 znajdą Kubę. Nie wiem, co nowego wykombinujesz ale oby szybko...!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny, zresztą jak zawsze;) co tu dużo mówić;pp czekam na następny!!;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się rozdział ciekawy, czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Leny, i z powodu matki, jak i tego, że Zbyszek widział jej rodzicielkę w takim stanie. Kuba pewnie gdzieś poszedł, bo nie wytrzymał w domu. Dobrze, że chociaż Lena zrobiła dobre wrażenie na rodzicach Bartmana.
OdpowiedzUsuńBiedna Lena :c Rozdział jest super :D
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział . Szkoda Leny i mam nadzieję, że jej matka będzie chciała się zmienić . Niestety coraz bliżej do przyjazdu Pauli, jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy . Pozdrawiam ! :)
OdpowiedzUsuńObrazy dwóch różnych rodzin. Jak widać alkohol może każdego dosięgnąć, nawet prawnika. Najbardziej w tym wszystkim cierpią dzieci, w tym przypadku Lena i Kuba. Bardzo mi jej żal, ponieważ zobaczyła swoją matkę zaraz po wizycie w szczęśliwym domu rodziców Zbyszka. Zobaczymy, jak będzie wyglądała ich relacja po powrocie Pauli. Będzie gorąco! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Rozdział cudowny :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze ;)
Pozdrawiam
Łoo mega ciekawy rozdział ;p
OdpowiedzUsuńczekam na nastepny!